Jedna ze starych fabryk cukierniczych znajdująca się w porcie, zamknięta przed kilkoma laty po wielkiej aferze w związku z przestrzeganiem (a raczej ich brakiem) zasad sanepidowskich, w ostatnich miesiącach przeżywa drugą młodość. Tydzień za tygodniem, po wykupieniu przez młodych i kreatywnych państwa Satō, miejsce zaczęło ożywać i przyciągać coraz to nowszych artystów przedstawiających własne instalacje - często wyłącznie przez jeden lub dwa dni. Zbierają się tutaj tłumy, kiedy na następny dzień wszystko zdaje się znikać jakby nic nigdy nie zjawiło się na miejscu.
Wokół magazynu powstało wiele legend - trudno jest dostrzec momenty rozkładania instalacji czy to, kiedy właściwie są one zbierane. Dużym znakiem zapytania również zdają się zarobki na podobnej działalności, z racji że większość instalacji jest dostępnych za darmo dla każdego chętnego, zjawiającego się przy jednym z dwóch par obszernych drzwi, które zamykają się kiedy tylko wszyscy goście zamkną się w środku.
Nikt również do końca nie wie kiedy, ani dokładnie jaka instalacja pojawi się następna w tym miejscu - młode małżeństwo stara się utrzymać wszystko w jak najściślejszej tajemnicy, co wśród młodzieży jest uznawane jako udany chwyt marketingowy, mający na celu zbudowanie zainteresowania i fascynacji tym miejscem. Sama tematyka pojawiających się tutaj instalacji jest różnorodna - co budzi często wiele kontrowersji wśród odwiedzających i tych, którzy jedynie słyszeli o wystawach. Jedne są niezwykle infantylne, kiedy inne poruszają kontrowersyjne i odważne tematyki - masowych morderstw, gore czy różnorodnych erotyków.
Przebiegającą obok postać mógł uznać za wytwór swojej wybujałej wyobraźni – nawet bardzo chciał i głęboko wierzył, że dziewczyna jest jakimś przywidzeniem. Widział jedynie tyle, że bez większego zastanowienia wbiegła w stronę otwartego wyjścia. Szybko wsiąknęła w ciemność. Przepadła zupełnie jakby tunel prowadził do innego wymiaru. Ta cała głucha cisza była doprawdy zastanawiająca...
Czuł, jakby coś zaczynało go coraz bardziej gryźć w gardło. Ręce i nogi stawały się coraz bardziej zwiotczałe, a powieki cięższe. Odruchowo przycisnął dłonią maseczkę do ust, aby ciaśniej je objęła. Druga ręka wciąż trzymała jedyne źródło światła – bezpieczeństwo, w którym pokładał wszelkie nadzieje. Jego nadgarstek poruszał się szybko – najpierw naświetlał stopy, później trochę podłogi przed sobą, by ponownie wrócić do oświetlania stóp. Powtarzał tą czynność na wypadek gdyby coś miało się do niego zbliżyć.
Pokiwał głową, gdy mężczyzna ubrany w garnitur wraz z dziewczyną, która dopiero co wypadła z lustra postanowili ruszyć na pomoc nieznajomego. W nim też odezwały się altruistyczne zapędy, ale było już za późno, bo ta dwójka była już w drodze, gdy ogarnął, że może też powinien się ruszyć. Dlatego postanowił skorzystać z chwili nieuwagi zgromadzonych i ruszyć w stronę tunelu. Jego białe światło próbowało zwalczać ciemności, w których gubił wzrok.
Kroczył przed siebie w ciszy i względnym spokoju. Wszyscy musieli skupić się na ratowaniu tamtego, prawdopodobnie nikt nie zauważył sunącej w stronę wrót sylwetki. Chociaż wydawało mu się, że ktoś inny również poszedł śladami dziewczyny. Dodawał sobie tak otuchy, wmawiając sobie, że nie idzie tam sam. Wytężał wzrok, próbując wypatrzeć inny promień światła i ewentualnie zbratać się z kimś, kto mógł być równie zagubiony.
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Czuła, jak głos uwiązł jej w gardle, więc ostatecznie zamiast cokolwiek powiedzieć, zamknęła usta i kiwnęła głową. Nie było jednak łatwo trzymać się tej „obietnicy”, gdy miało się dość ciekawską naturę. No i nie mogła już śledzić tego, co działo się po stronie luster, gdzie pozostał Jiro oraz jej faktyczne ciało zachowujące się dziwnie nawet jak na nią. Dreptała ostrożnie zaraz za Rają, nie chcąc teraz za bardzo oddalić się od jedynej nadziei na wydostanie się z ciemności. Pójście gdzieś w inną stronę mogło skończyć się zgubieniem, a terytorium było dla niej na tyle obce, że nie chciała w pojedynkę sprawdzać, co jest te paręnaście metrów dalej.
Wyjrzała delikatnie zza pleców wysokiej kobiety, wychylając się ledwie odrobinę, zerkając jednym okiem na tego, którego nazwała Enma. Zmarszczyła lekko brwi. Coś o krzykach i parku… Była wtedy zbyt zaaferowana ochroną przyjaciółki, żeby zwracać uwagę na innych ludzi – zwłaszcza, że ci zaczęli się w pewnym momencie dziwnie zachowywać.
Krzyknęła, gdy bliżej nieokreślone coś wydało dźwięk tuż przed nią. Odskoczyła odruchowo i sięgnęła do kieszeni, łudząc się, że będzie tam zarówno jej nóż, jak i latarka. Ze zdziwieniem odkryła, że światło faktycznie się tam znajduje i zaraz wykorzystała je, żeby omieść zielonym snopem wodę w miejscu, w którym dopiero co stała. Wydawało jej się, że nic tam nie było, przynajmniej kiedy się odsuwała, ale jednocześnie jakby jednak coś tam było. Musiało być. Żadne z ich trójki ani pokrywająca podłogę ciecz nie mogła wydawać takich odgłosów.
Chciała wrócić do domu. Wyjść stąd i nigdy więcej nie naciągać na nic ojca. Zawinięcie się w koc na materacu i czytanie książek też było ciekawe i na pewno bardziej rozwijające, ale przede wszystkim: bezpieczniejsze. Co najwyżej można się zaciąć kartką, a nie wylądować w jakimś oderwanym od rzeczywistości miejscu.
Warui Shin'ya and Mistrz Gry szaleją za tym postem.
— Kurwa. Kurwa jego mać — cedzi przez zęby, słowa wybiegają spomiędzy nich niesione ciężkim oddechem. Nie ma czasu. Musi myśleć, reagować, a zamiast tego, stoi skulona, łapie się gdzieś w okolicy serca, by opanować je choć trochę. Zostaje w miejscu moment, zaledwie, choć ten wydaje się jej ciągnąć, czas z gumy, by po jego upłynięciu odbić się sztywno do pionu i odwrócić twarzą w stronę towarzyszy. Mięśnie napięte jak struny, z każdym ciężkim krokiem, gdy palce wsuwa do kieszeni i zaciska je na latarce; nie wyciąga jej jeszcze, choć najchętniej rozbiłaby ją na czyjejś głowie. Enmy, na przykład.
— No, to jak, głowo klanu? Pochwal się, co z mlekiem matki wyssałeś — gdzieś to warknięcie umyka, rzucone zaledwie w stronę, po której ostatni raz go widziała, rozmywa się wraz z charakterystycznym dźwiękiem. Wtedy jest już obok Toshiko, z automatu łapie ją za ramię i odsuwa, samej cofając się o krok. Nie ma pewności, czy dziewczynka widzi tyle samo, czy świadoma jest w ogóle co się dookoła dzieje, bierze więc, świadome czy nie, i za nią odpowiedzialność. Bo i jakby wszystkiego było mało, towarzyszy im ktoś jeszcze. Ktoś, kto był, a pozostała po nim zaledwie spalona doszczętnie skorupa, w miejscu spojrzenia, tak nieprzyzwoicie blisko jej własnego, pustka. Kolejny demon? Yokai, zbłąkane yurei? Nie wie. Skąd ma wiedzieć. Przecież jej matka tego nauczyć nie chciała. Wpatruje się jedynie, uważnie czeka, aż któreś z nich wykona ruch, pierwszy złamie rosnące napięcie. Po suchym gardle spływa ślina, palce mocniej zaciska na dziecięcym nadgarstku — Czego chcesz?
@Warui Shin'ya @Akiyama Toshiko @Ivar Hansen @Keita Gotō @Seiwa-Genji Enma
Warui Shin'ya and Mistrz Gry szaleją za tym postem.
Ejiri Carei, Keita Gotō, Ivar Hansen
- Drugie szanse same przychodzą - zgodziła się prezenterka, choć w jej głosie było coś znacznie bardziej niepokojącego - jakby mówiła o wszystkich zgromadzonych na wystawie. W końcu wszyscy przyszli tutaj sami, nie pod przymusem, a skuszeni czymś... darmową ceną bądź samą wystawą. - Oh, mamy wyprosić tego pana, który właśnie wyrządza jej krzywdę? Zdawało mi się, że przyszliście tutaj wspólnie, ale jeśli rzeczywiście pojawiają się problemy, eskortujemy panią poza teren wystawy - zwróciła się kobieta, jakby zupełnie inaczej odbierała słowa Ivara, niż ten miał zamiar jej przekazać co miał na myśli.
Uderz ją - cichy głosik rozchodzi się wyłącznie w głowie Keity, jakby jedna z plam tuszu, które przywlekł za sobą z Asakury, dopiero teraz zdecydowała się odezwać, żywiąc na emocjach, które zaczynał pokazywać. Kolejny cichy rechot, mogłeś poczuć delikatne mrowienie na karku, ale nawet po skierowaniu tam ręki, niczego nie znalazłeś. Tusz przemknął sprawnie po twoim odzieniu, chowając się w jednej z kieszeni spodni.
Uderz... zabij... Zrób to. Zrób to, zrób, to. Zabij Minamoto, zabij jego, zabij tamtą... Zabij to, co to jest? To tylko iluzja, on był ptaszyskiem. Nic się nie stanie... - kontynuuje cichy szept, choć nie próbuje nakłonić - zdaje się bardziej przedrzeźniać, pastwiąc się nad całą złością, która gotowała się powoli w Goto.
Rajka nie wyrywała się, ruszała za każdym pociągnięciem i za każdym waszym ruchem - ruszała wszędzie, gdzie tylko chcieliście, choć wyraźnie na jej twarzy pojawiała się irytacja. Nie odpowiadała, nie sama z siebie. Spoglądała tylko na was w złości, jakby nie mogła zdziałać zbyt wiele - nie znając też dokładnie możliwości dopiero co zdobytego ciała. Wbiła jednak zaraz lodowate spojrzenie w Ivara, a z jej ust wydobył się ostry, drwiący śmiech.
- Nic? Nic nie zrobiła? - zapytała, zaraz po tym zginając się nieco w śmiechu, jakby Hansen opowiedział dziwnemu bytowi najdoskonalszy żart świata - a może po prostu przez czas, w którym istota była uwięziona w lustrze, dawno nie słyszała dowcipów? - Wystarczająco zrobili wszyscy przed nią... wszyscy pieprzeni... cały ich klan, każdy po kolei... - dalej mówiła, ale słysząc jego propozycję, zaraz zbliżyła się, napierając na niego bardziej. - Ciała. To wszystko, czego potrzebuję... ale to już mam. Więc co mi możesz innego zaoferować? - zapytała, znów śmiejąc się cicho. - No słucham? W czym mi pomożesz? Jak chcesz mi pomóc? Pomożesz mi ich wymordować? Każdego po kolei z pieprzonych zdrajców? - pytała dalej, nie wyrywając się - wręcz przeciwnie. Starała się niemalże wejść na Ivara, jakby zepchnąć go plecami na jedno z luster.
- Jaśniejąca na niebie - odpowiedział mężczyzna na pytanie Carei.
Odziany był w proste szaty i zbroję, przywołujące na myśl odległe czasy - bez odznak, bez symboli bycia japońskim wojownikiem, a jednak roztaczał wokół siebie dziwną aurę oddania i spokoju. Posiadał przy sobie zarówno długi łuk, jak i miecz przy pasie, po który od razu sięgnął, kiedy tylko Keita znalazł się blisko prezenterki. Uniósł go, aby nie mógł się zbliżyć do kobiety.
- Dla własnego bezpieczeństwa upraszam, abyś nie podniósł dłoni na to, na co nie jest potrzeba, aby unosić się agresją. Rozumiem, że... - przesunął wzrok zaraz na ciało Raji, dość prędko marszcząc brwi, jakby coś bardziej go zmartwiło w tej chwili; jakby dopiero teraz dostrzegł coś w niej. - Jesteś wzburzony zaistniałą sytuacją. Proszę wybaczyć, że niepotrzebne zamieszanie zostało wykonane. Obiecuję, że każdy powiązany z cesarzem Jimmu, nawet po dziś dzień, wróci bezpiecznie do swojej destynacji... nawet tak odlegle powiązani jak pańska przyjaciółka... - zwrócił się, sięgając do torby przy swoim pasie. Wyciągnął z niej turkusową wstęgę przypominającą bransoletkę z czerwonymi, drewnianymi koralami. Podał ją Goto.
- Pomaga spętać ciało, choć nie uspokoi panoszącego się onryo - wyjaśnił krótko, a chwilę po tym skierował miecz w stronę prezenterki, bez zawahania przecinając ją w pół - jednak sam dźwięk nie brzmiał jak ciało. Nie mogliście dostrzec nigdzie krwi ani niczego, czego moglibyście się spodziewać. Wręcz przeciwnie, dźwięk jakby rozbijanego lustra dotarł waszych uszu, a kobieta skrzywiła się nie w bólu, a niezadowoleniu. Widzieliście jak jej wargi poruszają się w ramach cichych przekleństw, nie mogąc jednak dokładnie ocenić, co dobiegało z nich dokładnie. Wszystkie dźwięki przysłonił szum upadającego szkła, którego nie mogliście dostrzec - nie tak prędko. Dopiero po kilku dłuższych minutach, dostrzegliście, że to lustra jedno po drugim powoli zaczyna się rozsypywać na drobne kawałki i upadać na ziemię. Jedno za drugim, po tym rozsypywały się na jeszcze mniejsze kryształki, aż w końcu i sama kobieta zamarła.
Wojownik zwrócił się w stronę Carei, podając jej dłoń.
- Pomogę. Nie oczekuję jednak niczego w zamian... - wyjaśnił, po tym zwracając twarz ku Ivarowi oraz Goto. - Nie jestem w stanie zagwarantować protekcji mojej pani w Kakuriyo każdemu, jej blask wciąż jest ograniczony pośród ciemności, która nas otacza - jednak jestem w stanie zagwarantować większą niż jeśli zostawię was tutaj samych. Proszę czujcie się wolni do podjęcia decyzji, za was i dla dobra waszej towarzyszki - powiedział, kiwając do was głową, a po tym powoli ruszył krok w stronę prezenterki, aby zaraz natknąć się na ślad trudnej do dostrzeżenia dla ludzi bariery - jednak każdy z was już wiedział, gdzie ta się dokładnie znajduje. Zniknął tam razem z Ejiri, którą wprowadzał do środka.
Oszust... dlaczego miałbyś mu wierzyć? Na pewno kłamie, jak każdy kłamie... Każdy z nich to wierutny kłamca! Nie wierz... nie wierz... tylko sobie wierz. Powinieneś ją zabić, on ci to zabrał... jesteś taki słaby? Ktoś musi mordować za ciebie? Miałeś ją zajebać... - rozległo się w głowie Keity ponownie. Tym razem mogłeś poczuć delikatny ruch we własnej kieszeni spodni po lewej stronie ciała.
Po przejściu przez barierę, waszym oczom w pierwszej kolejności ukazał się spokojny brzeg jeziora - otoczony iglastymi drzewami, delikatnym wiatrem, a przede wszystkim otaczającym was spokojem. Chłód powietrza nie był gwałtowny - koił waszą skórę i nerwy, pozwalał złapać na moment oddech i skupić się na wydarzeniach, które dopiero co miały miejsce.
Od usypanego kwitnącymi kwiatami brzegu prowadził drewniany pomost na wysepkę, na której znajdywała się mała kaplica. Na samej wodzie pływały zapalone lampiony, a mimo księżyca wysoko na niebie, wszystko było dokładnie oświetlone. Nie czuliście ciężkości nocy, ta zdawała się przykrywać mrokiem wszystko w łagodny sposób, przepuszczając wystarczającą ilość światła w każdy zakamarek i pomiędzy drzewa, wystarczająco aby mrok nie budził w was lęku. Nie czuliście zagrożenia, jakby coś niebezpiecznego na was się czaiło.
- Proszę, wykorzystajcie tę chwilę, aby odpocząć... Jak czuje się wasza towarzyszka? - zwrócił się wojownik do mężczyzn, mając na myśli samą Raję, która wydawała się ledwo trzymać na nogach tuż po znalezieniu się na brzegu jeziora.
Nakadai Kyoko, Yōzei-Genji Noriaki, Aomine Toshiro
Mrok zdawał się pochłaniać wszystko, co znajdywało się wokół was - pędząc nieubłaganie w każdy zakamarek pomieszczenia. Ludzie znajdujący się wokół, wraz z prezenterką, niknęli. Podobnie do tunelu, przy którym przez jeszcze niedawną chwilą staliście. Ciemność, nienaturalna i przerażająca, jakby dookoła była wyłącznie pusta, a poza nią nic - to się rozpościerało przed wami. Trudno było ocenić, co dokładnie mogłoby się z wami stać, gdyby nie słowa Noriakiego i jego przezorność. Łagodnie mieniąca się, jasna nić, zdawała się otoczyć wasz skrawek podłoża wraz z lustrem, nie pozwalając, aby niezbadany mrok przemieścił się na was.
Mrok sięga tam, gdzie moja moc niedługo nie będzie sięgać, jednak w dłoni trzymasz światło, które zapewni ci bezpieczeństwo nawet, kiedy mój wzrok nie będzie w stanie was sięgnąć... rozeszło się w głowie Noriakiego wraz z dziwnym spokojem i pewnością, że opaczność najjaśniejszej na nieboskłonie była po ich stronie - nawet pośród nieznanego mroku, który powoli pochłaniał wszystko dookoła. Może pochodzenie, a może bogobojność - a może fakt, że Amaterasu spoglądała na to miejsce ze zmartwieniem od samego początku, sprawił że jej łagodny głos odbił się w czaszce członka klanu Minamoto. Był słyszalny tylko dla niego, podobnie jak kraniec dziwnej, delikatnie połyskującej bariery nie pozwalającej przedostać się do was otaczającemu jej mrokowi.
Dzięki szybkiej reakcji Noriakiego oraz Kyoko i udzielonej przez nich pomocy, Aomine powoli był w stanie wrócić do swojego stanu - choć dziwne mrowienie i otępienie miało z nim pozostać przez następne kilka do kilkunastu minut. Odczucie przechodzenia przez lustro było nieprzyjemne i mrożące, zapadające w pamięć jako doznanie, którego stanowczo nie chciało się powtarzać - tym bardziej przy świadomości, że kolejnym razem mogło nie mieć się aż tak wiele szczęścia przy przechodzeniu.
Lustro jednak kompletnie zalał mrok. Przestało reagować już na dotyk - tak jak wszystkie inne, które zniknęły w nicości.
Sytuacja zdawała się być bez wyjścia. Wszystko wokół was zniknęło, wszystko rozpłynęło się w nicości przerażającej i odbierającej wszelkie nadzieje na to, że mogło być lepiej. Aura was przytłaczała, nawet jeśli mrok nie mógł was dotknąć ani pochłonąć - wciąż nie byliście pewni, co dokładnie działo się dookoła. Ani jak mogliście zaradzić temu wszystkiemu.
Nie będąc pewnym, jak dużo czasu upłynęło, z nicości powoli zaczął wydobywać się szelest pergaminów oraz ciche skrobanie po pędzla po papierze. Z ciemności na waszych oczach powoli wydobywały się regały oraz piętrowe stelaże, na których rozłożono zapisane i schnące pergaminy. Te przedstawiały fakty historyczne i legendy - choć w tej chwili zdawało się, że jedno wcale nie było aż tak dalekie od drugiego.
Istny labirynt, w którym ścianami były kilkunastometrowe półki wypełnione zarówno zwojami jak i księgami - tymi wyglądającymi zupełnie nowocześnie, ale i tymi wyraźnie zapisywanymi ręcznie, jak i takimi, których pochodzenie czy zawartość trudno było określić.
Gdzieniegdzie, pomiędzy waszymi nogami zdawały się przebiec lisopodobne stworzenia - które były bardziej miękkie i bardziej podatne na każdy ruch, przebiegając z miejsca na miejsce w popłochu i przestrachu przed waszymi oczami. Zdawały się wspinać na regały, przeskakiwać między półkami czy od razu znikać na wasz widok w pastelowych obłokach, kiedy tylko spróbowaliście się do nich odezwać bądź ruszyć w ich stronę.
Cichy stukot ucieranego tuszu w kamieniu chińskim, na moment zastąpił brzdęk porcelany - jakby nastąpił czas na herbatę. Wydawało się, że również dźwięk pisania ustał, choć wciąż nie byliście pewni, skąd dokładnie docierał w labiryncie regałów, w którym się znaleźliście.
Hasegawa Jirō, Sugiyama Nobuo
Kiedy znaleźliście się w środku, prędko przestaliście dostrzegać wyjście za wami - nie byliście pewni, kiedy dokładnie ono zniknęło, czy zaraz po przekroczeniu progu przejścia, czy kilka momentów później? Ale to nie to zawracało waszą głowę w tej chwili. Wszystko wydawało się wręcz nienaturalnie czarne - trudno było określić wam odległości ścian i czy w ogóle one się tutaj znajdywały - czy ścieżka prowadziła do dokładnego miejsca, czy niekoniecznie. Biały snop światła zapewniał wam stabilność pod stopami - ściany i podłoga zdawały się pojawiać na dłuższy czas zawsze za każdym razem, kiedy padał na poszczególne miejsce. Chwilowo panująca cisza była równie uciążliwa - nawet wasze kroki były niesłyszalne. Czuliście się, jakby wasze stopy wcale nie znajdywały twardego podłoża, mimo że przecież czuliście się je pod stopami. Nie słyszeliście własnych oddechów, ani własnych głosów. Wszystko wydawało się jakbyście ogłuchli...
Minęło kilka, może kilkanaście minut, kiedy do waszych uszu zaczęła docierać przelewająca się woda - jakby otaczał was ocean. Charakterystyczny zapach zgniłych ryb uderzył was w jednej chwili, niosąc się ze słoną bryzą. Nie byliście pewni, co dookoła was otaczało, kiedy wszystko wciąż było spowite w nienaturalnej czerni. Im dłużej szliście w ciemnościach, tym bardziej wydawało się wam, że idziecie po pewnego rodzaju pomostu, ale nie byliście w stanie rozpoznać poprawnie ciemnych poruszających się śladów w oddali, które wam towarzyszyły.
Światło latarek zaczynało odbijać nieco bardziej faktury na poszczególnych przedmiotach. Im dłużej szliście, tym bardziej dosłyszeliście stukot butów o drewniane molo - waszym oczom ukazywały się wciąż czarne, ale wyraźniejsze tekstury drewna po którym szliście. Mogliście dostrzec zarysy fal pod nim, mogliście zobaczyć dziwne mazie, które jakby starały się dostać na podest. Nie czuliście jednak niepokoju na ich widok, wręcz przeciwnie - oboje mieliście dziwne przekonanie, że nic wam nie groziło. Jakby były to wyłącznie zbłąkane nierozumne istoty, nie zwierzęta i nie ludzie, ale nie do końca martwi - coś pomiędzy, jednocześnie coś bliższego formie yokai, ale zdającego się być jeszcze słabszym od yurei.
Z kieszeni Jiro w jednej chwili wyskoczyła dziwna, czarna kulka. Usłyszeliście plum, do waszych nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach tuszu, a kulka wyraźnie zaatakowała jakiś mały kształt przed wami na pomoście.
- Moje, moje! Pierwszy mam, wy nie macie, haha! Ale ja mam... ale mogę oddać... ale jeśli dacie mi coś innego!! - usłyszeliście cichy głos i mogliście dostrzec parę jasnych ślepi wyrysowanych na dziwnym kształcie. Tusz poruszał się nierównomiernie, płynnie, jakby z trudem utrzymując swój należyty kształt. Nie widzieliście jednak, co dokładnie zabrał.
Wydawało wam się, że zatrząsnął się przez moment nieco bardziej, a po tym zrobił się nieco większy. - Kolejne, tam są kolejne! - zawtórował, a wy w oddali mogliście dostrzec zwisające na sznurkach, w coraz to większej ilości, o charakterystycznych kształtach magatamy. Przewieszone po kilka na sznurach, znajdujące się zbyt wysoko aby dziwna istota była w stanie po nie sięgnąć - były jedynym źródłem jakichkolwiek kolorów tutaj poza wami. Zielenie, pomarańcze, czerwienie i fiolety wskazywały na kryształy, z których korale zostały wyżłobione.
- Ja pomogę wam, a wy mnie?? Tak, tak?? - zaraz znów zapytała dziwna kulka, podskakując w miejscu na kilka centymetrów. - Dajcie mnie to... podajcie, podajcie, ale tylko te zielone! Ty tam, ty... obok ciebie ty! To tam obok twojej głowy, ten wyżej taki nad tym złotym!! Tak, tak, ten!! - zaczęłam zwracać się kulka do Nobuo. - Daj mi ten!! Zerwij... tak, tak, ten z jadeitu!! - skrzeczał głosik, wyraźnie coraz bardziej podekscytowanym. Po tym zaraz ruszył w kierunku Jiro, zeskakując od niego w bok, jakby próbował wskoczyć do otaczającej ich czarnej wody. Zatrzymał się jednak na otworzonym podeście.
- Ty ty też chodź!! Tutaj wyżej... tutaj też jest kolejny jadeitowy!! - mówił do Hasegawy chcąc go zachęcić do ruszenia za sobą.
Akiyama Toshiko, Yōzei-Genji Madhuvathi, Seiwa-Genji Enma, Warui Shin'ya
Zielone światło Toshiko ukazało jej nie tylko dziwny szary dym, ale również i postać niczym z koszmarów i horrorów o zombie. Przeżarte płomieniami ciało, puste oczodoły, twarz której bliżej niż człowiekowi było do monstrum spod łóżka. To nie był potwór, przed którym mógłby ostrzegać cię ojciec - nie pan czy pani, na których musiałaś uważać na ulicach Nanashi. Warui, którego mogłaś obejrzeć w zielonym świetle prezentował się gorzej niż niektórzy bezdomni i inni mieszkańcy najbiedniejszej ulicy Fukkatsu, których miałaś okazję napotkać. Wyglądał, jakby już nie żył - jakby był chodzącym trupem albo stanowczo zbyt dobrą jego imitacją czy cosplayem.
Jeden z cieni, będącym niewielkim yokai przypominającym pandę, zbliżył się, aby zaraz wybuchnąć śmiechem.
- Miało ciało co miało, a teraz i nawet nie ma ciała! - zawołało, a cienie dookoła, im dalej oddalał się Enma, tym bardziej zaczynały się wyśmiewać, jakby ktoś opowiedział im doskonały żart. Chociaż Raja mogła dostrzec, że wszystkie cieniste istoty zdają się od niej odsunąć bardziej - podobnie do tego jak omijały głowę klanu Minamoto. Nie obawiały się ciebie aż tak bardzo - ale jednak lęk był znacznie odczuwalny. Ich wzrok zdawał się w pełni kierować w stronę Toshiko, która jeśli zdecydowała się oświetlić dookoła zielonym snopem światła, mogła dostrzec różnorodne, większe i mniej postaci o ludzkich, ale i zwierzęcych aspektach, które wydawały się niezwykle rozbawione w tej chwili, ale i Waruiego.
- Myślicie, że to małe uciekło?
- Może to małe nas nie widzi... Patrzcie, patrzcie, nawet tego tam nie widzi, co to leży przed nią!
- Leż, leż już, nie damy ci wstać, nasza kolej na ciało. Szansę miałeś i po szansie
Głosy mówiły jeden przez drugi, wyraźnie wyśmiewając los yurei, które wpadło w ciemność prosto z gabinetu luster. Bawiły się doskonale - a Warui mógł dostrzec wszystkie zarysy wielokolorowych i abstrakcyjnych postaci, w większości przywodzących na myśl ludność nie tylko z epoki Heian, ale i z odleglejszych czasów. Głównie wojownicy i szlachetnie urodzeni wydawali się być obecni, ale ci bardziej zwierzęcy wcale wiele nie odróżniali się od tego, co mogliście dostrzec za pomocą wzroku, lub przy użyciu światła latarek.
- Biedaczek się spalił ze wstydu... Rozumiecie? SPALIŁ!! - wyrzucił z siebie jeden z przypominających żurawię stworzeń w o wiele za dużym, zdobnym w owoce żurawiny kimonie. Roześmiał się w głos, co prędko zaczęło przypominać bardziej zwierzęcy skowyt. Inne yokai prędko mu zawtórowały.
Sam żart o paleniu się jednak wyraźnie niekoniecznie przypadł do gustu samemu wojownikowi, który starał się wycofać. Słysząc słowa Enmy, zatrzymał się jednak w zadumie, obracając prędko i unosząc wyżej nad nim. Twarz skrzywiła się w złości, a płomienie go otaczające jeszcze silniej się rozpaliły. Z rykiem i impetem skierował się w stronę Minamoto, mijając go jednak o zaledwie kilka centymetrów, jakby chciał go wyłącznie ostrzec - a na pewno w tym momencie i tej chwili.
Mimo odległości, mogłeś odczuć żar bijący od yokai - i mogłeś wiedzieć, że stanowiło ono bardziej niż realne zagrożenie dla wszystkich tutaj zebranych. Ciebie, dla twojego ducha, ale i dwójki kobiet wciąż znajdujących się na całe szczęście nieco dalej.
- TCHÓRZ! Tchórze to ci co zachodzą i nóż w plecy wbijają! Z D R A J C Y, tchórze! Nawet teraz w broni nóż masz, krótki co to tylko do serca ma trafić! O honorze nic wam nie wiadomo! - ryknął chrapliwie, ponownie obracając się w kierunku senkenshy, tym razem plując w jego stronę ogniem, ponownie jednak chybiając - jakby chciał zapalić coś innego, albo odwrócić jego uwagę, choć złość wyraźnie przemawiała jeszcze silniej przez latające stworzenie. - Spłonąć! WSZYSCY płońcie! I ty, i tamta, i wy wszyscy SPŁONIECIE! ARGHHH - ryknął, wypluwając kolejną kulę ognia w złości, która tym razem umiejętnie zapaliła jeden z trudno dostrzegalnych w ciemnościach podestów w oddali - zupełnie jakby coś się na nim znajdywało.
Trudno jednak było się przyjrzeć czy ocenić, co dokładnie tam było - a tym bardziej, kiedy Taira zaczął tym razem szarżować bezpośrednio na Enme.
Gratulacje Ivar wyrzucenia k100! W związku z tym, do końca eventu twoje testy na siłę tracą minus związany z nieposiadaniem umiejętności!
Dziękuję za sprawne i piękne odpisy! Termin na wysłanie posta upływa o godzinie 22:00 3 stycznia. Proszę się ładnie bawić na sylwestra i nie przesadzać z kacem, żeby nie przegapić terminu!
Enma moją propozycją jest, abyś rzuciła na zręczność i ocenę uniku przed atakiem ze strony yokai - jednak jeśli masz inny plan, śmiało go realizuj!
W razie pytań - zapraszam w wiadomości prywatnej na konto Mistrza Gry.
@Hasegawa Jirō @Akiyama Toshiko @Sugiyama Nobuo @Ejiri Carei @Aomine Toshiro @Seiwa-Genji Enma @Warui Shin'ya @Keita Gotō @Yōzei-Genji Madhuvathi @Nakadai Kyoko @Ivar Hansen @Yōzei-Genji Noriaki
Hasegawa Jirō, Sugiyama Nobuo, Yōzei-Genji Madhuvathi, Nakadai Kyoko, Ejiri Carei and Aomine Toshiro szaleją za tym postem.
Odnaleziony mężczyzna najwyraźniej znał się z kobietą. Noriaki przyglądał się ich dziwnemu pojednaniu. Jednocześnie zauważył, że chłopak krwawił. Wyglądało jednak, że kontaktował - Niestety nie. Starajmy trzymać się razem - miał podejrzenia, lecz jak je wyrazić? "Prawdopodobnie demony chcą zrobić z nas swoją pożywkę? Zmarszczył lekko czoło na samą myśl - Nie stójmy w miejscu - ponaglił czując jak ciemność wokół choć powstrzymywana przez kraniec bariery depresyjnie wchłonęła wszystko. Noriaki ruszył pierwszy prowadząc za sobą pozostałych.
Bezkształtna ścieżka wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Prawdopodobnie, gdyby nie echo błogosławieństwa już dawno poczułby się zniechęcony. Szczęśliwie tak się nie stało i tym sposobem w pewnym momencie znaleźli się w labiryncie. Nie wiedział czy powinien uznać to za szczęście, czy może jednak nieszczęście. Nie wiedział co też siądzie o przemykających mu pod nogami istotami. Podejrzewał, że jest to rodzi podrzędnego demona. Być może błogosławieństwo którym był otoczony je płoszyło.
Noriaki sięgnął po jednej ze zwojów by przelotnie złapać kilka słów kluczy. Przeglądał go kontynuując wędrówkę przed siebie. Co tu było składowane? Czy to była iluzja? Czy faktura pergaminu była prawdziwa...? Szelest błądzącego po pergaminie pędzla zastąpiony został dźwięcznym ruchem porcelany. Fioletowe światło latarki z papieru przeniosło się w przestrzeń.
- Przywitasz nas i zaprosisz na herbatę, czy będę musiał spalić całe to miejsce by wyjść ci na przeciw?!- rzucił w pustkę podnosząc głos. Podejrzewał, że cokolwiek lub ktokolwiek przesiaduje w tym miejscu jest siłą wyższą od tej lisopodobnej, plączącej się pod nogami. Jest wstanie poruszać się w ciemności i jeżeli tylko chce to będzie wstanie się ukazać. Jeżeli nie, był wstanie nierozważnie rozświetlić sobie drogę do celu.
Obserwował przy tym ruchy mijających lisów chcąc dostrzec w którym kierunku podążają, skąd dobywają się dźwięki, w którym kierunku wzmaga się tupot zwierzęcych łap odbijających się od drewnianych półek.
|nie wiem czy czeba turlać ale turlam
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Umysł powoli przyzwyczajał się do wszechobecnej, nienaturalnej ciemności, w pełni akceptując ją jako element całego przedstawienia. Oczy nie bardzo chciały iść w jego ślady. Tu z pomocą jednak przychodziła latarka z boleśnie niebieskawym światłem. Jiro powoli przeklinał się w myślach za wybranie tego koloru.
Jedynego towarzysza w tunelu początkowo wziął za swoje własne odbicie w kolejnych lustrach. Podobny kolor włosów, twarz zasłonięta maseczką, latarka oświetlająca głównie drogę pod nogami. Dostrzegł go kątem oka, nie przyglądał się żadnym szczegółom. Nie słyszał własnych kroków, a tym bardziej tych drugich, nic nie podpowiadało mu, że coś może być nie tak. Dopiero w pewnej chwili, gdy ich ruchy nie zgrały się w możliwym do zaakceptowania podobieństwie, spojrzał w kierunku Nobuo.
Zawahał się, ale nie przerywając marszu, podniósł powoli dłoń i pomachał mu na przywitanie, gestem do złudzenia przypominającym próbę sprawdzenia czy odbicie w lustrze zrobi dokładnie to samo, co on. Dziwne uczucie niespodziewanego towarzystwa zostało przerwane przez ewakuujący się z kieszeni tusz. Wyrobiony refleks nie pozwolił mu jednak złapać uciekiniera.
Zmiana otoczenia i pojawienie się stworka spowodowało, że Razaro obejrzał się za siebie, próbując zorientować się czy nie przegapił jakiegokolwiek skrętu do wyjścia. Droga powrotna wydawała się jednak być skąpana w całkowitej ciemności.
– Zajebiście. Biednemu zawsze wiatr w oczy i chuj w dupę – stwierdził z bezradnym westchnięciem.
Przez chwilę jak zahipnotyzowany wpatrywał się w rozlewający się tusz, od razu przywodząc na myśl jego własne kocie duszki przepełnione dymem. Może właśnie to sprawiło, że jakoś przychylniej spojrzał na niewielkie yokai. Nie musiał nawet pytać co stworzonko zdążyło zajumać, bo samo zaraz wskazało na kolejne skarby.
Bez większego zawahania
– Wymienimy się. Z łapki do łapki – powiedział od razu, nie chcąc tracić nawet najmniejszej szansy na wykorzystanie okazji – Zaprowadź mnie do dziewczynki, która tędy przechodziła, a dam ci kamyczek.
Mistrz Gry and Sugiyama Nobuo szaleją za tym postem.
Nagromadzony, wewnętrzny niepokój ściskał go za gardło. Już dawno stracił orientację w terenie – nie potrafił sobie nawet wyobrazić jak duże jest pomieszczenie, dlatego w głowie odliczał kroki, które poczynał w ciemnościach. Jeden, dwa... pięć. Liczba stale rosła, a on miał myśli na tyle zajęte, by nie rozmyślać o całej tej krainie luster i nie snuć teorii, które finalnie zawsze doprowadzały go do pochopnych wniosków.
Nie zarejestrował momentu, w którym całkowicie stracił słuch. Aż zatrzymał się na moment, stukając podeszwą buta o podłoże, jakby chcąc zbadać czy wygłuszenie nie jest wytworem jego wyobraźni, a faktycznie czymś prawdziwym. Najpierw ograniczono jego wzrok, teraz uszy utraciły swoją zdolność... czuł jak niepokój osiada na każdej komórce ciała z osobna, jakby wkrótce sylwetka miała opaść pod jego ciężarem.
Oszczędny uśmiech próbował wydostać się spod materiału maski w momencie, w którym dostrzegł postać, za którą zdecydował się wejść do tunelu – teraz mógł przynajmniej zacząć pocieszać się faktem, że nie siedzi w tym sam. Prawdopodobnie chciałby zwrócić na siebie jego uwagę wcześnie, ale nie był pewny, czy w ogóle go usłyszy, skoro sam ogłuchł. Ale wyłapał powitalny ruch dłoni nieznajomego. Odwzajemnił ten gest podobnym machnięciem dłoni.
Zmysł słuchu odzyskał w momencie, w którym poczuł fetor zepsutych ryb. Po tym zdał sobie sprawę, że słyszy też szum wody albo jakiś przebiegający nieopodal strumień. I z czasem na horyzoncie majaczyły się kolejne kształty, które coraz żwawiej wysuwały się z czarności. Chwilę później pojawiła się również mała, czarna kulka, która zaczęła coś piszczeć o jadeitowych koralikach. Nobuo przystanął na moment, przyglądając się próbom przehandlowania informacji nieznajomego i całkowicie ignorując prośbę o podanie wiszących kłów. Gdyby Jiro nie zaczął zwracać się do potworka to z pewnością zamachnąłby się tylko po to, by siarczystym kopnięciem posłać kulę kilkanaście metrów dalej – zamiast tego wyminął nieznajomego nachylającego się nad czarną mazią i ruszył przed siebie, w stronę wcześniej zauważonych kształtów próbujących dostać się na podest.
— Też chcecie je zbierać? Co z tego będziemy mieli?
Hasegawa Jirō and Kitamuro Eri szaleją za tym postem.
Szumy i szepty, zmieniły się w głosy, a cienie - w sylwetki ludzkie. Dwóch mężczyzn i... - pani Yozei - słowa wymknęły się szybciej, nim zatkała usta. Cofnęła się o krok, patrząc jak jeden z obcych sięgał ku złowieszczej prezenterce - Nie, ona... - znika ludzi chciała dodać, ostrzec mężczyznę, ale rycerz - samuraj, ucina rozgrywkę szybciej, pewniej, prawdziwie. Pozostało jej obserwować z boku, czując się trochę jak dziecko - Wszystko... w porządku? - przyglądała się trójce prawie-nieznajomym w skupieniu, początkowo tylko nie rozumiejąc znaczenia wypowiadanych słów. Wzburzenie, rozumiała. Sama sprzeczała się z emocją, którą wypluła wcześniej, a która wciąż drgała pod skórą, jakby gotowa do uwolnienia w odpowiednim momencie. Niech tylko spotka rudowłosego. Nie dopuszczała myśli, że coś mogło mu się stać.
Zacisnęła drobne palce na podanej dłoni. Nie chciała zostać sama w ciemności. Nie chciała i z obcymi. I nie sama. Cokolwiek miało dziać się dalej - podążała na własnych warunkach, przekraczając barierę i ścianę, która pierwszy raz od bardzo dawna, w obliczu mroku, dawała jej światło, za którym - chciała podążyć - A jak mogę do ciebie mówić? - wiedziała, że pytanie o imię było głupotą, naiwną wręcz. Znała moc tożsamości.
Zmiana otoczenia, wydawała się wręcz urzekająca. Sceneria, znowu - wyrwana z baśniowych malunków, które najpierw oglądała, potem, sama opowiadała kolorami. Nigdy jednak tak idealnie żywych, przetkanych mocą, jak powietrzem. Mimowolnie, w artystycznym zamachu, sięgnęła dłonią ku torbie, w której wciąż tkwił nieodłączny szkicownik. Ten, z sygnaturą Minamoto, który nie tak dawno otrzymała w podarunku. Nim jednak palce natrafiły na blade kartki, zatrzymała się, rezonując z własną refleksją. Nie powinna. A mimo to, oczy chłoną widok, jak wsiąka atrament w ususzony pergamin, chcąc zapamiętać - jak najwięcej, jak najdokładniej. I że postać bohatera, pojawi się na jej malunkach nie tylko raz.
- Mogę, jakoś pomóc? - odchyliła się niepewnie, zerkając na nowe towarzystwo, które dzieliło przecież razem z nią - doświadczenie niedostępne zbyt wielu śmiertelnikom - mam czekoladę - dodała ciszej, nie będąc pewną, czy nie zostanie po prostu wyśmiana. Wciąż jednak w przebłyskach posiadanej wiedzy pamiętała, że na niektóre pokarmy, youkai potrafiły być łase. Alkohol, podobno działał lepiej, ale - wciąż nie wiedziała, gdzie dokładnie była i co właściwie działo się wokół. Czym była przepiękna a domena, w której się znaleźli? Czy cokolwiek z tego co miała ze sobą, miało okazać się przydane - nie wiedziała. Ale rezygnowanie nie leżało w jej naturze. Nie, kiedy już toczyło się koło podjętej decyzji.
@Ivar Hansen @Keita Gotō @Yōzei-Genji Madhuvathi
Kitamuro Eri ubóstwia ten post.
Łatwo przychodziło mu ignorowanie tego, co rozgrywało się wokół - szyderczych głosów bez żadnych wartości do przekazania. Yokai bywały bezwartościowe, a ich żarty - zatrzymane w czasie. Może dlatego Warui nie uraczył żurawia nawet przelotnym zainteresowaniem; zignorował stwora, od którego wziął się wybitny żart, słyszany tyle razy, że równie dobrze mógł wcale nie paść. Jedna ostała źrenica koncentrowała się w tym czasie na kobiecie, więc gdy rozbrzmiało pytanie, wyłowił je wśród szmerów i rozmów w tle.
Czego chcesz?
- Zwrotu za bilety - rzucił schrypnięcie, tonem przeżartym dymem i ogniem, przedzierającym się przez gardło z równą trudnością, co ofiara przez pożar. Język machinalnie zwilżył dolną wargę, ale to nie poprawi i nigdy nie poprawiło stanu jego mowy. Jakby nałykał się suchego piachu, garści drobin lepiących do podniebienia i ścianek krtani. Niesmak jaki temu towarzyszył był i tak niczym w porównaniu z niesmakiem, jaki zatruł mu umysł, gdy przypomniał sobie hostessę. Nie miał pewności, czy to do niej należał Głos; ten sam, którego echo obietnicy wciąż wypełniało mu czaszkę białym szumem.
Mógłbyś być wolny.
Odetchnął, tocząc spojrzeniem po demonicznych kształtach.
- Szukam kogoś.
Żadna z twarzy nie przypominała mu Enmy.
Mógłby wyrzucić z siebie szereg wątpliwości, sądził jednak, że nie jest jedynym, który nie wie, co się tu dzieje. Pojęcie "zaufania" było więc niż "trochę naciągane", ale i tak ostatni raz poświęcił chwilę ciemnookiej kobiecie. - Kim jesteście?
Po chwili się obrócił, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę, wykręcając przy tym również ciało, by wreszcie poddać sondzie tereny za sobą.
Wszędzie było ciemno, niemal czarno - jak więc mógł ominąć monstrum tego kalibru?
- A to? - Poruszył ręką, wskazując ogromną, ognistą głowę. - Co to, do cholery, jest? Wokół czego to tak... - I choć podobny widok faktycznie człowieka zaskakiwał, to jednak języki płomieni oświetlały coś, do czego zawęziła się cała percepcja Waruiego. - Nie. - Pomimo zaprzeczenia, dostrzegł ciemne kosmyki, znajomy kształt ciała i odruchy. Dzieliło ich raptem dwadzieścia metrów. Mniej, gdy się poruszył - być może podszedłby jeszcze bliżej (nawet jeżeli był już pewien, że to Minamoto), ale po drodze gwałtownie się uchylił - nie było to konieczne, pocisk minąłby go i bez tego, jednak instynkt zadziałał przed chłodną kalkulacją. Szybko zweryfikował tor lotu, rzucając spojrzeniem zza ramienia; zdążył zarejestrować, że dziewczynom nic nie jest, że gdzieś w tle jasność ognia rozświetliła podest. Wrócił jednak spojrzeniem do Seiwy; pod przypalonym ubraniem napięły się mięśnie ducha, gdy wyrwał się do przodu.
Tchórze, tchórze.
SPŁONIECIE.
Sczerniałe tkanki Shina zdawały się podzielać jego zdanie - nic oryginalnego.
- Ej! - krzyk w ciemności zawsze wydawał się dwa razy głośniejszy. Zwróci na siebie uwagę tego stwora? Ściągnie na siebie jego gniew? Sam uderzył ręką w ubranie; gdzieś w jej odmętach znajdował się wielofunkcyjny scyzoryk, ale zamiast tego natrafił na inną wypukłość, po którą sięgnął.
Światło latarki skierował wpierw w ziemię, potem na bok, jakby szukał punktu zaczepienia, czegoś lub kogoś, kto tutaj jeszcze był, mogąc okazać się pomocą w obecnej sytuacji - ale ostatecznie i tak przekierował rażący róż w oblicze yokai.
Kitamuro Eri ubóstwia ten post.
— Jakim cesarzem? — wyrywa się z ust, gdy paliczki mocniej obejmują trzymaną latarkę; niczym rękojeść miecza tę unosi wyżej i cmoka ni to w niezadowoleniu, ni w próbie upuszczenia pierwszego wkurwienia. Dopiero po chwili urywek przeszłości, linie tatuażu, które śledził opuszkami, łączą się w pozorną, spójną układankę. Minamoto. Nazwa klanu jak mantra obija się o czaszkę, wsiąka w skronie i tam pulsuje bólem urywanym, acz z chwili na chwilę bardziej oswojonym.
Bransoletka przelewa się pomiędzy palcami mężczyzny, gdy ten zdezorientowany, ale wiedziony dziecięcą nadzieją na lepsze, pospiesznie nawleka ją na na wąski nadgarstek kobiety. Przy tej okazji spogląda w jej oczy, które wciąż nie te znane; z pobłyskiem obcym, złośliwym, przelewającym się w cedzonych słowach. Brwi Keity marszczą się, gdy spojrzenie jego jak fala przepływa z twarzy dziewczyny na policzki Ivara.
— Czy cokolwiek z tego rozumiesz? — mówi naprędce nie spodziewając się żadnej z sensowniejszych odpowiedzi; po prawdzie, czy taka w ogóle istniała dla dziejących się wydarzeń? Skroń pulsuje. Opuszki prawej dłoni rozmasowują czoło, by całą swą atencję ponownie mógł skupić na obcym. Prośby tamtego przyćmiewane zostają podszeptem zza ucha. Próbuje słów tych dotknąć, złapać szybko lecącą ku karku dłonią, ale na próżno liczy na ich potencjalną fizyczność. Pomiędzy palcami mości się powietrze. Ponownie upuszcza więc przekleństwo, acz melodyjność zdania rozpuszcza się w trzasku upadających luster. Nie teraz, myśli, ale myśl ta przygnieciona irracjonalnością dziejących się zdarzeń. Głębszy oddech rozpycha płuca, kark wygina się, gdy pytające spojrzenie na nowo ląduje na Ivarze. Jakby próbował dostrzec jego planu, znaleźć w nim oparcie dla własnych, rozbieganych decyzji. Mimo to nie sili się na rozmowę. Nie teraz, gdy sprzed oczu znika najspokojniejsza z przestrzeni postać. A że poszedłby za nią teraz wszędzie, byleby spod kości wyrwać chorobliwie złe podszepty, robi pierwszy krok.
Wkoło jeziora panoszy się mdły, ale w swej nieprzyjemności uspokajający zapach. Na drgającej pod skórą duszy osiada obietnica równowagi, którą chłonie niczym spragniona wody roślina. Zbliża się do zbiornika i w zwykłej, człowieczej ciekawości zerka ku tafli jeziora. Mimowolnie spojrzenie przenosi się ku zgarniętej z hali dziewczynie. Ma długie, czarne włosy podobne kruczym piórom, delikatną cerę i godną porcelany delikatność wpisaną w niewielki wzrost. Czy to wokół niej unosi się słodki zapach wiśni, czy to cecha wpisana w nierealność przeżywanej fatamorgany? Keita kuca, zamyka powieki, by dłonią sięgnąć krzywizny nosa. Opuszki uciskają kąciki oczu, gdy z ust ulatuje krótkie:
— Jak jej pomóc? Rajce. — Rajce. Jakby to wszystko wyjaśniało. Imię nakreślające tylko tę jedną, jedyną osobę, której należało pomóc. Nie skupia się na szaleństwach historii, między słowami wspomnianym klanie Minamoto, nie jego przeszłości. Nie chce znać tamtego imienia, gdy na oczach jedna dusza przeszła w drugą, beznamiętnie wyżarła czyjąś osobowość a na końcu zaśmiała się bezczelnie, wrogo.
Jest to dzień, w którym zmęczenie zagości pod mięśniami mężczyzny i tam jak wirus rozmnoży się, przez długie jeszcze miesiące pląsając w ciepłym, nie wiedzieć jak i dlaczego wciąż żyjącym ciele.
Yōzei-Genji Madhuvathi and Kitamuro Eri szaleją za tym postem.