Duży salon zajmujący większość parteru. Centrum całego domu, w którym Itou najczęściej przebywa w czasie wolnym oraz gdzie przyjmuje gości. To otwarta przestrzeń, która płynnie łączy się z kuchnią, a skąd można też szybko przejść bezpośrednio do pracowni lub łazienki dla gości. Korytarzem w lewo można dojść do galerii, a schodami po prawej stronie wejść na piętro. Przestronny, przytulny i przepełniony jasnym światłem. Urządzony w drewnie i w dominującym zielonym kolorze — czy to jako farba na ścianie, czy to jako zieleń liści wystających z licznych doniczek. Dookoła wisi wiele własnoręcznie namalowanych obrazów, a na środku salonu na tatami stoi niziutka kanapa, stolik i wygodne poduszki do siedzenia.
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.
— Utopiłeś telefon i zrzucasz teraz na Reinę? — Wpierw rzuciła żartem, by po chwili dodać ciszej i dosyć niepewnie. — Czyli nie masz do mnie żalu?
Tymczasem odpowiedź dotycząca bycia babuszką rozbroiła ją na łopatki. Na tyle, że aż nie mogła teraz pojąć, czemu nie odzywali się do siebie przez tak długi czas. Zobaczyli się na ulicy po tylu latach, do tego w jakichś pojebanych okolicznościach, a i tak potrafili rzucać do siebie sucharkami.
— Kiedyś powiedziałeś, że bycie nerdem jest seksowne, a teraz jestem już w Twoich oczach babuszką?! Ale ja średnio lubię krzyżówki. To denerwujące, kiedy okienek jest za mało albo za dużo. Ściśnięte lub rozwleczone literki słabo wyglądają... — Choć Alaesha musiałaby przyznać, że krzyżówki były jeszcze całkiem fajne. Gorzej z sudoku, które mogła robić przez pół dnia, a po sprawdzeniu odpowiedzi okazywało się, że i tak gdzieś popełniła błąd. Cóż, cyferki jej nie lubiły. — Ale robienie ciasteczek już rzeczywiście jest trochę babcine. Natomiast dalej lubię je robić i sądzę, że wychodzą mi lepiej niż kiedyś. — Uśmiechnęła się, mając wrażenie, że wcale nie minęło między nimi aż tyle czasu. Chwilowa sielanka jednak szybko się skończyła, gdy Yosu sięgnął dłonią pod poły munduru, wyciągając ją w czerwonych smugach. Gdyby jakakolwiek inna osoba od razu wpakowała upaprane krwią ręce do ust, to wyraźnie by ją to zaniepokoiło. Teraz gest również wyglądał dziwnie, natomiast Alaesha wiedziała, że w wyniku niewidzenia kolorów, często musiał sobie radzić na inne sposoby. Aczkolwiek mógł poczekać pół sekundy na jej odpowiedź.
— Tak, jest czerwone. — Po chwili spędzonej na żarliwych negocjacjach ze strony Alaeshy i ustaleniu jedynego konsensusu, jakim było przejście się do jej domu, by sprawdzić „to czerwone”, nie odzywała się już zbytnio, chcąc jak najszybciej go ogarnąć. Na szczęście nie mieli daleko i wkrótce stanęli pod drzwiami.
— Yosuke, ale z tym Cię do domu nie wpuszczę... — Domyślała się, że niechętnie ktokolwiek, kto broń posiada, będzie chciał się z nią rozstawać. Jednak samo chodzenie z bronią w ciągu dnia, nie będąc na służbie, było co najmniej podejrzane. Zresztą już raz dzisiaj sięgnął do kabury, co było cholernie przerażające. Nie chciała broni w domu i koniec. Miała nadzieję, że to zrozumie.
Weszli do domu, z czym Alaesha poczuła się jednocześnie przedziwnie znajomo, jak i zupełnie niezręcznie. Yosu bywał u niej w mieszkaniu, zazwyczaj pod nieobecność matki. Stali w tym samym salonie, jednak zupełnie inaczej zaaranżowanym. Sam widok Yosuke u niej był zdumiewający, gdy nie był już nastolatkiem, jakim go zapamiętała. Ich relacja stanęła w miejscu ponad dekadę temu, podczas gdy oni sami ulegli sporym zmianom. Yosuke doskonale znał układ jej domu, wiedział że salon był połączony z kuchnią, jak i które drzwi prowadziły do łazienki dla gości. Jedyne co się zmieniło, to że jedno pomieszczenie na parterze przekształciła w swoją pracownię, a lokal od ulicy, niegdyś wynajmowany pod sklep, teraz służył za galerię prac malarki. Część mebli była taka sama, co kiedyś, jedynie odnowiła je w nowoczesnym stylu. Nowa była za to niska kanapa, tatami i stolik, liczne wiszące dookoła obrazy oraz dużo roślin. Jednym słowem wnętrze przynosiło na myśl nostalgię dawnych czasów, ale było całkowicie zaanektowane przez Alaeshę, przez co można było wyczuć jej ducha płynącego z tego wnętrza. Ala podeszła do jednej z szafek, z której wyciągnęła apteczkę.
— Pokaż, co Ci się stało. — Kiwnęła głową w kierunku jego boku. Co z tego, że miał rodziców lekarzy i pewnie umiał więcej niż standardowy człowiek, może nawet i ona. Był w kiepskim stanie, więc chyba nie zamierzał na serio ogarniać tego samemu, prawda?
@Nakashima Yosuke
– To ona go zrzuciła. Z pomostu. Zrobiła się strasznie złośliwa jako nastolatka. Szkoda, że jej nie przeszło kiedy dorosła. – Ostatnie zdanie mruknął bardziej do siebie, z jakąś formą wyrzutu w głosie. Gdyby spojrzeć na niego i dwójkę młodszych Nakashimiątek, to z całej trójki tylko on wyszedł w miarę na ludzi. Nawet biorąc pod uwagę jak nie po kolei w głowie czasami zdawał się mieć i że ktoś inny już wzywałby do niego smutnych panów z kaftanem bezpieczeństwa. – Nie mam, najmniejszego. Jeśli już to mam go do siebie, że nawet nie spróbowałem do ciebie przyjść. – Mógł szukać, mógł się ponarzucać, siedzieć jej na wycieraczce, gdyby nie chciała go wpuścić i z nim rozmawiać, nucić jej ballady pod oknem aż cisnęłaby w niego doniczką. Z drugiej strony, później przez pracę miał tak mało czasu prywatnego i sił po zmianach, że ich znajomość i tak mocno by się ograniczyła, a Yosuke żyłby w przeświadczeniu, że ją w jakiś sposób zaniedbuje. Więc być może naprawdę na dobre wyszła im rozłąka w takim stylu, w jakim miała miejsce.
Parsknął krótko. Wolał chyba nie pogrążać się stwierdzeniem, że babuszki jeszcze wyrywać nie próbował ani że nigdy nie stwierdził, że one też nie mogą być seksowne. Nie był z tych, którzy lecą na starsze (tym bardziej bardzo starsze), zdawał sobie również sprawę z tego, że obecnie jego zdolności żartowania mocno kulały. Większość wypowiadanych przez niego słów brzmiało nad wyraz poważnie i nawet jego sarkazm nie zawsze odbierany był przez innych w odpowiedni sposób. Miał w sobie zbyt wiele spokoju, monotonii w głosie, a na twarzy głównie malowało się coś, co można było określić mianem znudzenia życiem.
– Ty się ciesz, że nie mam ze sobą mojej głównej broni – westchnął ciężko zaraz po przewróceniu oczami. Nie miał z pistoletem aż takiego problemu, był najzwyklejszy w świecie i nie miał dla niego aż tak dużej wartości jak karabin do walki z istotami z zaświatów. Odpiął od paska całą kaburę i podał Alaeshy, ale zaraz po tym sięgnął do uda po drugiej stronie i odczepił kilka pasków przytrzymujących niemal niewidoczną do tej pory pochwę z nożem. Ją również wyciągnął w stronę kobiety. – Kto by pomyślał, że będziesz tak rozbrajająca?
Mogła zrobić z bronią co chciała. Wrzucić w krzaki, schować za doniczką, ukryć w sejfie zamykając na cztery spusty. Byleby nikt obcy się do niej nie dorwał, bo jednak zarejestrowana była na jego nazwisko i nosiła całkiem sporo jego odcisków palców. Nie chciał być potem powiązany z morderstwem, którego nie popełnił. Nawet, jeśli byłby w stanie się z niego jakoś wyłgać obowiązkami Tsunami. Gorsze od śmierci postronnej osoby byłoby tylko poszukiwanie sprawcy, żeby rozliczyć go z tego żarciku.
Tak jak właścicielka, dom przeszedł pewne zmiany, ale był też bardzo znajomy. Przypominał mu też jego własny dom rodzinny, głównie za sprawą dużej ilości roślin. Styl był też kompletnie odmienny od tego, który panował w jego mieszkaniu – przytulniejszy, częściowo jakby retro, ale z nowocześniejszymi elementami. Całość przywoływała wspomnienia pełne śmiechów i rozluźnionej atmosfery, nawet gdy siedzieli pochyleni nad zeszytami i Ala objaśniała mu zagadnienia, z których nieco kulał, a on odwdzięczał się tym, z czego był lepszy. Zsunął ze stóp ciężkie, wojskowe buty i zostawił je przy drzwiach, nie chcąc jej nanieść piasku, żwiru i błota.
– Mówię ci, że to nic takiego. – Zdjął z ramion marynarkę, już kombinując nad planem działania. Jeśli rany okażą się głębsze niż przypuszczał, oddeleguje go do szpitala. Nie mógł więc pozwolić, żeby je zobaczyła, a póki co to ona trzymała apteczkę. Odłożył część odzieży na bok, sięgając dłonią po krawędź koszulki równie czarnej jak reszta stroju. Zamiast jednak podwinąć ją jak na grzecznego pacjenta przystało, wyciągnął ręce do Itou w ataku łaskotkowym. Po tym podstępie zamierzał przejąć od niej zapasy medyczne i czym prędzej czmychnąć do gościnnej łazienki, by tam zamknąć się poza zasięgiem jej wzroku.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Stanęła z tą apteczką, nie wiedząc, co powinna zrobić. Zaproponować zrobienie opatrunku? Chyba tak, chyba właśnie w ten sposób robi się to w filmach, nie? Wtedy każda kobieta jest doskonałą pielęgniarką, a facet, początkowo niemal umierający, po przyłożeniu bandaża nabiera sił i zamienia się w amanta. Itou jednak szybko rozgoniła nonsensowne myśli skaczące po jej głowie, gdy Yosu odłożył marynarkę na oparcie kanapy, po czym zaczął iść w jej kierunku. O dziwo nie zatrzymał się obok, aby zaprezentować skaleczenie, a zbliżył się na odległość może połowy kroku. Dłonie trzymał na koszulce, ale gdy znalazł się blisko, to jego ręce ostro skręciły pod boki Alaeshy, aby... ją połaskotać? Stanęła jak wryta, nie wiedząc, co się dzieje, niemniej parsknęła nerwowym śmiechem — ciężko stwierdzić czy bardziej w wyniku łaskotek, czy jego zachowania. W tym czasie Yosuke zdążył porwać apteczkę i ruszyć prosto do łazienki. Przez moment stała na środku pokoju ze zdziwionym uśmiechem, a gdy ruszyła za nim, to już nie zdążyła go złapać. Zatrzasnął jej drzwi przed nosem, a dookoła rozległ się wyraźny dźwięk zamykanego zamka.
— Yosuke, na litość boską, co Ty robisz? Otwórz drzwi! — Uderzyła otwartą dłonią w drewnianą płytę. Zachowywał się zupełnie nieracjonalnie i dopiero w tym momencie Itou pomyślała, że mógł wcześniej uderzyć się w głowę i mieć wstrząśnienie mózgu. Jeśli zasłabnie albo zemdleje w łazience, to będzie musiała rozwalić zamek albo drzwi. Co za głupek. I o co chodziło z tymi łaskotkami? Przecież i tak pewnie podałaby mu tę apteczkę, gdyby tylko wyciągnął po nią ręce.
— Yosu, proszę, nie wygłupiaj się. — Stała dalej pod drzwiami nasłuchując, czy w pomieszczeniu nie dzieje się nic niepokojącego. Miała nadzieję, że nie wpadł mu do głowy jakiś szalony pomysł, jak na przykład próba ucieczki przez okno. Wprawdzie zostawił buty w przedsionku, ale dzisiaj chyba mogła spodziewać się po nim dosłownie wszystkiego. Usłyszała jednak zza drzwi coś, co ją nieco uspokoiło, dlatego poszła z zakupami do kuchni i zaczęła je rozpakowywać.
Następnie wyjęła imbryk i kilka suszonych ingrediencji: kwiat lipy, brzozową korę, rumianek, szałwię i fiołek wonny — ten ostatni z jej ogródka, zasuszony jeszcze poprzedniej wiosny. Urwała też kilka liści świeżej mięty, która również wyrosła spod jej ręki. Wszystkie elementy przygotowywanego przez kobietę naparu miały działanie przeciwzapalnie lub zbijające temperaturę. Wróciła z rozgrzanym czajniczkiem i czarką, stawiając je na stoliku. Imbryk zatrzyma ciepło jeszcze przez długi czas. Nawet jeśli Yosuke spędzi w łazience dłuższą chwilę, to i tak wypije napar, który wciąż będzie gorący.
Miała teraz czas, aby zabrać broń z przedsionka i schować w bezpiecznym miejscu. Choć może nie powinna, to czysta ciekawość sprawiła, że wyciągnęła nóż z pochwy. Od kiedy to wojskowi chodzili z nożami? Spojrzała też na marynarkę, która była czarna i miała na sobie czerwone elementy, zupełnie sobie nie przypominając, aby wojsko w ich kraju chodziło właśnie w takich kolorach. Przetarła rękojeść, schowała nóż i otworzyła zamykany na klucz sekretarzyk, umieszczając tam obie bronie. Itou zerknęła w stronę łazienki, która wciąż się nie otwierała. Z łomoczącym sercem odpięła też kaburę, ale nie odważyła się dotknąć niczego więcej, niż brzeg zimnego, metalowego uchwytu, chłodnego jak dzisiaj patrzące na nią czerwone i zielone oczy. W jakimś przestrachu, szybko zamknęła kaburę z powrotem, jak i cały sekretarzyk, zastanawiając się, jak potoczy się dzisiejszy wieczór.
@Nakashima Yosuke
Mógł zrozumieć jej niechęć do broni. Albo przynajmniej do tego, żeby miał ją przy sobie w jej domu. Brała go pewnie za kogoś, kto ma mocno nie po kolei w głowie. Kto chciałby, żeby zaproszony do mieszkania psychopata na wyciągnięcie ręki posiadał jakiekolwiek groźne przedmioty? Rozbrojenie było też swego rodzaju zabezpieczeniem, że nie postanowi dać nogi przy pierwszej lepszej okazji, choćby i oknem, żeby postawić na swoim i ruszyć do pracy mimo obecnego stanu zdrowia. Skąd mogłaby mieć pewność, że tego nie zrobi? Jeśli z kolei w taki sposób reagowała na zwykły pistolet, jak skomentowałaby karabin snajperski? Co zrobiłaby dowiedziawszy się, że niejednokrotnie już odebrał czyjeś życie? Nie był już tym samym Yosuke co dawniej. Być może już nie było w nim nic z tego miłego chłopaka.
– Nie ma mowy. Zaraz zaczniesz panikować – rzucił opierając na moment tył głowy o drzwi. Dobrze, że się przejmowała, przynajmniej ona z ich dwójki martwiła się o stan Nakashimy. Chciał jej oszczędzić tego widoku i być może jakiejś niezręczności. Wreszcie jednak zdjął koszulkę, kładąc ją na krawędzi umywalki. Jego oczom ukazało się dokładnie to, czego się spodziewał – osiem zacięć, chaotycznych, jakby ktoś wyrył je w ciele dla czystej zabawy. Przeszył go nieprzyjemny, zimny dreszcz, włoski na przedramionach uniosły się w wyrazie trwogi, która go owiała.
Wpierw umył ręce, żeby nie doprowadzić do zakażenia. Otworzył apteczkę, szukając potrzebnych mu rzeczy – wody utlenionej lub innego specyfiku odkażającego, kawałka gazy i bandaża lub plastra. Itou na szczęście miała wszystko, więc szybko mógł się zabrać za przemycie rany. Tak, jak myślał, nie była głęboka, a krew, która przebiła się aż do koszulki wynikała z ilości zadanych mu cięć. Starał się nie skupiać na dziele tajemniczej istoty, choć chcąc nie chcąc musiał patrzeć na osiem linii wyrytych na boku. Dość szybko zakrył je białym materiałem gazy, ją z kolei przyklejając uciętymi kawałkami przypominającego tasiemkę plastra. Było to o wiele łatwiejsze od owijania się bandażem, nie ograniczało też w takim stopniu ruchów czy możliwości oddychania.
Zajęło mu to kilka minut. Kiedy wreszcie miał pewność, że opatrunek się nie odklei, nie przesiąka i został wykonany w miarę poprawnie, zamknął apteczkę i odłożył ją na bok. Została mu jeszcze kwestia koszulki. Niezbyt powinien ją zakładać – materiał gazy zaraz pobrudziłby się krwią i później nie miałby pewności czy to z rany, czy jedynie zabrudzone ubranie. W dodatku szkarłat przyciągał różne dziwne stwory, a gdyby mu to zaschło, już by raczej nie doprał. Miał górną część munduru – co prawda na kanapie – w której mógłby posiedzieć chwilę nim koszulka nie przeschnie. Z tą myślą zdecydował się na przepranie zaplamionego krwią fragmentu, choćby i samą wodą. W końcu mógł grzecznie wyjść, żeby Alaesha dłużej nie musiała się zamartwiać. Sprawdził czy wszystko uprzątnął i otworzył drzwi.
– Gdzie mogę na chwilę powiesić koszulkę, żeby wyschła? – spytał kierując kroki w stronę pozostawionej marynarki. W końcu nie będzie jej paradował półnagi po mieszkaniu, strasząc bliznami i sińcami.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Z pewnością umiałaby oczyścić czyjąś ranę i ją opatrzeć, o ile nie byłaby głęboka lub poważna. Niejednokrotnie zajmowała się ranami matki spowodowanymi operacjami czy odleżynami. Potem zajmowała się swoimi, które już zadawała sobie sama, aby sobie z tym wszystkim poradzić. Dzisiaj już tego nie robiła, dlatego zawijanie się w burrito było jedyną i zdecydowanie bardziej zdrową opcją. Też na pewno lepszą niż polewanie sobie drinka. Słysząc jednak zwyczajny, trochę zaczepny ton Yosuke odpuściła, dając mu chwilę na zajęcie się sobą.
Wypakowując zakupy, wciąż rozmyślała o tym, czy rzeczywiście była panikarą. Nie bała się nawet podlatujących do niej os czy pszczół. Niemniej inną sprawą były bardziej obrzydliwe owady. Gdyby zobaczyła karalucha, to uciekałaby, gdzie pieprz rośnie. No i horrory. Bała się ich, chociaż całkiem lubiła oglądać. Ale czy to znowu była panika? Co miała poradzić na to, że jej ciało reagowało samoczynnie podskokiem czy krzykiem, nie mając nad tym kontroli? Co zabawne, niezbyt bała się prawdziwych dusz, które zaczęły ją otaczać. Wydawały się wystarczająco materialne, gdzie tymczasem te z filmów były bardziej złowieszcze. Nie zapuszczała się nigdy w tereny yokai, ani nawet nie wiedziała, gdzie są, dlatego też nic nie miało specjalnie szansy wzbudzić w niej przerażenia. Rozłożyła zakupy na swoje miejsce, przygotowała napar z ziół i poczuła skręt w żołądku — głód. Dopiero w tym momencie przypomniało jej się, że przecież wyszła do sklepu, aby dokupić trochę produktów na kolację. Niemniej miała gościa i chciała przyjąć go lepiej niż jakimkolwiek jedzeniem. Miała przygotowany w lodówce wywar do ramen, musiałaby tylko pokroić dodatkowe ingrediencje. Chashu nie zdąży zrobić, ale z mięsem mielonym też będzie smacznie. Wyciągnęła niezbędne składniki jak cebulę dymkę, ostrą papryczkę, kukurydzę, kiełki, narutomaki i wakame. Odstawiła jednak na razie przygotowywanie kolacji, żeby zanieść imbryk na stolik i zająć się nieszczęsną bronią. Pewnie nie wzbudziłaby ona w niej aż tylu emocji, gdyby nie to, że Yosuke odruchowo sięgnął do kabury, gdy go dotknęła. Oczywiście, przesadziła i naruszyła jego przestrzeń. Niestety, Alaesha nie należała do cierpliwych osób, dlatego musiała czym prędzej, w absolutnie tamtej sekundzie dowiedzieć się, czy to był on. Skoro był (chyba) wojskowym, to może to całe trzymanie broni nie było aż takie dziwne? Mimo wszystko Itou miała zamiar przyjrzeć się dzisiaj Nakashimie, czy oby wszystko było z nim w porządku. Później zdawał się mówić i zachowywać zdecydowanie sensowniej, choć dalej odbiegało to od standardu, do którego była przyzwyczajona. Zamknęła sekretarzyk na klucz i stwierdziła, że jego obecność w łazience trwa już dosyć długo. Być może wcale nie było to długo, jednak wciąż martwiła się, czy nic się z nim zlego nie dzieje. No i ten krwawiący bok... Przyspieszyła kroku, dlatego nie zdążyła wyhamować, gdy nagle drzwi się otworzyły. Szczęśliwie nie wpadła na solidne drewno, a tylko na samego Nakashimę. Niemniej uderzenie nosem o klatkę piersiowych nie było bezbolesne.
— Ała...! — Złapała się dłonią za nos. Potrzebowała kilku sekund, żeby do niej dotarło, co się stało i co Yosuke do niej powiedział.
— Niezły twardziel z Ciebie... — Zaczęła rozcierać nos, próbując przykryć żartem swoją niezdarność i to, że właśnie bez najmniejszego powodu na niego wpadła. No tak, przecież mało metrów kwadratowych miała w domu, że musiała rozbić się akurat o niego. Tutaj się nic a nic nie zmieniła, koordynację ruchową dalej miewała słabą — tak samo, jak podczas ich pierwszego spotkania w zoo, gdy pociągnęła Yosuke za sobą na barierkę wybiegu dla pand. Mogła sobie ćwiczyć jogę, budować stabilizację i balans, a gdy przychodziło do zwykłego chodzenia, to potykała się o własne nogi.
— Daj, ja rozwieszę. — Zdała sobie sprawę, że Nakashima stoi tuż przed nią bez koszulki, więc nie wiedząc, gdzie podziać wzrok — choć całkiem warto byłoby się dłużej przyjrzeć miejscu jej twardego lądowania, które zdawało się być niczego sobie — pochyliła nagle głowę. Poczuła jednak, jak coś ciepłego przesuwa się pod nosem, spadając kroplą na materiał trzymany w dłoniach. Krew? Serio, jeszcze zaczęła krwawić z nosa?
— Rany, przepraszam. Zajmę się tym. — Próbowała go wyminąć bez patrzenia na niego, by wejść z koszulką do łazienki. Lepiej żeby nie widział, że poza czerwonym (bardziej szarym) nosem ma również zaczerwienione policzki.
@Nakashima Yosuke
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.
Na pewno byłoby łatwiej, gdyby Itou pomogła mu z opatrzeniem ran, ale nadal gdzieś na granicy świadomości istniała wątpliwość, pojawiały się podszepty. Czy ona to faktycznie ona? Czy jest normalną, nieświadomą istotą śmiertelną, która dostała wiele powodów do uznania go za wariata, czy tylko ciało należało do niej, animowane przez ducha przywiązanego do tego świata? Nadal mógł śnić i wpadać w pułapkę bawiącego się nim stworzenia, wciąż też mogła być jedynie wytworem jego wyobraźni, majakami, iluzją. Dała mu kilka powodów do sądzenia inaczej, chciał wierzyć, że to jego dawna przyjaciółka, ale urojenia i drzemiąca paranoja robiły swoje. Bezpieczniej po prostu było utrzymać ją na dystans od ran, żeby nagle nie okazało się, że słusznie ją podejrzewał, w chwili, w której cięcia pokryje trucizna.
Była też druga sprawa. Jakkolwiek blisko nie byli kiedyś, była to przeszłość. Teraz oboje byli dorośli, w kwiecie wieku wręcz. Nie wypadało mu odkrywać tyle ciała przed damą, nawet jeśli dawniej bez skrępowania wskakiwali do jeziora czy wbiegali w ocean w samej bieliźnie. Przyzwyczaił się do robienia wielu rzeczy osobiście, łącznie z opatrywaniem ran. Często nim dotarł do medyków Tsunami, musiał jakoś zabezpieczyć efekty walki z różnymi stworzeniami – a czasem z ludźmi. Alaesha nie była jego pielęgniarką i nie zamierzał jej do tej roli sprowadzać. Wystarczyło, że użyczyła mu odrobiny gościnności i zapewniła środki medyczne. Nawet jeśli zrobiła to stawiając ultimatum: to albo szpital. Może gdyby nie było to pierwsze spotkanie od tak długiego czasu, odegrałby dzielnego pacjenta, jednak gdyby zrobił to teraz, urażona zostałaby jakaś część jego dumy.
Uniósł rękę, delikatnie opierając ją o ramię kobiety. Nie spodziewał się tej kolizji, a powinien przewidzieć, że będzie się wierciła pod drzwiami, skoro tak zamartwiała się, kiedy dopiero co dał nogę z apteczką. Teraz to on zmartwionym wzrokiem spoglądał na Itou, pomimo jej żarciku.
– Cóż… w wojsku twardym trza być, a nie miętkim – rzucił nieco niepewnym głosem, mając nadzieję, że nic sobie nie zrobiła. Albo raczej – że on jej nic nie zrobił. Tego jeszcze brakowało, żeby klatą złamał nos osobie, która tylko chciała mu pomóc. Choć to i tak chyba lepiej, że nie walnął jej drzwiami. To mogłoby się skończyć dość tragicznie, nawet w chwili, w której nie otwierał ich z dużą siłą. Chyba, że to był jej sprytny plan, żeby i tak wylądowali w szpitalu. Przy okazji wrobiłaby go i musiałby pokazać lekarzowi z czym ma problem. Aczkolwiek nie przypominał sobie, żeby była aż tak podstępna.
– Esha… Wszystko w porządku? – Zmarszczył lekko brwi, obracając się na pięcie i patrząc za nią. Teraz to już się serio zaczął martwić. Jakkolwiek twardy, bez emocji, silny i niezależny by nie był, jej reakcja oraz opuszczona głowa były dość niepokojące. Zawrócił do kanapy, zarzucił na plecy resztę munduru i zapinając guziki wychylił się zza rogu drzwi, sprawdzając co z Itou.
– Żeby zaraz tobie nie trzeba było wzywać karetki.
@Itou Alaesha
— Tak! Wszystko ok! — „Esha". Zapomniała już o tym skrócie, bo tylko on tak się do niej zwracał. Potem jakoś nikt na to nie wpadł, a wśród bliskich występowała pod różnorakimi zdrobnieniami od pierwszej cząstki imienia: Ala, Alcia, Alutka, Alesia i tak dalej. Usłyszenie starego zdrobnienia sprawiło, że uśmiechnęła się, nawet pomimo sunącej pod nosem stróżki krwi, która wcale na jednej kropli nie chciała zakończyć swojej eskapady. Podetknęła rękę pod nos, by drugą rozłożyć koszulkę na blacie koło umywalki. Zauważyła, że Yosuke zostawił apteczkę otwartą, ale wszystko odłożył na miejsce... przecież wcale nie musiał. Aczkolwiek zawsze to w nim lubiła. Był samodzielny i nadwyraz ogarnięty — podobnie jak i ona. Nieraz zadziwiało Alaeshę jak bardzo ludzie w jej wieku potrafili być niedojrzali i zupełnie nie radzili sobie z codziennymi czynnościami i obowiązkami dorosłego życia. Jakby urodzili się ledwie wczoraj, podczas gdy ona musiała ogarniać siebie, matkę i dom od wieku nastoletniego. Podobnie było z Nakashimą, który będąc bratem dla dwójki młodszego rodzeństwa, był bardziej dojrzały od innych ich rówieśników, a czasem i starszych jegomości, których przyszło Itou spotkać na swojej drodze. Wyciągnęła wodę utlenioną, którą trzymała w apteczce razem opatrunkami, aczkolwiek nie służyła jej ona do odkażania ran. Wcale nie była do tego dobra. Była natomiast doskonała do wywabiania krwi. Polała materiał w kilku miejscach, a roztwór natychmiast ujawnił na czarnym materiale, gdzie były plamy — krew intensywnie pieniła się na biało-różowo. Proces wymagał chwili, więc Itou w końcu odjęła dłoń od nosa, na której zobaczyła smugi świeżej krwi. Opłukała dłoń i nos, mając nadzieję, że to by było na tyle. Przemyła koszulkę wodą z mydłem, wycisnęła i chciała wrzucić do automatycznej suszarki, przy czym kolejna kropelka krwi spadła z nosa — na szczęście już na umywalkę.
— Nic mi nie jest, ale nie chce przestać lecieć. Widzisz, zobaczyłam kawałek skóry i od razu poleciała mi krew z nosa. Jak jakiemuś hentaiowi z anime. — Przytrzymywała nos wierzchem dłoni i odwróciła się w kierunku Yosuke, uśmiechając się przepraszająco. Przecież to on był tutaj poszkodowany. Natomiast suche żarciki zawsze trochę rozładowywały sytuację. Podeszła do suszarki stojącej blisko wejścia do łazienki. Wrzuciła do środka koszulkę i nastawiła delikatny program, żeby się nie zbiegła.
— A ty czemu taki ubrany? — Myśl wypowiedziana na głos zabrzmiała co najmniej dziwnie.
— Aż tak źle z tą raną, że musiałeś ją przede mną ukryć? Mówiłam Ci, że pojedziemy do szpitala, jeśli będzie niedobrze wyglądać. Pokaż mi ją. — Spojrzenie na sam opatrunek mogłoby jej wiele powiedzieć. Czy był duży, czy mały i czy nie przeciekał.
— Proszę...
@Nakashima Yosuke
– Na złamany nie wygląda, ale specjalistą nie jestem. – W życiu widział kilka mocno obitych nosów, charakterystycznie skrzywionych, którym często wystarczyło jedynie szybkie nastawienie, a później zatamowanie krwotoku. Liczył na to, że naprawdę nic jej nie było, bo nie potrafiłby jej pomóc. Wybity bark czy palec jeszcze jakoś dałby radę ogarnąć, wystarczyło mocniej pociągnąć, ale nos wydawał mu się zbyt delikatny, żeby tak go potraktować. Jedyne co wiedział w tym zakresie to jak postępować przy dręczących ją objawach.
– Usiądź najlepiej na chwilę, pochyl głowę, uciśnij nos. Przydałby ci się jakiś zimny okład, choćby z mokrego ręcznika. – Włączał mu się teraz instynkt starszego brata. Nieważne, w jakim stanie sam aktualnie się znajdował, musiał zadbać o poszkodowane dzieciątko. Podobnie zresztą było w oddziale. Jeśli podlegli mu egzorcyści podczas misji doznali jakichś poważniejszych obrażeń, najpierw starał się im pomóc, nawet jeśli musiałoby to oznaczać odwrót. Bezpieczeństwo było dla niego ważniejsze od wypełnienia celu – duma mogła go przez chwilę poboleć, ale strata podwładnego była nieodwracalna.
Wyciągnął do niej rękę, zachęcając do wyjścia z tej świątyni nieszczęść, która dzisiejszego wieczoru widziała pewnie więcej krwi niż przez całe swoje istnienie. Nie zamierzał się patyczkować – jeśli postanowi się stawiać, prawdopodobnie byłby w stanie po prostu ją zanieść na kanapę bez zwracania uwagi na ewentualne protesty. Póki co jednak miała wybór pójścia po dobroci.
– A co, chcesz się wykrwawić? Mam się rozebrać? Może do naga od razu? Jakieś akty ze mną krwią na płótnie chcesz malować? – Załączył mu się tryb sarkazmu, przechylił głowę mrużąc groźnie oczy. Ubranie się wydawało mu się po prostu słuszne. Wiedział, że czułby się nieswojo, gdyby musiał siedzieć bez koszulki nie wiadomo ile. Już raz wylądował w zbiorowym koszmarze z kilkunastoma ludźmi wyrwanymi z rzeczywistości dokładnie tak, jak zasnęli – w piżamach, koszulach nocnych, dresach, półnadzy. Aż dziw brał, że nikt nie skończył całkowicie bez odzieży, bo przecież i tak niektórzy sypiali. Nie chciał mieć sytuacji, że znowu przyśnie i potem obudzi się po drugiej stronie miasta bez niczego do zarzucenia na grzbiet. Kwietniowe noce bywały zimne.
– W twoim obecnym stanie mogę ci co najwyżej kostki pokazać. – A może to też zbyt wiele i znowu jej jucha z nosa buchnie? – To było tylko kilka płytkich cięć. Opanuj swojego hentaiowego nosa i pogadamy o pokazywaniu czegokolwiek. Teraz ja proszę. – Być może za bardzo przywykł do wydawania rozkazów, bo ton, którego użył, przypominał nieco wojskowe polecenie, nawet jeśli zabarwione troską i stosunkowo łagodne. Na ogół miał całkiem sporo cierpliwości, ale nawet jemu w pewnym momencie pokłady mogły się wyczerpać przy zbyt dużej ilości naciskania.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Oparła się tyłem o suszarkę i pochyliła tułów do przodu, tak jak jej wskazał. Podpowiedział zupełnie standardową procedurę i całkiem mądrym byłoby zastosowanie się do niej. Szkoda, że Alaesha należała do osób upartych. Złapała za papier z wiszącej obok rolki i przycisnęła nim nos. Nigdy nie pamiętała, czy należało uciskać nasadę, czy nozdrza, chwyciła więc mniej więcej cały. Pewnie nawet posłuchałaby się go — już wysunęła rękę w jego kierunku — ale ten sarkazm... Tym samym zalecenia miała zamiar wykonać jedynie połowicznie.
— Jezu, Yosuke, to był tylko żart... — Co on sobie wyobrażał, że niby miała zamiar go rozbierać? To chyba oczywiste, że martwiła się o jego stan i chciała się dowiedzieć, co mu jest. Tak jakby to nie jest normalne, że spotykasz starego znajomego rannego na ulicy. Niemniej tak jak wcześniej nie zdążyła w żaden konkretny sposób pomyśleć o Yosuke bez ubrań, tak właśnie teraz wizja wtłoczyła się do głowy artystki. Gdyby jeszcze jakoś zbrzydł w trakcie lat rozłąki, to może myśl szybciej opuściłaby umysł, ale nic z tego. Choć Yosuke wyglądał trochę inaczej, to prezentował się zupełnie dobrze — nawet poobijany i zmęczony. Jak na złość w głowie pojawiła się Itou sytuacja sprzed lat. W jakim stopniu pozostawali przyjaciółmi po wieczorze spędzonym w domku na drzewie? Nigdy tego nie nazwali, a wkrótce po tym wszystko się schrzaniło w życiu Alaeshy. Prawdopodobnie właśnie stąd brały się szargające dzisiaj malarką emocje, wzmożona niezdarność czy ucieczka do łazienki. Im bardziej próbowała ukryć zdenerwowanie, tym bardziej coś musiało ją zdradzać. Zawsze była słaba w panowaniu nad emocjami, a prawda była taka, że o Yosuke myślała w co najmniej dwóch kategoriach — przyjaciela i... Rany, gdzie ona wędrowała myślami.
— Krwią się słabo maluje, ale akt namalowałabym bez problemu. — Nie mogła się nie odgryźć. W końcu miała już spore doświadczenie w malowaniu aktów, ba, naprawdę lubiła je tworzyć. Itou nie wiedziała, czy chce się śmiać z tej rozmowy, czy jednak nieustępliwość Yosuke ją irytuje. Ograniczyła się więc tylko do obrzucenia go spojrzeniem. Od góry do dołu.
Wciąż pochylała się i przytrzymywała nos, jednak nie wyszła z łazienki. Przytknięty papier nasączał się krwią, aczkolwiek chyba trochę wolniej, niż na początku. Mniej jednak chciało się jej śmiać, gdy usłyszała o KILKU cięciach. Co jest do cholery, kto się na nim wyżywał? Niemniej jego prośba zupełnie nie zabrzmiała jak prośba. Bardziej jak polecenie, a w tonie i zmrużonych oczach było coś, czego malarka nie miała jeszcze okazji doświadczyć ze strony wojskowego — stanowczość. Wow, niewiele było osób, które sprzeciwiało się Itou, w szczególności, gdy się na coś uparła. Ton sprawił, że na chwilę się uciszyła i zastanowiła, jak dalece opłaca się obstawać przy swoim. W końcu, jeśli usiądą na kanapie oboje, to on też w końcu trochę odpocznie — nie powinien tak stać, nawet jeśli opierał się o framugę. Dopiero co niedawno ledwie stał na nogach, gdy prowadziła go do domu. Znając go pewnie wolał udawać, że nic mu nie jest i tak by udawał, nawet gdyby miał chwilę później zemdleć. Conajmniej powinna stać bliżej, żeby w razie potrzeby go złapać, a najlepiej chyba rzeczywiście byłoby im usiąść w salonie. Podeszła więc i oparła się o drugą framugę.
— Ale wiesz, że i tak Ci nie odpuszczę? — W tym momencie coś do Alaeshy dotarło. Może to jednak ona wyobrażała sobie zbyt wiele, a o Yosuke właśnie ktoś się zamartwiał?
— Może powinnam zadzwonić do Twojej żony, żeby po Ciebie przyjechała? — Spojrzała po obu dłoniach mężczyzny, ale nie znalazła na nich obrączki. — Albo narzeczonej?
@Nakashima Yosuke