Salon gier Asaigawa - Page 7
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

26/8/2022, 23:49
First topic message reminder :

Salon gier Asaigawa


Był rok 1987, gdy pełen nadziei i ambicji Asaigawa Taichiro podjął się własnej działalności. Nie sądził wtedy, że okres świetności automatów rychło się zakończy. Przed erą prywatnych komputerów salon pękał w szwach od spragnionych adrenaliny młodych studentów, jednak wraz z rozpowszechnieniem technologii lokal zaczął popadać w coraz większe finansowe tarapaty. Było to powodem jego przeniesienia na skraj centralnej dzielnicy Fukkatsu, będąc o krok od zakwalifikowania do Nanashi.

Miejsce uparcie jednak funkcjonuje, choć Asaigawa dawno przewraca się w grobie. Ceny mocno poszły w dół, w środku jest zaduch i dziwny, niewygodny półmrok, kojarzący się z czymś złowieszczym i mrocznym. Nierzadko można odnieść wrażenie, że tylko kilka godzin dzieli firmę od splajtowania, ale przeszłość najwidoczniej wciąż walczy o swoje. Ten salon gier to terytorium stałych bywalców, którzy nie zapomnieli o istnieniu Street Fighter II. Pac-Man czy Ultimate Mortal Kombat 3. Zewsząd słychać charakterystyczne pikanie i mruczenie będących na chodzie urządzeń - prawdziwa muzyka dla wszelakich freaków.

Poza tym, jeżeli ktoś docenia stary klimat to z pewnością odnajdzie się w tym ciasnym, wypełnionym maszynami lokalu. Wiele można mu zarzucić, ale ci bardziej wytrwali odczują atmosferę zwykle spotykaną wyłącznie w gronie bliskich znajomych czy rodziny. Obecny właściciel oferuje kilka wysłużonych kanap, ekspres do kawy i stale uzupełniane papierowe kubeczki; jest też łazienka i sterta poszarzałych magazynów o grach do przejrzenia dla tych, którzy czekają na swoją kolej. Zamknięcie formalnie następuje o godzinie 20, ale prawda jest taka, że pan Kirishima, mimo podeszłego wieku, rozumie znaczenie słowa "zabawa". Zdarza się więc, że lokal cichnie dopiero grubo po północy, gdy ostatni z klientów odbierze telefon od rozwścieczonej, żądającej powrotu do domu żony.

Tu czas ma własny rytm.

Haraedo

Shirai Asami

28/9/2023, 21:20
 Jej wzrok z ulgą przyjął czarną płachtę zasłaniającą dalszą część przejścia. Jedyny element, który nie był tak okropnie biały, nie gryzł w zmęczone od jasności oczy i pulsującą tępym bólem głowę. Powiodła wzrokiem za Naną i prawie odetchnęła, gdy jej szybki ruch odkrył zakończenie tej szalonej przeprawy. Potrzebowała tabletek, a te leżały razem z resztą jej dobytku. Choć sądząc po tym, jakiej intensywności zaczęła nabierać migrena, raczej skończy się na leżeniu plackiem przez najbliższe kilka(naście) godzin, gdy już dotrze do mieszkania i padnie na najbliższą płaską powierzchnię.
 – Tak, ta część z wodą może być trochę problematyczna. Z drugiej strony podręcznik do programowania leżący na widoku za bardzo ułatwia zadania z kodowaniem. – Schowanie go gdzieś pewnie wyrównałoby odrobinę poziom z pozostałymi, nastawionymi na pracę fizyczną elementami rozgrywki. Od tego jednak był mail, żeby podzielić się wszelkimi przemyśleniami, a Shirai bez wątpienia odpisze na wiadomość. Jak już dojdzie do siebie.
 – Trzymaj się, panie doktorze – obejrzała się na Yakushimaru z odrobinę złośliwym uśmieszkiem, poprawiając kolorowe włosy. Kiwnęła jeszcze głową do Yoha, z dziewczynami mogła pożegnać się w szatni. Nie skusiła się na poczęstunek – kawa podniosłaby jej tylko ciśnienie, a przy migrenie jakikolwiek posiłek mógł obrócić się przeciwko niej. Doceniała jednak, że pojawiła się taka możliwość po wysiłku, tak fizycznym, jak i psychicznym, który mieli w zamkniętych pomieszczeniach escape roomu.

zt
Shirai Asami

Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.

Hecate Black

4/2/2024, 23:20
04.02, 2038 roku;
godzina 21:32



  Lubiła klimaty miejsc takich jak to — panujący w niemal każdym kącie lokalu półmrok, wygłodniałe rozrywki spojrzenia śmigające między jednym podstarzałym ekranem a drugim. Pod mdłym światłem wiszących u sufitu lamp widać było dokładnie każdą z wolno mknących przez powietrze drobinek kurzu. Siedząca w cieniu rzucanym przez ścianę postać obserwowała je ze znużeniem. Lodowy błękit i czekoladowy brąz lśniących ślepi śledziły tę wędrówkę od dobrych kilkunastu minut, nie odrywając się od nich nawet w momencie gdy postawna sylwetka usiadła ciężko na krześle naprzeciwko kanapy zajmowanej przez nią samą. Dopiero łoskot otwartej dłoni opadającej na wyniszczony czasem blat wpierw zmrużył powieki, później zwrócił wzrok ku sobie — palce przyciskające do blatu wypchaną kopertę przykuły uwagę wpierw unosząc ku górze jedną z brwi, później ciągnąc w ślad za nią jeden z kącików ust.
  Papieros nie widomo kiedy utkwił między pełnymi wargami; metalowe zippo pstryknęło i wydawało się, że przez kilka krótkich sekund syk drobnego płomienia był jedynym dźwiękiem wypełniającym przestrzeń salonu. Wystarczyło jedno mrugnięcie by otoczenie wróciło do normy, żeby znów dosłyszeć odgłos wiwatów dobiegający znad jednej z maszyn, by wyłapać z tła stukot obijanych o siebie szklanek z bóg wie czym w środku. Wystarczyło również jedno znaczące skinienie głową podczas zaciągania się papierosem, by niezadowolony pomruk mężczyzny poprzedził chwycenie koperty w uścisk i wyjęcie jej zwartości — pliku pieniędzy przeliczonego na oczach ich dwójki dla pewności. Obserwowała jak opuszki przemykały po kolejnych banknotach, doskonale zdawał sobie z tego sprawę, odczuwając co chwilę smagnięcia otulającego policzek kłębu szarego dumy. Nim zdążył tknąć kilku ostatnich świstków, wolna ręka dziewczyny zabrała mu je z ręki, zamiast tego zostawiając drobne zawiniątko — malutki pakuneczek w otuleniu czarnego materiału przewiązanego sznurkiem jutowym.
  — To tyle? Nie tak się umawialiśmy — Podniósł głos, słychać było poirytowanie w uniesionych tonach. W tym samym czasie ona zdążyła schować już pieniądze i zerknąć w kierunku prezentowanych nad barem alkoholi; zmięła między paliczkami pustą kopertę. Ręka poruszyła się zaraz bezwiednie w szybkim machnięciu, nie do barmana, nie do kelnera, lecz do swojego rozmówcy; odgoniła go krótkim gestem, tak samo jak machało się na upierdliwą muchę w gorący, letni dzień.
  Zawias w metalowej zapalniczce znów się poruszył; pomarańcze i czerwienie płomienia liznęły krawędź białego papieru, lecz nim pożarły ją całkowicie nadgarstek poruszył się żwawo, tłumiąc pożar w zarodku. Nic nie powiedziała, zamiast tego konfrontując z nim wzrok. Mężczyzna warknął coś jeszcze pod nosem mimo tego zgarniając woreczek ze stolika i odchodząc w akompaniamencie zgrzytu nóg krzesła o podłogę.

ubiór

;tekst dodatkowo zaznaczony kursywą jest w języku angielskim
 @Yōzei-Genji Setsurō  



Salon gier Asaigawa - Page 7 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Seiwa-Genji Enma, Satō Kisara and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Setsurō

13/2/2024, 03:04

   — Karma.
   . . .
   — Karma.
   . . .
   — Karma.

   To uścisk palców na szczęce sprowadza go z powrotem do miejsca, w którym znajduje się jego ciało, bo myślami jest jeszcze przy kobiecie, z którą widział się wczorajszego dnia. Mężczyźnie udaje się zwrócić na siebie uwagę Setsurō przez paznokcie, które, w konsekwencji zaciśnięcia się na skórze, zostawiają ślad na jego policzku. Unosi na niego spojrzenie, zadzierając przy tym głowę – bo chociaż na ogół wyróżniał się z tłumu swoim wzrostem, zwłaszcza w Japonii, to nie w porównaniu z nim – ale nie robi tego szybko, wręcz przeciwnie; robi to tak wolno, jak tylko może, żeby dać znać Akirze, jak bardzo kontrola, jaką nad nim ma, jest umowna. Wygląda na to, że dociera do niego ostrzeżenie, jakie Setsurō zawiera w swoich oczach, bo puszcza go. Za każdym razem, kiedy się z nim tak bawi, kusi los, ale Akira o tym wie. Lubi niebezpieczeństwo; z tego powodu ma na własność wiele dzikich zwierząt, a wśród nich – bo tak właśnie się z nim obchodzi – również Yōzeia. Przyjemność sprawia mu badanie granic, które względem niego muszą być przesunięte bardziej, niż pozwala na to jego natura.
   — Czego chcesz?
   Mężczyzna zaciąga się papierosem, którego trzyma w dłoni, zanim zgasi go – spalonego w połowie – na ramieniu Setsurō, a następnie wyrzuci do śmietnika obok.
   — Grzeczniej. Tak cię wychował Taishirō?
   Przez twarz Setsurō – a właściwie jedną jej stronę, bo druga nie może na nic zareagować – przechodzi ból, jednak… to wszystko. Obrona przed nim to już atak, a walka z członkiem swojego klanu – zakładając, że zdoła ją w ogóle wygrać – wcześniej czy później doprowadzi go przed oblicze potomków cesarza, gdzie ostatecznie to on przegra, ale swoje życie. Hierarchia. Mimo tego nie umie się powstrzymać przed zwróceniem mu uwagi, że od tego, żeby przestał się przejmować pozycją, jaką w niej zajmował, dzieli ich coraz mniej:
   — Granice, Akira. Przekraczasz je.
   Akira – o dziwo — odsuwa się od niego, i to zarówno emocjonalnie, jak i fizycznie, bo podchodzi do leżącego na chodniku chłopaka i zmienia temat. Kopie go butem, ale ten nie wstaje. Śledząc swojego przełożonego wzrokiem, Karma rozkłada więc na nowo łopatki, które zdążył już złożyć w gotowości na, cóż, wyprowadzenie ciosu w jego twarz.
   — Wiedziałem, żeby nie wysyłać na to spotkanie pieprzonego Ōgimachi. Do niczego się nie nadają.
   Przewraca oczami, bo wie, do czego zmierza. Będzie musiał wykonać zadanie, którego nie był w stanie wykonać jego poprzednik. Mimo że nie zgadza się z rozkazami Sagi, to jednak żadnemu z nich się nie sprzeciwia. Według jego ojca to właśnie na fundamencie hierarchii stoi całe Minamoto; to, co stało się z nim i jego matką po jej buncie, tylko potwierdziło, że jego racji nie można zaprzeczać. Jeszcze raz rzuca spojrzenie na Ōgimachiego, który trzyma się rękami za twarz; spod jego palców ścieka na ziemię kroplami krew. Kłamie, chociaż jednocześnie mówi przecież prawdę, bo nie dostał ani jednej konkretnej informacji:
   — Nie rozumiem.
   Akira daje mu pod nos – jak daje się rzecz psu, żeby ten złapał trop – sakiewkę, jaką wyjął z kieszeni. Setsurō bez przekonania wyciąga po nią rękę, ale, ku jego zaskoczeniu, Saga rzuca ją na jego dłoń.
   — To. Za. Mało. Ma. Być. Dużo. Teraz rozumiesz?
   Otwiera już usta, żeby zapytać ale czego?, lecz postanawia je zamknąć, widząc minę Sagi. Zadaje więc zamiast tego inne pytanie, odpowiedź na które wydaje mu się być bardziej kluczowa:
   — Nie powiedziałeś, kogo mam szukać.
   — Będziesz wiedzieć, kiedy ją zobaczysz.
   Ją?
   — Idź. Może jeszcze jest w Asaigawie.
   W tym… salonie gier?
   To w takich miejscach Minamoto prowadzi teraz interesy?
   Kręci głową, nie wierząc w to, co się dzieje.
   — Nie jestem odpowiednią osobą do tego. Wiesz, że nie umiem negocjować.
   — Umiesz, bo twoim argumentom bardzo trudno się oprzeć.
   Źrenice Setsurō zwężają się, kiedy rozszerza powieki w zdziwieniu.
   — Łatwo ci to powiedzieć, Akira, co?
   — Karma… — mężczyzna zwraca się do niego tonem, od którego Yōzeiowi dreszcz przechodzi po plecach. — Bardzo chcę wierzyć, że chociaż łono twojej matki nie było bezwartościowe, ale zaczynam mieć wątpliwości nawet co do tego.
   — Akira.
   Saga uśmiecha się do niego, a pewność siebie, jaką tym wyraża, zdradza Setsurō, że ma on w zanadrzu coś, za pomocą czego jest w stanie utrzymać jego gniew na wodzy. Broń? Dlatego na tak wiele sobie pozwala? Musiało tak być. Yōzei ogranicza się więc do zaciśnięcia zębów, posłusznie odchodząc w wyznaczonym mu kierunku.
   — Masz nie wracać bez towaru, słyszysz?! – krzyczy za nim Akira.
   Ignoruje go.

   O tej porze dnia salon gier powinien być już dawno zamknięty, ale zanim jeszcze naciśnie klamkę, wie już, że drzwi będą otwarte. Widzi przez szybę świecące się w ciemności ekrany automatów. Po wejściu do środka zatrzymuje się na chwilę, żeby dać swoim oczom możliwość przyzwyczajenia się do panujących tu warunków, zanim pójdzie dalej, wzrokiem szukając swojego celu. Tak jak mu powiedziano, zobaczył go od razu, bo kobieta, która stoi teraz przy barze, patrząc na stojące na półkach alkohole, roztacza wokół siebie aurę… osoby nie z tego świata. Nie może mieć co do tego pewności, jednak od razu ma wrażenie, że trafił na senkenshę. To mogło wiele utrudnić… lub też ułatwić, w zależnosci od jej nastawienia do podobnych jej ludzi.
   — Czekaj. Ja zapłacę.
   Za agresywnie.
   — Na co masz ochotę?
   Za łagodnie.
   Siada przy barze, po którym – jak to kot – chodzi bakeneko. Lubią miejsca, w których słychać brzęk monet, a że w świecie kart kredytowych było ich coraz mniej, nie dziwiło go, że zamieszkał właśnie tutaj. Nie czuje od niego wrogich zamiarów; zdaje się, że nikt nie wysłał go tu po to, żeby kogoś zabić. Głaszcze więc demona po grzbiecie, szukając jego odbicia w wyjątkowych, dwukolorowych oczach nieznajomej.
   — Setsurō.
   Wyciąga do niej dłoń w ramach przywitania się. Póki co woli nie poruszać tematu „długu”, który zaciągnęła u Sagi, licząc na to, że uda im się rozwiązać tę sprawę na drodze, cóż, pokojowej – ale ta nadzieja staje się płonna, kiedy lód jednego z jej oczu zdaje się przeszyć jego ciało na wskroś.


Ostatnio zmieniony przez Yōzei-Genji Setsurō dnia 13/2/2024, 19:43, w całości zmieniany 1 raz
Yōzei-Genji Setsurō

Hecate Black and Satō Kisara szaleją za tym postem.

Hecate Black

13/2/2024, 04:55
  Mimo iż mógł się tego spodziewać gdy pełen złości odstawiał krzesło na bok, to nie wierciła mu dziury w plecach patrząc jak stawiał ciężkie kroki naprzód. Nie zagrzał sobie miejsca w gronie interesujących ludzi, nie był też intrygującym yurei ani niecodziennym medium — w każdej z tych trzech grup ceniła jednostki stanowiące wyłam od normy, jeśli którekolwiek wykazywało choć odrobinę czarującej odmienności była w stanie zagryźć zęby i brnąć naprzód w nieznane byleby zaspokoić ciekawość, dać się porwać nieznanemu nurtowi. Mężczyzna wychodzący z salonu gier nie miał w sobie nawet krzty atrakcyjnych nut, była w stanie to stwierdzić już po pierwszy spojrzeniu. Nie byłaby zdziwiona gdyby byle uczniak po pięciu minutach obcowania w takim towarzystwie nabył zdolność przewidzenia kolejnych pięciu kroków — wściekłe warknięcie, irytacja wywołana brakiem reakcji, ramiona opadające z trzaskiem zawodu gdy bluzgi nie pomagają sięgnąć celu aż w końcu zrezygnowana kapitulacja i telefon do szefa — hej, to ja, nie poszło po naszej myśli...; była w stanie kropka w kropkę przytoczyć tony z jakimi padały kolejne kurwy.
  Trzaśnięciu podrapanych czasem drzwi towarzyszyło dźwięczne parsknięcie. Palce które jeszcze przed momentem przemykały po pulsującej lekko skroni teraz opłacały w miękki uścisk popielniczkę — wysłużony kawałek metalu dawno już stracił swój oryginalny blask teraz chwaląc się co najwyżej coraz to nowszymi smugami czerni czy wgnieceniami od ciągłego lądowania na podłodze. Nie miała wątpliwości co do tego ile razy w akcie wściekłości po przegranej grze młodzi zrzucali całą zawartość stolików wszędzie dookoła. Przedmioty musiały tłuc się o brudne deski równie mocno co migrena tłukąca się właśnie pod okalaną rudymi pasmami czaszką; wiedziała, że czeka ją kolejna bezsenna noc lecz postanowiła się nią nie przejmować, jeszcze nie teraz, gdy na języku czuła posmak nie tylko tytoniu ale i rozwijającej się działalności.
  Metal stuknął o drewno barowego blatu gdy w końcu się zatrzymała; ziewnięcie zniknęło za wnętrzem uniesionej dłoni w moment po tym jak w połowie wypalony papieros wylądował oparty o kilka wypalonych kiepów. Rozważała przez chwilę, czy nie wrócić do domu — czy nie złapać za odwieszoną na wieszaku czarną katanę nie zamówić taksówki i nie przebrnąć przez gąszcz tylko sobie znanych ścieżek Kinigami które doprowadziłyby ją do zamieszkiwanego budynku najszybciej. Chwilę później uświadomiła sobie jednak, że nawet gdyby ciało otulił wpierw gorąc kąpieli a następnie miękki aksamit wyścielonego łóżka, to sen i tak by nie nadszedł. Spędziłaby pierwsze pół nocy na pełnych frustracji próbach i to tylko po to, by później znaleźć sobie zajęcie na następnych kilka godzin dopóki wycieńczenie samo nie ścięłoby jej z nóg. Na szczęście znała na to dobre rozwiązanie  — stało na półce przed nią otulone mdłym światłem zakurzonej lampy o paskudnie żółtym świetle nadającym otoczeniu klimatu podstarzałego filtra. To nie przeszkadzało jednak złotemu trunkowi w uwydatnianiu swoich walorów.
  Zamierzała już wołać... Kogo, tak w zasadzie? Barmana? Kelnera? Właściciela? Bogowie jedni wiedzieli i szczerze mówiąc nie zamierzała się tym przesadnie interesować. Jedyne na czym jej zależało to by whisky zostało odpowiednio schłodzone przed podaniem. Nie pogardziłaby również ulubionymi dodatkami lecz im dłużej taksowała otoczenie spojrzeniem, tym niżej upadały oczekiwania. Wątpiła by w tak old-schoolowym miejscu aż tak przejmowano się różnorodnością drinków.
  Ramiona dziewczyny drgnęły ku górze w nagłym, niekontrolowanym geście. Nie było sensu się nad tym zastanawiać, na fancy napoje mogła wyjść kolejnej nocy. Nim pełne wargi uformowały się w słowo czyjś głos skutecznie stulił je ze sobą w wąską linię zaskoczenia.
  — Czekaj. Ja zapłacę.
  Nie zdziwiła jej propozycja sama w sobie, wszak do podobnych przywykła ze względu choćby na częste uderzanie w kluby, nigdy też nie narzekała na braki w pewności siebie. W miejscu zatrzymał ją raczej fakt, że zwyczajnie nie spodziewała się niczyjej obecności, nie o tej godzinie, nie w takim miejscu. Jeszcze przed chwilą była tutaj sama, czyżby więc zalążek migreny i nieodparta myśl o umoczeniu ust w alkoholu zajęły umysł na tyle, by ten nie zanotował subtelnego skrzypnięcia drzwi? Przez moment chciała westchnąć, zawiedziona chwilowo otumanionymi zmysłami ale szybko zrezygnowała, reflektując się w porę. Nim wyrzucił z siebie kolejne słowa, ona już pozwalała figlarnemu uśmiechowi rozciągnąć miękkie usta — wyraz w niczym nie przypominał rozbawienia dziewczyny której właśnie zaproponowano drinka, jeśli miał cokolwiek przywodzić na myśl, to tylko zgrozę; bogowie jedni wiedzieli co tak naprawdę stało za zmrużonymi nagle ślepiami.
  — Negroni topowame Prosecco dodatkowo odpowiednio schłodzone i udekorowane dwoma cząstkami pomarańczy — odparła bez nawet sekundy zawahania czy pogłosu zająknięcia. Można by było przysiąc, że gdzieś na samym końcu jej słów pobrzmiewał koci wręcz pomruk. Ciężko było potwierdzić czy ów nalot był jedynie żniwem nadmiernie działającej wyobraźni, efektem ugłaskiwania grzbietu demonicznego kota czy może jednak jak najbardziej rzeczywistością. — Ale tutaj tego nie uświadczę, więc wystarczy whisky z lodem.
  Niedokończony papieros wylądował z powrotem między smukłością palców; kilka ognistych pasm długich włosów zsunęło się z dziewczęcego ramienia, gdy sięgała do popielniczki. Filtr wylądował na właściwym miejscu w przeciągu jednego mrugnięcia. Gdy już zaciągała się rakotwórczym dymem, nie omieszkała przy okazji otulić niespodziewane towarzystwo uważnym spojrzenie. O ile zaskoczył ją raz, na kolejny nie zamierzała pozwolić, wszak od zawsze ceniła umiejętności czystego instynktu. Dwie różne barwy ślepi opadły zaraz na wyciągniętą dłoń — wypalały w niej dziurę przez kilka bardzo krótkich acz niemożliwych do zignorowania sekund, aż w końcu wolna dłoń dziewczyny nie tknęła odstającej kości w nadgarstku;  nie zatrzymała się jednak na długo w jednym miejscu, bo opuszki płynnie pomknęły dalej, stopując dopiero przy jednym ze zbłąkanych kosmyków który sprawnie odgarnęły w tył gdzieś za małżowinę ucha. Nie spuszczała przy tym nieznajomego lica z oczu nawet na sekundę. Wycofała rękę dopiero gdy między nimi powstała ulotna bariera skonstruowana z szarego kłębu nikotyny.
  — Przyjemność po mojej stronie, Setsurō — cmoknęła krótko, postanawiając póki co nie zdradzać się z imieniem, po części ciekawa jak wielu ludzi potrafiło przypisać faktyczną twarz do niepochlebnych plotek o wiedźmie z Kinigami. — W czym mogę pomóc, pretty boy?

@Yōzei-Genji Setsurō



Salon gier Asaigawa - Page 7 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Satō Kisara and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Setsurō

16/2/2024, 06:11

   Słucha – a wraz z każdym wypowiedzianym przez Hecate słowem dociera do niego, jak bardzo dosłowna jest jej odpowiedź na zadane przez niego pytanie. Przez chwilę zdaje mu się, że specjalnie podała mu zachciankę, której nie może spełnić – mimo że jej to obiecał – dopóki Black nie składa zamówienia, jakie rzeczywiście może zostać zrealizowane. Mogła przecież tego nie robić, ale skoro zrobiła… to jednak chciała z nim rozmawiać. Dziwi go, że w miejscu takim jak to w ogóle jest bar – zawsze miał wrażenie, że przychodzą tu głównie dzieci – ale właściwie to, zwłaszcza o tej porze, widzi obok siebie ludzi, którzy już od dawna są dorośli. Cóż. Być może przyciągał ich tutaj sentyment do gier z ich dzieciństwa.
   — …zapamiętam — odpowiada, mimo woli unosząc kąciki ust w uśmiechu. Przecież więcej już się po tym dniu nie zobaczą. Stuka paznokciami w powierzchnię blatu, żeby zwrócić się już do barmana po przyciągnięciu jego uwagi tym dźwiękiem — Dwa razy whisky z lodem, proszę.
   Idzie wzrokiem za jej dłonią. Kontakt, jaki z nim nawiązuje – właściwie rzecz biorąc zanim jeszcze w ogóle dojdzie między nimi do wymiany podstawowych danych – jest daleki od naturalnego, a przynajmniej było tak w kulturze kraju, w jakim Setsurō został wychowany. Czy nie pochodziła z Japonii, jak on? Sądząc z wyglądu, to przynajmniej jej rodzice nie. Wraca spojrzeniem do jej oczu podczas zakładania przez nią włosów za ucho. Patrząc w milczeniu spod na wpół zamkniętych, na wpół otwartych powiek… daje jej zrobić ten ruch od początku do końca; zrobić z nim to, co chce. Wbrew temu, co powinien – a powinien nie okazać przed nią żadnej słabości, którą mogłaby przeciwko niemu wykorzystać – wyraża swoją biernością może nie brak sił, ale z całą pewnością zmęczenie.
   Nie udaje mu się dokonać z nią wymiany (imię za imię), ale już po sposobie, w jaki się wobec niego zachowała, domyślił się, że nie będzie to tak łatwe, jak chciałby, żeby było. Tajemniczość, która – w normalnych okolicznościach – byłaby dla niego przedmiotem zainteresowania, w tym szczególnym przypadku działa na niego stresująco, bo nie ma na to czasu. Potrzebuje informacji na jej temat, a cała trudność polega na tym, że póki co może mu je dać tylko ona sama.
   Kiedy mówi po angielsku – znów ten angielski! już wczoraj w nim rozmawiał – nie może oprzeć się wrażeniu, że jest w stanie usłyszeć obce pochodzenie w jej akcencie. Ale to były przecież tylko dwa słowa; nie może na ich podstawie wyciągać aż tak daleko idących wniosków. W związku z myśleniem o tym dopiero po czasie dochodzi do niego znaczenie tych wyrazów. Przez sekundę wygląda, jak gdyby nie spodziewał się dostać od niej takiego komplementu. Ledwo jednak ta sekunda minęła, a cisza między nimi została przerwana przez śmiech.
   — Pretty girl – powtarza za nią – ironicznie, więc po części fałszywie… ale po części też prawdziwie, bo, zgodnie z określeniem, jest przecież ładna — musiałaś widzieć tylko połowę mojej twarzy.
   Zdaje sobie sprawę z tego, że dla wielu osób to, iż jego twarz jest w połowie sparaliżowana, jest rzeczą, którą mogą zignorować. Sam nie jest w stanie siebie tak nazwać – ale głównie dlatego, że wie, skąd wzięło się to uszkodzenie, i to świadomość tego uniemożliwia mu odniesienie się do niego inaczej niż z pogardą wymierzoną w siebie sprzed lat. Tak czy inaczej, w tym momencie to już jest dawanie świadectwa skromności, z którą jego nieznające umiaru, hedonistyczne podejście do świata nie ma nic wspólnego, bo wszystko mu jedno, jak wygląda.
   „Jak mogę ci pomóc?”
   — Pieniądze mnie nie obchodzą…więc po co tu jesteś? ach, Setsurō……więc szukam partnerów, z którymi mógłbym zagrać o bardziej ciekawą stawkę.
   Kot usiadł na blacie i zaczął lizać łapę. Yōzei spojrzał na niego kątem oka, podnosząc do ust szklankę, którą przesunął w jego stronę barman.
   — Zagraj ze mną, proszę. Możesz wybrać w co. — Odstawia ją, żeby móc wskazać tą samą dłonią na rząd automatów znajdujących się za nimi. Nie jest wcale pewien swoich umiejętności grania na nich, ale to nic. — O twoje imię, na początek?
   Może zapłacić mu kłamstwem, oczywiście, ale nie przeszkadza mu taka waluta – jeszcze chwilę temu jej imię go w ogóle nie interesowało, teraz jest go ciekaw. A przecież również to, które będzie tylko wytworem jej wyobraźni, wiele mu o niej powie. Nic nie jest zupełnie przypadkowe.
   — Jestem pewien, że jest coś, co mógłbym dać ci w zamian... chociaż nie sądzę, że przegram. — Uśmiecha się, błyszcząc przy tym kłami w półmroku salonu. Komplement schodzi z jego języka bez żadnego wahania, strachu przed odrzuceniem w głosie, przez co wiadomo jest, że nie może mówić go całkowicie poważnie — Już widzę, że mam dzisiaj szczęście.
   Demon wtóruje Shirshu mruczeniem jak na potwierdzenie, wstając znowu, ale tym razem po to, żeby się przeciągnąć. Setsuro już jednak nie zwraca na niego uwagi, wpatrzony w nieznajomą oczami pełnymi oczekiwania na jej następny ruch, jak gdyby mógł go dzięki temu przewidzieć.
Yōzei-Genji Setsurō

Hecate Black and Satō Kisara szaleją za tym postem.

Hecate Black

19/2/2024, 03:32
  Z pozoru wyglądała na całkowicie rozluźnioną i nieporuszoną, niemniej mógł mieć pewność, że nawet na sekundę nie spuszczała z niego oczu — barwne ślepia śledziły każdy, nawet najmniejszy ruch rąk, przesunięcie stopy po ziemi w zasadzie można by było pokusić się o stwierdzenie, że wyłapywały nawet drgnięcia mięśni pod cienką warstwą skóry. Z jednej strony nie była zaskoczona tym, że ktoś stawiał jej drink, w końcu chadzając nocami po klubach natykała się na podobne sytuacje na porządku dziennym — zdawała sobie sprawę z własnej urody a jej odstające od japońskich standardów walory nierzadko tylko ją w tym utwierdzały. Z drugiej natomiast miejsce było dość nietypowe, nie stwarzało klimatu typowego dla podobnych zagrań. Dało jej to do myślenia lecz postanowiła póki co przesadnie o tym nie myśleć.
  Wątpliwości zniknęły, zepchnięte z blatu jadącą po nim szklanką z whisky; w momencie w którym szkło stanęło w miejscu złoty płyn zakołysał się niebezpiecznie blisko krawędzi nieomal mieszając z kroplą wody spływająca po zewnętrznej ściance. Black złapała ją w dłoń z pomrukiem pełnym aprobaty, gdy chłód naczynia skontrastował się z ciepłem skóry. Dzięki temu mogła być przekonana co do tego, że trunek został poprawnie schłodzony i właśnie dlatego chwilę później umoczyła w nim usta. Nie był nie wiadomo jak wysokich lotów, po tylu spróbowanych okazach dało się już wyczuć mniej lub bardziej subtelną różnicę między firmami i staraniami które dokładali do swoich produktów. Ten tutaj zdecydowanie nie należał do górnej półki niemniej nie był też niezjadliwy. Wszelkie komentarze na ten temat pozostawiła jednak dla siebie.
  Znów bacznie go obserwowała, zawsze to robiła przy stosowaniu swoich dość śmiałych zagrywek. Lubiła różnorodność reakcji na jakie dało się natrafić wśród społeczności Fukkatsu. Od tych całkowicie zawstydzonych, czerwieniejących od najmniejszego, nawet najbardziej niewinnego kontaktu przez te zaintrygowane, trochę wciąż zarezerwowane lecz zdecydowanie podejmujące się zabawy w ten czy inny sposób aż do tych śmiałych, chętnie odpowiadających na zaczepki, grających w bardzo podobna grę opartą na figlarnych słowach i zaczepnych gestach. Nie przepadała natomiast za biernością i może właśnie dlatego ostatecznie cofnęła rękę, ponownie lokując jej uścisk na chłodnej szklance. Przez to jednak tym bardziej rozmyślała nad jego motywami — może potrzebnie, a może nie.
  — Pretty girl
  Jedna z brwi podjechał delikatnie ku górze, nie musiała nic mówić, by dało się zrozumieć, że coś jej tu nie pasowało. Pozwoliła mu jednak kontynuować bez wchodzenia słowo, ciekawa co jeszcze miał do powiedzenia w tym temacie. Gdy wspomniał o twarzy rzeczywiście przyjrzała jej się uważniej, wcześniej nie zwracając jakiejś szczególnej uwagi na znaczące ją mankamenty. Nie minęła długo czasu jak wzruszył ramionami wyraźnie nieporuszona. — Wystarczająco się już w życiu naoglądałam by wyrobić sobie opinię, że uszczerbki nie są niczym co należy uważać za negatywną cechę. Blizny, poparzenia, ubytki, deformacje... Nadają charakteru. I nierzadko niosą ze sobą fascynujące historie.
  Poruszyła szklanką wprawiając ją w okrężne ruchy — zawarty wewnątrz alkohol zawirował zaś kostki lodu obiły się o ścianki z charakterystycznym odgłosem.
  — Pieniądze mnie nie obchodzą…
  Wsparła wpierw łokieć na blacie, później układając policzek na stulonej w pięść dłoni. Obserwowała mimikę jego twarzy gdy mówił, skupiała się również na oczach — w którą stronę spoglądały, czy podrygiwały, czy umykała, gdy ona sama nie stroniła od patrzenia prosto w tęczówki rozmówcy.
  — ...z którymi mógłbym zagrać o bardziej ciekawą stawkę.
  To już brzmiało na tyle ciekawie, że znów zmrużyła ślepia. Rzadko spotykała się z podobnymi jednostki, którym nie zleżało na najoczywistszym. Głowa samoistnie odbił bardziej na jeden z boków, gdy mu się tak przyglądała w całkowitej ciszy. Zastanawiała się nad jego propozycją, raz tylko zerkając pond jego ramię by objąć wzrokiem postawiane wzdłuż ścian automaty. Old-schoolowy klimat maszyn okazał się kuszący. Mrok dalszej części pomieszczeni był rozświetlany już tylko neonami elektroniki nadającemu doświadczeniu grania tutaj dodatkowego klimatu. Nie trzeb było martwić się ciemnością, bo szerokie ekrany pełne kolorów wystarczająco oświetlały przyciski służące do sterowania. Lubiła gry, sama często sprawdzała różne tytuły, do tych kooperacyjnych wyciągając znajomych, zdecydowanie nie mogła więc powiedzieć, że należała do grona laików. W domu stojącym między gęsto rozsianymi drzewami Kinigami miała nie tylko laptopa ale i konsolę do spędzenia bezsennych nocy. Te co prawda różniły się nieco, niemniej nie sądziła, by ów różnica była aż tak rażąca. W końcu więc drgnęła, wpierw dopijając resztę whisky, później oferując obie dłonie siedzącemu tuż obok kotu. Spoglądała jak w pierwszej kolejności niuchał przy wyciągniętych palcach by następnie wejść w ramiona dziewczyny. Gotowa do postawienia kroku poprawiła tylko ułożenie zwierzęcia by móc podrapać go pod podbródkiem i ruszyła ku automatom.
  — W porządku, brzmi ciekawie — mruknęła nisko, pozwalając bakeneko na otarcie się łebkiem o policzek. — Niech on wybierze — dodała, schylając się na sekundę, by wypuścić demona z rąk. Ten popatrzył rozumnym wzrokiem wpierw na nią, później na drogę przed sobą, wyraźnie rozważając kolejne kroki; końcówka puchatego ogona gięła się płynnie to w jedną to w drugą stronę. Musiało minąć kilkanaście dłużących się w nieskończoność sekund by postawił miękko łapki przed sobą, ostatecznie wstrzymując krótką wędrówkę przy klasycznym Pac-Manie. Black w tym samym czasie sięgnęła dłonią do kieszeni bluzy — nie szperała w materiale długo, sprawnie wyłuskując czarną, nakrapianą białymi wzorami gumkę typu scrunchie. Niespiesznym krokiem pomknęła ku automatowi, przy okazji zgarniając palcami burzę rozsypanych na plecach rudych włosów.
  — Skoro czujesz, że masz dziś szczęście, to śmiało, ty przodem — posłała mu szybki, asymetryczny uśmiech, samej zajmując miejsce tuż obok — tak, by mu nie przeszkadza i jednocześnie tak, by móc obserwować przebieg całej rozgrywki. Kątem oka wyłapała jak bakeneko wskakuje na krzesełko tuż obok nich, najwyraźniej również postanawiając obserwować drobną, dość niegroźną potyczkę.
  — Zacznijmy więc na spokojnie. W zamian za imię chcę poznać twój sekret. Nieistotne jaki, nieważne z jakiego okresu czasowego, bez znaczenia, czy to coś wielkiego, czy kompletnie błahego — Lód i czekolada oczu dziewczyny zniknęły na moment pod powiekami, gdy znów się uśmiechała — ułożenie ust wyglądało na z pozoru łagodne, przyjazne wręcz, tak, jak uśmiechał się z okazji dobrych wieści. Gdyby jednak poświęcić więcej czasu analizie osobliwego lica, dałoby się dostrzec ślady czegoś niecodziennego, czegoś, co zupełnie nie pasowało do sielankowego obrazka, jako przedstawiała na pierwszy rzut oka.
  Zgarnięte przed chwilą pasma zaczęła ze sobą zaplatać, powoli acz skrupulatnie wytwarzając super solidnego warkocza.  Gdy tylko ostatnie pasma naszły na siebie, dokończyła dzieła przygotowaną przed chwilą gumką; z luźnej fryzury pozwoliła uciec jedynie dwóm cienkim kosmykom po bokach twarzy. Zaraz zresztą nachyliła się nad rozmówcą, wcale nie bez powodu z lekkością wspierając rękę na jego barku. Przeczucie podpowiadało, że wówczas znów mruknęła lecz również dobrze mógł to być siedzący obok koci demon.

@Yōzei-Genji Setsurō



Salon gier Asaigawa - Page 7 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Shirotani Kaname and Satō Kisara szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Setsurō

28/2/2024, 18:52

   Czuje na sobie jej spojrzenie, ale go nie odwzajemnia. Daje na siebie patrzeć, chociaż nie w całości, bo – przez układ swojego ciała – zmusza ją do dzielenia go wzrokiem na kawałki, jak ciasto, którego nie można zjeść od razu. Pozwala na to, żeby jej wzrok mógł bez żadnych przeszkód schodzić w dół, wzdłuż niego – od linii szczęki, przez szyję, aż do ramion, których mięśnie drżą pod skórą, kiedy podnosi szklankę ku górze, do ust. Dzięki temu, że założyła pasmo jego włosów za ucho, teraz – jeśli miała na to ochotę – może w pełni podziwiać jego twarz. Kostki lodu uderzają dźwięcznie o szkło, kiedy odstawia szklankę na blat. Alkohol pali gardło ogniem, który zostawia za sobą na języku smak dymu. Mężczyzna wbija się kłem w swoją wargę. Nie powinien już pić, biorąc pod uwagę, że, cóż, pracuje. To nie zabawa. Poza tym wciąż jeszcze, od wczorajszego dnia, szumi mu w głowie krew. Rzuca w myślach przekleństwo na Alaeshę, którą wini za ten stan. W końcu zabiera nieznajomej przestrzeń do swobodnego obserwowania go, bo łapie jej źrenice w swoje. Odbija się w nich jak w lustrze, nie mogąc odczytać żadnych intencji wobec siebie z jej spojrzenia. Nie ma w nim emocji, a jednocześnie, mimo ich braku, jest tak… intensywne. W przytłumionym świetle baru tęczówki Setsuro są w kolorze bursztynu – jak płyn, który kobieta piła, wcale się przy tym nie spiesząc. Miała czas.
   — Łatwo to mówić osobie, która wygląda idealnie. Trudno zaakceptować przede wszystkim swoje wady, a nie wady kogoś innego — mówi, również zwalniając przy tym tempo, w jakim prowadzili rozmowę. Stuka paznokciem w szklankę, zwracając się do kobiety tym samym, a jednak zupełnie innym tonem – nie przez to, że zmienił jego brzmienie, lecz przez słowa, jakie nim wypowiedział, a które sięgają już granic jej prywatności — Ale może jest coś, o czym jeszcze nie wiem.
   To dla niego oczywiste, że ona musi być osobą, która albo nie przejmuje się reakcją innych ludzi, albo wręcz przeciwnie – bada każdą możliwą, poddając wszelką zmianę w ich zachowaniu analizie swojego spojrzenia. Bez względu na to, czy obiektowi jej badań się to podobało, czy nie. Jemu jest to właściwie rzecz biorąc obojętne – zdążył się już w ciągu swojego życia u boku Shizuru przyzwyczaić do bycia w centrum uwagi. Mimo że jest tylko rzucanym przez niego cieniem, to postać Sagi odbija od siebie tak dużo światła, że wystarczy go na całe jego otoczenie. Przy kimś innym niż ona Yōzei mógłby dojść do wniosku, że kobieta patrzy na niego, bo… lubi to, co widzi, lecz w jej przypadku oddawanie się spełnianiu równie przyziemnych pragnień wydaje mu się być jednak tak absurdalne, że aż śmieszne. Żartuje więc dla rozładowania budującego się między nimi napięcia:
   — Ubrudziłem się?
   Więc jednak — przechodzi mu przez myśl, kiedy senkensha wyciąga dłoń do kota. Robi to bardzo łagodnie, dając mu możliwość poznania się z jej zapachem, co nie uchodzi uwadze Setsurō. Ma słabość do zwierząt, a co za tym idzie – również do ludzi, którzy podchodzili do nich w sposób, który nie pozostawiał wątpliwości co do tego, jak wrażliwi są na ich uczucia. Przestań o tym myśleć. Nie możesz zacząć czuć do niej empatii. Trudno mu będzie ją skrzywdzić, jeśli będzie musiał to zrobić. Z westchnieniem odprowadza wzrokiem kołyszący się w rytm kroków ogon demona.
   — Od jak dawna…?
   …jesteś medium. Nie wie, czy dostanie od niej odpowiedź na zadane przez siebie pytanie; kobieta wydaje mu się być pełna tajemnic, których nie zdradza nikomu, więc co dopiero jemu. Być może jest to jednak rzecz, którą utrzymuje w sekrecie tylko przed przeciętnymi pod tym względem śmiertelnikami. Wzrok mężczyzny mimowolnie ucieka mu ku jej dłoniom; palcom, którymi plecie warkocz. Ich ruch hipnotyzuje.
   „Ty przodem.”
   — Jak sobie życzysz — odpowiada, wstając z krzesła. Kłania się jej jak księżniczce, a więc z graniczącą z obrazą przesadą, zanim pójdzie śladami bakeneko.
   Nie zwraca uwagi na to, że znowu pozwoliła sobie na tak bezpośredni kontakt z jego ciałem – to jest, zwraca, oczywiście, ale niczego w związku z tym nie robi. Pośrednio więc jej tego nie zabrania, widocznie tak jak ona uznając taką formę kontaktu za naturalną pomimo stażu ich znajomości. Właściwie po co mieli się ograniczać tylko ze względu na czas jej trwania?
   Jego towarzyszce bez problemu udaje się osiągnąć wynik, dzięki któremu może z nim wygrać, zwłaszcza że przegrana Setsurō jest widoczna w takim stopniu, że wręcz można się zastanawiać, czy nie doprowadził do niej specjalnie. Brak jest jednak fałszu w wyrazie jego twarzy, z której – w ciągu mrugnięcia przez Black oczami – znika rana, jaką kobieta zadała jego dumie. Zdaje się szczerze żałować, że gra nie poszła po jego myśli. Patrząc wymownie na kota, rzuca:
   — Los ci sprzyja.
   A więc to on płaci. Tylko jaka zapłata będzie dla niej satysfakcjonująca? W walucie, którą wybrała, koszt tego zadania może być równie tani, co drogi. Co takiego może jej powiedzieć? To może być cokolwiek, lecz chce przecież utrzymać na sobie jej zainteresowanie, bo znudzona kobieta nie odpowie mu w zamian niczym o sobie. Sugestia… delikatna czy ostra?
   — Mój sekret… — zaczyna, przez chwilę rzeczywiście wydając się nad nim zastanawiać. — Popełniłem zbrodnię.
   Jedną?
   Uśmiecha się – bardziej do siebie niż do niej – i przeciąga po wstaniu z krzesła, sprawiając równie niewinne wrażenie co kot, który właśnie robi to samo. Yōzei użył odpowiedniego słowa do opisania czynu, jakiego się dopuścił, ale czy nieznajoma zna jego znaczenie w prawie karnym? Mogła uznać to za metaforę, bo tak brzmiało z jego ust. Kto przyznaje się do czegoś takiego z takim lekceważeniem?
   — Cóż, nie dostałem, czego chciałem, więc stawiam wciąż na to samo. Ty oczywiście możesz podbić stawkę. — Przechyla głowę w kierunku wciąż siedzącego nieruchomo demona. — No, dalej. Wybierz coś, głupi kocie.
   Zwrot nie ma dla zwierzęcia znaczenia – przecież go nie rozumie, nie może – ale reaguje na pieszczotliwość tonu, w jakim odezwał się do niego Setsurō. Skacze więc na podłogę, żeby przejść się przez moment po salonie gier, zanim zatrzyma się przy… jednorękim bandycie.
   — Ambitnie.
   Gra polega na szczęściu, nie na umiejętnościach gracza. Możliwe, że z tego powodu to właśnie w niej goście lokalu tracili wszystkie zarobione przez siebie pieniądze, kiedy odwiedzali go po drodze z pracy do domu. Błyszczące w ciemności ślepia kota skupione są na monecie, którą Yōzei, zgodnie z jego wolą, wrzuca do maszyny.


KILL ME WITH YOUR LOVE
I wanna die in the pain that we are.
Yōzei-Genji Setsurō

Hecate Black and Satō Kisara szaleją za tym postem.

Hecate Black

28/2/2024, 21:33
  — Słowa to sztuka trudna do opanowania, lecz gdy używana poprawnie, położy przed tobą pół świata na kolana nawet z twarzą pokiereszowaną na każdym centymetrze — Lód zastukał we wprawionej w ruch szklance nadając słowom jakichś dziwnych, dodatkowych wibracji; im dłużej słuchało się sposobu w jaki mówiła, tym osobliwszego klimatu nabierało otoczenia, tym podejrzliwiej wyglądał uśmiech modelujący pełne wargi, tym bardziej wszystko dookoła nabierało zniekształceń, jakby salon wcale już nie należał do Fukkatsu — zwisająca nad barem żarówka zamigała z zawahaniem jakby nawet światło nie dysponowało pewnością, czy aby na pewno powinno tu być, oświetlać ich sylwetki mdłą żółcią w kontraście z którą tęczówki lśniły mocą nocnych neonów. Wystarczyło na moment oderwać od nich wzrok, by w przeciągu tego jednego załamania błysku z góry znalazły się na tyle blisko, by móc zajrzeć pod twardą kość czaszki. — Połącz je z odpowiednim gestem, a klęknie cała reszta.
  Barman przyniósł nowe szklanki, obie wypełnione tym samym trunkiem co przed chwilą. Kiedy to zrobił? Kto go o to poprosił? Sądząc po tkwiącym na blacie banknocie (skąd?) musiała to być jej sprawka. Najwyraźniej lubiła posmak whisky, bo nawet nie spoglądała na żadną inną butelkę. Wydawały się zakurzone, niemal nieużywane; niektóre wciąż wiązała nalepka akcyzy, klienci przybytku musieli uderzać w podobne sobie smaki.
  — Jeszcze? Odważnie — Jeśli wyciągnęła jakiekolwiek wnioski, to się nimi nie podzieliła. Kłódka milczenia zwarła ze sobą szczęki nie pozwalając umknąć jakiemukolwiek komentarzowi. Ciężko było osądzić, czy celowo rezygnowała z wypowiadania konkluzji na głos pozostawiając go w coraz większej niewiedzy, czy może wcale nie miała nic do powiedzenia.
  Długo nie odpowiadała na zadane pytanie. Może wcale go nie dosłyszała? Wskazywał na to absolutny brak rekcji — żadnego uśmiechu, drgnięcia, zero poruszenia którąkolwiek z wolnych chwilowo rąk. Nawet na niego nie patrzyła, zbyt skupiona na kontakcie miękkiego futra z policzkiem więc może celowo go ignorowała wychodząc z założenia, że nie taki był przecież układ. Mniej lub bardziej personalne informacje składały się przecież na stawkę, o którą to on chciał zgrać, nie miała wobec niego żadnych długów.
  — Od kiedy się urodziłam — odparła mimo tego, znów modelując kąciki ust w przekorny uśmiech być może dlatego, że grzechem było nie wykorzystać braku zaistniałej w ciekawości precyzji. Nie uraczyła go stuprocentową prawdą, domyślając się przecież o co pytał. Z drugiej strony również nie skłamała, korzystając z czegoś, co osobiście bez zawahania nazwałaby potknięciem.
  Klimat znów się zmienił. Nie było już przyprawiającego o mdłości migania ani pożółkłego światła mącącego świat przed oczami. Zmienił się również blask podkreślający tęczówki całej trójki; jaskrawe światła maszyn nadawały kolorom nienaturalny, cybernetyczny odcień, dokładnie tak jadowity jak u wszystkich wyjętych z gier postaci — wyglądały na jedyny wyraźny obiekt w całym pomieszczeniu, cała reszta była jedynie rozmazanym dodatkiem dopóki dostatecznie nie skupiło się na niej wzroku; bolała od tego głowa, rosło ciśnienie w skroniach. Prowadzący szereg kot wyglądał jak cerber idący na spotkanie z bramami chaosu.
  Nie mówiła za wiele również podczas obserwowania przebiegu gry; w trakcie nie patrzyła też na niego samego, zamiast tego skupiając się na ekranie automatu, śledzeniu wzrastającego wyniku i ocenie umiejętności swojego przeciwnika. Raz tylko pozwoliła krótkiemu pomrukowi zastanowienia wybrzmieć z gardła, lecz znów — równie dobrze mógł odezwać się siedzący tuż obok bakeneko. Może i on wyłowił w buzującym powietrzu naleciałość rywalizacji na tyle interesującej by poświęcić jej część cennego czasu. Hecate posłała kotu które, wyglądające na bardzo rozumne spojrzenie. Od dziecka nosiła z dumą łączącą ją ze zwierzętami — nieważne czy tymi prawdziwymi czy tymi bardziej oklejonymi od realności — więź. Nie szczędziła też w podkreślaniu jej na każdym kroku, nic więc dziwnego, że i tym razem wyglądała, jakby wymieniali ze zwierzęciem bezsłowne opinie; monolog wyglądał na oparty jedynie na krótkich wymianach spojrzeń lecz bogowie jedni wiedzieli jakie mroki opierały łapska za ślepiami cichej dwójki. Ów cienie wydawały się stań tej nocy po stronie Black, bo gdy usiadła na miejscu towarzysza podejmując swoją kolej, dookoła aż zgęstniało od powagi. Wyraz twarzy dziewczyny pozostawał niezmienny niemniej brak zawahania i śmiałość w ruchach dawały do myślenia — nie robiła tego pierwszy raz, wirtualne rozgrywki musiały być czymś w czym maczała palce nie od dziś. Nie pyszniła się jednak wygraną, zamiast uśmiechów pewności posyłając Setsurō zaintrygowane spojrzenie gdy tylko maszyna ogłosiła wynik. Czekała na swoją nagrodę gotowa zatopić w niej zęby z zawziętością równą drapieżnika w trakcie polowania. Może tym właśnie się stali podczas tej krótkiej wymiany zdań.
  Wolna od rozproszeń gry mogła powrócić do bacznej obserwacji. Znów nie spuszczała z niego wzroku przymrużonych oczu, pozostając przy tym dziwnie cichą. Chciało się myśleć, że czystym przypadkiem podtrzymywała dziwnie nienaturalny klimat wiszący w pokoiku lecz im dłużej stało się w konfrontacji z lodem i czekoladą uważnych tęczówek, tym bardziej malało wrażenie o pomyłce.
  — Wybierz coś, głupi kocie.
  Głowa wiedźmy opadła delikatnie, bo ledwie pół centymetra na bok, gdy to mówił. Znów puściła go przodem, samej trzymając się cieni rzucanych przez wysoką ścianę. Tym razem rzeczywiście padło na szczęście, miał więc okazję do zdobycia przewagi, do pozyskania tego po co tu w ogóle przyszedł. Kolorowe obrazki przelatywały po ekranie coraz szybciej aż nie osiągnęły momentu, w którym rozróżnienie poszczególnym elementów stało się już zwyczajnie niemożliwe. Ruch miał w sobie coś hipnotyzującego — towarzyszące mu napięcie oczekiwania na wynik nie pozwalało odwrócić wzroku, przyprawiło o ten sam ból głowy który wywoływała niecodzienna atmosfera. Elementy zaczęły delikatnie zwalniać w momencie w którym drobny ciężar opadł na ramię chłopaka. Black znalazła się nagle blisko, nie wiadomo kiedy, bo nie dało się wyłapać momentu brzmienia stawianych kroków. Stała jednak tuż obok, żywa, w całej swej prawdziwości z podbródkiem wspartym miękko na barku drugiego medium. Jeszcze nim obrazki automatu zamarły na dobre ona szeptał już wibrujące od ciszy: chyba jednak nie masz dziś szczęścia.
  Kilka sekund później wynik nikogo nie zwodził — obrazki różniły się od siebie w niemal prześmiewczy sposób. Hecate nie zmieniając pozycji ani o milimetr wyciągnęła rękę przed siebie rozpoczynając tym własną turę. Nie czekała jednak, kontynuując.
  — Opowiedz mi o swojej zbrodni, kotku — Figlarne zakończenie zdanie musnęło ciepłem oddechu odsłonięty fragment szyi; czuć było w nim bliskość, ledwie głupie drgnięcie wystarczyło, by aksamit warg tknął wrażliwą skórę. Bakeneko miauknął w tle. Jeszcze nim ekran zatwierdził identyczność trzech zieleniejących koniczyn kot wyminął stojącą dwójkę, korzystając z okazji by bokiem otrzeć się o nogę dziewczyny. Smukłe łapy zaprowadziły go do upstrzonej milionem krzykliwych barw maszyny z Breakoutem.

@Yōzei-Genji Setsurō



Salon gier Asaigawa - Page 7 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Satō Kisara and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Setsurō

5/3/2024, 02:50

   — Mnie słowa nie wystarczą. — Nie kłamie – nie uważa za prawdę tego, czego nie może stwierdzić na podstawie własnego doświadczenia. Potrzeba mu dowodów, które są bardziej… empiryczne. Można powiedzieć wszystko, nie robiąc przy tym niczego, a on do rzeczywistości podchodzi jak do sekcji zwłok – każdą rzecz musi znać z autopsji. — Ale jeśli dzisiaj będę tą połową świata dla ciebie, to uwierzę w to, co mówisz — w wyzwaniu, jakie jej rzuca, da się usłyszeć wulgarną wręcz prowokację. Nie przejmuje się tym. Nie broni się przed nią – atakuje.
   To miejsce zdaje mu się – z biegiem czasu – znajdować coraz bardziej… poza. Uczucie, jakie przechodzi przez jego ciało, jest podobne temu po obudzeniu się ze snu. Jeśli za drzwiami nie ma już miasta, nie zdziwi go to. Czy to dlatego, że zostali tu sami? Nie, przecież nie mogli; to musiała być wina tego, że nie zwracał uwagi na otoczenie. Dlaczego? Co tak bardzo go zajmuje?
   Głos, jakim do niej mówi, w ogóle się jednak nie zmienia – wciąż brzmi na tak samo w połowie znudzonego, w połowie zaciekawionego rozmową z Black. Wbrew temu, co powinno się stać, nie powoduje to wcale neutralnego tonu; wręcz przeciwnie, bo te odczucia – zamiast się wzajemnie zabijać – rodzą nowe. Jego intencje wobec niej są więc jeszcze zagadką, zwłaszcza że robi przy kobiecie krok wstecz tylko po to, żeby za chwilę zrobić go do przodu – jak teraz, kiedy jego spojrzenie schodzi z twarzy Hecate na linię jej szyi, a z niej na ramiona, piersi, talię, uda–
   — W takim razie mogę się tylko od ciebie uczyć.
   Jak to możliwe, że znowu przegrał? To nic. Teraz wygra. Przecież to dopiero druga z gier – w trzeciej już musi mieć szczęście. Zastanawiając się nad tym, Setsurō przenosi wzrok na zwierzę, które siedzi przy kobiecie. Nie. To nie jest rodzaj demona, który może w takim stopniu manipulować materią. Fortuna wybrała sobie dziś po prostu Black na swoją kochankę – ale czy musi go aż tak przy tym nienawidzić?
   „Opowiedz mi coś o swojej zbrodni, kotku.”
   Pora roku nie jest jeszcze odpowiednio ciepła na to, co dziś na siebie założył – golf, ale bez rękawów – więc jego ciało jest równie zimne co pomieszczenie, w jakim się znajdują. Przez różnicę temperatur oddech Hecate na jego skórze przechodzi w drżenie mięśni pod nią. Dotknięcie jej ust jest pocałunkiem, który w jego oczach daje mu na pocieszenie. Jest świadoma tego, co robi.
   Tego, jak bardzo wyprowadza go z równowagi.
   Czy to przez jej pewność siebie? To problem, jaki był w stanie rozwiązać już u wielu ludzi, więc być może rozwiąże go również u Black. Pokazała mu przecież sama swoim zachowaniem, że odbieranie przeciwnikowi koncentracji nie jest zabronione – a skoro było dozwolone, nie miała prawa sądzić go za wykorzystanie jej broni przeciwko niej. Zagrał swoją turę. Nie ma już wątpliwości co do tego, że – dzięki swoim umiejętnościom – Hecate zdoła podwoić jego wynik. Czeka więc, aż zajmie miejsce przy automacie, zanim stanie za nią, żeby oprzeć swoją głowę na jej głowie, bo przy jego wzroście jest to dla niego wygodne. Dłońmi obejmuje kobietę w talii, łącząc je pod jej piersiami. Robi to jak na siebie bardzo subtelnie, palcami jednak arogancko sięgając kości bioder.
   — Zabiłem. — Szept ociera się o jej ucho miękko jak futro kota.
   Puszcza Black i – nie czekając, aż wynik pokaże się na ekranie, bo nie ma po co – idzie za duchem, który tym razem wskazuje im swoją obecnością… claw machine pełne maskotek w kształcie shiba inu. Jak uroczo. Może dostanie od niej jedną. Przynajmniej coś będzie z tego mieć.
   — Piękna nieznajoma — rzuca do niej przez ramię z ironią, bo wciąż nie udało mu się poznać jej imienia. — O co chcesz zagrać teraz? Wygląda na to, że dzisiaj to ty stawiasz warunki.


KILL ME WITH YOUR LOVE
I wanna die in the pain that we are.
Yōzei-Genji Setsurō

Hecate Black and Satō Kisara szaleją za tym postem.

Hecate Black

5/3/2024, 05:14
  Wyglądała na ukontentowaną. Nie tym co powiedział, nie swoimi zdobytymi dotychczas pulami wygranych. Sprawia wrażenie zadowolonej z przebiegu zdarzeń, całkiem jakby była stojącym ponad sceną marionetkarzem, a nie zwykłą uczestniczką. Uśmiech nie zdobi jej ust zaś w oczach nie lśni nic poza blaskiem obijanym od neonowych elementów pomieszczenia, a mimo tego gdzieś z tyłu głowy pojawia się przeczucie, że właśnie to lawirowało w umyśle Black — satysfakcja. Nie odpowiedziała już, choć nie oszczędziła mu kolejnego spojrzenia. To się okaże — mówiły kolorowe ślepia, mimo iż wargi pozostawały nieruchomo martwe.
  Rozbrzmiał znajomy dźwięk, to samo szczękanie lodu o szklankę co wcześniej, przy barowej ladzie. W dłoni dziewczyny znów tkwił drink, ten pozostawiony na drewnie gdy postanowili rozpocząć rozgrywkę. Poszła po niego? Tylko kiedy, stała tu przecież cały czas. Może ktoś go przyniósł? Ale kelnera byłoby słychać, nie miał tego samego, bezszelestnego chodu co on. Może więc to ona, może poszła, gdy mrok na moment pochłonął całe jej ciało a Bakeneko poruszył czarująco ogonem — wił mu się tak płynnie, że aż nienaturalnie, hipnotyzował nim z gracją i umiejętnością. Brzeg krystalicznej szklanki tknął wpierw miękkich ust, nim gruby spodek nie stuknął głucho tuż przy ręce Setsurō; płynu było sporo, to musiał być ten drugi, ponownie nalany drink, bo gdy szkło zetknęło się z płaską powierzchnią automatu, trunek zakołysał się niebezpiecznie, grożąc upuszczeniem kilku kropel. Mimo iż nie włożyła w ruch wiele siły, odgłos niósł się echem po pomieszczeniu jakby przedmiotem rzucił wprawny miotacz; odbijał się od każdej ze ścian, gnał na drugi koniec lokalu tylko po to, by krótki moment później wrócić i rozumieć w uszach, zagłuszyć wszystko inne. Chciała, by pił razem z nią i najwyraźniej uznała, że nie trzeba było żadnych słów żeby zrozumiał jej przekaz. Odmowa okazałaby się niekulturalna, w końcu opłata za drugą turę wyszła z kieszeni wiedźmy.
  Nie drgnęła, gdy obcy ciężar opadł na jej ciało. Zbyt zajęta biciem kolejnego rekordu w grze nie poruszyła się nawet podczas powolnej wędrówki dłoni po własnej talii. Znalazła jednak moment na krótkie spojrzenie — obróciła głowę na tyle, by płynny brąz jednego z jego oczu otulił skrawek jego twarzy. Musiała się upewnić, że to na pewno był on, ten sam, który dotychczas zamiast z nią tańczył zawzięcie z biernością. Nie pomyliła się jednak, za plecami nie stał żaden obcy bez twarzy, nie był to też nikły dotyk duchów ani podnosząca cienkie włoski na skórze obecność demonów. Palce haczące w swej arogancji o biodra uniosły kąciki ust dziewczyny w uśmiechu — bardzo drobnym, na tyle jednak współgrającym z błyskiem oczu by nadać licu drapieżności. Zrobiła to w momencie gdy odpowiadał, ciężko więc było określić którego dokładnie dotyczył jej wyraz — tego że w końcu odrzucił dotychczasową partnerkę i rozpoczął całkiem nowy taniec z nią, czy może niezwykle krótkiej acz bardzo konkretnej opowieści.
  — Chcę zobaczyć twoje blizny — oznajmiła, idąc jednak dalej, ku kolejnej maszynie. Nie sprecyzowała, kiedy zamierzała odebrać nagrodę, sądząc jednak po tym jak do tej pory działała, to i na to miała plan. Wzrok umknął od razu na zawartość automatu — słodkie i urocze maskotki tak odstające swoją niewinną aurą od tej w całej reszcie salonu. Ich bestroskie Mordki i pulchne od pluszu ciała nijak nie pasowały do miejsca tak niepasującego do znanej rzeczywistości. Black wrzuciła monetę, przez tę kilka sekund upatrzywszy sobie miękkiego psa. Metalowe szpony krążyły przez chwilę u górę, drżąc nieubłaganie przy każdym najmniejszym ruchu. Scenariusz nie powinien nikogo dziwić, w tych grach nigdy się przecież nie wygrywało. Uchwyt zawsze chybiał, z nagrodą odchodzono w tym przypadku czysto przypadkowo, by kolejne tłumy przetraciły pieniądze podczas kolejnego miliona prób. Dlaczego więc ona po chwili stała z grubym, pluszowym psem w ramionach? Czy tym właśnie była? Jednym z tym nielicznych zwycięzców, zagładą dla naiwnych i żądnych wyzwań? Zwodziła ku pokusom równie sprawnie co myśl o wygranej.
  Zamiast oczu maskotka miała naszyte dwa koraliki — jeden brązowy, drugi błękitny.
  — Pasuje do ciebie — powiedziała, wyciągając ręce w górę; zabawka musiała być obciążona czymś sypkim, bo gdy ułożyła ją na głowie nieznajomego pozostała w miejscu, nie zsunęła się na ziemię. — Jest twój.
  Biodra dziewczyny wsparły się o krawędź automatu. Czekając aż i on rozegra swą turę wlepiała wzrok w czerń ubrania które miał na sobie. Gdy za plecami rozbrzmiał odłos skrzypiącego metalu — szpon musiał się wówczas poruszyć — ręce Black podniosły się nieśmieszne ku górze. Opuszki zahaczyły o linię łączącą spodnie z dołem golfu, wsuwając się niespiesznie pod ten drugi z materiałów; podjeżdżał w górę podwijany przez nadgarstki na których się zatrzymywał, gdy ciepło opuszków sunęło po bliznach i wyzłobieniach składający się na zbudowany brzuch. Miękkość ruchów badała fakturę każdej zmiany, każdej pozostałości czy to po wprawnym cięciu gładkiego ostrza czy po wyżłobieniach w myśliwskich nożach. Panujący dookoła chłód szczypał skórę; ciepło jej dłoni niosło kontrastowe ciepło, pozostawiało za sobą uczucie niedosytu po kontakcie którego pragnęło się więcej. Dotyk piął się w górę nieustannie dopóki nadmiar zebranego na przedramionach ciasnego golfu nie zatrzymał go w miejscu. Palce spłynęły wówczas z powrotem w dół; nie była niekulturalna, poprawiła za sobą ułożenie ubrania pozostawiając je takim, jakie było wcześniej, jakby nic się nigdy nie stało.
  — O twoją wolność — Przenikliwe barwy dwukolorowych oczu otuliły twarz mężczyzny. Zapanowała długa chwila ciszy podczas której mógł być pewien, że te ślepia widziałyby go w tamtym momencie nawet gdyby uciekł na drugi koniec Fukkatsu. — Powiedz mi co o niej sądzisz.
  Kota nie było już przy nich. Wylegiwał się wygodnie na obudowie kolejnej maszyny; długi, puchaty ogon lawirował w tę i z powrotem ponad jaskrawym napisem space Invaders.



Salon gier Asaigawa - Page 7 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Satō Kisara and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku