Duży salon zajmujący większość parteru. Centrum całego domu, w którym Itou najczęściej przebywa w czasie wolnym oraz gdzie przyjmuje gości. To otwarta przestrzeń, która płynnie łączy się z kuchnią, a skąd można też szybko przejść bezpośrednio do pracowni lub łazienki dla gości. Korytarzem w lewo można dojść do galerii, a schodami po prawej stronie wejść na piętro. Przestronny, przytulny i przepełniony jasnym światłem. Urządzony w drewnie i w dominującym zielonym kolorze — czy to jako farba na ścianie, czy to jako zieleń liści wystających z licznych doniczek. Dookoła wisi wiele własnoręcznie namalowanych obrazów, a na środku salonu na tatami stoi niziutka kanapa, stolik i wygodne poduszki do siedzenia.
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.
– Był jak ostatnia strona zeszytu do nudnego przedmiotu… – rzucił, patrząc przez chwilę w przestrzeń. Przymknął na moment powieki. Nie minął jeszcze pełen rok, ale wciąż nie wiedział, co myśleć o sprawie brata. Z jednej strony próbowało go żreć sumienie, a z drugiej pojawiały się te bezlitosne argumenty, które wręcz ujmowały Yosuke człowieczeństwa. Najpodlejsze z yurei, onryō, w jego najbliższej rodzinie. Nie mógł mu pozwolić szukać zemsty, narażać kogokolwiek na śmierć z ręki ducha. Nawet, jeśli była to osoba winna jego porwania. Czego mógł dowiedzieć się gnojek żyjący od lat w Nanashi, do czego dostępu nie mieli doświadczeni policyjni śledczy i sam Yosuke z późniejszym zapleczem rządowym? Ślady się urwały, nie było co drążyć.
Spojrzał na Itou spod wciąż nieznacznie opuszczonych powiek. Chciał aż zamruczeć jak rozpieszczane kocię pod wpływem przyjemnych głasków i drapków, które mu serwowała, jednak zamiast werbalnej aprobaty dla tych czułości, po prostu bardziej nadstawił głowę, niemo domagając się więcej. Była na naprawdę dobrej drodze do tego, żeby zapragnął zostać tutaj na stałe.
– Co do pobudek to nie mam pewności. Nie za bardzo w ostatnich latach była okazja, żeby ktoś był tego świadkiem. – Jak dyskretnie powiedzieć, że od dłuższego czasu budził się w łóżku z pustym miejscem obok: odcinek 2137. Samemu miewał z kolei gwałtowne pobudki, ale raczej w ilości, która nie przekraczała normalnego, ludzkiego standardu. – A tamte koszmary nie były tak wyraźne, szczegółowe i zapadające w pamięć jak teraz. Chociaż po takim czasie może to tylko takie wrażenie i tego nie pamiętam. W każdym razie przez długi czas nie miałem żadnych problemów ze snem. – Jakiś nawrót? Ostatnio mógł mieć zbyt dużo stresu, który kumulując się znalazł wreszcie ujście w bezsenności i koszmarach. To nie tłumaczyłoby jednak tego nocnego przenoszenia się w różne dziwne rejony i śladów znajdowanych na ciele. Sam by się przecież nie dał rady związać, a potem rozwiązać, stworzyć ślady jak po przypaleniu gdzieś na plecach, nie miał również powodu, żeby się samemu ciąć lub coś w siebie wbijać. Z innej strony, nie wszystko musiało być dziełem duchowej istoty, przez co sprawa się komplikowała i musiałby określić, co jest wynikiem czego.
– Momentami niespecjalnie. – Wzrok skupiony na różańcu przez chwilę ignorował jej sięgnięcie gdzieś dalej – już bardziej wyłapał na horyzoncie ponownie odsłonięte walory kobiety, które bardziej przykułyby jego uwagę niż podkradanie kawałka jego własnej odzieży. Spojrzenie nie zboczyło jednak z kursu, bo kiedy opuścił rękę, po prostu obrócił lekko głowę, żeby spojrzeć na profil Alaeshy. – Ale kto wie. Może jest na tyle skuteczny, że nawet nie zauważyłem zagrożeń, przed którymi mnie ochronił?
Skorzystał sobie z tego, że jej ręce były zajęte i lekko złapał zębami brzeg jej ucha, a potem jeszcze ucałował szyję nim zarzuciła na siebie marynarkę. Była na nią za duża, ale i tak wyglądała w niej całkiem zgrabnie. Cóż, ładnemu we wszystkim było ładnie.
– Nie ucieknę. Dalej masz tu gdzieś moją broń. – Nie zamierzał się nigdzie ruszać bez zwrotu jego wyposażenia. Poza tym, że i tak ciężko byłoby wyjść poza obręb domu Itou, skoro właśnie pozbawiła go ostatków górnej części odzieży. Spryciula. Zadbała o wszystko. Usiadł przykryty do połowy kocem, podpierając się jedną ręką o tatami i odprowadzając ją wzrokiem. Drugą dłonią odgarnął w tył włosy z czoła, akurat w momencie, w którym na chwilę się zatrzymała i obróciła. Przechylił nieznacznie łeb, posyłając jej bardzo łagodny uśmiech. Puścił włosy, które i tak opadły jak chciały, by prostując palce wykonać gest złapania posłanego całusa. Przy okazji przechylił się teatralnie w tył, jakby waga tej przesyłki za bardzo go przeważyła i znów padł na plecy, pokonany.
Skoro jednak miał chwilę, postanowił ją spożytkować na odnalezienie pozostałej części ubrań, jaka mu jeszcze została do dyspozycji. Ubrał się więc w połowie, bo bardziej nie miał jak i zaczął ogarniać te chaotyczne pobojowisko, które stworzyli wieczorem. Rozłożył koc na kanapie, pozbierał wszystkie poduszki i ułożył je w miarę tak, jak powinny leżeć. Przeniósł też miseczki po kolacji do kuchni, stawiając je na blacie i przeciągnął się, rozprostowując nieszczęsne kości, zmuszone zmęczeniem do spania na podłodze. Na szczęście nie był jeszcze w na tyle starczym wieku, by ciało go nienawidziło za ten akt wandalizmu.
– Mhm. I od tego się zacznie. Najpierw ręcznik, potem mówienie, że już przecież mam u ciebie własną szczoteczkę. – Obrócił się na pięcie słysząc jej głos. Wsunął dłonie w kieszenie spodni, wracając te kilka kroków do części dziennej. – Naprawdę chcesz ten ślub na drugim spotkaniu, co, Esha? – Szubrawczy uśmieszek wpełzł na twarz egzorcysty, kiedy przechylał głowę, przyglądając się jej w pełnej krasie. Ich relacja zawsze pędziła bezlitośnie jak shinkansen, ale Nakashimie to nie przeszkadzało. Nie był chyba stworzony do spokojnego życia.
– Może dla bezpieczeństwa powinienem ogarnąć się u siebie? I tak muszę sprawdzić czy Reina nie spaliła mi mieszkania. – Niemniej, czuł się wczorajszy. Nie była to pierwszyzna, wielokrotnie wracał skotłowany prosto z patrolu czy misji do garnizonu albo swoich prywatnych czterech kątów. Był gdzieś ten dyskomfort nie wzięcia prysznica wieczorem czy rano, choć większość poprzedniego dnia spędził w biurze, na moment zaledwie trafiając do jakiejś zakurzonej klitki nad brzegiem rzeki. Nie było tak źle jak po wielogodzinnej wędrówce czy walce na śmierć i życie z yokai kotłującym nim po ziemi.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Spojrzała na niego badawczo, leciutko zdziwiona. Nie sypiał z nikim w ostatnich latach? Nie, to chyba za wiele powiedziane, najwyraźniej niekoniecznie miał kogoś na stałe, żeby wspólnie przykładać wieczorem głowę do poduszki. Ciekawe.
— To podobnie jak u mnie. — Wymamrotała niezbyt wyraźnie pod nosem, od razu zakrywając wymówione słowa kolejnymi. — Może coś wpłynęło na nawroty złych wspomnień. Za dużo stresu? — Chociaż czy stres mógł być wytłumaczeniem również jej koszmarów? To raczej one generowały napięcie. Niezmiennie bawiła się czarnymi kosmykami, gładziła to opuszkami, to lekko dłuższymi paznokciami wsuwając palce między włosy niczym ząbki grzebienia. Odetchnęła nieco na to, że wcześniej już nie miał problemów ze snem — jakby co najmniej miała nadzieję, że będzie częściej budziła się u jego boku.
— Może dzięki niemu jesteś wciąż w jednym kawałku. — Trochę zażartowała, a trochę nie z noszonego przez egzorcystę różańca. Nie było możliwości sprawdzenia jego rzeczywistego wpływu. Nawet jeśli nie miałby ochronnych mocy, to placebo działające w głowie było niezmiernie silnym czynnikiem działającym na korzyść ludzkiego umysłu. Może sam fakt noszenia pozwalał Nakashimie lepiej sobie radzić z różnymi sytuacjami? Niektórzy trzymali przy sobie breloczek na szczęście, a inni różaniec. Dla Alaeshy były to te same rzeczy, co nie znaczyło, że mniej od siebie wartościowe.
Zaczęła ubierać się w mundur, gdy Yosuke przysunął się nieco do niej, wywołując tym razem rozkoszny dreszcz na plecach, gryząc ucho i całując szyję. To było zdecydowanie przyjemniejsze niż narastający stres, gdy gładził pobliźnioną skórę jej biodra i uda. Teraz zostanie z nim na podłodze mocno kusiło. Jeszcze kilka takich zaczepek i wcale nie byłaby w stanie zwiać do łazienki. W końcu jednak oderwała się od niego, wstała i zmrużyła oczy, patrząc przez chwilę na niego z góry. To fakt że miała jego broń i ubrania był jedynym powodem, dla którego nie uciekał? Nie powiedziała jednak nic, a reakcja Yosuke na później wysłanego całusa była niemożliwie słodka. Jak on to robił, że był dosłownie całym pakietem tego, co podobało się Ali w mężczyznach Zadziorny, ale też dosyć dobrze wychowany. Uroczy do granic możliwości, ale też stanowczy i gwałtowny, gdy miała na to ochotę. Zabawny, ale też poważny, jeśli wymagała tego sytuacja. Pomocny, szczery, inteligentny, emocjonujący, a zarazem jakiś bezpieczny. Spędziła w łazience tylko niezbędne minimum, aby doprowadzić się do porządku i natychmiast do niego wróciła.
— Jeśli chcesz się ze mną całować, to chociaż umyj zęby. Chyba że nie chcesz. — Wzruszyła lekko ramionami, uśmiechając się przy tym kącikami oczu. Skończyła podciągać rękawy, które i tak opadły jej do połowy przedramion. Szalenie długa to ta marynarka nie była, ale zakrywała to, co powinna, pozostawiając ją nawet całkiem solidnie ubraną. Przynajmniej do czasu aż nie ruszy się tej misternej, sklejonej na jeden czy dwa guziki konstrukcji. Tymczasem Yosuke znowu poruszył temat ślubu... ach, cholerny Nakashima. Nie mogła się zdecydować czy bardziej jej się podobał dlatego, że był taki przystojny, czy z powodu tego, jak się z nią droczył. A może jedno wpływało na drugie? Będąc w połowie ubrany, zostawiał pole do popisu wyobraźni, która teraz musiała ciężej popracować, by zilustrować go sobie na powrót bez ciuchów. Po tym co robili wczoraj, powinna nasycić się choć trochę, tymczasem najchętniej rozebrałaby go po raz drugi.
— Może. — Wyszła naprzeciw, nie rzucając mu się jednak w ramiona, a bardziej próbując go delikatnie wyminąć. Spojrzała w te jego dwukolorowe oczy i przygryzła z rozbawieniem wargę.
— Czemu pytasz? Chciałbyś się ze mną żenić? — Położyła mu dłoń na klatce i przejechała nią wzdłuż torsu w dół, zatrzymując rękę na przyjemnie miękkiej skórze boku.
— Dla bezpieczeństwa, to nie powinnam Cię wczoraj wpuszczać do domu. — Roześmiała się, cały czas lekko go przytrzymując. — Teraz to już za późno! Zgarnęłam niewiniątko z ulicy, a potem... to już byłeś coraz mniej niewinny. Akurat po Tobie to powinnam się tego spodziewać. — Wspięła się na palce, zawieszając wzrok na jego ustach, prawie tak, jakby miała ochotę go zaraz pocałować. Mógłby nawet pomyśleć, że próbowała go właśnie uwieść i... miałby absolutną rację. Jak na gust Alaeshy, to wcale nie musiał spuszczać z niej wzroku, odrywać dłoni od jej ciała, ani przestawać do niej mówić. Tymczasem już pojawiły się pierwsze wzmianki o codzienności.
— U siebie będziesz robił to, na co masz żywnie ochotę. Tymczasem na razie jesteś u mnie i wciąż trwa nasze pierwsze spotkanie, więc pozwól że przygotuję Ci śniadanie. — Celowo ominęła usta i sprzedała mu całusa w policzek. Opadając na pięty ruszyła do przodu omijając Yosuke, pozostawiając tylko ślad dotyku, prześlizgując się dłonią po jego brzuchu. Weszła do kuchni swobodnym krokiem, gdzie zaczęła krzątać się w poszukiwaniu różnych ingrediencji. W zasadzie ona również miała swoje obowiązki. Wczoraj miała siedzieć nad zleceniem po kolacji, ale jakiś wyjątkowy i niespodziewany gość pomieszał jej plany. Wiedziała, że jak już usiądzie do malowania, to będzie cieszyła się procesem podobnie jak nastoletnia Esha skrobiąca w swoim szkicowniku, ale przy Yosuke te wszystkie przyziemne rzeczy jakoś bladły. Tak bardzo nie lubiła tego, że powinna była coś robić, gdy całą sobą chciała czegoś innego. Aczkolwiek ranek był jeszcze bardzo wczesny — koszmary zbudziły ich bladym świtem. Mogli więc jeszcze przynajmniej przez chwilę odsuwać od siebie obowiązki.
— Reina jest u Ciebie? — Nie miała pojęcia czy wspomniał o niej cokolwiek więcej, jak to że utopiła mu lata temu telefon. Chyba nie, aczkolwiek rozmawiali już o tak wielu rzeczach, jakby minęło już co najmniej kilka dni, a nie kilkanaście godzin od spotkania na moście. Dostrzegła dwie miseczki po ramenie na blacie i zerknęła w głąb pokoju. Po wyjściu z łazienki była taka zaaferowana swoim gościem, że nawet nie zauważyła jak poogarniał salon.
— Och, posprzątałeś! Dziękuję, to kochane. — Uśmiechnęła się do niego ciepło. Teraz to już w ogóle chciało jej się coś dla niego ugotować.
@Nakashima Yosuke
– Możliwe – westchnął ciężko. Cokolwiek wpływało na to, że nie zaczął jeszcze siwieć ze stresu, musiało być naprawdę silne. Albo po prostu tak bardzo już się przyzwyczaił do wszelkich form jakiegokolwiek niepokoju, że automatycznie efekty były jakieś słabsze. Nawet nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł się naprawdę odprężony, spokojny i wypoczęty. Żył w ciągłym biegu, nawet bez bezsenności często nie przesypiał tyle, ile powinien, umysł pozostawał w pełnej gotowości do działania nawet podczas leniwego popołudnia spędzonego z książką w dłoni. Każde powiadomienie płynące z telefonu mogło postawić go na nogi w parę sekund i posłać prosto do walki, a żeby się na nią przygotować miał ledwie kilka minut. Nie rozwijał jednak wypowiedzi, nie chcąc jej podawać zbyt wielu szczegółów tego, czym się zajmował. Nie zrozumiałaby pewnie sporej części, wychwyciłaby pewnie, że zawodowo zabija i atmosfera poszłaby się chować.
Przyjemne chwile miały jednak gdzieś swój kres. Nawet jeśli by chcieli, nie mogli spędzić całego dnia na podłodze we własnych objęciach. Przede wszystkim ich starcze plecy mogłyby to potem wypominać – nie mieli już niestety po siedemnaście lat, żeby rzucić się na pierwszą lepszą płaską powierzchnię i wyjść z tego bez konsekwencji. Wypadało się poogarniać, a potem zająć obowiązkami.
Prychnął lekko, przechylając nico łeb. Faktycznie już tę szczoteczkę to mógł przeboleć i dać jej tego małego haka na zwabianie go do siebie w przyszłości. Jak miał przejechać pół miasta czy to do Haiiro, czy do centrum, żeby wyszorować zęby, to odstawienie dumy na bok było już lepszą opcją.
– Może. – Odpowiedział na kwestię żenienia się zupełnie tak, jak ona dopiero co. Można by pomyśleć, że było to w jakimś stopniu złośliwe, parodiujące ją, ale delikatny półuśmiech miał prawo temu zaprzeczyć. Gdyby się tak nagle nie rozeszli lata temu, to teraz pewnie już od dawna byliby małżeństwem. Zbyt dobrze dogadywali się w młodości, żeby nie skończyć jako pełnoprawna para na całe życie. Chociaż Nakashima do tej pory nie wiedział, jak określić to, co było dawniej. W pewnym momencie ich relacja stała się tak oczywista, że nie roztrząsali się nad nazewnictwem.
Wzrok ześliznął się na wargi stojącej obok kobiety. Kuszące miękkością, o pięknym kształcie, aż chciało się je pocałować, choćby lekko. Przez głowę przemknęła mu myśl, żeby zrobić to mimo jej wcześniejszych słów, w akcie czystej złośliwości, pokazując, że nie będzie mu stawiała żadnych warunków. Z drugiej jednak strony nie chciał za bardzo przekraczać granic, szanować jej wolę. Było w niej teraz coś, co nakłaniało go grzecznego wypełnienia polecenia – przecież nie było takie trudne w realizacji. Jej palce przesuwające się po boku były wręcz elektryzujące. Dopiero po dłuższej chwili dał radę oderwać spojrzenie i powędrować nim w górę, znów do radosnych oczu Itou. Czy ona zawsze była tak pięknie uwodzicielska?
– Gdzieżbym śmiał wzgardzić śniadaniem spod ręki mistrza. – Obracając za nią głowę jeszcze przez chwilę śledził wzrokiem ruchy Eshy ubranej wyłącznie w narzuconą część jego munduru. Zostawiała duże pole wyobraźni, odsłaniając jedynie zgrabne nogi, dla niego lepsze niż jakiejkolwiek modelki na wybiegu. Wcale nie chciał spoglądać gdzie indziej, ale jednak musiał, jeśli chciał trafić do łazienki, a nie w stolik czy ścianę.
– Mieszka u mnie. Moje prywatne hikikomori. – Czasem dorzuciła się do rachunków, czasem nie. Nie chciał jej wyganiać, chociaż pewnie z tego, co zdążyła zarobić, spokojnie dałaby radę wynająć coś swojego. Nie po to kupował mieszkanie, w którym mogłyby żyć co najmniej trzy osoby zachowując przy tym pełnię własnej prywatności, żeby nie wspierać siostry. Nawet wolał jak siedziała u niego zamiast w domu rodzinnym. Mogła mu podlewać roślinki, odstraszać potencjalnych włamywaczy, sprawdzać czy jakiś sąsiad nie zalał mu mieszkania, raz na jakiś czas zmuszona do wyjścia z jamy mogła odebrać pocztę, kiedy go nie było.
Wychylił się jeszcze zza drzwi słysząc ostatnie dwa zdania.
– Byłem przyczyną tego chaosu, a nie chcemy chaosu w świeżo oczyszczonym domu. Chociaż wieczorem ubogaciłaś atmosferę całkiem przyjemną energią… – Uśmiechnął się do niej szubrawczo, mrużąc oczy i znów kryjąc się w łazience. Korzystając z przygotowanej szczoteczki wyszorował porządnie zęby, następnie przemył całą twarz wodą. Po założeniu koszulki próbował jeszcze jakkolwiek ułożyć włosy, ale zdawał sobie doskonale sprawę, że na ten poziom oklapnięcia pomóc mogło już tylko umycie ich. Nie było jednak z nimi aż tak tragicznie, żeby się do przesady martwić.
W ciszy, choć nie jakiejś przesadnej, nie dało się tego raczej nazwać zakradaniem, wrócił do krzątającej się w kuchni Itou. Stanął za nią, objął obiema rękami w pasie i ucałował w czubek głowy. Odsuwając twarz w porannym świetle zauważył jednak różnicę pomiędzy ciemnym, niemalże czarnym kolorem jej włosów, a jednym z pasm.
– Masz pasemka? – spytał przyglądając się szarawemu odcieniowi. To mogła być dowolna barwa, której po prostu jego oczy nie wyłapywały. Po artystce mógł spodziewać się nawet ufarbowania się w cały tęczowy pakiet.
@Itou Alaesha
— Mieszka? Ojej, ale wszystko z nią dobrze? Hikikomori brzmi poważnie. — Zmartwiła się trochę. Znała przecież Reinę. Wiadomo, spędzała zdecydowana większość czasu z Yosuke przyjeżdżając do Sawy, jednak jego rodzina była dosyć wciągająca. Młodsza siostra z samej ciekawości chciała spędzać z nimi czas, wbijając do pokoju z własnymi zeszytami, gdy oni się uczyli. Wtedy Yosu czasem tłumaczył jej matematykę, a Esha sprawdzała rozprawki.
— Mnie się tam podobał ten chaos. — Burknęła bardziej do siebie niż do niego. W takim chaosie mogłaby spokojnie żyć. No i rzeczywiście, miała tutaj speca od energii. Krzyknęłaby jeszcze do niego, żeby jej więcej opowiedział o tej należącej do niej, która miała tak przyjemnie ubogacać atmosferę, ale zajęła się gotowaniem — i tak pewnie by jej nie dosłyszał.
Długo jednak nie pozostawił jej samej w kuchni, bo po chwili wrócił i objął od tyłu. Bycie przytulaną było w jakiś zupełnie inny sposób zniewalające. Na serio dawno się tak nie czuła i to nie ze względu na przerwę, jaką miała od intymnych aktywności. Już na długo wcześniej nie miała przy nikim tyle swobody, ani nikt nie obdarzał ją czułością zupełnie za nic. Yosuke nie był jej obcy pod względem fizycznym, choć większość jego ciała i możliwości ledwie co odkryła, to wieloletnia przyjaźń robiła swoje.
— Nie mam. Może już całkiem posiwiałam, w końcu jestem od Ciebie starsza. — Roześmiała się, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie, gdy nazwał ją staruszką. W porównaniu do Nakashimy Itou miała już parę siwych włosów, jednak zupełnie jej to nie przeszkadzało. Pierwsze pojawiły się w bardzo młodym jeszcze wieku w wyniku stresu, co przez jakiś czas próbowała ukrywać. Wtedy miała swój okres na rozjaśnianie i różne kolorowe farby. Kolory jednak wypłukiwały się we wręcz ekspresowym tempie, a ona nigdy nie była typem, który poświęcałby całe dnie na dbanie o swój wygląd — miała ciekawsze rzeczy do roboty. Wróciła więc do naturalnego koloru, a parę przebijających się gdzieniegdzie włosków stanowiło swoisty zapis z historii jej życia. Teraz jednak trwała sobie w jego objęciu, w międzyczasie smażąc placki i przekładając je na talerz obok.
— Albo machnęłam przez przypadek wybielaczem po włosach podczas sprzątania. — Było to w zasadzie nawet całkiem możliwe, gdy oblatywała w rękawicach łazienki, próbując odgarnąć z twarzy jakieś zagubione pasmo włosów. Obróciła się w miejscu, nie umykając jego ramionom, znajdując się teraz z Yosuke twarzą w twarz. Zarzuciła mu wyprostowane ramiona na barki, nie dotykając dłońmi, na których najpewniej znajdowały się jeszcze drobiny mąki ryżowej. Uroczo wyglądał z tymi trochę roztrzepanymi włosami.
— Czemu nie jest weekend? Mogłabym tak spędzić z Tobą cały dzień... — Wymruczała tuż przy jego ustach, chcąc tylko skończyć na mówieniu, co jednak się nie udało. Gdy wybrzmiało ostatnie słowo, musnęła go wargami i zaraz potem kolejny, kończąc na zaproszeniu go do pełniejszego pocałunku. Być może Nakashima dysponował stalowymi, żołnierskimi nerwami, jednak ona nie. Jak był blisko, to robiło się jej gorąco, krew w głowie szumiała mocniej i chciała go więcej. Emocje z wczoraj wcale jeszcze w niej nie opadły i Yosuke chyba musiał się pogodzić z tym, że przez jakiś czas Esha nie będzie w stanie oderwać od niego ani wzroku, ani dłoni, ani ust. I kto tutaj na kogo rzucał urok?
Być może to co mówiła, brzmiało dosyć śmiało. Tak jakby w ogóle mogła rościć sobie prawo do jakiegokolwiek pełnego dnia spędzonego wspólnie. Nie powiedziałaby pewnie tego do żadnego innego faceta, z którym po prostu spędziła noc. Niemniej z Yosuke było inaczej. Znali się tak dobrze i w pewien sposób miesiącami, o ile nie latami, ze sobą flirtowali nigdy nie określając ani sensownej granicy, ani niczego nie nazywając. Mogli sobie w tym aspekcie pozwolić na dużo i żadne nie uciekłoby z krzykiem, bo i tak nie wiadomo co które mówiło na serio, a co w ramach przekomarzania. Teraz wprawdzie przespali się ze sobą, dosadniej pokazując, że obojętni sobie nigdy nie byli, jednak czy dorośli ludzie często nie robili tego zupełnie bez powodu? Równie dobrze ta dwójka mogłaby droczyć się i podpuszczać tak długo aż nie stanęliby na ślubnym kobiercu, sprawdzając które pierwsze spęka. Było jednak zdecydowanie za szybko i też bez sensu, żeby cokolwiek określać. Dlatego Esha zupełnie nie myślała o tym, co będzie lub mogłoby być. Było teraz, był on i ona, i czuła się przy nim nadwyraz dobrze.
— Jak się dzisiaj czujesz? — Dotknęła czoła wnętrzem nadgarstka — było chłodne — a następnie zerknęła na bok skrywany pod koszulką, gdzie wciąż widniał przyklejony opatrunek.
@Nakashima Yosuke
– Trochę faktycznie wygląda jak siwizna. – Ucałował jej głowę jeszcze raz. Nie przeszkadzało mu, że gdzieś pomiędzy tą czarną burzą znajdowały się pierwsze srebrne nici – nie odejmowało jej to ani trochę uroku. Mogłaby być nawet całkiem siwiuteńka, albo „umaszczeniem” zmienić się w śnieżnego lisa, a Nakashima czułby do niej dokładnie to samo. Wychodziło na to, że jej bycie babuszką w czasach nastoletnich teraz ją dogoniło w dorosłości. Może kwestia genów, niektórzy przecież potrafili zacząć siwieć koło trzydziestki właśnie. A może był tu jakiś inny powód, którego jeszcze nie znał.
Nieznacznie wpełzł palcami pod materiał munduru, przesuwając opuszkami po jej gładkim brzuchu, idąc powoli od pępka w górę. Zaraz jednak odwróciła się, przez co położył dłonie na jej talii, gładząc skórę jednym kciukiem. Wpatrywał się przez chwilę prosto w jej oczy, napawając się widokiem, chłonąc ten otaczający ich spokój, mogąc tak tkwić godzinami. Pochylił się nieznacznie dla zmniejszenia dystansu, żeby nie musiała stawać na palcach i prężyć się zbyt mocno. Chwilę później zaczepiła go lekkim całusem. Nie musiała długo prosić czy czekać na reakcję – odwzajemnił pocałunek, znów obejmując ją mocniej obiema rękami i przysuwając do siebie. Działała na niego uzależniająco i brakowało mu tego. Nawet, jeśli kiedyś te pocałunki były drobniejsze, bardziej nieśmiałe, pozbawione doświadczenia. Ciężko było nadrobić stracony czas w tak krótkiej chwili, którą dotychczas ze sobą spędzili i długo to jeszcze zajmie nim nacieszą się odzyskaniem siebie, przechodząc powoli do stabilniejszej codzienności cieszenia się teraźniejszością.
Wreszcie jednak odkleił się od niej, delikatnie przygryzając dolną wargę kobiety, rzucając przeciągłe spojrzenie. Na twarzy zabłąkał się lekki uśmieszek, subtelny i ulotny. Mąciła mu w głowie, ale jednocześnie sprawiała, że czuł się jakoś tak lekko. Przy niej zapominał o swoich problemach, zostawiając troski gdzieś przed progiem jej domu, jakby nie chciał wnosić do środka wojennej zawieruchy. Może to talizman zawieszony na wejściu roztaczał swoją ochronną aurę jeszcze przed umieszczeniem go w odpowiednim miejscu, a może to właśnie Alaesha była tą pełną magii istotą pilnującą, żeby jego myśli skupiały się tylko i wyłącznie na niej.
– Bardzo dobrze. – Ujął dłoń, którą sprawdziła mu temperaturę i złożył kilka drobnych pocałunków na jej nadgarstku. Może trochę przeprosinowo za to, jak jeszcze niedawno mocno ją przytrzymywał, oblepiony resztką koszmarnych wizji. – I wiesz… może można coś zrobić w kwestii spędzenia dnia razem… – Drobny pocałunek złożony na linii szczęki, kolejnych kilka na szyi. Złapał ją nagle tak, żeby podsadzić i usadzić na brzegu kuchennego blatu. Pochylił się do niej, niemal o nią opierając. Ciekawskie palce zjechały wzdłuż szyi Itou, rozchyliły nieznacznie materiał munduru, umożliwiając wargom muśnięcie obojczyków.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Zrobiło jej się cieplej na duchu, gdy stwierdził, że może właśnie widzi u niej siwiznę, a i tak ponownie cmoknął ją w czubek głowy. Było to całkiem rozczulające i wyzwalające. Pozwalające na to by była tym, kim w rzeczywistości była, a nie jakąś wygładzoną i ocenzurowaną wersją siebie. Nawet teraz będąc przy nim bez makijażu, ładnych ubrań czy biżuterii czuła się nie tylko śliczna, a też chciana i pożądana.
Dotyk pod mundurem przyjęła z cichym westchnieniem, kończąc pomimo niego smażenie jednej partii placków i nakładając świeże ciasto na patelnię. Czuła jak palce sunęły bez oporów ku górze, więc przezornie zmniejszyła ogień palnika, mając teraz chwilę, aby się odwrócić. Ręka Yosuke dalej tkwiła pod jeszcze zapiętym mundurem, którego poły teraz delikatnie się rozchylały. Trudno było przy tym wszystkim zachować Itou cierpliwość i go nie pocałować. Wokół panowała przyjemna cisza i delikatny chłód poranka. Przez okno dostawało się jasne, acz wciąż nieśmiałe światło lekko migoczące przez liście krzewów, które Alaesha miała nasadzone przed domem. W powietrzu unosił się słodkawy zapach, czas przystanął w miejscu, a przyspieszyły jedynie ich oddechy w trakcie pocałunku. Może nie tylko oddechy, bo i cała akcja zaczęła toczyć się jakoś szybciej, gdy Yosuke przysunął do siebie Eshę gwałtowniejszym ruchem, łamiąc przy tym i tak kruchą odległość między nimi. Przylgnęła mocniej do niego, czując na odkrytej skórze nóg szorstkość materiału jego spodni. Pocałunek choć wciąż słodki, okazał się dużo gorętszy niż się spodziewała i miała wrażenie że parzy jej usta mocniej, aniżeli mógłby zrobić to nawet rozgrzany w tej chwili palnik, którego płomień nieznacznie szumiał za jej plecami. Przyciągnęła go do siebie mocniej, oplatając przedramionami barki i szyję, unosząc w odruchu jedną nogę wyżej, podsuwając ku górze, by objąć miękkością jego wnętrza biodro ukute w drażniący, czarny materiał. Trzeba było jednak już za chwilę sprawdzić jak mają się pancakes'y, więc z trudem oderwała się od niego. Nie było to proste, bo i przytrzymywał jej wargę zębami i rzucił spojrzenie, od którego jakaś miękkość osiadła na kobiecych kolanach. Może Nakashima wczoraj wcale nie oczyszczał domu, a rzucał zaklęcia, żeby nie mogła mu się oprzeć? Żeby lgnęła do niego, a serce waliło tak niemożliwie, gdy tylko się zbliży? W tym momencie nawet byłaby skora w to uwierzyć, szczególnie gdy niespiesznie składał nieznośnie wręcz delikatne pocałunki na jej nadgarstku, gdy ona chciała go bardziej i to dużo bardziej. Acz musiała mu przyznać, oczarowywał ją wybitnie skutecznie, kiedy lekko się uśmiechał, gdy słyszała niższy teraz, wręcz mrukliwy ton jego głosu, gdy całował ją dalej, wsuwając twarz pomiędzy jej włosy i szyję, zostawiając na skórze gorące powietrze i szybko stygnące miejsca, gdzie jeszcze moment wcześniej przykładał usta. Trudno było Alaeshy zareagować na to inaczej niż przymknięciem oczu i kilkoma kolejnymi urwanymi westchnieniami. Nie obchodziło też już Itou czy jej dłonie były nieco brudne. Przesunęła nimi po koszulce, na której być może zostawiła białawe ślady od mąki, by wsunąć potem jedną z nich na tył głowy Yosuke, a drugą zanurkować pod miękką bawełnę. Z jednej strony przeszło jej przez myśl, że po co on się w ogóle ubierał, z drugiej możliwość ponownego rozebrania go zdawała się jeszcze bardziej kusząca. Tym bardziej że szansa ta znacznie wzrosła, gdy nagle podsadził ją na blat, co wyrwało z gardła głośniejszy dźwięk mieszający w sobie zdziwienie i ekscytację. Rzeczywiście, Nakashima w tym momencie wydawał się okazem zdrowia.
— Tak? Co byś z tym zrobił? — Po zapachu poczuła, że powinna już przewrócić placki na drugą stronę, co nie miało się jednak wydarzyć. Między pocałunkami Yosuke wyłączyła palnik i sięgnęła po pustą miskę, z której jeszcze nie zdążyła skorzystać, aby zakryć nimi już przygotowane jedzenie.
— Czyli jednak nie dasz mi zrobić tego śniadania... — Lekki chichot splątał się z przyjemnym pomrukiem, gdy przesunął palcami po jej szyi i tym razem zjechał ustami na obojczyki. Niemal się o nią opierał, jednak niemal to było wciąż za mało. Rozsunęła więc nieco bardziej uda, chwytając jednocześnie za szlufki od spodni i przyciągając do siebie.
— Jak to jest rozbierać kogoś z własnego munduru? — Przejechała paznokciami po jego placach, podwijając ze sobą materiał ku górze, pomagając mu ściągnąć podkoszulek. Ta część ubioru wyjątkowo się go nie trzymała w domu Itou, choć trudno powiedzieć, żeby jakakolwiek jego część była w stanie utrzymać się przy jej niecierpliwych dłoniach, które właśnie osiadły na guziku od spodni.
@Nakashima Yosuke
Palce jednej dłoni zsunęły się na oplatającą go nogę, przesunęły po miękkim udzie, zawadziły o krawędź kilku linii będących niczym takim, a jednak swoją fakturą niszczyły całe wrażenie aksamitnej przyjemności pod sunącymi po skórze opuszkami. Było z tym miejscem coś nie tak, a póki co Esha wymigiwała się od odpowiedzi. Gdyby teraz zapytał ponownie, znów znalazłaby wymówkę, żeby nic nie odpowiedzieć. Rzuciłaby dla zbycia go, że zaraz przypali śniadanie, albo zatkałaby mu paszczę jednym ze słodko pachnących placków, żeby tyle nie gadał i wsuwał póki ciepłe. Nie zamierzał odpuszczać, ale to jeszcze nie była chwila na ponowny atak. Jak na razie tylko spoczął palcami na pośladku kobiety, a chwilę później, kiedy już opanowała kuchenną sytuację, przyczyniło się to do jej wylądowania na szafce.
– Gdzieś bym cię zabrał. Moglibyśmy też sprawdzić, gdzie nas w tym domu jeszcze nie było… – Zaraz po jej ruchu z przykryciem pancake’ów miseczką, zgarnął ją do kolejnego głębokiego pocałunku. Nie potrafił się nasycić. Nadal było mu mało po wieczorze, po tym, jak zaczęła go zachęcać przed chwilą. Odurzała w bardzo przyjemny sposób, uzależniała. Myśl, że po prostu zrobiłaby mu śniadanie, a potem ruszyłby w swoją stronę, rozstając się z nią na nie wiadomo jak długo, zdawała się być w jakiś sposób przytłaczająca. Stanowiła element, który bardzo szybko wypełnił długotrwałą pustkę, ale wciąż był to element na tyle niestabilny, by móc wypaść i poturlać się gdzieś pod szafę. A wcale nie chciał, żeby mu gdzieś wypadła i się zgubiła. – Znalazłaby się chwila czasu na zobaczenie jak uroczym akcentem jesteś w moim salonie – zamruczał znowu wargami pieszcząc szyję kobiety. I tak musiał zajrzeć do swojego mieszkania, więc mógł to równie dobrze zrobić w towarzystwie Itou.
– Najchętniej to ciebie bym zjadł na śniadanie. – Była odpowiednio słodka i ostra, doprawiona szczyptą zadziorności, a przede wszystkim – rozgrzewająco gorąca, co w chłodny poranek stanowiło bardzo dobrą cechę dla dobrego posiłku. Przejechał językiem od jej prawego obojczyka aż do połowy szyi, jakby faktycznie jej kosztował. Nie miał ani wyczulonego zmysłu, ani tym bardziej splątanego z każdym innym, co tworzyłoby mu niesamowite mieszaniny doznań, więc nie wyczuł niczego specjalnego poza standardowym smakiem należnym ludzkiej skórze. Pozwolił zdjąć z siebie koszulkę. Faktycznie bez sensu, że dopiero ją wkładał, a ona już znikała, ale widać taki był już los nieszczęsnego ciucha.
– To ciekawe pytanie… – …na które w pełni nie odpowiedział, po raz kolejny łącząc ich wargi w dość zajmującym pocałunku. Jednocześnie palcami manipulował nieznacznie przy guzikach okrywającego Alaeshę munduru. Pierwszy raz w zasadzie miałby okazję kogoś z niego faktycznie rozebrać. Ostatni raz po prostu okrył nim zmarzniętą, umierającą dziewczynę w lesie, co na niewiele się zdało poza tym, że umarła mając trochę ciepła. No i nie był to ten sam egzemplarz, przy którym teraz leniwie dłubały jego palce. Jego mundury miały to do siebie, że co jakiś czas dokonywały żywota za sprawą ataków yokai czy co odważniejszych yurei. Łatanie dziur pozostawiało skazę na estetyce ubioru i łatwiej było po prostu uzyskać nowy zestaw niż doprowadzać poprzedni do nieskazitelności. – …na które nie poznamy odpowiedzi. Żołnierz ma dbać o mundur. Wszystkie guziki musi mieć zapięte. Szacunku dla uniformu Nakashima. – Odsunął się od niej, przy ostatnim słowie przesuwając kciukiem po naszywce z nazwiskiem. Zamiast rozpiąć te dwa nieszczęsne guziki, pozapinał przez ten czas wszystkie pozostałe, skrywając sylwetkę Eshy jeszcze bardziej pod czarnym materiałem. Jak gdyby nic, zrobił w tył zwrot i odszedł kilka kroków poza zasięg jej rąk, splatając palce na karku i przeciągając się nieznacznie.
@Itou Alaesha
— Wiesz, że w tym domu jest dużo pokoi... Byłoby co sprawdzać. — Nie była w stanie teraz specjalnie myśleć. Większość wrażeń i uczuć, tych pozytywnych, przykrych i wszystkich pomiędzy, przygniecie ją pewnie dużo później, gdy zostanie sama. Co najwyraźniej nie miało jednak stać się tak szybko, bo chyba właśnie planowali dalszą część dnia. Alaesha wykonała w głowie szybką kalkulację, wzdychając coraz mocniej na każdy dotyk Nakashimy, samej dotykając go gdzie popadło — po ramionach, torsie, obejmując w pasie. Zamknięcie galerii na dzień nie stanowiło problemu. Dzisiaj też nie prowadziła żadnych zajęć. Jedynie ten jeden obraz czekał w pracowni, który miała malować już wczoraj, ale... nadrobi. Zawsze nadrabiała pracę.
Połączenie jego ust, dźwięku głosu i wypowiadanych słów sugerujących, że zapraszał ją do siebie, sprawiły że tylko głośniej jęknęła, nie mogąc nic nawet na to powiedzieć. Odpowiedziała jedynie kilkoma ugryzieniami w odsłonięte ucho.
— W takim razie... częstuj się. — Dodała już mniej śmiało, ciszej. To że teraz trudniej było ją speszyć, nie oznaczało że nie był w stanie tego zrobić. Po nocy spędzonej razem miał teraz po prostu trudniejsze zadanie. Sam sobie był jednak winien. Mogli skończyć na pocałunkach na kanapie, a jednak podjął decyzję o przeniesieniu jej na tatami i zrobienia z nią co chciał. Rozbestwił i roznamiętnił Eshę, to teraz musiał się liczyć z koniecznością poskramiania tego zwierzaka. Natomiast czy te skradzione pocałunki lata temu i łapczywy dotyk, jakim go obdarowywała przelotem w bibliotekach, w jego studenckim mieszkaniu, pod jej uczelnią, na szybko i po kryjomu nie były dostateczną zapowiedzią dzisiejszych możliwości Itou i tego jak bardzo go pragnęła już wtedy? Na tamten moment nie mieli czasu ani przestrzeni na więcej, mimo wszystko pozostawiając akcję w domku na drzewie jako najdalej posuniętą w zamiarach, nie mogąc jednak później wrócić do odpowiedniego zapisu gry.
Z kolei teraz z tą marynarką to Nakashima robił coś zdecydowanie nie tak. Chyba ostatnie lata celibatu pomieszały mu w głowie i zapomniał jak to jest rozpinać czyjeś ubranie. Może też żyjąc niemal w swoim mundurze, będąc wiecznie na służbie, zapomniał jak należy odpinać te nieszczęsne guziki? Nim do końca oderwała się od jego pocałunku, wiedziała że z nią pogrywa. Mimo tego po otwarciu oczu nie mogła nie spojrzeć na Yosuke tym zupełnie miękkim wzrokiem, ledwo pozwalając mu odejść, gdy umykał spod jej opuszek. Bogowie, dlaczego? Czy to stworzenie stojące przed nią musiało być aż tak szubrawe? Tak bardzo chciał ponownie zobaczyć, jak niemożliwie go chce? Na kanapie również się od niej odsunął, poniekąd zmuszając do tego, żeby do niego sama przyszła, wróciła, umościła się (nie)grzecznie na kolanach. Znowu się na tę sztuczkę nie nabierze. W pozostawionym bez dotyku ciele pojawiły się iskry irytacji. Przez dłuższą chwilę nie mówiła zupełnie nic, patrząc trochę zła spod mocno zmrużonych powiek, przekręcając głowę do boku niczym zaintrygowany pies. W co on pogrywał? Jeszcze przed chwilą mówił o zjedzeniu jej na śniadanie, ale może najwyraźniej nie jadał śniadań w ogóle? Wzięła do ręki szpatułkę i obróciła ją zręcznie, to robiąc kilka śmigiełek między palcami, to wykorzystując pęd i przekładając większymi obrotami przez wierzch dłoni, zataczając większe koła. Nerwowo. Aczkolwiek widać było, że umiała posługiwac sie długimi, twardymi przedmiotami. Takimi jak nunczako, nie to, o czym właśnie pomyslałeś. Nie pozwoliła sobie jednak na więcej, nie chciała dać mu tej satysfakcji.
Z jednej strony miała ochotę go rozszarpać, a już na pewno zedrzeć z niego resztę ubrań. Z drugiej... z miłą chęcią by go ukochała. Wyściskała z niepohamowaną radością za sam fakt tego, że po prostu tu był. Że stał tutaj w jej domu jak gdyby nigdy nic, przechadzając się jak młody bóg po drewnianych deskach, tak jakby niemal nigdy nie wyszedł z jej mieszkania. W tym momencie nie cierpiała go i uwielbiała jednocześnie. Leniwy kotek przeciągał się właśnie w jej kuchni. Na dodatek kotek drapieżny, bo w paski. W pręgi starych blizn naznaczających jego ciało, ale też świeże jeszcze prążki pozostawione przez Eshę na jego plecach. Huh, poniosło ją wczoraj i gdyby się nie odsunął, to z pewnością poniosłoby ją ponownie. Tymczasem zabrał jej zabawkę sprzed nosa. Był jak lizak, który mogła polizać tylko przez papierek, obchodząc się smakiem. Mogła jednak odgryźć mu się w ramach innej materii.
— Nie jestem Nakashima. — Odpaliła palnik pod patelnią, nie patrząc jednak na kuchenkę a na niego, wpierw z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
— Jeszcze... — Zrobiła niewielką pauzę. — ... albo nigdy nie będę. — Wraz z przewrotnym uśmieszkiem uniosła również ramiona i dłonie w geście nonszalanckiego wzruszenia nimi. Uwagę przeniosła na placki, które właśnie przerzuciła na drugą stronę.
— O to należałoby się postarać. — Poświęciła mu teraz zaledwie przelotne spojrzenie. Nie będzie go przecież goniła na siłę. Chciał jej albo nie, równanie było proste. Dopiero teraz przymknęła rozłożone cały czas uda, obracając się w stronę kuchenki. Jedną nogę wciągnęła na blat, siadając niby to w połowie po turecku, jednak duży i schludnie zapięty mundur ładnie opadał między nogi, wszystko zasłaniając. Drugą nogę swobodnie rozbujała, podrygując stopą w powietrzu.
@Nakashima Yosuke
Próbował jak najdłużej odwlec nieuniknione, nacieszyć się towarzystwem Eshy póki mógł. Nie potrafił przewidzieć, kiedy spotkają się ponownie – o ile w ogóle do tego dojdzie. Los już mu kilka razy w życiu pokazał, że nie warto mieć oczekiwań i planów na przyszłość, a tymczasem oni znowu zaczynali planować jak przed kilkunastu laty. Co prawda nie był to grafik schadzek na miesiąc w przód, a co najwyżej kilka godzin aktualnego dnia. Czuć było jednak, że oboje się za sobą stęsknili, dotykając się i całując niemal łapczywie, próbując nadrobić zaległości spiętrzone mocniej niż woda przy tamie.
Być może właśnie te odwlekanie pchnęło go do dalszego szubrawienia, żeby minuty mijały zanim znowu coś się zacznie i skończy. Istniała też możliwość, że znowu próbuje przetestować jej granice i sprawdzić, na ile może sobie pozwolić w dorosłym życiu zanim zirytuje się na tyle, żeby na niego burknąć, wystawić za drzwi albo przestać się odzywać i zacząć jeżyć na dotyk. Spodziewał się nawet, że czymś w niego rzuci, tak jak wieczorem oberwał znienacka poduszką, ale ten moment nie nadszedł. Może to i lepiej? W kuchni miała pod ręką wiele dość niebezpiecznych przedmiotów i rozgrzaną patelnię, której uderzenie nie tylko by bolało, ale też zostawiło ślad na dłuższą chwilę, o ile nie na stałe.
– No proszę. Niby nie, ale naszywka mówi co innego – obrócił się na tyle, żeby nieznacznie przechylając głowę zerknąć na nią przez ramię. Kończąc przeciągnięcie i wsuwając dłonie do kieszeni spodni, zrobił w tył zwrot z wyraźnie wojskową manierą w ruchach, patrząc teraz bezpośrednio na nią. W prześwitujących przez roślinność za oknem promieniach porannego słońca wyglądała wspaniale. Prześwity między cieniami padały na czerń munduru – za dużego na nią, zbyt szerokiego w barkach, niedopasowanego. Jasne migotanie pojawiało się na pasmach włosów, jakby siedziała w nich gromadka świetlików. Siedziała na blacie niczym posąg bogini, wyeksponowana do wpatrywania się w nią jak w bóstwo właśnie. Zbliżył się znowu, wysuwając ręce z kieszeni – jedną oparł się o brzeg szafki, drugą delikatnie położył na kolanie kobiety, pochylając się, żeby złożyć drobny pocałunek na jej udzie.
– Postaram się… ale to może po prysznicu. – Zerknął na nią z lekko pochyloną głową, jak taki szczeniaczek, który próbował wybłagać przebaczenie byciem słodkim, a dopiero co dopuścił się zbrodni rozłożenia ulubionych kapci na części pierwsze. Podkradł jednego z już gotowych pancake’ów i sięgnął do kieszeni munduru, żeby wyciągnąć z niego telefon. Oparł się o blat i przejrzał powiadomienia, od razu odpisując na dwie wiadomości, które wpadły bezpośrednio do niego w nocy, kiedy już prawdopodobnie oboje spali. Nic wymagającego jego natychmiastowej uwagi.
– Jeśli dasz się zaprosić, będę twój nawet i przez cały dzień. – Oparł skroń o jej ramię, gryząc ciepłego placka i przeglądając jeszcze coś na wyświetlaczu. – Tylko muszę jeszcze podjechać do Haiiro i zabrać z gabinetu coś… ważnego. – Dać znać o tym, że nie będzie go w garnizonie mógł po prostu przez komunikator. W razie, gdyby ktoś czegoś potrzebował, mieli jego numer. Praktycznie żył pracą, więc nikt by mu nie miał za złe opuszczenia jednego dnia – byliby pewnie nawet tacy, którzy ucieszyliby się, że wreszcie poszedł po rozum do głowy i jednak nie zamierzał zaharowywać się do upadłego.
– Och. Wpisałaś mi swój numer? – Całkiem przypadkowo zauważył ją na liście kontaktów. Zastanawiał się przez chwilę, w którym momencie znalazła czas, żeby to zrobić, ale ostatecznie po prostu wysłał jej fotkę.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
— Tak, ale ani naszywka, ani mundur nie należą do mnie. — Odparła wciąż spod rzęs, nawet gdy wyraz twarzy przybrał nieco zmieszany odcień i przygryzła od środka policzek. Nie spodziewała się, że tak szybko do niej wróci, skracając nagle dystans. Chwilę temu jeszcze uciekł przed jej pocałunkami, a teraz pochylał się nad nią, sprawiając że nieświadomie zatrzymała powietrze w płucach. Wlepione w Itou ślepia zaczęły wzbudzać zakurzone dotychczas emocje, wracając wspomnieniami do momentu, gdy Nakashimie bez problemu udawało się ją onieśmielać. Aż dotąd było jej całkiem łatwo z nim przebywać, zachowując się naturalnie jak na dzisiejszą Alaeshę przystało. Poczęstowała go lekkoduszną i dającą się ponieść instynktom wersją siebie, ciągnąc aż do teraz na tych emocjach. Tym niemniej chwila przerwy wywołana niecną odmową była jak otrzeźwiający pstryczek w nos. Yosuke niezmiennie potrafił wzbudzać w niej uczucia, których raczej już nie doznawała przy innych osobach. Czy było to pokłosiem sentymentu, czy może teraz też na nią tak działał? To co powiedziała przed chwilą, było po części żartem, Yosuke jednak odpowiedział tak, że nie wiedziała, co o tym myśleć. Nad czym on chciał się postarać? Patrzył jeszcze z tą udawaną niewinnością z poziomu jej ud, co całkiem mąciło Alaeshy w głowie.
— Nie to miałam na myśli. Zresztą nie wiem, co miałam... n-nieważne — Wybąkała coś zupełnie nieskładnego. Jednocześnie miała ochotę zerwać kontakt wzrokowy, jak i wcale tego nie chciała. Kolor jego tęczówek w świetle dnia wyglądał zgoła inaczej niż w nikłym i ciepłym świetle wczorajszego wieczoru. Dzisiaj zarówno intensywna zieleń, jak i jasna czerwień przewiercały ją na wskroś. Dobrze, że sam zerwał ten kontakt w udanej próbie podkradnięcia jednego z placków, dając możliwość wyrwania się z okowów jego wzroku.
— Jeszcze nie skończyłam... — Zamachnęła się łopatką w powietrzu, chybiając jednak szybszej męskiej dłoni, pacnąwszy go za karę po głowie. Gdyby nie te jego szczenięce podchody to jeszcze chwilę temu gotowa była trzasnąć go porządnie, gdyby śmiał dalej z niej drwić. Ten jednak wiedział, jak nawigować między skrajnymi emocjami, zawsze sprytnie unikając tego, ażeby naprawdę się na niego wkurzyła. Nachyliła się nad skradzionym plackiem trzymanym w jego dłoni i hapnęła kawałek dla siebie. Jako że też była w pobliżu, to cmoknęła go w usta, kradnąc dla siebie szybkiego buziaka.
Yosuke przeglądał telefon, lekko o nią oparty, gdy ona w najlepsze pichciła śniadanie. Ponownie uderzyło Alaeshę, jak bardzo ten moment jest oderwany od rzeczywistości i kompletnie nierealny. Jakby przeskoczyli w czasie do momentu, gdy zaczęli uczęszczać na akademię. Yosu policyjną, a Esha sztuki. Jakby moment gdy zaczęli widywać się ze sobą coraz rzadziej, aż w końcu zupełnie przestali się spotykać, a potem nawet dzwonić czy pisać ze sobą zupełnie wyparował, jak gdyby nie miało to miejsca. Byli tutaj tak po prostu, koło siebie, niemal jakby byli od dawna parą. Z ukłuciem pod splotem słonecznym zdała sobie sprawę, jak kruche jest to, co się zaczęło, a równie dobrze mogło lada moment posypać się niczym domek z kart. Czy wystarczył jeden zły ruch, żeby to runęło? A może wcale nie? Czy w takim razie perspektywa całego wspólnego dnia to nieznośnie mało, czy może o wiele więcej niżby mogła sobie życzyć?
— Mogę dać się zaprosić. — Odparła z przekorą w głosie, niemniej wiedziała, że nie potrafiłaby odpuścić tego spotkania. Zajęcia prowadzi dopiero jutro po południu, a ten obraz czekający w pracowni... Cóż, artysta potrzebuje weny, aby pracować, prawda? Tymczasem ona właśnie zajmowała się intensywnym zgarnianiem natchnienia, tak? Zrobiła szybki rachunek sumienia, dochodząc do wniosku, że przecież i tak nie potrzebuje niczyjego rozgrzeszenia, aniżeli własnego.
— Mhm! Żeby tym razem Ci się nie zgubił. — Skwitowała rozbawionym mruknięciem fakt, że pozwoliła sobie bezczelnie zapisać swój numer w jego telefonie. Sama nie miała teraz przy sobie smartfona, zostawiając go nie wiadomo gdzie. Pewnie leżał w torebce zostawionej przy wejściu do domu, gdy w pośpiechu ściągała buty, dlatego teraz spokojnie dokończyła smażenie pankejków. Wcześniejsza porcja leżała wciąż bezpiecznie zakryta miseczką, a świeża partia została przełożona z patelni na nowy talerz, gdzie powoli unosiła się nad nimi gorąca para.
— Gotowe. — Ponownie pochyliła się nad Yosuke, tym razem mówiąc cicho koło jego ucha, by na końcu zdania złapać zaczepnie zębami za chrząstkę.
— Pozostaje pytanie, od którego śniadania wolisz zacząć dzień? — Wyprostowała się i odsunęła od niego, zerkając delikatnie z góry ze swojej wyższej pozycji zajmowanej na kuchennym blacie.
@Nakashima Yosuke