Był rok 1987, gdy pełen nadziei i ambicji Asaigawa Taichiro podjął się własnej działalności. Nie sądził wtedy, że okres świetności automatów rychło się zakończy. Przed erą prywatnych komputerów salon pękał w szwach od spragnionych adrenaliny młodych studentów, jednak wraz z rozpowszechnieniem technologii lokal zaczął popadać w coraz większe finansowe tarapaty. Było to powodem jego przeniesienia na skraj centralnej dzielnicy Fukkatsu, będąc o krok od zakwalifikowania do Nanashi.
Miejsce uparcie jednak funkcjonuje, choć Asaigawa dawno przewraca się w grobie. Ceny mocno poszły w dół, w środku jest zaduch i dziwny, niewygodny półmrok, kojarzący się z czymś złowieszczym i mrocznym. Nierzadko można odnieść wrażenie, że tylko kilka godzin dzieli firmę od splajtowania, ale przeszłość najwidoczniej wciąż walczy o swoje. Ten salon gier to terytorium stałych bywalców, którzy nie zapomnieli o istnieniu Street Fighter II. Pac-Man czy Ultimate Mortal Kombat 3. Zewsząd słychać charakterystyczne pikanie i mruczenie będących na chodzie urządzeń - prawdziwa muzyka dla wszelakich freaków.
Poza tym, jeżeli ktoś docenia stary klimat to z pewnością odnajdzie się w tym ciasnym, wypełnionym maszynami lokalu. Wiele można mu zarzucić, ale ci bardziej wytrwali odczują atmosferę zwykle spotykaną wyłącznie w gronie bliskich znajomych czy rodziny. Obecny właściciel oferuje kilka wysłużonych kanap, ekspres do kawy i stale uzupełniane papierowe kubeczki; jest też łazienka i sterta poszarzałych magazynów o grach do przejrzenia dla tych, którzy czekają na swoją kolej. Zamknięcie formalnie następuje o godzinie 20, ale prawda jest taka, że pan Kirishima, mimo podeszłego wieku, rozumie znaczenie słowa "zabawa". Zdarza się więc, że lokal cichnie dopiero grubo po północy, gdy ostatni z klientów odbierze telefon od rozwścieczonej, żądającej powrotu do domu żony.
Tu czas ma własny rytm.
Opuściła swoją samotnię, bo chciała zaczerpnąć świeżego powietrza. Narzuciła na siebie grubą, granatową marynarkę i wsunęła na nogi długie buty. Wyszła z domu bez słowa – rodzice i tak byli w pracy. Zbiegła pospiesznie po kilku schodkach, a następnie skręciła tuż za ogrodzeniem.
Ulice były zaskakująco puste – przez kilka minut marszu minęło ją zaledwie kilka samochodów, garstka dzieciaków i starsza kobieta z psem. Hanaa szła przed siebie, wpatrując się głównie w czuby swoich czarnych, już kilka razy pastowanych butów. Otaczający ją świat szybko stał się nic nieznaczącym tłem. Przestała zwracać uwagę na ludzi, którzy omijali ją na chodniku. Nie przyglądała się już dłużej autom przejeżdżającym tuż obok. Jakby była w transie lub pod wpływem czyjegoś uroku.
Zadrżała cała, a nieprzyjemny prąd przeszedł przez całe jej ciało. Przeraźliwy dźwięk klaksonu brutalnie wyrwał ją z zamyślenia – jakby jakieś silne dłonie zakleszczyły się na szyi i próbowały obezwładnić na granicy chodnika z ulicą. Czerwone światło sygnalizacji świetlnej błyszczało całą swoją okazałością. Z samochodu, który z trudem się zatrzymał wyszedł mężczyzna, który coś krzyczał, rzucał wyzwiskami. Murayamę sparaliżowało. W pierwszej chwili nie potrafiła zrobić nic. Stała nieruchomo jak posąg. Strach wydawał się być w każdej komórce jej ciała. Nie mogła się ruszyć, nawet jeśli bardzo by chciała. Próbowała zwalczyć wewnętrzną blokadę, która w pierwszej chwili wyglądała na taką, której nie uda się przeskoczyć.
Sylwetka mężczyzny wyrosła przed nią nagle. Wymachiwał rękoma, jego głos stał się bardziej donośny i agresywniejszy. To właśnie wtedy wszystkie więzy, które ją trzymały puściły. Nogi same rzuciły się do ucieczki. Zakryła twarz rękawem, jakby chciała zakamuflować cały swój wstyd. Biegła przed siebie, towarzyszyły jej przy tym rytmiczne stąpnięcia twardej podeszwy ciężkiego obuwia.
Z impetem wpadła do pierwszego lepszego lokalu, który znajdował się w zasięgu wzroku. Kolorowe światła maszyn do gry dawały po oczach. W środku znajdowało się maksymalnie kilkanaście osób – wszystkie zaaferowane grą na tyle, że żadna z nich nie zwróciła uwagi na to, że się pojawiła tak nagle, z bliżej nieokreślonym grymasem na twarzy. W pierwszej chwili nie wiedziała nawet dokąd właściwie trafiła – wciąż się kotłowały w niej emocje, w końcu mało co nie została potrącona przez samochód. I to ze swojej winy, bo odpłynęła.
Wdech.
Wydech.
Sięgała po powietrze nosem, wypuszczała je ustami, czemu towarzyszył przeciągły świst. Zmrużyła oczy, gdy serce przestało łomotać, a oddech unormował się. Uznała, że wyładowanie emocji na konsoli jest wspaniałym pomysłem, w końcu nieczęsto zdarzało jej się naparzać w pada, guziki i przyciski. I nawet nie przejmowała się tym, że prawdopodobnie będzie we wszystkich zręcznościowych grach lamić. Po prostu chciała ulokować myśli na czymś innym, oderwać się od wyjątkowo okrutnej dziś rzeczywistości.
Wsadziła dłonie do kieszeni marynatki, w poszukiwaniu pieniędzy. Miała puste kieszenie. Zapomniała portfela.
Dziś raczej nie pogram...
Oparła się zrezygnowana o jedną z maszyn.
Mogła wyglądać jakby na kogoś czekała, nawet jeśli w rzeczywistości przeklinała się w myślach. Przeklinała siebie i swoją pechowość*.
*pechowość, psikus.
granatowa marynarka, spódnica w kratkę sięgająca do połowy
ud i grube, długie rajstopy koloru czarnego. Na nogach głanopodobne
buty (do połowy łydki) na grubej podeszwie.
Odłożyła ołówek z takim zamachem, że stępiona końcówka uderzyła najpierw o blat stolika, przy którym siedziała, by po chwili odbić od twardej powierzchni, rozpryskując drobiny grafitu, niby szczyptą rzuconej na ducha soli. Zamiast jednak być zaskoczoną, Carei z jakimś namaszczeniem przyglądała się trajektorii lotu, podziwiając ślizgające się na krawędziach światło. Ołówek opadł w końcu na podłogę i poturlał się już mało precyzyjnie, prosto pod nogi jednego z wychodzących gości. W nagłym impulsie zerwała się, opadając na kolanem na podłodze, chcąc zgarnąć przedmiot, niż ten zostanie zdeptany, ale mężczyzna nie zwrócił najmniejszej uwagi ani na nią, ani tym bardziej na pisak, miażdżąc obcasem jego końcówkę. Dramatyczna poza artystki nie umknęła za to uwadze kelnerki, która z krzywym fuknięciem kazała jej wstać.
Przeprosiła, pochylając głowę, ale spękany ołówek i tak zgarnęła w pośpiechu, wsuwając do rozpiętego płaszczyka w kolorze głębokiego burgundu. Palce i tak miała malowane smugami grafitowych cieni, odrobina więcej, nie robiła jej różnicy. Zgarnęła z czoła pasmo, wsuwają je za ucho i odrzucając długie pasmo na rozsypaną na plecach aureolę czerni. Wyprostowała też jasny materiał spodni i stuknęła niedużym obcasem czarnego bucika. Zawsze to dwa centymetry więcej do wzrostu. I już bez pośpiechu, wsunęła do torby szkicownik i pozostałe rysunkowe akcesoria. Szkice - jeszcze bez koloru, szeregiem kartek chowały się w opasłych pergaminach, a mimo to, zgrabnie układając się pod palcami studentki, za każdym razem, gdy studiowała ich finalizację. Zajęcia wyjątkowo wcześnie dziś kończone, dały jej okazję sięgnięcia po bardziej naturalną inspirację. I nie mogła się oprzeć pokusie, która ścigała się z jej natchnieniem. I żaden z nich - nie był cieniem.
Z kawiarni wyszła w ciszy, kłaniając się tylko na pożegnanie i posyłając delikatny uśmiech starszej kobiecie za kawiarnianym blatem. I byłaby powędrowała w zupełnie przeciwnym kierunku, gdyby nie zamieszanie w dalszym krańcu ulicy. Zmrużyła oczy, słysząc nieprzyjemny, męski skrzek. I chociaż nie identyfikowała słów, łatwo domyślić się pretensji, która igrała z podniesionym tonem. Wzdrygnęła się, ale nim cokolwiek więcej zrobiła, zamieszanie ucichło. Dostrzegła tylko migniecie jasnego, ślicznie pastelowego błękitu długich włosów, który zniknął gdzie po drugiej stronie ulicy. Zaraz. Znała tę jasną barwę. Znała i właścicielkę. Nie mogła się mylić! Tylko co robiła w mieście, kiedy miała wyjechać na ponad tydzień?
Wydęła wargi. Przecież Sakura miała dać znać, kiedy wróci od rodziców! Wyciągnęła z kieszeni płaszcza telefon, upewniając się, ze na obsypanej grafitowym pyłem ekranie, nie wyświetla się żadna wiadomość. Zaciskając palce nieco mocniej na numeracji, spróbowała wybrać przyjaciółkę. Numer był wyłączony. Z westchnieniem rozbawionej frustracji, ruszyła w kierunku, w którym przed chwilą widziała dziewczynę. Pewnie zapomniała. Jak zwykle.
Nie bez przyczyny, skierowała kroki w stronę salonu gier. Zbyt często spotykała tu znajomych, by zignorować szeptajacą w podpowiedzi intuicję. I ta, nawet jeśli dziś nieco ogłuszona migotaniem zbliżającego się bólu migrenowego bez problemy ulokowała ciemne źrenice na opartej o panel jednego z automatów gier. Być może wydawała się nieco niższa i smuklejsza niż zazwyczaj, ale... kto by się tym przejmował?
- Znowu zapomniałaś portfela - odezwała się, by w kilku krokach znaleźć się tuż obok dziewczyny. W międzyczasie, wsuwając do automatu wolną monetę, jedną z kilku, które znajdowały się w szerokiej kieszeni - naprawdę zapomniałaś się odezwać! - burknęła, chociaż w tonie brakowało pretensji. Wciąż nie widząc twarzy, objęła jasnowłosą w pasie - obiecałaś przecież... - westchnęła, odsuwając się do tyłu, nie dając zapewne możliwości na szybką reakcję - graj, zobaczymy jak z twoją podzielnością uwagi - roześmiała się i z przyjacielską cierpliwością dała szansę, by przyjaciółka wykazała się gamerską zręcznością. Nie było w tym nic nadzwyczajnego. Odchyliła się na palcach, zerkając tylko przez ramię, na migający jaskrawo ekran automatu, całkowicie niepomna, że miała przed sobą zupełnie kogoś sobie obecnego. Czy był to pech?
| psikus - pomyłka
@Murayama Hanaa
Zamrugała gwałtowanie oczami, jakby dopiero co wynurzyła się z wody. Od razu rozejrzała się po jasnych ledach, przyglądając się też zgromadzonym. Nie szukała nikogo konkretnego, ale nie bywała w takich miejscach zbyt często, więc trochę ciekawiło ją kogo można spotkać wśród stałych bywalców takich salonów gier. I na dobrą sprawę nie wypatrzyła niczego szczególnego, choć nie spodziewała się też nikogo nadzwyczajnego. Gdzieś w kącie dostrzegła grupę chłopaków, którzy prawdopodobnie urządzili sobie jakiś turniej, bo co chwilę zamieniali się miejscami, krzyczeli coś i tak w kółko. Przez chwilę miała w głowie myśl, że mogłaby się do nich dołączyć, ale... jakoś tak nie mogła się zebrać na odwagę, żeby samotnie wbić się w bandę składającą się z samych samców. Poza tym bez pieniędzy jej wizyta w tym miejscu była tylko chwilowym przystankiem – miała się ogarnąć, zebrać myśli do kupy i ruszyć dalej. Najlepiej prosto do domu, żeby nie napotkać żadnych innych nieprzyjemnych przygód.
Skupiając swój wzrok na jednym z rozweselonych chłopaków (tym, który prawdopodobnie wygrywał najwięcej, bo morda mu się nie zamykała nawet na chwilę, a rękoma wciąż energicznie wymachiwał) nie zauważyła nawet, że drzwi wejściowe się uchyliły, a do środka głośnego pomieszczenia wślizgnęła się nowa osoba. Hanaa głowę miała zwróconą w bok, także nieznajoma prawdopodobnie nie widziała jej całej twarzy, a jedynie profil.
„Znowu zapomniałaś portfela”
W pierwszej chwili nie załapała, że to do niej. Nie zareagowała odpowiednio, wciąż wpatrując się w dal. Dopiero po kolejnych słowach spojrzała na nowoprzybyłą. Niebieskawe kosmyki przysłoniły jej część twarzy, więc możliwe, że jej identyfikacja wciąż była utrudniona.
Zapomniałam..?
Prawdopodobnie posmutniałaby, gdyby tylko miała czas głębiej się nad tym wszystkim zastanowić. Ale może faktycznie zapomniała, że miała taką znajomą? W końcu ostatnio miewała niemałe problemy z pamięcią. Myliła ulice, słowa, może twarze ludzi też powoli wymazywały się z jej głowy? Gdy poczuła rękę dziewczyny na swoim biodrze to uznała, że to czas na wielką improwizację. Musiała udawać, że wie o co chodzi, że się znają. Nigdy wcześniej nie robiła dobrej miny do złej gry w takiej sytuacji.
— Zapomniałam — powtórzyła po niej. — Nie odezwałam się, portfela nie wzięłam, pewnie nie wiem też jak się w to grało — zaśmiała się głupkowato, oparłszy dłonie na przyciskach i joysticku. Może złapała go nieco nieprofesjonalnie, ale minę miała tęgą, bo udawała, że wszystko ma pod kontrolą. Nawet nie wiedziała przy którym z automatów usiadła i w jaką grę będzie grać, więc musiała być gotowa na wszystko.
Na ekranie pojawiła się kolorowa animacja z ogniem, menu i kilka postaci. Okazało się, że to Mortal Kombat. Doskonale pamiętała, że kiedyś w to grała, dlatego w wyborze postaci od razu instalockowała Sub-zero.
— Czas zmrozić kilka tyłków — powiedziała pewnym głosem, po czym strzeliła kostkami w rama rozgrzewki. Przeciwnikiem okazała się być postać z zielonymi, świecącymi oczami, której na starcie nie skojarzyła. Nie przeszkodziło jej to jednak w energicznym klikaniu przycisków po wypowiedzianym przez lektora słowie fight. — Proszę, rób za wsparcie. Klikaj blokowanie, kiedy będzie próbował czymś rzucać! — rzuciła z uśmiechem na twarzy. Przez chwilę zapomniała nawet, że tak naprawdę od początku tego spotkania weszła w rolę osoby, którą tak naprawdę nie była.
Ścieżka jej całkiem znana. Salon gier, chociaż krzykliwie wołał o atencję, ściągając uwagę co mnie skupionych postaci, potrafił zagnać wyjątki o pięknych liniach malowanych myślą twarzy. Ale nie tego szukała, przekraczając próg świateł i wiktorii krzyków co bardziej zaangażowanych w integrację z automatami. Skupienie kumulowała na zapominalskiej towarzyszce, która stała pochylona, w pozycji gotowości. Czy może jednak z animowaną nadzieją oczekiwała nadejścia wsparcia? Taka naiwnością wykazać się nie mogła. Wystarczyło, że zagnała się w tożsamościowych spekulacjach, bez pytania o zgodę, nadając jej rolę przyjaciółki.
Szum głosów, który uderzył po wejściu, tylko na krótko angażował zmysły do reakcji. Prześledziła pozycje zwycięzców, szybko jednak odwracając wzrok, nie chcąc przypadkiem, ściągnąć na siebie niepotrzebnej uwagi. A zawężony punkt widzenia, celniej nadawał upartej wizji prawdopodobieństwo. Przecież nie mogła mylić się tak głupio. Ile mogło być podobnych do jej Sakury? Albo jak bardzo umysł potrafił dopasować sobie rzeczywistość, przekłamując prawdę?
Pauza, którą wywołały pierwsze słowa, nie zgrzeszyły próbą refleksji. Nie zaskoczyła też na tor dedukcyjnej analizy. Czy przyjaciółka dałaby się tak łatwo zaskoczyć? I czy zwlekałaby z reakcją na sam ton stwierdzenia? Dopiero dźwięk głosu, w jakiś sposób lżejszy, , wyższy i łagodniejszy niż znała, odzyskał pierwsza iskrę zrozumienia - Nie wiesz? - przecież wiedziała. Uczyła ją nawet, chociaż Carei była na ten konkretny typ gier oporna. Coś niespodziewanie zadygotało na języku. Suchość osiadła, przez kilka uderzeń serca, po prostu trzymając jakiekolwiek słowa na uwięzi. Mrugała za to bardzo szybko, próbując przegnać mgłę, która zalśniła przed nią - Och - odzyskanie głosu nie było, aż tak trudne, gdy wydawało się, że wcale, a wcale nie pomyliła się. Stanęła bliżej, niepewnie. Krok i dwa, by znaleźć się obok i móc spojrzeć - tak wyraźniej na przyjaciółkę, która wcale przyjaciółką jej nie była - Wiesz, nigdy nie byłam w to dobra - to nic, ona też wchodzi w rolę, klika namiętnie, jakby ściskała malarski pędzel, uśmiecha się, podczas gdy chłód spływa dreszczem przez kręgosłup. I wcale nie ma nic wspólnego z mrożonym tyłkiem przeciwnika na ekranie, który spektakularnie ginie z wielkim, czerwonym K.O rozlewającym się komputerową krwią.
- Mamy jeszcze dwie tury - odzywa się, chociaż tylko po to, by mogła spojrzeć na dziewczynę. Teraz, wiedziała na pewno, że ma obok kogoś od siebie młodszego. Niekoniecznie o imieniu Sakura. Przygląda się nieco dłużej, zapominając na moment o bloku - i nazywam się Ejiri - ściszyła głos bardziej do szeptu - i chyba jednak niczego nie zapomniałaś - zapomnieć łatwo o kompromitacji - przepraszam - dodała niezręcznie, tym razem nie przerywając nawet zapamiętałego klikania. Nie widziała nawet dokładnie, czy ta następująca już tura, w ogóle zmroziła cokolwiek. Nie licząc jej pomyłki i wstydu, który zakwitł na policzkach i uwięzionym w nim uśmiechu.
@Murayama Hanaa
Siedziała jak na szpilkach – czuła jak kłamstwo, które zaczęła tkać odkąd ta dziewczyna odezwała się do niej kumuluje się w jej wnętrzu, rozlewa po każdej komórce organizmu i powoli paraliżuje ją. Nigdy wcześniej nie była w podobnym położeniu – postawiona pod ścianą musiała zachowywać się naturalnie. Wyjątkowo długo udawało jej się utrzymywać na ustach nienaganny uśmiech. Ktoś, kto spoglądałby na nią z boku nigdy nie powiedziałby, że ta roześmiana twarz należy do osoby, która trzyma w sobie tyle sukcesywnie tłamszonego smutku. Gdyby chociaż na chwilę przepadła w swoich rozmyślaniach... Nie chciała pozwolić, by cała ta rozpacz mogła ujrzeć światło dzienne. Naprawdę nie pamiętała?
„Mamy jeszcze dwie tury”
Kiwnęła głową, skupiając spojrzenie na kolorowym, pełnym latających pikseli ekranie. W menu wyboru bohatera starała się odszukać którąś z tych najbardziej znanych postaci, żeby sobie nie narobić obciachu, gdy okaże się, że źle wymówi jej imię albo pomyli moce. W tym całym udawaniu nie mogła sobie pozwolić na demaskację, dlatego stawiała ostrożne, małe kroczki. Udawała, że nie może się zdecydować, klikając rytmicznie strzałkę w bok. Oglądała coraz to nowsze postacie, chcąc wybrać jakąś dla siebie. W pewnym momencie uznała, że może powinna jej dać wybrać i bardzo sugestywnie wskazała na przyciski, odsuwając ręce na bok.
Zdecydowała się na nią spojrzeć w momencie, w którym się przedstawiła. Wtedy cały czar prysł – jak rozbita palcem bańka. Zdziwienie na dobre osiadło na jej szeroko otwartych oczach. Czuła się trochę nieswojo, jak brzdąc przyłapany na gorącym uczynku. Ale nareszcie mogła też odczuć ulgę i wypuścić wszystko to, co w niej siedziało od początku tego spotkania. Odetchnęła z wyraźną ulgą i szczęściem, które nieznajomej mogło się wydawać nieco dziwne. Ale przecież miała swój powód.
— To ja przepraszam, nie chciałam być niemiła... — wytłumaczyła najprościej jak się dało, bez zbędnego wchodzenia w głębię swojej głowy i opowiadania całej historii o tym jak to coraz częściej zaczyna jej się zapominać o niektórych rzeczach, osobach i miejscach. Nie lubiła zadręczać innych swoimi problemami, a już na pewno uznała to za niestosowne, bo miała do czynienia z nieznajomą. Nawet jeśli przez dobrą chwilę obie zachowywały się, jakby znały się już paręnaście lat. — Hanaa — dodała pospiesznie, przypominając sobie o dobrych manierach. Tym razem nie musiała nic udawać. To był świeży start, mogła to ograć na kilkanaście sposobów.
Zaczęło się od kolejnego głębszego wdechu. Później ich spojrzenia musiały się skrzyżować. Możliwe, że niebieskowłosa odrobinę się zawstydziła, bo dostała wypieków na policzkach. Ten wstyd była jednak w stanie przezwyciężyć.
— Miło mi poznać, nawet jeśli okoliczności niecodzienne. Wciąż czekają na nas dwie tury. Pomożesz mi znaleźć Scorpina? Czy w tej wersji wygląda jakoś inaczej? — zagadała, od razu przekierowując spojrzenie na ekran. Przecież Ejiri nie musiała wiedzieć, że Hanaa znała tylko dwie postacie z tej gry...
Byłaby skłonna się zaśmiać, gdyby ktoś zasugerował jej podobne zachowanie. Carei była przecież wrażliwa na szczegóły, wychwytując jej znamiona w rysach twarzy, w ułożeniu linii brwi, w skośności migdałów oczu, w harmonii łuku kupidyna. Skąd więc kłamstwo, które zaprosiło do gry całkiem kogoś obcego? Wahanie i kolejne pękające nici fałszywego splotu, odsłaniały rzeczywistość, stawiając do pionu i samą winowajczynię, i wciągniętą w całość dziewczynę. Nie tak łatwo było w rozstrzyganej rozgrywce skupić się na grze w rzeczywistym jej znaczeniu. Przyciski więc klekoczą pod palcami, nie dając towarzyszce wielkich szans na wygraną. A jednak, znowu, pomyłka.
Ciche westchnienie, gdy w końcu mogła złapać się na mniej natarczywej obserwacji i skupieniu, na linii zmieniających się postaci. Zamrugała, przeganiając mgiełkę skrzących się świateł, odbitych w ekranie. Szukała postaci. Ona też powinna, ale zanim wybory z gry nabrały znaczenia, palce rozcapierza na klawiszach, pozwalając słowom wydostać się z nieruchomych warg. Para źrenic, które w końcu znalazły się uwagą na jej własnych, kasują wygraną - Nie byłaś nie miła. Powiedziałabym, wręcz odwrotnie - nie każdy przecież dałby się ponieść podobną ścieżką, dając tym samym jej czas, by rozpoznała i ujawniła prawdę. Świadomie - czy nie, nie miało znaczenia. I podkreśliła ów fakt ciepłym uśmiechem, który na moment zbladł, dając szansę wstydowi, by zaróżowił policzki - Oh, oh... Hanaa - powtórzyła, unosząc dłoń do piersi. Zdradziła jej imię - Carei, mam na imię Carei, ale.... - przyzwyczaiła się przedstawiać nazwiskiem, pozwalając na naleciałości z przeszłości. I mimowolnie, zaśmiała się, widząc podobny jej własnemu, róż na policzkach dziewczyny - Ładnie ci - dodała, nieco odrywając się z własnym postrzeganiem - masz w sobie coś urzekającego - rozciągnęła usta szerzej, wędrując znowu w rejony artystycznej perspektywy, zapominając, ze przed momentem trwały w dziwnym zawieszeniu pomyłek. I mówiła to, komuś praktycznie obcemu. Zanim refleksja wyrównała się ze świadomością popełnianego, konwersacyjnego błędu, dziewczyna wyznacza jej - im, cel - Przedostatnia kolumna, drugi od lewej - przeniosła wzrok na ekran automatu - też go lubię - podpowiedziała, samej, wybierając jedną z niewielu dostępnych w grze kobiet, celując w soczysty fiolet oprawy kolorystycznej Mileeny. Nie grała nią do tej pory ani razu chyba, ale nie miało to znaczenia. Tak, jak jej przegrana w pierwszej turze, którą wita westchnieniem
- Obie chyba powinnyście sporo się nauczyć, jeśli chcecie grać - Carei niemal podskoczyła, gdy usłyszała głos za sobą, rejestrując, że wcześniej dostrzeżona gromadka chłopców, zakończyła, bądź przerwała własną zabawę, by skupić się na dwóch dziewczynach przy samotnym automacie. I chociaż autor słów, nie brzmiał złośliwie, raczej w tonacji uprzejmego rozbawienia, to Ejiri musiała poświecić głębszy oddech, by uspokoić mimowolne drżenie. Z bladym uśmiechem odwróciła się przez ramię - To prawda - przyznała wzruszając ramieniem, zerkając na towarzyszkę - ale, my tu tylko na chwilę - dopowiedziała, dla pewności, nie mając jednak pewności, czy Hanaa nie chciała przypadkiem otrzymać kilku lekcji, których propozycję wyczuwała w kierowanej ku nim zaczepce.
@Murayama Hanaa
W sytuacjach takich jak te najczęściej wycofywała się. Uciekała, gdy każda komórka ciała wręcz krzyczała, rozsadzała wnętrze. Nie była przyzwyczajona do takich emocji, a relacje z ludźmi bywały dla niej doprawdy wykańczające. Nie rozumiała ludzi, nie potrafiła czytać między wierszami, peszyła się podczas nawiązywania przypadkowych kontaktów wzrokowych. Ale teraz było inaczej, jakby udało jej się przepchnąć niegdyś postawioną, niewidoczną barierę własnego komfortu psychicznego. A może to właśnie ta dziewczyna, na którą patrzyła wyciągnęła do niej dłoń, przebijając się przez wcześniej nieprzekraczalne granice? Hanaa bez większego zawahania chwyciła tę dłoń, stając się... lepszą wersją siebie. Bo czasami nie trzeba zbyt wiele, by odmienić siebie, wystarczy trafić na odpowiedniego człowieka. Najlepiej takiego, który rumieni się w bardzo podobny sposób.
Jej imię powtarzała sobie w głowie jak mantrę, żeby na stałe wbiło się w pamięć i nie mogło umknąć w lepkiej mazi już i tak częściowo wyślizgujących się wspomnień. Nigdy nie chciałaby zapomnieć o kimś takim – przyjaciółce od pierwszego wejrzenia. Bo tak czuła i tak mogła ją w myślach bez jakichkolwiek konsekwencji nazywać. Nawet jeśli doskonale czuła, że Carei nie miałaby nic przeciwko. Mogłaby przysiąc. I o ironio, nie zwróciła nawet uwagi na to, że dziewczyna już wcześniej się przedstawiła zupełnie innym imieniem – Ejiri. Kimkolwiek była, ważne że była.
„Masz w sobie coś urzekającego.”
Oblana rumieńcem twarz musiała zaczerwienić się jeszcze bardziej – nie chciałaby nawet spoglądać teraz w lustro, jeśli miałaby taką sposobność. Nie sądziła, że usłyszy komplement z ust tak pięknej dziewczyny. We własnym mniemaniu w porównaniu z nią wypadała marnie, ale usłyszane ciepłe słowa przygarnęła sobie do serca, lokując je w specjalnym, honorowym miejscu.
— Dzię-kuję — odpowiedziała jak dziecko uczące się sylabicznego czytania, bo tylko tyle była w stanie z siebie wykrzesać. Gdyby nie dźwięki krzyczących w tle graczy, systemowa muzyka odpalonej na automacie bijatyki i kłębiące się w głowie myśli, to wyobraziłaby sobie, że jest na łące pełnej wielobarwnych motyli. Owady siadałyby na niej, a ona śmiałaby się. Wiatr rozwiewałby jej farbowane włosy, bawił się materiałem jedwabnej sukni i otulał czule. Czuła się doprawdy wyjątkowo.
Spojrzała ponownie na ekran, gdy została nakierowana na odpowiednią postać. Zgrabnie wyklikała odpowiednie klawisze, wybrała już wcześniej upatrzoną postać i skinęła tylko głową. Nie zauważyła nawet, że tuż za nimi wyrosła banda chłopaków, którzy od razu skomentowali ich obecność w salonie gier. Mimowolnie zmarszczyła brwi i choć rozsądek podpowiadał jej, że nie powinna wchodzić w zbędną dyskusję i spławić chłopców jakimś jednoznacznym komentarzem, tak całe to roztrzęsienie i rozemocjonowanie nie pozwoliło żadnym słowom wydostać się z gardła. Całe szczęście, że Carei od razu się odezwała, bo to podniosło Hanę na duchu, rozkleiło jej usta.
— Praktyka czyni mistrza, też powinniście grać, by utrwalać umiejętności.
— Skorpion też może się teleportować — krzyknął jeden z chłopaków, który prawdopodobnie wczuł się w rolę nauczyciela albo znawcy krwawej bijatyki. — Wyjmij miecz i nawalaj w nią ogniem. Dół, lewo i atak!
Spróbowała i faktycznie, z rąk pikselowego wojownika wyleciała kula ognia.
— Wy, chłopcy, czasami bywacie naprawdę przydatni — wyrzuciła z siebie radośnie po przegranej pierwszej rundzie. — Uważaj, Carei, bo nadchodzę, ha!
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Nie wyobrażała sobie często, by naleciałości, które co jakiś czas przysparzały jej wrażeń, mogły doprowadzić do podobnej znajomości. Wciąż, cisnęły się jej na usta przeprosiny, ale nic, co można byłoby określi mianem niezadowolenia, czy gniewu, nie malowało jasnego oblicza dziewczyny. Ujmowała ją za to prostota, z jaką początkowa nieznajoma, operowała zyskaną pomyłkowo relacją. Jak gdyby przez chwilę, Eji stała w centrum uwagi, dokładnie w centrum, bez nachylenia granic skrajności - braku czy przesytu. To sprawiało, że łatwo przychodziło jej wyciągnąć rękę, być sobą na tych wszystkich płaszczyznach, w których przy ogromnym gronie tłumów, musiała uważać. Zamykać się.
Im dłużej patrzyła na Hann, tym łatwiej przychodziły jej słowa, czysto płynące z natchnienia, z myśli urzeczonej cudza obecnością, cudzym piękne, które potrafiło zatrzymać ją w wejściu, czy na ulicy. Ale zatrzymała ją ona, otwierając się na... na nią? I dziwnym było patrzeć na rozlewającą się na policzkach uroczość. te samą, która tak łatwo zdobiła jej własne lica.
Na podziękowania, zareagowała uśmiechem. Jasnym, pełnym, tym samym światłem zdobiąc też dwa krążki ciemnych źrenic. Nie potrzebowała tłumaczyć więcej, dopowiadać. Rozumiała. I chciała zostawić postać tego rozumienia w najjaśniejszej formie do zapamiętania. Naturalnie.
Dziewczyna skutecznie pociągała uwagę ku sobie, dlatego sam automat, przy którym stały, odegrał równie skuteczną rolę tła, do którego wróciła, gdy na nowo pokusiły się o wybór postaci i nową turę. Nie oczekiwała sukcesu z możliwościami nieznanymi, a tym bardziej jakiegokolwiek dla nich aplauzu, który przeszedł z zewnątrz.
- Utrwalamy bardzo często - chłopięcy głos jest pewny - możemy robić to razem - dodaje młodzieniec, chociaż słychać w głosie bardziej pytanie, kierowane ku jej przyjaciółce, niedługo po kolejnych podpowiedziach. I Carei widziała coś równie ładnego, iskra, która nadaje mu czegoś mniej płytkiego. A jednak, nie mógł mieć tak łatwo - Nie dziś - to jej własny głos się otwiera, by kątem oka spojrzeć na chłopaków przez ramię, śmiejąc się przy tym na słowa Hany - ...dziś jest moja - kończy, mrużąc oko z błyskiem kierowanym do dziewczyny. A co miało byc innym dniem - zostawiała innym dniom. Rzeczywistość weryfikowała się sama bez ich pomocy.
| zt
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
Salon gier Asaigawa od zawsze przyciągał tłumy nastolatków spragnionych ucieczki w świat gier, zwłaszcza w weekendy. Wirtualna rzeczywistość pozwala na odcięcie się od szkoły, obowiązków, problemów. Dlatego też nic więc dziwnego, że kiedy ogłoszono otwarcie nowego Escape Room'a, wzbudziło to niemałe poruszenie. Zwłaszcza, że na portalu społecznościowym zorganizowano loterię. Pięciu szczęśliwców miało zostać wybranych i zupełnie za darmo jako pierwsi wziąć udział w zabawie.
I to właśnie wam się udało. Szczęście? A może coś innego sprawiło, że teraz staliście przed drzwiami prowadzącymi do upragnionej rozrywki? Cóż, raczej nikt nigdy nie pozna oficjalnej wersji.
Oprócz waszej trójki, w pokoju znajdowała się dwójka innych uczestników: dość drobna i filigranowa szatynka, która co chwilę spoglądała ukradkiem w kierunku Seiyi oraz chłopak, wysoki, dobrze zbudowany o farbowanych, blond włosach, który na myśl przywodził pracownika kawiarni w stylu Host Club.
Przed waszą piątką pojawiła się inna kobieta o mysich włosach i zdecydowanie za dużych okularach, które musiała co chwilę poprawiać, kiedy te zsuwały się na jej nos. Uśmiechnęła się szeroko do was i rozłożyła ręce na boki w geście zaproszenia.
- Witajcie w naszym Escape Room'ie! Nazywam się Kobayashi Satoko i pozwólcie, że najpierw pogratuluję wam wygranej! Bardzo miło mi was gościć tutaj i mam nadzieję, że przeżyjecie niezapomnianą przygodę. Rozumiem, że z zasadami udziału w zabawie zdążyliście się już zapoznać, tak samo z regulaminem, który każdy z was otrzymał w załączniku maila, który wysłaliśmy do was kilka dni wcześniej. Jak już wiecie, pomieszczenie do rozgrywki składa się z kilku pokoi, a nie jednego i czas na ucieczkę wynosi trzy godziny. Macie prawo do trzech podpowiedzi a kontaktować się z nami możecie przez walkie talkie. Wybierzcie spośród siebie lidera, który będzie w jego posiadaniu. - wskazała ręką na stolik obok, gdzie znajdowało się wcześniej wspomniane urządzenie oraz jedna latarka.
- Rzecz jasna będziecie obserwowani przez kamery, wiec w razie podejrzenia jakiegokolwiek zagrożenia wkroczymy do akcji, więc możecie czuć się bezpiecznie. A teraz.... pozwólcie, że wprowadzę was w fabułę. Bierzecie udział w rosyjskim eksperymencie, za który mieliście otrzymać po pół miliona euro. Mieliście spędzić miesiąc w celach, odizolowani od świata, a naukowcy mieli obserwować zmiany, jakie miały nastąpić w waszym zachowaniu. Niestety, bardzo szybko okazało się, że była to pułapka i tak naprawdę eksperymenty okazały się znacznie gorsze, zakrawające o tortury. Waszym celem jest ucieczka z placówki, nim będzie za późno. Rozgrywkę rozpoczniecie w świetlicy. Jakieś pytania? Ach, tam macie przymierzalnie i bardzo proszę was, abyście przebrali się w specjalnie przygotowane kostiumy na tę okazję. Są to białe spodnie dresowe, szary podkoszulek i biała bluza z waszymi numerami, jakie przydzielono wam przy przyjmowaniu do eksperymentu. Buty też są dołączone, trampki, również białe, według rozmiarów, które podaliście w mailu. - kobieta zamilkła, dając wam chwilę na wytchnienie i przetworzenie wszelakich informacji, jakie podała.
- - - -
Termin: 04.06 godz. 22:00
Od MG:
Wiem, że są 48h na odpis, aczkolwiek chciałabym zmienić tę zasadę na to wydarzenie i wydłużyć do 72h. Wynika to z faktu, że wielu z nas ma inne posty, prace, szkołę, zajęcia. Sama też dam sobie 72h (chyba że wasza cała trójka jednak woli zostać przy 48h, to po prostu dajcie mi znać). Oczywiście zachęcam do szybszych odpisów, a nie na ostatnią chwilę, bo jak posty pojawią się prędzej, to i ja postaram się szybciej odpisać c:
Jakby ktoś nie mógł dać odpisu - niech informuje mnie na pw. I ogólnie jak macie jakieś pytania to spokojnie piszcie do mnie prywanie!
@Raikatsuji Shiimaura @Yakushimaru Seiya @Shirai Asami
Shirai Asami, Raikatsuji Shiimaura and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.