Był rok 1987, gdy pełen nadziei i ambicji Asaigawa Taichiro podjął się własnej działalności. Nie sądził wtedy, że okres świetności automatów rychło się zakończy. Przed erą prywatnych komputerów salon pękał w szwach od spragnionych adrenaliny młodych studentów, jednak wraz z rozpowszechnieniem technologii lokal zaczął popadać w coraz większe finansowe tarapaty. Było to powodem jego przeniesienia na skraj centralnej dzielnicy Fukkatsu, będąc o krok od zakwalifikowania do Nanashi.
Miejsce uparcie jednak funkcjonuje, choć Asaigawa dawno przewraca się w grobie. Ceny mocno poszły w dół, w środku jest zaduch i dziwny, niewygodny półmrok, kojarzący się z czymś złowieszczym i mrocznym. Nierzadko można odnieść wrażenie, że tylko kilka godzin dzieli firmę od splajtowania, ale przeszłość najwidoczniej wciąż walczy o swoje. Ten salon gier to terytorium stałych bywalców, którzy nie zapomnieli o istnieniu Street Fighter II. Pac-Man czy Ultimate Mortal Kombat 3. Zewsząd słychać charakterystyczne pikanie i mruczenie będących na chodzie urządzeń - prawdziwa muzyka dla wszelakich freaków.
Poza tym, jeżeli ktoś docenia stary klimat to z pewnością odnajdzie się w tym ciasnym, wypełnionym maszynami lokalu. Wiele można mu zarzucić, ale ci bardziej wytrwali odczują atmosferę zwykle spotykaną wyłącznie w gronie bliskich znajomych czy rodziny. Obecny właściciel oferuje kilka wysłużonych kanap, ekspres do kawy i stale uzupełniane papierowe kubeczki; jest też łazienka i sterta poszarzałych magazynów o grach do przejrzenia dla tych, którzy czekają na swoją kolej. Zamknięcie formalnie następuje o godzinie 20, ale prawda jest taka, że pan Kirishima, mimo podeszłego wieku, rozumie znaczenie słowa "zabawa". Zdarza się więc, że lokal cichnie dopiero grubo po północy, gdy ostatni z klientów odbierze telefon od rozwścieczonej, żądającej powrotu do domu żony.
Tu czas ma własny rytm.
Upiła łyk podarowanej wody, po czym oddała mu butelkę. - dziękuje i podziwiam za przygotowanie i zaopatrzenie. Nie pomyślałam nawet, by zabrać coś do picia, ale jak będzie trzeba, to mogę coś kupić. – to, że wzięła, nie oznacza, że zrobiła to, bo jest darmowe, a jak darmowe to trzeba przecież brać. Nie jest darmozjadem i jeśli zajdzie potrzeba to pokryje koszty zakupu napojów, czy też przekąsek. O ile lokal pozwala na konsumowanie takich przed maszynami, bo coś takiego może ubrudzić przyciski lub doprowadzić do uszkodzeń automatu, nawet jeśli nie będą one jakieś ogromne. - a więc lubisz oglądać anime? Pamiętam, że kiedyś widziałam parę tytułów; jakieś horrory, a i romanse się trafiły. Co do tych isekaiów, tak? Chyba nie znam ani jednego, ale może kiedyś coś razem zobaczymy? – nie znała aktualnych trendów, jeśli chodzi o japońską animację, ale jak natrafi się jakieś dłuższe wolne, to czemu by nie sprawdzić, co aktualnie w trawie piszczy. I nie! Amaya nie ma zamiaru krytykować, czy wyśmiewać tego, że dorosły chłopak ogląda anime, jak to często robi społeczeństwo, bo jak w takim wieku, takie bajki…
Zacofanie społeczeństwa, wcale jej nie dziwiło, ale zdziwiła się komplementem, co do jej zrobionego makijażu, który padł z ust Eijiego. Zrobiło się jej miło, nawet może trochę ciepło, bo dawno nie słyszała czegoś takiego, a już nie z ust kogoś, dla którego wymusza się, by była miła. Dodatkowo on nie oczekiwał od nie jej ciała, a mówił to szczerze. Przynajmniej taką miała nadzieję. Poprawiła lekko włosy i odwróciła się w stronę mijanych przez nich maszyn – dziękuje, że tak mówisz. Ty też dobrze wyglądasz. – zbyt dziecinne jak na nią? Po śmierci ma do tego jasne i klarowne prawo. I trzeba rozróżnić niemożność przyjmowania czasami nawet prostych komplementów, od tego, że ktoś się zawstydza z byle jakiego powodu. Nie ważne, nie będzie się tu przed nim rozwodzić na ten temat.
- pewnie, bijatyka brzmi dobrze. Pookładajmy się po mordkach. – powiedziała radośnie, pomimo iż nadal jest nowa w tym świecie i gdy tylko chłopak wybrał grę i zaczął coś wybierać, starała się skupić na tym tak mocno, jak tylko pozwala jej umysł. Próbowała wychwycić jakimi przyciskami wybiera postać, by gdy nadeszła jej kolej, zaczęła przeglądać dostępne postacie. Niewiedza na temat ich skuteczności, umiejętności oraz ataków, poskutkowało tym, że swój wybór oparła jedynie o aspekty wizualne. Nawet jeśli będzie przegrywać, to czy jest to ważne? Przecież w ich spotkaniu chodzi o dobrą zabawę, a nie by zniszczyć swojego przeciwnika. - to ja wezmę te uroczą dziewczynkę z kotwicą. May, tak May.. – wybrała postać i gdy tylko zaczęła się grać, zaczęła najpierw testować przyciski, który co robi. By ostatecznie i tak klikać co popadnie, byle jej postać szła do przodu i cokolwiek robiła. Wyglądało to pewnie amatorsko w oczach chłopaka, jak i innych gości, ale no sorki, proszę spojrzeć na wiek kobiety. - słuchaj, nie mam zielonego pojęcia co, robię, ale to chyba nie o to chodzi, prawda? – widać było, że mimo marnych postępów to bawiła się przy tym bardzo dobrze, do tego stopnia, że uśmiech nie schodził z jej ust ani na moment. Co w ostatnim czasie nie przytrafia się jej zbyt często.
@Umemiya Eiji
Umemiya Eiji ubóstwia ten post.
I chociaż nie pamiętam zbyt wiele, tak umysł nie zawodzi. Konkretne odruchy ludzkie wynikają z dłuższej ekspozycji i zdaję sobie z tego doskonale sprawę, że nawet jeżeli zacznę się powoli przyzwyczajać, to tego odruchu nie pozbędę się tak łatwo. Stawiam siebie w sytuacji, w której nie czuję się pewnie.
- Heh. Miło to słyszeć, naprawdę. - przygotowanie. Niby coś drobnego, ale jednak ważnego. Czy to czasami znajdujące się w środku torby bandaże wymagające uwagi, czy właśnie zwykła woda. Albo jedzenie. Albo cokolwiek innego. Może nie jestem kimś, kto ma w sobie ogrom siły fizycznej czy czegokolwiek innego. Zwinności, tudzież cech pozwalających na przetrwanie. Mogę być jednak zawsze przygotowany, tak samo z tymi monetami - może to jakieś natarczywe myśli, ale wierzę, że nie są szkodliwe. - W wolnym czasie, tak. Powoli nadrabiam to, co mnie interesuje. - odpowiadam, a płaszcz rzęs wędruje ku dołowi na ten krótki moment. - Pewnie. W sumie słyszałem o takim jednym... Chīto datta Moto Yūsha Kōho no Mattari Isekai Raifu? Chyba tak to brzmiało. Jest o typie, który został zabrany do innego świata i stara się pojednać wiele ras. Brzmi trochę idealistycznie, ale kto nam zabroni mu dopingować? - mówię, starając się przypomnieć sobie główne postaci, które tam występowały. Nie to żebym oglądał, ale widziałem parę materiałów promocyjnych. - Nie jest to mega nowe anime, ale czasami odnoszę wrażenie, że te starsze tytuły... no cóż, są znacznie lepsze. - mangi w szczególności.
Komentarz dotyczący makijażu wyszedł wręcz naturalnie z moich ust. Bez podtekstu. Bez niczego, czego mógłbym oczekiwać w zamian. Jakby, jeżeli kiedykolwiek stracę poczucie i zacznę myśleć o innych rzeczach, niechaj mnie jakieś bóstwo uderzy prosto w głowę jakimkolwiek przedmiotem. Cegłą, pięścią, otwartą dłonią, czymkolwiek, aby wypędzić coś, co by we mnie wtedy wstąpiło. Nie chcę myśleć o ludziach jako o kimś, kogo można wykorzystać; nie na tym opierają się relacje międzyludzkie.
To brzmi poetycko, wiem, to brzmi zbyt idealnie na ten okrutny, noszący w sobie znamiona grzechu świat. Chcę jednak ziarenko tej dobroci w sobie pielęgnować, być może się nim dzielić. W końcu uwielbiamy maski, uwielbiamy je zakładać i uwielbiamy udawać, że wszystko jest w porządku. Nawet taki komentarz może w krytycznym momencie być dłonią pomocy wyciągniętą w kierunku drugiej osoby.
- ...Dziękuję. - oczywiście nie wierzę w to, zakłamując skutecznie rzeczywistość. Nie mam tego, co mogłoby się wydawać dla innych charyzmatyczne, miłe dla oka, tudzież atrakcyjne. W końcu jestem tylko i wyłącznie cieniem plączącym się bez pamięci i bez wspomnień po Fukkatsu, który nie pragnie spojrzeń błyskotliwie ciekawskich oczu. Mogę żyć w tym stanie, to oczywiste; mogę się w nim dusić, to naturalne; jest to niezdrowe.
Nie wyglądam dobrze. Nie z wyjątkowo mocno bladą cerą. Nie ze zmniejszającą się wagą ciała. Nie z podkrążonymi oczami, które zdradzają nieprzespane noce.
Sam fakt tego, iż w ogóle nie kojarzę tej gry, wprawia mnie w poczucie niepewności. Z jednej strony chodzi o dobrą zabawę, z drugiej przez drzwi puka chęć rywalizacji, której to nie zapraszam do środka i udaję, że mnie w domu po prostu nie ma. Wybranie Elphelt to była tylko i wyłącznie kwestia czasu, tak samo dobranie przez Amayę swojej zawodniczki, jakkolwiek by to nie brzmiało. Dziewczyna z kotwicą wygląda ciekawie i na pewno nie wątpię w to, iż ma jakieś zalety pod względem atakowania; przechodzimy przez scenę, a następnie możemy przetestować na początku to, co oferują nasze wybory.
I tak, idzie nam to na początku bardzo ślamazarnie. To, co skupia moją uwagę, to znajdująca się po stronie postaci linia ze wciśniętymi klawiszami. Nie mam zbyt mocno wyszkolonego wyczucia w zakresie pewnych rzeczy, ale na pewno jest to powiązane jakoś z tym, że losowe przyciski są spoczko, ale z tych losowych przycisków możemy wycisnąć coś zdecydowanie więcej.
- Hmm... - zastanawiam się, a następnie staram znaleźć jakąkolwiek instrukcję. To nie jest wbrew pozorom takie proste i zmusza mnie do chwycenia za telefon. - Gdyby to się opierało tylko i wyłącznie na prostych atakach, to by było zbyt dziwnie. Czekaj, sprawdzę, o co w tym wszystkim chodzi... - czas upływa, licznik na górze traci sekundy diametralnie i powoduje, że pierwsza runda to po prostu remis. Wyszukuję to, co mnie interesuje, może nie w mgnieniu oka, ale pokazuję, o co chodzi, przeglądając informacje o May. - O, patrz. - wskazuję palcem. - Możesz przywołać sobie delfina odpowiednią kombinacją. Może on atakować albo z góry, albo napierać do przodu. - tłumaczę, wskazując na to, jak to powinno wyglądać. Pomoc fanów wydaje się być w tym momencie nieodłącznym elementem. - Hm. Wygląda na to, że jeżeli chcesz go wykonać, to musisz cofać się postacią do tyłu, następnie szybko zrobić jeden krok do przodu i użyć zwykłego Slasha lub Heavy Slasha... cokolwiek to nie znaczy. Slash jest szybszym delfinkiem, Heavy Slash jest powolniejszym, ale za to mocniejszym. - tłumaczę, będąc gotowym na otrzymanie w twarz prosto tym morskim ssakiem.
- Spróbuj śmiało, mamy dużo czasu i tak. Myślę... że z czasem uda nam się coś więcej o tych postaciach dowiedzieć. - mówię, przypadkowo naciskając przycisk tauntowania. - A nawet jeśli, to liczy się dobra zabawa. - przyznawszy, może nie znamy jeszcze ruchów, może nie jesteśmy idealni i perfekcyjni, ale początki zawsze takie są.
Bolesne? Owszem. Pouczające? Jeszcze jak.
- Spoiler:
- Amaya, jeżeli chcesz, to śmiało możesz rzucić kostką k100 na sukces w zakresie używania delfinka. Standardowo 1-50 oznacza porażkę, 51-100 - sukces. Jestem pewna, że na Discordzie wysyłałam Ci klipa, jak wygląda ten atak. <3
A co do tejże rundy, to obie sobie rzućmy kostką k100. Osoba z wyższym wynikiem ją wygrywa w dowolny, wybrany przez siebie sposób - może poprzez odkrytego przypadkiem overdrive? Albo jakiś specjalny atak, o którym nie wiedziała?
@Amaya Chō
Ōgimachi-Genji Nozara ubóstwia ten post.
Tak samo i jest z grami. Amaya nie miała pojęcia, czy to, w co właśnie grają, jest najnowszą częścią, czy też są nowsze, ale nic by to nie zmieniło z faktem, że ona właściwie nie wie, co robi. Naciskała na początku, cokolwiek mogła, byle jej postać coś robiła. Jeśli jej coś się udało, to był to czysty przypadek, bo akurat udało się jej nacisnąć wymagającą kombinację. Raz miała przewagę, a zaraz dostawała jakimś ciosem. Budowało to w niej ekscytację, poczucie dziwnie spokojnej radości, a zarazem lekkie poczucie irytacji, gdy to ona dostawała ciosy. Oczywiście rozumiała, że to zabawa, ale również jakiś element rywalizacji. Ucieszyła się, jednak gdy ten postanowił robić za jej osobistego trenera i zaczął wymieniać, jakie ruchy powinna wykonać, by zadać specjalny atak magicznym delfinkiem. Słuchała więc jego instrukcji bardzo dokładnie i starała się wprowadzić je w życie. Pierwsza próba, kolejna próba i nadal nic. – zdaje się to być trudniejsze, niż początkowo zakładałam, ale spokojnie, zleje cię jeszcze moim magicznym delfinkiem. Przynajmniej taki mam zamiar, a twoja postać co potrafi? – zapytała ciekawa, bo poza ciosami, którymi jest obdarowywana przez niego, to zapewne i ona ma jakiś swój specjalny atak. Była go ciekawa, jak i tego, czy Eiji umie go wykonać i jeśli potrafi, czy aby czasami się nie powstrzymuje od jego wykonania, by nie było jej smutno, że dostaje taki łomot. – ale nie powstrzymuj się jak coś, jak masz mnie sprać to bez dawania fory. Nie obrażę się jak coś. – szturchnęła go lekko by wyrwać go z rytmu. Nie wspominała nic na temat drobnego oszukiwania prawda. Nie sądziła, by cokolwiek jej to pomogło, ale na sto procent nie chciała wygrać, poprzez dawanie fory, czy jego specjalne podkładanie się.
- swoją drogą, ciekawe co u naszej milusińskiej zguby ze wczoraj. Mam nadzieję, że dziś nie będzie pragnąć ponownie zwiedzać świat daleko od właściciela. – nie powinna się tym przejmować, aczkolwiek była ciekawa. Co prawda pies zdawał się do nich bardziej wrogo nastawiony, niż do tych, co powinien, ale jednak człowiek potrafi coś poczuć, gdy się odnajdzie taką zagubioną kluchę. I nie, ona wcale nie tęskniła za tym psem, rzuciła to ot, tak, bo w sumie na tym polega rozmowa. A wydarzenie nadal było świeże, co prawda zawierało również te złe wspomnienia, jednak tu chodziło wyłącznie o tego psowatego jegomościa. – a ty Eiji nie masz żadnego zwierzątka, w domu? Ja kiedyś miałam kotka, ale potem okazało się, że ten kot przychodził tylko zjeść i czasami posiedzieć, bo miał jeszcze inny dom. – parsknęła na samo to wspomnienie. Do dziś pamięta swoją, jak i minę syna, gdy dowiedzieli się prawdy o tej małej podstępnej istocie. Rozmowa jednak wcale nie pomagała jej grze, bo w momencie, gdy starała się opanować swoją nadchodząca oznakę rozbawienia, została zalana przez kolejną salwę ciosów z jego strony. Pozostawiająca jej pasek życia, jeszcze bardziej okrojony i przybierający barwę czerwieni. Chyba zaczynała przegrywać jeszcze bardziej, niż było to chwilę temu. Magiczny atak nadal nie był gotowy, na aktywację ze strony niemożności ogarnięcia jak to działa pomimo instrukcji, dlatego na chwilę trzeba przejść, ponownie w tryb naciskania każdego guzika jak popadnie.
- Rzuty:
Rzut 1: Na użycie delfinka; porażka (45)
Rzut 2: Na wygranie rundy (65)
@Umemiya Eiji
Wiele sytuacji jest niczym domek z kart. Jeden nieodpowiedni ruch kończyną może przyczynić się do niedogodności powiązanych z koniecznością zrozumienia tego, jak ramiona porażki potrafią być zimne. Wtedy nastaje moment pojawienia się ognia, który otacza duszę i powoduje w niej chęć odzyskania tego, co straciła.
- Jasne, nie ma problemu, podeślę po powrocie lub akurat wtedy, gdy będę korzystał z telefonu. Nie żebym się ku temu schylał w obecnej chwili, skądże. - machnąłbym ręką, ale tego nie robię z czystej, ludzkiej uprzejmości. Wydaje mi się, że z Chō łączy mnie znacznie więcej, nie - obecnie najwięcej ze wszystkich nieznanych mi twarzy - ale nadal, nie chcę wychodzić na kogoś, kto nie ma ani za grosz kultury we własnych czynach. - Z tego, co pamiętam, to zapowiedzi zbyt wiele nie pokazują poza paroma urywkami. Raczej nic na tym nie stracimy... - myślę nad tą kwestią, kiedy to życie potrafi zaskakiwać. Trailery do anime to jednak coś innego niż do pełnometrażowych filmów, które zdają się nieść ze sobą znacznie więcej ciekawostek dotyczących samej produkcji.
Wydaje mi się, że wraz z postępem technologicznym dobiliśmy do pewnej bariery, której przekroczyć nie możemy. Gry obecnie są tak realistyczne, iż przekroczenie bariery wydaje się być niemożliwe, kiedy działające elementy udowadniają, jak łatwo można oszukać nagrania. Stać się ofiarą deep fake'u. Sfałszować dowody. A jak wiadomo, ludzie zrobią naprawdę wiele, aby udowodnić własną rację; może dlatego granie w coś, co nie oddaje w pełni tego, jak wygląda świat, pozwala zachować w tej dziecięcej duszy wiarę. I tak, wiem, to brzmi bardzo dziwnie jako temat do rozmyślania podczas patrzenia na maszyny, ale nie zamierzam go negować.
Jak się okazuje, informacje znalezione w sieci potrafią być przydatne, a nie stanowić kolejny wycinek z forum dyskusyjnego prowadzącego w sumie donikąd.
- To się zdarza. Nikt nie urodził się mistrzem, a pewnie dostanę i tak więcej tego wpierniczu, niż mogłoby mi się wydawać. - świat dzieli się na tych, co przegrywają i na tych, co wygrywają, przynajmniej w konkretnych dziedzinach. Życie jednak brutalnie weryfikuje pewne fakty i nie zawsze można wygrywać nieskończoność razy pod rząd. Zycie też pokazuje, iż ma się w sobie jakąś szansę na pozostawienie porażki za plecami, nie jako konieczność. - Tylko na to czekam. Zero forów, pamiętaj. - podstępny, lisi uśmiech przejmuje kontrolę nade mną na te parę sekund. - Moja... wydaje mi się, że jest chaotyczna. Jakby, dość mocno napiera atakami. Może też strzelać, ale nie wiem, czy uda mi się to wyprowadzić... - mówię i próbuję wykonać combo, ale kompletnie mi to nie wychodzi. Zamiast tego po kilkunastu sekundach mylę przyciski i wyprowadzam atak napierający do przodu, który służy do skrócenia dystansu wobec przeciwnika. - Och. - mruczę pod nosem. - Wydaje mi się, że jak zacznę naciskać losowe przyciski to... może coś uda się osiągnąć.
W tym
- Spokojnie. Nie żebym cokolwiek więcej wiedział o tej grze. Powiem szczerze, skusiła mnie tym, iż można ze sobą walczyć, no i grafiką. Słowo, nie było mi dane w nią wcześniej zagrać. - chyba. Nie wiem, co robił stary Eiji, dlatego nie zamierzam tego odoru wyciągać na zewnątrz, trzymając go jedynie we własnych sklepieniach ramion. No tak - Amaya nie wie. Może to nawet i lepiej, przynajmniej na razie.
Czasami mnie to dobija, jak te negatywne myśli uderzają w najmniej odpowiednim momencie. No cóż. Samego siebie nie jestem w stanie oszukać, a przede wszystkim krążących pod kopułą czaszki myśli, które wyją niczym psy wymagające specjalnej troski.
Pewnych murów nie przeskoczę. A przynajmniej nie teraz.
- Miejmy nadzieję, że właściciel tym razem zamiast obroży postawił na szelki. - lekko się uśmiecham, wszak zwierzęta uważam za miłe towarzystwo, do którego mnie bardziej kusi niż do losowych ludzi na ulicy. Może to wybredność, może to jakieś niesprawiedliwe wrzucanie innych do jednego worka, ale taki pupil wydaje mi się być mniej oceniający od spojrzeń losowych przechodniów. - Myślę, że po tym, jak ten psiak mu zaginął, to na razie nie spuści z niego oka. - to jest dość niesamowite, jak człowiek potrafi przywiązać się do kompletnie odmiennego od niego stworzenia. Wypełnia to pewnego rodzaju pustkę, zapewnia towarzystwo, redukuje stres, na co są nawet poświęcone ku temu artykuły naukowe.
Pytanie dotyczące pupila powoduje u mnie niewielkie zamieszanie; chciałbym mieć. Może kiedyś, w niedalekiej przyszłości, ale nie teraz, gdy nie byłbym w stanie mu zapewnić odpowiedniej dozy opieki. Odpowiedniej jakościowo karmy i pieniędzy na weterynarza. Może to ta dziwna odpowiedzialność za drugie życie we mnie decyduje się uderzyć tak samo, jak kolejny cios, który skutecznie niweluje może życie - na szczęście te w grze, nie w rzeczywistości.
No cóż, nie idzie mi aż tak dobrze, kiedy z trudem, o parę pikseli wręcz, unikam kolejnego ataku ze strony postaci wybranej przez kobietę.
- Stety niestety nie mam. - odpowiadam, bo i choć może wydawać się to smętne, tak jednak okazuje się być jedynie rzeczywistością, jej weryfikacją. - Zamiast tego mam rośliny. Sporo roślin, dość ogromną kolekcję. Wiesz, jakby, taki zwierzak wymaga odpowiedniego oka i zasobnego portfela, gdy coś pójdzie nie tak. Nie chciałbym być jedną z przyczyn, dla której ten czułby się gorzej. - spojrzenie ciemnych obrączek źrenic skupia się na tym, aby zadać trochę obrażeń May. I, jak się okazuje, w tym momencie idzie mi całkiem nieźle. - Kwiaty w sumie nie wymagają takich zasobów. Mają różnorakie szkodniki, ale idzie je zwalczyć domowymi środkami, które kosztują niewiele. Rozmnożyć też. Tymczasem koty często chorują na FIV czy też i cukrzycę, psy natomiast mają problemy ze stawami. - odpowiadam. - Wiadomo, nie zawsze, ale... wiesz, źle czułbym się z tym, gdybym nie mógł mu jakkolwiek pomóc. - odpowiedzialność pragnę pozostawić odpowiedzialnym ludziom. Tym, którzy mimo wszystko i wbrew wszystkiego pragną się nimi nie tylko zaopiekować, ale mają też ku temu odpowiednie zasoby. - Wiem, są też gryzonie, ale one... dość szybko umierają. Takie szczurki, jak dane było mi usłyszeć, często chorują na nowotwory, maksymalnie do dwóch lat jest im dane zatem pożyć. - nie jest to podstawowa wiedza zoologiczna, ale zasoby Internetu są otwarte dla wszystkich. Odpowiedzialny właściciel powinien chcieć poznać to, z czym borykać będzie się konkretna rasa. I tak, nie posiadam doświadczenia w obchodzeniu się z nimi, ale posiadam umiejętności w zakresie wpisania czegokolwiek do wyszukiwarki.
- Przepraszam, zbyt się na ten temat... no cóż, rozgadałem. - może argumentacja jest naprawdę realistyczna i uformowana w niekoniecznie pozytywnie nastawionym tonie, ale... no cóż. - Ten kot brzmi niesamowicie, naprawdę. Istna chorągiewka grająca na dwa fronty. Czy wyglądał na totalnie normalnego kota, czy z czasem go jednak przybywało i wtedy nabrałaś podejrzeń? - podnoszę spojrzenie z gry, gdy ponownie dostaję wpierdziel. Cholera, jeszcze chwila i na pewno nie uda mi się tego ugrać. - Jak w sumie to odkryłaś? Wiesz, że kot miał dwa domy? - fala pytań spokojnie opuszcza moje usta, choć widać, iż ten temat mnie intryguje. Zachęca do kolejnych tematów rozmów, choć nie mam tak naprawdę niczego, co mógłbym wyciągnąć z lat przeszłych.
W sercu panuje z tego powodu pustka.
- Nadałaś mu jakieś imię? - jeszcze się pytam, zanim to nie skupiam się w pełni na rozgrywce.
Całe szczęście; co prawda kombinacja u Amayi jest dość trudna i wymaga refleksu, ale kiedy widzę, że udaje jej się wykonać tego specyficznego, urokliwego delfinka, uśmiech z łatwością pojawia się na mojej twarzy, jakobym przyczynił się do jednej, dobrej rzeczy w tymże dniu. - Ha! Widzisz? Potrafisz. - powiadam uprzejmie i próbuję się uratować, ale niestety nie ma to miejsca, kiedy cutscenka pojawia się na ekranie i udowadnia, jak bardzo moja pozycja w tej walce nie ma większego znaczenia. Ogromna fala wody przygniata Elphelt i przyczynia się do jej przegranej, pokazując następnie całą ekipę "żeglarek" May.
- Ej, totalnie zajebiście ci to weszło, jak to zrobiłaś? - pytam się, patrząc na dłonie Chō, jakby to one miały mi zdradzić wszelkie tajemnice wszechświata. Dlaczego? Bo nieważne było to, co wciskałem, to odpowiedniego efektu nie udało mi się uzyskać. - Nieważne, co robię, kontrola nad nią pozostaje chyba na razie poza moimi zdolnościami. - wzdycham i oddaję się w ramiona kolejnego meczu, skupiając się w pocie czoła nad tym, aby ponownie nie ponieść tym razem porażki.
@Amaya Chō
Podobno czasami rodzili się geniusze, tak mądrzy, że gdy tylko robią coś związanego, ze swoją dziedziną idzie im to tak prosto, że aż ma się wrażenie oglądania maszyny, a nie człowieka. W tym wypadku miał jednak rację ani Amaya, ani jak się zdaje on, nie byli geniuszami w tej grze. Ponownie tego dnia parsknęła śmiechem, gdy ten zakomunikował, jaką planuje przybrać obecnie taktykę, skoro gra z głową nie przynosi efektów. – A więc chcesz grać moją strategią? Jako improwizowana mistrzyni tego stylu mogę dać ci parę lekcji. No wiesz jak szybko naciskać przyciski, jak nie patrzeć, w co klikać i jak wyglądać na kogoś wiedzącego co niby robi. – bo tak właśnie było. W jej grze nie było strategi, czy planowania, a jedynie skill zręcznych i szybkich paluszków, które to szkoliła przez długi czas w swojej pracy. Tak więc licznik combo nigdy nie osiągał dużego poziomu, bo zazwyczaj przerywała je, gdy cofała się postacią, bo akurat kliknęła zbyt szybko, nie ten guzik co trzeba.
Ponownie mogła mu przyznać rację, gra zdawała się kolorowa i miała ten swój specyficzny styl. Wyglądała inaczej niż te gry, w które grała z synem lub w które grał Tsuru samotnie. – Wygląda tak trochę bajkowo, kolorowo może i nawet lekko komiksowo, chociaż to chyba nie to.. – trudno było jej określić ten styl graficzny, ale miała nadzieję, że ten zrozumie, o co jej chodzi. A jeśli nie to postara się wytłumaczyć to jakoś inaczej, chociaż nie jest specjalistką i nie zna odpowiedniej terminologii. – A więc to nasz taki wspólny pierwszy raz? Jak miło – ponownie raz jeszcze szturchnęła go lekko ramieniem.
- Myślisz, że zreflektuje się w swoich błędach i zakupi odpowiednie szelki? Chociaż bardzo się o niego martwił to pewnie tak właśnie będzie. – sama nie posiadała zwierzaka, ale jak mówiła, miała kiedyś przybłędę i dbała o niego tak jak mogła. Dlatego dobrze zdawała sobie sprawę, jaki to koszt jest. – Masz wspaniałe podejście. Nie ma co brać bez możliwości zapewnienia mu odpowiedniej opieki, czy nawet jedzenia. Masz u mnie za to wielki plus. – chociaż sama obstawiała, że będzie on posiadał jakieś zwierzątko, nawet jeśli będzie to zwykła mysz. Nie spodziewała się jednak fascynacji roślinami, które u niej szybko odchodziły do stwórcy. Totalnie nie miała do tego ręki i nawet jeśli czytała o tym, starała się robić to wszystko, co pisali w necie, to zawsze efekt był taki sam. – A więc roślinki, to akurat mnie zszokowało. Mam nadzieję, że oprowadzisz mnie kiedyś po swojej kolekcji, a ja mogę ci obiecać, że postaram się nie zepsuć ani jednej twojej roślinki. – posiadał ogrom wiedzy, jeśli chodzi o rośliny domowe, ciekawe czy tak samo jest z tymi dzikimi. Będzie musiała kiedyś o to dopytać, ale to chyba nie będzie najodpowiedniejszy moment. Dlaczego? Raz, nadal grają i jednak musi zachować jakiś poziom skupienia, dwa to jego zakłopotanie, w które chyba sam się wprowadza i jako jedyny uważa za problem, kiedy jej słucha się tego wszystkie całkiem przyjemnie. – Mówiłam ci, że lubię, jak ktoś mówi dużo o swoich zainteresowaniach, czy ogólnie. Jeśli nie, to właśnie teraz się dowiedziałeś, a co do tej małej, puchatej paskudy.. – zamyśliła się na chwilę, przez co znowu zaczęła obrywać, ale chciała sobie bardzo dobrze uporządkować wątki w tamtym zajściu, by przekazać, to jak faktycznie było, a nie przekłamywać rzeczywistość. – pewnego dnia pojawił się po paru dniach. Widać było, że przytył, ale no przecież mógł go ktoś dokarmić, gdy się błąkał, ale dorobił się znacznika, znaczy no takiego wisiorka na szyję z danymi. I tak czar o posiadania przybłędy prysł. Nawet nie wiesz, jak musiałam się gimnastykować, by wytłumaczyć sy.. znaczy młodemu. – prawie się wygadała o tym, że posiada syna. Nie chciała sprawdzać jego reakcji w takim miejscu, oczywiście miała świadomość tego, że za jakiś czas wszystko wyjdzie na jaw. Oby nie wyłapał jej małego kłamstewka – Młody to mój brat, młodszy brat. No i pewnie możesz się domyślić jak trudno takiemu wytłumaczyć, że kot ma jednak właściciela, który za nim tęskni. A o ile dobrze pamiętam, było to rubin albo może pan brudasek? – różnie na niego mówili, a czas nie pozwolił im zdecydować jakie imię mu nadać.
Porażka dziewczyny była już wypisana na ekranie i nie miał prawda zdarzyć się cud. Nie miał prawa, a jednak taki wystąpił. Nie wie, co właściwie zrobiła, ale nagle na ekranie maszyny pojawił się wyczekiwany magiczny delfinek, prowadząc postać Cho do wygranej. – O ja cię! Totalnie nie mam pojęcia, jak to zrobiłam, ale ja chce jeszcze raz! – aż pisnęła z radości, co spowodowało reakcję innych i spojrzenia w ich stronę. Pokierowana radością przytuliła go, bo przecież dawał jej wcześniej rady i widocznie jakoś ich użyła. – Nie martw się, skoro taka łamaga jak ja to zrobiła, to pewnie i ci się uda. Bądźmy szczerzy, jesteś w tym o wiele lepszy niż ja, a ten atak to było czyste szczęście. - próbowała podnieść go na duchu, zanim zaczęła się kolejna runda.
- kostki:
- Eiji, jeżeli chcesz, to możesz rzucić kostką k100 czy udało mu się wyłapać jej kłamstwo. Standardowo 1-50 oznacza porażkę, 51-100 — sukces.
@Umemiya Eiji
W końcu za dzieciaka nie zwraca się uwagi na to, kiedy coś ma miejsce i dlaczego ma miejsce - liczy się to, iż coś ma miejsce. Pierwsze razy mogę zatem wpisywać w notatnik, skrupulatnie śledzić to, co udało mi się w życiu osiągnąć, choć niekoniecznie musi to być powód do dumy. Powinienem mieć w sobie historię, ale ta została mi bezpowrotnie zabrana. Owszem, mogę starać się ją odkopać, ale czy to rozwiąże wszystkie moje problemy? No właśnie nie. Bo to poprzednik robił te rzeczy, nie do końca ja, dlatego, nawet jak o nich usłyszę, mogą brzmieć kompletnie obco. Bez sensu. Bez tej krzty płomienia, który mógłby przyciągnąć ku sobie więcej ludzi.
Może dlatego nie zamierzam tolerować - przynajmniej ze swojej strony, w swoich dłoniach - telefonu będącego czymś innym niż poradnikiem do gry. Chcę żyć tą chwilą, tą zabawą, tymi możliwościami; posyłam lekki uśmiech w kierunku Chō.
- A poproszę, takie lekcje zawsze się przydadzą. Oczywiście nauczone na własnej skórze, z bolącymi czterema literami. Innej, lepszej metody do nauki, rzecz jasna, nie ma. - odpowiadam rozbawiony, ale, uwaga: przemocy nie popieram. I nie zamierzam popierać, choć wiadomo, bywają sytuację, w których ta jest nieunikniona. Jeżeli jednak można, to krzywdy robić po prostu nie należy. Nie bez powodu zatem nie udaje mi się niczego szczególnego w zakresie rozgrywki osiągnąć, ale muszę przyznać jedną rzecz - ciosy tych postaci są niebywale urocze.
- Oryginalnie? - dorzucam kolejne słowo. No, jakby, do czegoś innego jej porównać nie potrafimy. Perełka w morzu ostatnich crapów? Tego, iż niedostępną zawartość należy kupować, inaczej to nie ma sensu? Kolejne słowa powodują we mnie widoczne, lekkie rozbawienie. Pierwsze razy. Dla mnie każda aktywność, nawet ta niekoniecznie niszowa, jest całkowicie czymś nowym. Odkrywczym. Ciekawym. - Dokładnie tak. Pierwszy, wspólny raz, na pewno nie ten inny. - cielesny. Ten, który może być zbawienny, jak i może przynieść na człowieka zniszczenie. To zaskakujące, jak ciało i ludzka psychika potrafią być wyjątkowo kruche. Łatwe do złamania. Ciężkie, niemożliwe wręcz do naprawy, gdy to nie ostrze przecięło tkanki, a zamiast tego zdrada uderzyła w fundamenty umysłu, powodując jego pęknięcie. - Uwierz mi, dla mnie wszystko jest nowe. I niespodziewane. Nawet takie - z boku, bo tak nie uważam - standardowe oglądanie filmów z kimś innym. Jakby, nie pamiętam, kiedy miałbym to ostatni raz robić. - zapewne w latach dziecięcych, gdybym tylko pamiętał twarz ojca i matki.
Niestety - każda próba ich przypomnienia kończy się bólem głowy.
- Jeżeli jest właścicielem uczącym się na własnych błędach, to myślę, że owszem. - odpowiadam, choć wiadomo, wszystko zależy od jakości smyczy, mechanizmu blokowania, czy też i samego zapięcia. Wbrew pozorom do zerwania się z lejców kontroli takiego psiaka dorzuca się ogrom czynników, na które należy zwracać uwagę. - To trochę jak z dotknięciem ognia. Nie żebym go dotykał czy się z nim bawił, bo to nie ma sensu, ot porównanie. Jeżeli człowiek raz się sparzy, to będzie wiedział, aby nie wkładać do niego swojej dłoni. Jeżeli zacznie znowu to robić, to znaczy, iż jego zdolności do wyciągania faktów nie są na wysokim poziomie. I wymaga pomocy. - tak samo zamyka się bramę od domu, jeżeli na posesji biega swobodnie pies. Albo kota nie puszcza się na zewnątrz, aby "dać mu wolność", odnajdując go następnie pod kołami samochodu. Fakt faktem, istnieją koty dzikie, niemożliwe do oswojenia wręcz, ale chodzi mi tutaj o te domowe, które jednak mają do kogo wracać. Które są kochane. Które wymagają uwagi i opieki.
To z braniem zwierzęcia pod swój dach, który jest dziurawy i nie zapewnia żadnych standardów, trochę przypomina mi zakładanie rodziny bez odpowiednich funduszy. I owszem, małe dziecko ma kompletnie inne wymagania od zwierzęcia, ale nadal - wymaga odpowiednich warunków do rozwoju. Jeżeli te nie zostaną spełnione, w przyszłości i dorosłości mogą pojawić się problemy wynikające z lat wcześniejszych. Chciałbym tego uniknąć - sprawianie cierpienia to nie jest moja kategoria. A jeżeli nie wrócę? Jeżeli ktoś mnie znowu zaatakuje, ale tym razem na tyle skutecznie, że nie zostanę odratowany?
W natłoku tych pędzących pod kopułą czaszki myśli zdobywam kolejne bęcki; staram się jednak skupić nad słowami Amayi, posyłając jej mimowolne podniesienie kącików ust do góry. Temat roślin jest dla mnie niczym oddychanie - mógłbym o tym opowiadać godzinami, dlatego liczę, że kobieta ma w sobie trochę asertywności i będzie potrafiła postawić w odpowiednim miejscu granicę.
- Zszokowało? - i cyk, udaje mi się wyprowadzić efektywnego HS w stronę May, jako mini-rewanż. - Pewnie tego nie widać, co nie? - mruczę. - Wiesz, że tym się zajmuję. Ale nie dziwię się, w większości jest to domena płci żeńskiej, jak jest mi dane zauważyć. - płeć męska woli zajmować się kolekcjonowaniem innych rzeczy. Co o tym sądzę? A sądzę o tym, że jest to całkowicie normalne i naturalne. Każdy ma prawo do własnych obiektów zaintrygowania. - Nie ma problemu. Mam co najmniej kilkadziesiąt roślin, wiele kolekcjonerskich, jak i tych łatwiejszych do zdobycia. - kiwam się na boki, bo, nim się oglądam, a nogi same podskakują lekko w miejscu. Podekscytowanie tym tematem? Zapewne tak. Nagle świata poza nim nie widzę i próba nauczenia się od mistrzyni Chō stylu improwizacji kompletnie mi nie wychodzi. - Wierzę, że nie zepsujesz. A jeżeli coś się złamie, to ukorzenimy i będziesz miała może nie jako pamiątkę, a jako dodatkową roślinę do mieszkania.
Wola życia roślin jest dla mnie od początku zaskakująca. Tak jak mnie nie było te dwa tygodnie na mieszkaniu, tak te trochę... obumarły. Nie aż tak. Prędzej straciły na swoim pierwotnym blasku. Wystarczyło je jednak na krótki okres pozostawić w kąpieli wodnej, ażeby odzyskały to, co pozwala im na piękny wygląd. Niektóre co prawda bardziej ucierpiały, ale ich chęć do życia wydaje się być silniejszą niż ta w ludzkich ramionach.
I tak oto przegrywam. Ten ruch kompletnie mnie wyrzuca z planszy i udowadnia, gdzie jest moje miejsce, zwracając tym samym, poprzez reakcję kobiety, uwagę innych osób, które też przyszły się tutaj pobawić. I nie ma w tym nic dziwnego, no ba - akceptuję to - jeżeli nie jestem w centrum uwagi.
- Totalnie ci się nie dziwię! Też bym na twoim miejscu chciał. - oj tak, będzie trzeba przeanalizować to, w jaki sposób Chō doprowadziła do wykonania tegoż dziwnego ruchu. Telefon w dłoń i jazda z wyszukiwaniem odpowiednich informacji na przeznaczonej ku temu wiki, inaczej ciekawość mnie zje wręcz od środka. Nawet jeżeli prawa dłoń jakoś nieszczególnie chce współpracować, to jednak udaje mi się po czasie zdobyć odpowiednie informacje. - Ależ nie nazywaj się łamagą, proszę. - lekko zwracam uwagę, podnosząc wzrok znad rozbitej szybki. Żebym tak do siebie mówił... - Obecnie ty jesteś ode mnie o wiele lepsza i nie mam żadnej wątpliwości, jeżeli o to chodzi. Poza tym chodzi o zabawę, a odkrywanie takich rzeczy jest naprawdę relaksujące. I rzucające rękawicę poniekąd. - odpowiedź wydobywa się z moich ust bez najmniejszego zastanowienia. Naprawdę, jestem ostatnią osobą, która chciałaby się kłócić o wygraną czy się nią przejmować. Potrafię ponieść porażkę z dumą na twarzy, a też - nie przyszedłem tutaj po to, aby wygrywać. Przyszedłem tutaj po to, aby się trochę pobawić w tym szarym, wiotczejącym życiu. - Wygląda na to, iż... trzeba zrobić taki półokrąg. Z przodu, w dół, do tyłu i od razu do przodu plus Heavy Slash. - marszczę czoło z zamyślenia. - Tylko trzeba mieć podładowany pasek "Tension" na dole ekranu, inaczej z tej kombinacji nici. - powiadamiam. - To co, następna rundka?
Kontynuujemy zabawę. Tym razem staram się bardziej zrozumieć działanie Elphelt, wykonując nią nieco szybsze ataki. Sam fakt tego, iż "overdrive", jak się zwie ten specjalny ruch, wykorzystuje tę sekwencję, liczę na to, iż inne, połowiczne i z odmiennymi klawiszami, spowodują powstanie jakichś ciekawych, niezrozumiałych do końca dla mnie kombinacji.
- Czasami się zapominam, jeżeli o to chodzi. Wiesz, jakby... z natury człowiek uważa, że jest w centrum i to przyjmuje bez najmniejszego problemu. Czasami jednak trzeba ściągnąć kogoś z powrotem na ziemię, a wiem, że na temat kwiatów potrafię się rozgadać na naprawdę długie godziny. - mówię w zakresie zainteresowań; nie uważam, aby moje miały jakąś większą wartość w stosunku do tych, które dzierżą inni. Jakby, kwiaty. Trochę, ale niewiele medycyny. A tak? Nic poza tym. W większości bezużyteczny, wszak może to brzmi i melancholicznie, tak jednak jest prawdą. Gdyby coś się przydarzyło, raczej bym sobie z tym nie poradził. - Oho, widzę zmianę nastawienia co do kota. - odpowiadam, starając się zablokować nadchodzący atak ze strony May, a w międzyczasie wsłuchuję się w historię, którą przedstawia mi kobieta. Zabawną, wszak trochę przypomina mi o tym, jak koty potrafią być sprytne, jeżeli chodzi o jedzenie. Udawanie kogoś innego? Nie ma problemu, załatwione. Bycie bezdomnym kociakiem? Proszę bardzo, byleby jedzenie w brzuszku się zgadzało. - Wiesz, może wcześniej był rzeczywiście bezdomny, ale ktoś go przygarnął po czasie? - zamyślam się na ten krótki moment i w tej chwili skupiam się w pełni na tym, jak dostaję prosto w twarz kotwicą, na co reaguję niemal maksymalnym skupieniem. Nic dziwnego, że trochę ciężej jest mi się skupić na otaczającej rzeczywistości, duchocie wynikającej z działania maszyn czy też wszechobecnym gwarze.
- Twój brat bardzo chciał mieć kota? - pytanie opuszcza moje usta w lekkim zastanowieniu. - Nie dziwię mu się, że nie chciał tego przyjąć do wiadomości. Czasami odnoszę wrażenie, że dzieci bardziej się przywiązują do tego typu istot. Nie wiem, z czego to wynika - czy z tego, że są bardziej urocze, czy z tego, iż wydają się mieć więcej cech wspólnych. - ponowne zamyślenie i... przegranie rundy. - Ajajajaj! - mówię trochę głośniej, wypuszczając powietrze z płuc. Kolejna, spektakularna porażka, ale jeszcze jedno serce mi zostało, więc liczę na odegranie się. - Ale to dobrze o nim świadczy, moim zdaniem. To oznacza, że chciał przejąć odpowiedzialność i pieczę za życie tegoż pupila. - uśmiecham się lekko, mając nadzieję na to, iż nie gadam obecnie jakichś zbyt mocno filozoficznych bzdur. Łapię się na tym, iż takie tematy wydają się mi być bardziej... przychylnymi. - Jeżeli mogę się zapytać... nie musisz odpowiadać oczywiście, skądże. Jak nazywa się twój brat? I ile lat różnicy jest między wami?
Sam nawet nie wiem, czy mam (żyjące) rodzeństwo.
Wykrycie: 3
@Amaya Chō
Nie mniej słowa pewne słowa chłopaka sprawiły, że przez chwilę miała wrażenie, że o czymś nie wie. Inaczej, nie wie czegoś ważnego o nim, bo przecież możliwość znania osoby na wylot, jest wręcz nierealna. – Eiji, co masz na myśli, że wszystko jest dla ciebie nowe i niespodziewane? Znaczy.. wybacz, że zapytałam. To pewnie nie moja sprawa i trochę się zagalopowałam. Zapomnij, że pytałam. – czy chciała wiedzieć, co go spotkało i dlaczego właśnie takich słów użył? Oczywiście, jakaś jej ciekawska cząstka, pragnęła poznać go lepiej, bo ciekawość to przecież ludzka natura. Udało się jej jednak opamiętać na czas i powstrzymać swoją rozpędzoną i samolubną rządzę wiedzy. Mogąc mieć jedynie nadzieję, że nie zrazi go tym lub nie wywoła niepotrzebnie niezręcznej atmosfery między nimi. Przecież jeśli będzie chciał i będzie na tyle gotowy, by jej zaufać, to sam opowie, co go spotkało, a wtedy może, ale tylko może i ona zrobi to samo, chociaż je opowieść może całkowicie zmienić jego światopogląd.
By uciąć ten temat, odwróciła swój wzrok i skupiła się na grze oraz na tym by jako możliwa instruktora, ponownie złoić tyłek swojemu młodemu uczniowi. - proponujesz mi właśnie, bym zlała ci tyłek paskiem, jeśli nie będzie ci wychodzić? Eiji nie wiedziałam, że masz taki fetysz. Nie obiecuje, że to zrobię, ale zapamiętam i pewnie będę cię tym zawstydzać przy każdej nadążającej się okazji. – powiedziała oczywiście żartobliwie na aluzję chłopaka, bo przecież nie zastosowałby przemocy na nim, tylko z tak głupiego powodu, jak nieprzyswojenie jakieś tam bezużytecznej wiedzy. Zresztą stosowanie przemocy na dzieciach, bo nie idzie im dobrze nauka, czy z jakiegokolwiek powodu, aż gotowała w niej krew i chęć pokazania oprawcy, jak to przyjemnie być po tej drugiej stronie. To przecież często wina dorosłych, że coś się złego dzieje. Tak jak i po części to była wina właściciela tamtego psa, że ten poszedł sobie w świat. Gdyby zadbał o jego zabezpieczenie dużo wcześniej, to by się obyło bez poszukiwań i możliwej tragedii, która patrząc na tamtych gnojków, była bardzo możliwa. Całe szczęście obyło się bez przemocy, przynajmniej z ich strony i pies wrócił do właściciela. A Cho może mieć jedynie nadzieję, że ten nauczony tym zdarzeniem, tym razem będzie uważniejszy. – dokładnie tak jak mówisz, ale ludzie bywają też głupi i pomimo sparzenia się raz, drugi i trzeci, nadal będą pchali swoje łapy w ogień z myślą, że tym razem będzie inaczej. Mam nadzieję, że właściciel tej niewdzięcznej kulki nie należy właśnie do tego grona, bo inaczej być może łatwo pożegna się z pieskiem. – oby się myliła co do swojego osądu.
Tak jak zrobiła z oceną chłopaka. Nie, nie o to chodziło, że miała go za kogoś innego, tylko może faktycznie pomyślała zbyt stereotypowo i nie wzięła pod uwagę faktu, że może mieć on jakieś łagodniejsze zainteresowania, a w tym wypadku są nimi roślinki. – znaczy, powiem szczerze, że może trochę pomyślałam stereotypowo, ale hej! Nie oznacza to, że sam fakt zaskoczenia nie był miły. Ciesze się, że posiadasz tak delikatną stronę, bo już trochę przejadło mi się wieczne spotykanie tych pseudo samców alfa. I nie zrozum mnie źle, nie uważam cię za panienkę, czy coś. Chyba za dużo gadam… – mimo że jej wytłumaczenie pewnie było zbyt pokręcone, by ten zrozumiał, o co jej chodzi, to miała cień nadziei, że pochwyci, o co jej chodzi. Amaya osobiście lubiła, gdy mężczyzna miał delikatną stronę. Bądźmy szczerzy, wiele kobiet to lubi, a przynajmniej te myślące poważnie o związkach. Bo o tych typu „bo urwis kocha najmocniej”, nie ma nawet co dyskutować. – czekaj, czekaj...chcesz mi powiedzieć, że są rośliny kolekcjonerskie? Nabijasz się ze mnie, prawda? – jak już samo zainteresowanie ją zszokowało to, wzmianka o okazach kolekcjonerskich sprawiła, że patrzyła na niego dość mocno zdziwiona. Całkowicie zapominając na chwile o grze, przez co ponownie zaczęła obrywać i jej pasek życia zaczął się jakoś zbyt szybko kurczyć dlatego, gdy tylko oprzytomniała, postarała się jakoś bronić przed jego atakiem. – dodatkowo roślinka do mieszkania, brzmi dobrze. – dodatkowy przedmiot, dodatkowa roślinka do mieszkania. Do miejsca, które obecnie omijała niczym ognia. Nie wiedziała co powiedzieć synowi, jak powinna się zachowywać przy nim oraz jak przywrócić to, co było, zanim zniknęła i go porzuciła. Przez chwilę jej twarz przybrała smutną maskę, którą szybko ukryła pod wymuszonym uśmiechem.
Wsłuchała się w informacje, rady odnośnie do tego, jakie kroki powinna podjąć, by ponownie użyć tego wspaniałego, zwycięskiego ataku. Nawet jeśli jej nie wyjdzie on ponowie; nawet jeśli był to czysty przypadek to i tak jest z siebie dumna, że udało się jej coś takiego. Wiadomo, nie ma co się dołować nad grą, jeśli wyjdzie to super, jeśli nie to trudno, najwyraźniej tak musiało być. – powiedzmy szczerze, to był czysty przypadek i tyle. Uznajmy, że jesteśmy równi, przynajmniej do momentu, aż nie zleje ci tyłka w następnej rundzie. Poczujesz gnief mojego magicznego, nierealnego delfinka – zaśmiała się i zaczęła ponownie naciskać przyciski, gdy tylko runda się zaczęła. Nie ma szans, gra ma być rozrywką i dobrą zabawą, ale po tak płomiennej przemowie, to musi odpalić delfinka. – pasek „Tension”, tak? Dobrze, zrozumiałam i zanotowałam w swojej głowie. – pewnie i tak zapomni na niego spoglądać, ale taki urok jej grania.
- nie wiem, czy bardziej chciał mieć kota, czy to była może chęć zrobienia mi na złość. Ostatecznie po którymś razie i ja chciałam go przygarnąć, ale no wylazło szydło z worka. I nie był bezdomny! Uwierzysz, jak ci powiem, że to nie pierwsza jego taka akcja? Kot znalazł sposób na darmowe jedzenie...koci geniusz.. – jak uważała koty za niezbyt mądre zwierzęta, tak ten tamtego dnia udowodnił jej, że całkowicie się co do nich myliła. I te obrazki w necie, że to koty są właścicielami ludzi, mogą zawierać ziarenko prawdy. Kolejne pytanie ją zdziwiło, czy została przyłapana na kłamstwie? A może Eiji zwyczajnie szukał towarzystwa w zbliżonym wieku i skoro powiedziałam mu o bracie, to może zechce go poznać. Oby nie, bo to będzie trudne do wyjaśnienia. Znaczy, no w realiach to miała brata, ale nie był dzieckiem i na 100% nie był osobą godną do poznawania. – Odpowiedzialność mówisz? Pewnie, że możesz, to nie jest jakaś wielka tajemnica narodowa. – zaśmiała się lekko – nazywa się Tsuru i z tego, jeśli dobrze pamiętam to ma 16 lat.
@Umemiya Eiji
Ludzie są różni. Ludzie są ciekawscy. Natura ludzka natomiast na drodze ewolucji nie wyrzuciła tych elementów do kosza. Wręcz przeciwnie - wracamy po nie, pragnąc jeszcze więcej. To zastanawiające wręcz, jak popełniamy wielokrotnie na tle kart historii tyle samo błędów, co nasi poprzednicy.
Pytanie dotyczące tego, co mam konkretnie na myśli, powoduje pewnego rodzaju konsternację mającą miejsce w morzu na razie spokojnych, pędzących swoich tempem sentencji. Nie czuję się osaczony w żaden sposób, ale też, nie jest to coś, co zamierzam w pełni opowiadać. Nie ma takiej potrzeby, a współczucie potrzebą nie jest. Jest - jeżeli chodzi o mnie, nie o nikogo innego - oznaką słabości.
Upadkiem.
- Nie musisz przepraszać. - uśmiecham się jedynie, choć nie odpowiadam na jej pytania, korzystając z możliwości uniknięcia tejże rozmowy. Uchylenie kawałka tajemnicy jest czymś, co może boleć. Odkrycie pościeli okrywającej nagą sylwetkę prawdy może przyczynić się do odsłonięcia na światło dzienne blizn.
Brzydkie. Paskudne. Tak samo jak plecy, których genezy nie jestem pewien; nie mnie jednak osądzać. Na innych by pewnie wyglądały normalnie. Na mnie? Totalnie ohydnie.
Skupienie na grze jest trochę inne, acz nadal istniejące w odmętach trwających rozmów. W końcu na tym ten wypad polega - na poznaniu samych siebie, choć poprzednie wydarzenia wcale nie są aż tak szczęśliwe. Owszem, pies właściciela znalazł pod wpływem naszych poszukiwań, ale nadal w pamięci tli się to, jak spojrzenie kobiety wtedy było inne, kompletnie niepasujące, obce wręcz. Chłodne, jakoby miało przynieść wokół siebie opady śniegu czy też i śnieżycę.
- Hola, hola. - unoszę ręce w górze, jakoby w geście obronnym, aby następnie spojrzeć na to, jak moja postać dostaje prosto w twarz kolejnym combosem. Świetnie. Czyżby czas ubrać maskę na twarz? Decyduję się w sumie odegrać swoją rolę w tym teatrzyku jak najlepiej, jak mi jest to dane. Wręcz podstępny, lisi uśmiech pojawia się na mojej twarzy, zdobiąc ją w najlepszy możliwy sposób. I być może wprowadzając Chō w zamyślenie, czy przypadkiem nie uderzam w pełni prawdziwie do takiej możliwości. - Fetysze są dla ludzi. Przynajmniej nie jest to bycie fanem lolitek czy furrasów, czyż nie?
Ta piękna, dość specyficzna fasada, może upaść w każdej chwili, jeżeli tylko Amaya zauważy, że coś jest nie tak. Nie pasuję do tegoż scenariusza. Nie pasuję do bliższych relacji. Do fetyszy. Do tego, co wiąże się ze seksualnością.
Przynajmniej na razie.
- Też mam nadzieję. - odpowiedziawszy, kontynuujemy kolejne naparzanie się w dość nietypowej, acz przyjemnej grze. Całe szczęście, że walczymy między sobą, bo gdybyśmy mieli wejść w jakiś matchmaking, choć wątpię, iż on działa, zapewne dostalibyśmy taki wpierdziel, że zapamiętalibyśmy go do końca swoich dni.
Oczywiście nie zamierzam osądzać Chō o takie podejście, skądże. Nie przeszkadza mi zresztą bycie odbieranym jako bardziej... miękki od reszty społeczeństwa. Czuły. Niekoniecznie delikatny. Jakkolwiek to nie brzmi. Może nie nadaję się aż nadto do wielu rzeczy, lecz mogę się skupić na tym mniejszym, otaczającym mnie świecie.
- Spokojnie, nie odebrałbym żadnych słów od ciebie jako czegoś złego. - posyłam jej lekki, acz widoczny uśmiech. Subtelny, choć nie tak mocno, jak udaje mi się przeskoczyć nad May i uderzyć bombą w międzyczasie prosto w dół. W grze dzieje się chaos, a w rzeczywistości trwa zwykła, ludzka rozmowa. - Mówisz o tych, którzy uważają branie kąpieli za pedalskie, mycie się za bycie słabeuszem, a podrywanie kolejnych dziewczyn za kolejne zwycięstwo, mimo iż licznik osób, z którymi się dzieliło łoże, nie powinien mieć żadnego znaczenia? - czasy, jakie nastały, są ciężkie, ale na to nic nie mogę poradzić. Ocenianie własnej wartości czy wartości innych ludzi po tym, ilu osobom zdołali zaufać - czy też podejść do nich jako do kolejnej niezobowiązującej nocy - nie powinno mieć miejsca. A jednak ma. Nawet w moich słowach, choć bardziej uważny słuchacz jest w stanie zobaczyć, że nie chodzi mi o to, kto ile razy z kimś sypia. Bardziej chodzi mi o to niepotrzebne chwalenie się i traktowanie wtedy drugich osób jako liczb, nie jako ludzi. - Nie gadasz za dużo. Ja też się rozgaduję, spokojnie. - leciutko wzruszam ramionami. - Szczerze? Jeżeli ktoś tak nie odczytuje, to się tym niespecjalnie przejmuję. Nie potrzebuję udowadniać to, czy jestem mężczyzną, czy jednak mam w sobie pierwiastek kobiecości. Wiesz, póki sam wiem, kim jestem, nikt nie powinien mi dyktować, kim powinienem być. - to, co inni sądzą, nie powinno mnie obchodzić. I nie obchodzi jakoś specjalnie. Wiadomo, przykre komentarze są nadal przykre, ale na zaczepki najlepiej jest nie zwracać uwagi lub przekuć je we własną zaletę.
- Pamiętam, jak jako pierwsza byłaś gotowa pomóc psiakowi. Niewielu by się na to zdecydowało od strzału, biorąc pod uwagę różnice w sile czy innych aspektach fizycznych. - kurtyna rzęs na chwilę opada na dół, aby potem z powrotem odkryć spojrzenie ciemnych obrączek źrenic. - Wielu by uznało to za męskie zachowanie. Niekoniecznie damskie, jako że - wedle społeczeństwa - kobieta powinna cofać się do tyłu i pozwalać "głowie rodziny" zareagować. Ja to uważam za zachowanie, jakiego podjęłaby się Amaya. Nie jako kobieta, nie jako mężczyzna, nie jako ktoś inny, a jako ona - w pełni autonomiczna i w pełni samodzielna.
Stereotypy są bolesne, jak chociażby te, że kobieta powinna mieć dzieci i się nimi opiekować. Jeżeli nie chce, to znaczy, iż coś jest z nią nie tak. Niestety - dużo minie czasu, zanim nam się uda zmienić te przykre standardy.
Temat roślin wydaje się być bardziej radosnym, dlatego nic dziwnego, iż do niego lgnę niczym kot pragnący ciepła; rozmowa o nich jest niczym innym, jak oddychaniem. Kwitnięciem, gdy warunki ku temu odpowiednio sprzyjają.
- Owszem są. I nie próbuję cię jakkolwiek z tym okłamać. - mruczę pod nosem, kontynuując tę dość intrygującą kwestię. Dla wielu osób rośliny to po prostu rośliny, nic więcej. Jedne są ładniejsze, drugie niekoniecznie, ale łączy je jedna cecha - iż rosną. W różnych warunkach, w różnych okolicznościach, ale niekoniecznie w tej samej ilości. - Są to takie okazy, które są rzadkie, nietypowe i "chciane". Dobrym przykładem jest monstera variegata. Potrafi zabarwić połowę liścia na biało w zależności od ilości światła. - uśmiecham się, bo akurat taką mam. - Cena za jednego liścia, niekoniecznie ukorzenionego, sięgają około, sześciu, siedmiu tysięcy yenów. Cena w pełni okazałej rośliny wzrasta kilkukrotnie. - mruknąwszy, kontynuuję. - Niektórzy się tym zajmują do tego stopnia, iż nie muszą podejmować się pracy. Wiesz, w przypadku, gdy kolekcja zarabia sama na siebie, można ładnie się ustatkować. Więc jak taką roślinkę uda ci się uzyskać, możesz potem na niej dodatkowo zarobić.
Co prawda u mnie na razie nie ma takiej możliwości i czekam na kolejne pędy, ale nic w tym dziwnego. Ludzie są różni, a w dobie technologii wydaje mi się, iż hodowanie roślin przemknęło do rangi czegoś zapomnianego.
- Dobrze, już zaczynam się bać. Totalnie. - oczywiście żartuję, ale nie boję się podjęcia wyzwania, gdy paski w miarę równo ulegają zmniejszeniu. Najwidoczniej oboje bierzemy na poważnie rywalizację, bawiąc się przy tym znakomicie i rozmawiając o całkiem przyziemnych sprawach. - Tak, dokładnie tak. - powiadam, starając się go nabić, ale okazuje się, iż brak aktywności powoduje jego spadanie. Tak więc okazuje się, iż im więcej postać się porusza, broni czy atakuje, tym ma widoczną przewagę.
Jestem ostatnią osobą do napierania w zakresie prywatnych spraw. Nie lubię naruszać struktur, które do mnie nie należą, dlatego nie zamierzam aż nadto naciskać. Po prostu pytania zadaję ze zwyczajnej, ludzkiej ciekawości. Kto wie, może go znam? Nie mam bladego pojęcia, ale naprawdę nie kojarzę nikogo, kto by miał takie nazwisko. Co prędzej, wraz z biegiem czasu mogło się ono zmienić, choć - biorąc pod uwagę fakt bycia mężczyzną - w potencjalnym małżeństwie raczej nazwiska by nie zmienił.
- Koty są dość intrygujące pod tym względem. Wydawać się może, że ich pewne akcje są niezrozumiałe, ale tak naprawdę wszystko idealnie kalkulują. Zwierzak miał pod korek jedzenia praktycznie, kto by tak nie chciał? - niestety w naturze nie istnieje umiar. Istnieje przygotowywanie się na przyszłość i na to, co przyniosą kolejne godziny. Wiele stworzeń nie decyduje się zostawić posiłku na później, jedząc do tego stopnia, iż nie są w stanie się ruszyć. - Wiesz, zawsze wolę mieć pewność, iż mówienie o czymś nie sprawia problemu. - rzucam jeszcze, aby mieć absolutną pewność. - Wow, całkiem spora różnica. Nie żebym oceniał, oczywiście, wszak nie zamierzam tego robić. - nie jestem pewien co do konkretnego wieku Amayi, ale mogę stwierdzić śmiało, że bliżej jej do trzydziestki niż dalej. Na pewno jednak nie jest w okolicy lat nastoletnich, skądże. - Pierwszy raz ją spotykam na własne oczy, dlatego jestem zaintrygowany. - uśmiecham się. - Jak to było się z nim wychowywać? Jeżeli, jak zawsze, mogę się zapytać.
Sam nie mam brata. Chyba.
@Amaya Chō
Rzut: 71 (kłamstwo) - 20 = 51 równe 8)
Właśnie to w nim kochała, chociaż „kochała” może być nad wyraz zbyt wygórowane, zwłaszcza w momencie, gdy ich relacja dopiero się zaczyna. Jednak ta jego urocza strona sprawia, że Cho chce spędzać z nim czas, mimo różnicy wieku i raczej marnych szans na wspólne tematy; chociaż tutaj można się mylić, bo jakoś rozmowa im się układa i nie siedzą w milczeniu. Jak te zawstydzone pary, które dopiero zaczynają się spotykać. – dokładnie dobrze to opisałeś. Nie jestem już dzieckiem i bycie podrywaną przez tego samozwańczego łobuza, nie robi na mnie wrażenia i nie mam mokro na samą myśl o tym. Chociaż … nie jednak nie mam. – być może mogła dobrać słowa trochę inaczej, bez takich odniesień, ale tak właśnie jest. Ile razy to widziała w internecie, a potem płacz; płacz nad tym, jak głupim się było. Amaya może i się teraz wymądrza, udaje tą, która nie jest łasa na takie rzeczy, ale kiedyś było inaczej, czego owocem jest jej syn. Chociaż nigdy nie nazwała go błędem. Kochała go, nawet jeśli ten przypominał jej o tamtym człowieku. – masz rację, nikt nie ma prawa ci mówić, jaki powinieneś być. Jeśli chcesz kolekcjonować i opiekować się roślinami, to masz do tego prawo i nikt, nie może ci tego odebrać. Zresztą żyjemy w czasach, gdzie granice między tym, co kiedyś było kobiecą domeną, a męską już dawno zostały zatarte. Mam znajomą, która jest świetnym mechanikiem samochodowym, która też, gdy zaczynała, to była wyśmiewana przez mężczyzn. A teraz? Nie jeden mógłby się od niej uczyć, nie jeden chciałby umieć to, co ona. – mimo rozmowy i atmosfery, to aż dziwne, że nie podała siebie jako przykładu, tak jak on to zrobił, a akurat wspomniała o tamtej dziewczynie. – a co do mnie, cóż.. powiem, że już dawno wypadłam chyba z ram tego, co jest akceptowalne przez społeczeństwo. Jednak nie martwi mnie to ani trochę, to moje życie i będę je przeżywać, tak jak ja chce, na moich własnych zasadach. Nie tak jak … zresztą nieważne. Pozostańmy na tym, że nikt nie powinien ingerować w życie i decyzje innych. – to nowe życie, bo dawniej nie miała na to szans. Pod dyktando tego, co pragnął jej brat, robiła wszystko, co zechciał. Niczym laleczka na sznureczkach, która była prowadzana w przeróżne miejsca, za pomocą ruchów swojego lalkarza.
– sześciu, czy nawet siedmiu tysięcy? O boże tyle kasy za jeden listek? Znaczy bez urazy, ale to brzmi tak nierealnie, że człowiek myśli, że źle obrał cel swojego życia. – widać, że ten temat go pobudza, a ją jedynie szokuje coraz bardziej. Chociaż skoro powiedział jej o „kolekcjonerskich” roślinach, to mogła mieć świadomość, że takowe mogą chodzić za kosmiczne ceny. – a ty traktujesz to jako zwykłe hobby, czy planujesz zacząć na tym zarabiać? A i właśnie, mówiłeś o tym, że masz ich całkiem sporo, to czy trzymasz je wszystkie w domu, czy poza w jakimś wynajętym lokalu? I jak z dbaniem o nie? Pewnie zabiera to sporo czasu. Wybacz, że tak zawalam pytaniami, ale chcę trochę poznać twój świat. – trochę to natarczywe, ale lubiła poznawać zainteresowania innych, zwłaszcza swoich znajomych. A to było dość nietypowe, a więc ciągnęło ją do tego jeszcze bardziej niż normalnie. Co nie oznacza, że to zainteresowanie nim, nagle odciągnie ją od gry. Mimo że role co chwilę się tam zmieniały, ta nie miała zamiaru pozwolić mu na zbyt wielką przewagę. Przygotowała się więc mentalnie, na swój magiczny atak delfinkiem, który może nadejdzie już za chwilę, jak tylko ponownie przypadkiem wciśnie odpowiednią kombinację, by użyć tego ataku. Co raczej będzie mało możliwe, bo jakoś nic jej dobrego ostatecznie nie wychodzi. Poziom jej dzisiejszego szczęścia najwyraźniej został wyczerpany podczas użycia pierwszego specjalnego ataku. – to wyglądało tak, że płaciliśmy mu jedzeniem i innymi dobrociami, za sam fakt możliwości przebywania w jego towarzystwie. Ach, stara i pazerna była z niego kulka. – parsknęła lekko śmiechem na myśl o kocie i z powodu wyrazu twarzy chłopaka. – Spokojnie Eiji i no masz rację, trochę nas dzieli. Całe szczęście to ja byłam ta starsza, chociaż zawsze chciałam być młodsza. Jak chyba każda dziewczyna, ale wiesz, pragnęłam być słodką młodszą siostrzyczką, którą brat bronił przed dręczycielami klasowymi. No ale niestety nie byłam młodsza ani nie miałam dręczycieli. – zastanowiła się jednak nad tym, co powinna mu powiedzieć. Przecież właściwie to miała brata, starszego, ale… no właśnie nie tak wymarzonego, jak mogło się zdawać – było zabawnie, ale z młodszymi braćmi bywa różnie. Raz kochają, a zaraz lecą na skargę do mamy
@Umemiya Eiji
Być może... zbyt oddaję swoją uwagę w elementy rozmów, a niekoniecznie całej tej walki, która idzie mi po prostu ślamazarnie. Ponownie przegrywam, ale się tym nie przejmuję w odmętach prowadzonej z Amayą rozmów. To nie są tematy, jakie rozpoczyna się na początku znajomości, ale, jakby nie było, poznaliśmy się niedawno. Dlaczego zatem rozmawianie o sprawach filozoficznych i funkcjonujących w społeczeństwie zasad nie sprawia mi przy niej takiej trudności?
Może okrywa się ona aurą, która mnie uspokaja? Może dlatego przy niej mało co się jąkam, praktycznie w ogóle? Nie mam bladego pojęcia. Liczy się na razie efekt, który ma korzystne właściwości.
W końcu - poprzez pokazanie różnic w rozumowaniu - ludzie się nawzajem poznają.
- Oczywiście, że nie. - odpowiadam spokojnym głosem, czując, iż moje słowa potencjalnie ją skrzywdziły. Martwię się tym, wszak nie chciałbym, aby ta się do mnie zraziła. Poprawa następuje niemal natychmiast; jestem ostatnią osobą do oceniania tego, co kto ubiera i dlaczego to robi. - Tamto rzuciłem w żartach. Nie miałem zamiaru cię urazić, przepraszam.
Wszak mnie interesuje budowanie znajomości, a nie jej rozbieranie cegła po cegle, aby pozostały tylko i wyłącznie popękane w trakcie tego procesu fundamenty. Przymykam na sekundę, może dwie powieki - aura, którą pragnę się otaczać, zostaje minimalnie zaburzona.
- Prędzej pstryknąłem w nos fetyszystów, osoby seksualizujące coś, co - moim skromnym zdaniem - powinno nie być seksualizowane. - powoli rozpoczynam, pragnąc wyjaśnić to, o co mi chodziło. Zresztą, nie ma nic dziwnego w moim podejściu. Kiedy kolejną noc z rzędu słyszy się, jak naruszane są cudze granice, można wyrobić sobie niekoniecznie dobrą opinię. - Wiadomo. Ludzie lubią różne rzeczy. Ludzi kręcą różne rzeczy. I jest to całkowicie normalne. - dopóki jedynie nie dzieje się krzywda, pragnę dodać. Tego jednak nie robię, przynajmniej nie teraz. - Mamy różne podejścia pod względem tego, co nam się podoba, a co nam się nie podoba. Odrzucanie człowieka z powodu ubioru - lub braku tego, co w ubiorze się podoba - jest jednak czymś, czego nie potrafię zrozumieć. - dla mnie liczy się charakter, a nie cechy sylwetki. Nie to, czy ktoś jest atrakcyjny, nie to, czy z kimś mogę potencjalnie stworzyć związek czy iść do łóżka. To są dla mnie sprawy nadal niezbadane, ale jestem pewien jednej rzeczy; nie zamierzam sprawiać nikomu cierpienia własnym istnieniem. Zdradzać, sprzedając ubrane w złoty papierek paskudne kłamstwa.
Tym się brzydzę. Brzydzę się oszukiwaniem i fałszywymi zapewnieniami, że jest się jedyną, wybraną osobą na tym świecie, gdy w obroty brane są inne, równie karmione tymi komentarzami.
- Inaczej. Rozumiem, ale totalnie nie popieram. Wiadomo, nie ma co generalizować i wrzucać wszystkich do jednego worka, tudzież przekreślać. - czasami ciężko jest znaleźć odpowiednie słowa. Wiadomo, w szeregach nieprzyjaciela może znaleźć się ktoś, komu zechcę zaufać. W moich szeregach może znaleźć się ktoś, z kim nie utrzymam pozytywnych relacji. - Ale czasami czuję, że społeczeństwo zatraca się i znajduje okazję do uprzedmiotowienia wtedy, gdy nie powinno to mieć miejsca. Tyle i aż tyle.
Noc.
Każdej, nieprzyjemnej nocy.
Gdy światło neonów pragnie przebić się przez rolety, a dźwięk docierają bez większych przeszkód na swojej drodze; paskudnie cienkie ściany niczym membrana skóry owijającej mięśnie. Alkohol rozluźnia, sprawia, iż brawura przejmuje kontrolę nad użytkownikiem. Wyładowuje agresję. Pokazuje chęć zaspokojenia najbardziej prymitywnych cech.
Udaje mi się wyprowadzić jeden, skuteczny cios, na co reaguję widocznym na twarzy uśmiechem. Może lepiej nie jest rozgrzebywać zbyt mrocznych elementów funkcjonującego wokół nas świata i skupić się na tym mniejszym.
- A jednak chwila zawahania się pojawiła. - rzucam lekko na zaczepkę, choć nie robię tego w ramach chęci dogryzienia, a prędzej po przyjacielsku. Ewentualnie się ukamieniuję, jeżeli moje akcje nie będą tym, czym być zdecydowanie powinny. - To prawda, żyjemy w takich czasach. - przytakuję, ciesząc się poniekąd z postępu, który zrobiliśmy. - Niestety, Japonia nadal nie potrafi do końca wyzbyć się zasad, które wpaja od wieków. Z jednej strony jest to szacunek do tradycji, z drugiej... kamień, jakiego to przenieść na bok nie potrafimy. Jest lepiej, ale w porównaniu do krajów z Europy, czeka nas wiele reform i zmian.
Najbardziej ksenofobiczny kraj na świecie. Nadal panująca hierarchia głowy rodziny. Postępujące do przodu yakuzy, które podzieliły się na te nowe, polegające na biurowcach i te stare, które mają na celu zachować dziedzictwo przekazywane z pokolenia na pokolenie. Klany. Niestety - tego nie wyzbędziemy się na przestrzeni kolejnych stuleci.
Szkoda. Naprawdę, szkoda. Z jednej strony technologia u nas przoduje, z drugiej... pędzimy do przodu. Współczynnik samobójstw licealistów jest nadal skrajnie wysoki; napieranie ze strony rodziny wobec idealnej edukacji nie pomaga w kwestiach zdrowia psychicznego. Mogłoby być pod tym względem znacznie lepiej.
- Takie umiejętności są naprawdę przydatne. Rozbieranie silnika wydaje się być czasochłonne, trudne, skomplikowane. Ale to dobrze widzieć, jak granica się zaciera, wszak jest to jeden z dowodów na to, iż nie musimy żyć starymi zasadami. - podnoszę kąciki ust do góry, słysząc kolejną wypowiedź ze strony Chō. I widząc, jak pasek życia niebezpiecznie spada, co przyczynia się do przyjęcia postawy obronnej. - Dopóki nie opiera się to na krzywdzie - czy to fizycznej, czy to psychicznej - uważam, że każdy może być z siebie dumny. I żyć tak, jak mu się to podoba.
Czy tak by nie było idealnie? Utopijnie wręcz?
Tak, prawdopodobnie. Marzenia ściętej głowy, chciałoby się rzec. Ale drobnymi kroczkami do przodu, byleby osiągnąć to, czego się najbardziej pragnie.
- Kto by pomyślał, że taki jeden, teoretycznie głupi liść potrafi tyle kosztować, czyż nie? - śmieję się. - Sam nie wiem. Na razie nie mam możliwości odłączenia liścia od matecznika w jednej roślinie, więc nie mam na tym zarobku. Może w przyszłości z jakiś czas się uda. Będę uważnie obserwować resztę kolekcji. To brzmi jak dobry sposób na podreperowanie budżetu. - w sumie przydałoby się. Brak pieniędzy jest gorszy od jego nadmiaru. - Wszystkie trzymam w domu. Co prawda czasami brakuje miejsca, ale ostatecznie nie narzekam. Część osób kolekcjonuje mangi, figurki, ja natomiast bawię się w ten sam sposób z kwiatami. Wymaga to trochę większego poświęcenia uwagi i czasu, ale sprawa mi to radość. - nie wiem, jak to wyglądało przed utratą pamięci. Prawdopodobnie sprzedawałem liście i oddzielone perfekcyjnie okazy, ale nie mam ku temu stu procentowej pewności. No cóż. Może lepiej będzie nie wiedzieć.
- To zależy. Jeżeli ma się odpowiednio wyrobioną rutynę, to idzie to całkiem sprawnie. Wiadomo, trzeba je nawozić, robię to biohumusem. Czasami przesadzać do większych donic, zatykając wannę i bóg-wie-co-jeszcze. Bywa dość chaotycznie, czasami całkiem zabawnie. - prycham ze śmiechu, przypominając sobie próbę uratowania filodendrona, który miał całkiem sporą donicę, acz zaatakowaną przez ziemiórki. To był ten moment, w którym zwątpiłem we własne umiejętności na drobny przebłysk, gdy woda nie chciała lecieć w dół rurami. Następnym razem będę musiał ostrożniej z tym działać. - Ależ na spokojnie, Amaya. Nie musisz przepraszać. Miło jest widzieć, że cię to interesuje, naprawdę. - staram się ją uspokoić, nie czując z jej strony żadnej natarczywości. - To mi jest obecnie trochę głupio.
Bo zajmowanie miejsca na scenie nie jest tym, czym chciałbym się parać na dłuższą metę.
Do rzeczywistości powracam poprzez magiczny atak delfinkiem, używając tym samym obrony absolutnej. Używam do tego wskaźnika tension, ale przynajmniej żadne obrażenia z ataku overdrive mnie nie sięgają. Powoli zdobywam doświadczenie w graniu w ten tytuł, ale nadal wymaga to większych zasobów czasu, abym mógł zrozumieć działanie Elphelt.
- Bingo, udało się. - aż robię gest ręką mający na celu usunąć nagromadzony pot z czoła. Nie ma go zbyt wiele, ale zaduch wydawany przez maszyny robi swoje. - Powiedz mi, jeżeli tylko zechcesz. Czym się interesujesz w wolnym czasie? Co konkretnie robisz, aby odpocząć po dniu ciężkiej pracy? - pytanie opuszcza moje usta w spokojnym tonie głosu. - Wbrew pozorom też chciałbym się dowiedzieć więcej na temat twoich zainteresowań. Twojego świata.
Bo w końcu rozmowa jest nastawiona na oba kierunki, nie tylko na jeden. Nie zapominam o tym.
- Coś za coś. Ale myślę, że to była całkiem sprawiedliwa zapłata. - posyłam jej lekki uśmiech. W sumie zwierzęta na tym właśnie polegają. Ich towarzystwo otrzymuje się głównie ze względu na udzieloną im opiekę, poświęcony czas. Raz oswojona istota staje się pełną odpowiedzialnością. - Myślę, że każdy zasługuje na taką osobę w życiu. Niekoniecznie jako rodzeństwo. - w końcu dobrze jest mieć kogoś, kto zechce ochronić. Kto zechce się zaopiekować. Kim my zechcemy się zainteresować.
Czy to o wiele za wiele? Nie mam bladego pojęcia. W końcu jesteśmy tylko ludźmi. Słabymi, niekoniecznie dobrymi, mieszczącymi się w odcieniach spowitej skali szarości. Nie ma idealnie diabelskich lub idealnie angielskich osób.
- Czyli słynne bitwy o kontrolę nad pilotem do telewizora miały miejsce? - w końcu czym byłyby rodzinne przepychanki, gdyby nie te o pilota? - Czy może o coś innego?
@Amaya Chō