Duży salon zajmujący większość parteru. Centrum całego domu, w którym Itou najczęściej przebywa w czasie wolnym oraz gdzie przyjmuje gości. To otwarta przestrzeń, która płynnie łączy się z kuchnią, a skąd można też szybko przejść bezpośrednio do pracowni lub łazienki dla gości. Korytarzem w lewo można dojść do galerii, a schodami po prawej stronie wejść na piętro. Przestronny, przytulny i przepełniony jasnym światłem. Urządzony w drewnie i w dominującym zielonym kolorze — czy to jako farba na ścianie, czy to jako zieleń liści wystających z licznych doniczek. Dookoła wisi wiele własnoręcznie namalowanych obrazów, a na środku salonu na tatami stoi niziutka kanapa, stolik i wygodne poduszki do siedzenia.
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.
– Coś musiało pomóc… – stwierdził, kiedy skończył opowieść. Złe sny zawsze zapadały mu w pamięć, tym bardziej kiedy podejrzewał ingerujące w nie duchy. Na świeżo było tym łatwiej, że jeszcze nie zacierały się szczegóły, a nitki koszmaru były jak świeżo rozdrapane rany. Bolesne, krwawiące i dające znać o swoim istnieniu. – Jestem tu, nie wstałem gdzie indziej. – Zmęczenie załatwiło sprawę? Rytuał, rzucona w kącie sól, ochronny symbol zawieszony przed drzwiami, świeca, która musiała dopalać się kiedy już zasnęli? Bliskość drugiej osoby, która zauważyłaby jego nagłe zniknięcie, mogła się obudzić w chwili, w której zabrakłoby go w pobliżu? Nadal jednak nie wiedział czy wychodził sam, czy jakaś siła zabierała go z miejsca, w którym akurat padł i ciskała go w losowe puste, opuszczone miejsce.
– Nie wiem. – Odpowiedź była krótka, ale udzielona po chwili ciszy, jakby wahania. Odsunął głowę, żeby podsunąć się nieco wyżej i móc spojrzeć na twarz Eshy. Dłonią delikatnie przesuwał po jej boku, ale po chwili położył ją na udzie nogi, którą go oplotła. Dalej z trudem do niego docierało, że Itou leży sobie naga obok niego jakby nigdy nic, była jak najbardziej prawdziwa i dalej się do niego kleiła.
– Porwano mnie… – no, powiedz z osiem lat temu Yosuke. Przecież ta cyfra nie gryzie. Co w niej takiego strasznego? Że zapisana inaczej niż japońskimi znakami i obrócona przypomina symbol, który masz wypalony na karku od tamtej jakże niepamiętnej chwili? – …w 2029. – Spryciarz. Jak zawsze. – Nic nie pamiętam. Znaleziono mnie po miesiącu, porzuconego gdzieś na śniegu w Nanashi. Według opinii lekarzy, poddawano mnie torturom. – Tak, dobijaj ją jeszcze bardziej. Przyjaciółka i prawie-że-dziewczyna z dzieciństwa na pewno właśnie tego chciała słuchać. O twoich cudownych przeżyciach parę lat po tym jak zerwał się wam kontakt. Rano, po upojnej nocy. Reunion byś robił i kuł żelazo, póki gorące, ośle.
Przymknął na chwilę oczy i westchnął ciężko. Może to lepiej, że niczego nie pamiętał? Przynajmniej miał w sobie mniej lęków niż gdyby w jego pamięci wyryte były długie dni i noce bycia katowanym z nieznanej przyczyny.
– Ledwo mnie wtedy odratowali. W zasadzie to przez jakieś cztery minuty byłem martwy. – Istniało podejrzenie, że doznał niedotlenienia mózgu, co mogłoby tłumaczyć zmiany, jakie zaszły w jego zachowaniu. Innymi wytłumaczeniami były chociażby ostry szok, depresja i zespół stresu pourazowego. Mógł też swoje szczęście zostawić gdzież za granicą Kakuriyo, może emocje były jakąś ceną, którą opłacił swój powrót do żywych w innej formie niż bezcielesny duch. Uchylił powieki, patrząc jej prosto w oczy. Tak niewiele brakowało, żeby nigdy nie miał szansy jej spotkać ponownie.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Całkiem ją wmurowało i nie była w stanie nic początkowo powiedzieć. Czuła dłoń przesuwającą się po jej ciele, ale miała wrażenie, że informacje dotykowe nie były w stanie dotrzeć do neuronów. To podskórne wrażenie, że coś było nie tak, właśnie się sprawdzało. Jakiś jebany szósty zmysł — jakby nie wystarczyło, że wszystkich innych zmysłów miała już absolutnie nadto. Po prostu musiała wyczuwać takie niuanse, rzeczy które się nie spinały i do tego zadawać przy tym niewygodne pytania. Większość ludzi, nawet gdy Itou udawało się trafić w sendo, całkowicie się zżymała. Yosuke do takich osób nie należał i mogła wiedzieć, że będzie z nią szczery. W ciągu ich znajomości to on był chyba bardziej szczery z ich dwójki, nawet jeśli Alaeshy nie można było nazwać kłamczuchą. Gdyby tylko nie była tak cholernie beznadziejna z matmy. Może w innych warunkach nawet by to policzyła, ale w kobiecej głowie za dużo myśli kotłowało się na raz. To musiało nie być tak długo po tym, jak przestali się do siebie odzywać.
— Co? — Powiedziała twardo tylko jedną głoskę. Trochę gardłowo, z jakąś wewnętrzną chrypą spowodowaną przez zaciśnięte w emocjach gardło. Pomimo tego, że częściową ją przygniatał, to bez problemu przewróciła go z powrotem na plecy, opierając się dłonią o klatkę i bardziej przekładając przez niego nogę. Wciąż jednak leżała na boku, koło Nakashimy, tylko patrząc na niego bardziej z góry. Teraz mogła dokładnie obserwować każdą zmianę na jego twarzy, śledząc mimikę niczym wykrywacz kłamstw. Jeśli miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości czy ma do czynienia z podstępnym duchem, to z taką szczerą i żywiołową reakcją Eshy musiał spotkać się już niejednokrotnie w przeszłości i to powinno rozwiać jego wątpliwości. To, że byli bez ubrań nie miało teraz najmniejszego znaczenia. O czym on opowiadał? Miał się wyspowiadać, tu i teraz. Mimo tego nie wypadało zapytać, czy z niej żartuje, gdy patrzył na nią tak... dziwnie. Przez chwilę tylko patrzyła mu w oczy ze ściągniętymi brwiami, aż pewna myśl trafiła Itou jak obuchem w głowę.
— T-to o Tobie mówili wtedy w mediach? O policjancie... — Nie mogła uwierzyć we własne słowa wypowiadane na głos. Czyżby? Do umysłu cisnęło się tak wiele pytań, że aż nie była w stanie wyrazić ich wszystkich na raz. Najpierw niech potwierdzi albo zaprzeczy.
— M-martwy? — Śmierć kliniczna? Nie. Nie mogło być. Zresztą wcale nie było pewności, że każdy musiał po tym przeżywać to, co i ona. Zresztą nie to było clue całej jego wypowiedzi. Spotkało go coś strasznego. Teraz nie dziwiło ją, że miał koszmary. Żywe koszmary, być może wskazujące nawet na rozpanoszone w jego umyśle i ciele PTSD. Czemu on? Czy gdyby nie przestali ze sobą rozmawiać, to byłaby jakkolwiek w stanie uchronić go przed tym, co się wydarzyło? Czy namówiłaby go na zostanie w domu przy okazji jakiegoś patrolu, a może to było nieuniknione? Wcześniej zbiegłe ze sobą brwi w jakby gniewnym wyrazie teraz dodatkowo wygięły się w odwrócone łuki wskazujące na to, że bardzo się zmartwiła. Że nie wiedziała, co może zrobić z tą informacją, że to niesprawiedliwe. Że zaszkliły się jej oczy, gdy zaczęła go gładzić odruchowo dłonią po policzku.
@Nakashima Yosuke
Wiedział, że zrzuca na nią niemałą bombę. Atomowych rozmiarów wręcz. Widział dokładnie tę reakcję, której się spodziewał. Szok, zaniepokojenie, brak słów. Milczała, wydusiła z siebie jedno krótkie słowo, znowu się nie odzywała. Nakashima zawsze był szczery i pociągnięty za jedną niteczkę rozpruwał się cały jak płócienny worek. Niczego nie ukrywał, jeśli ktoś naprawdę chciał się czegoś dowiedzieć – przynajmniej nie przed osobami, na których mu zależało, bliskich. Ta otwartość bywała zgubna, kiedy nadmiar informacji, których ktoś być może tak naprawdę usłyszeć nie planował, wzbudzał negatywne emocje i zmieniał czyjeś nastawienie do niego.
Ułożony z powrotem na plecach nie odzywał się przez chwilę, pozwalając się lustrować oczom Itou. Nie kłamał, bo i nie miał do tego żadnego powodu. Kiedyś zapewne i tak by się dowiedziała, a lepiej chyba, jeśli bezpośrednio od niego i jak najszybciej na etapie ponownego wchodzenia w jakiś rodzaj relacji – niezależnie od tego, w którą stronę owa relacja się rozwinie. Gładził palcami jej nogę, wolnymi i delikatnymi ruchami, po dolnej części uda. Przymknął oczy w momencie zadania kolejnego pytania. Wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze.
– „Wciąż nieznane są losy funkcjonariusza zaginionego na początku grudnia. Przypominamy, że sierżant biorący udział w akcji odbicia zakładników z budynku przy Nakatsu 16 przestał odpowiadać na wezwania zespołu niedługo po zneutralizowaniu zagrożenia ze strony terrorysty.” – Wyrecytował komunikat medialny, jakby słyszał go zaledwie chwilę wcześniej. Słowa wyryły się w jego pamięci, stanowiąc wyraźny punkt wspomnień pomiędzy ostatnią chwilą na dachu podczas misji, a nagłym wybudzeniem się miesiąc później w szpitalu. – Dziwnie się tego słuchało – podsumował znów na nią spoglądając. W chwili, w której to usłyszał, informacja była już nieaktualna. Ktoś oglądał po prostu starsze wydanie dziennika, w której przewinął się komunikat. Parę dni później publicznie padła informacja, że został odnaleziony i walczy o życie w miejskim szpitalu, a kiedy już zaczął dochodzić do siebie, nikt poza jego bliskimi nawet nie pamiętał, że coś takiego miało miejsce. Zabawne, że jeśli porwany był zwykły obywatel, to nikt się tym nie przejmował, a medialne sępy zawsze dorywały się do tematu dopiero w przypadku przedstawiciela służb.
– Na amen. Bez pulsu, bez oddechu. Uratowało mnie pewnie leżenie w śniegu, hipotermia i fakt, że jeden z ratowników przybyłych na miejsce był moim kumplem. Zamiast stwierdzać zgon, zaczął reanimację. – Cudem było, że w ogóle nie zignorowali wezwania z Nanashi, że ktoś go znalazł i wezwał pomoc zamiast uznać, iż kolejny pobity bezdomny dogorywał gdzieś pod murem, powoli zamarzając. Był tak obity, zakrwawiony i zmarnowany, że na pierwszy rzut oka nie dało się go nawet powiązać z udostępnionym wizerunkiem krążącym gdzieś w informacjach w sieci.
– Ale wszystko skończyło się dobrze – dodał po chwili z jakąś czułością w głosie, widząc jak błyszczą jej oczy. Uniósł dłoń, żeby założyć jej potargane włosy za ucho i przesunąć palcami po jej policzku. Uśmiechnął się bardzo delikatnie. – Jeszcze tylko rzuciła mnie dziewczyna i wymieniłem policję na wojskową jednostkę specjalną. I szybko awansowałem na dowódcę oddziału. – Typowy dawny Nakashima, zawsze starał się szukać pozytywów w życiu. Nawet to, że niedoszła narzeczona się na niego wypięła, było jakimś promykiem światła po latach. Gdyby się to nie wydarzyło, nie leżałby teraz wpatrzony w swoją pierwszą prawdziwą miłość.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
— P-pamiętam to... Pomyślałam wtedy o Tobie, ale wydawało mi się to nazbyt abstrakcyjne, żeby miało Ci się coś stać... Do tego nie podawali żadnych szczegółów, poza tym, że potem policjant został odnaleziony... — Ledwo mówiła, zacinając się po drodze, naprawdę nie mogąc uwierzyć i połączyć tego, że to naprawdę o niego wtedy chodziło. Ona sama w tym czasie była w dosyć średnim stanie psychicznym, wychodząc dopiero na jakąkolwiek finansową prostą, wiecznie zajęta i zapracowana. Może powinna się wtedy rozeznać, zacząć pytać, pomóc w poszukiwaniach? Cholera, tak niewiele brakowało, że już by się nie zobaczyli, a ona może kiedyś przez przypadek dowiedziałaby się, że Yosu nieży... To słowo nie mogło przejść przez jej myśl, nawet w obliczu szczęśliwie przeżytego stanu śmierci klinicznej.
— Ja... — Miałam udar? Też mnie odratowali? Nie, Itou, to nie jest moment. Nie zadawaj durnych pytań. Nie rób z siebie idiotki. Jesteś już wystarczającym dziwadłem ze swoim połączeniem bycia synestetką i medium. Aczkolwiek to zaskakujące, że on też mógł jej już więcej nie spotkać. To tak jakby los pchnął ich na siebie na tym moście, skoro sami nie potrafili znaleźć do siebie drogi.
— Dobrze, że Cię odratowali... — Tymczasem już w chwilę potem, zebrało mu się na coś w rodzaju... żartu? Wtedy, gdy ona się nim przejmowała i próbowała przegryźć te wszystkie informacje, gryząc od wewnątrz policzki i powstrzymując się przed łzami.
— Nakashima! To według Ciebie ma być takie dobre zakończenie? — Bardzo bladziutki cień uśmiechu pojawił się w kobiecych kącikach ust. Co za ananas z niego. Właśnie jej powiedział o tych wszystkich okropnościach, które mu się przydarzyły, a i tak próbował ją pocieszyć. Jego palce przyjemnie musnęły włosy, które były bardziej splątane, niż zdawała sobie z tego sprawę. Dwie wezbrane łzy urwały się z rzęs, po jednej z każdego oka. Szybko schowała twarz, pochylając głowę i częściowo kryjąc pod włosami. To jeszcze nie był moment, w który miała ochotę się na serio popłakać. Raczej słowa Yosuke trafiały do niej w nad wyraz obrazowej formie i dopadło ją współodczuwanie, a jednocześnie niemożność wyobrażenia sobie, jak bardzo musiał cierpieć — w trakcie i po tym, co się wydarzyło. Nie chciała, żeby widział, że płacze, a z pocieszaniem tez było u niej ciężko. To właśnie wtedy się rozklejała, a ze szczelnie zbudowanego muru odlatywał tynk i sypała się marnej jakości zaprawa. Z tego samego powodu nie mogła sobie dawno temu wyobrazić, żeby mógłby być obecny na pogrzebie matki. Rozsypałaby mu się w rękach i nie potrafiła już go nigdzie puścić. Aczkolwiek... chyba w końcu było to jedną z jej największych pomyłek. Pewnie warto było okazać trochę tej słabości, podzielić swoje smutki, żale i obawy. Niestety wyuczony tryb samodzielnego radzenia sobie z problemami odpalił się jak automatyczny program samozniszczenia w kryzysowej sytuacji. Z nim całkowicie zerwała kontakt i to zawczasu, bo w pokręcony sposób był dla Alaeshy na tyle ważny. Innych znajomych po prostu prosiła o nieprzychodzenie na pogrzeb, a później udawała, że ma się dobrze.
Zsunęła ręce po jego bokach, oplatając go możliwie mocno ramionami, wciskając na siłę palce pod jego plecy. Ścisnęła go z całej siły. Jeśli zgniatała mu żebra to trudno.
— Jakaś debilka... — Wcisnęła twarz w jego klatkę piersiową, mamrocząc niezbyt wyraźnie. Mimo wszystko poczuła ukłucie, ała, ponieważ dosyć krótko po niej musiał znaleźć sobie dziewczynę. Nic w tym nie było dziwnego, sama różne rzeczy robiła, no ale jakoś niezbyt przyjemnie słyszeć o jakiejś innej. Aż na tyle była ważna, że musiał ją teraz wspomnieć? Natomiast to dobrze, że z nim zerwała — więcej Yosuke dla niej. Po chwili uniosła głowę, wyciągając szyję i opierając się o niego brodą. Niczym psiak, który kładzie łebek na kolanach.
— Nie wystarczyło Ci już rewelacji w policji, że musiałeś pójść do wojska? Nie mogłeś zostać jakimś inżynierem? Przecież bez problemu by Cię przyjęli.
@Nakashima Yosuke
– Myśleli, że wpadłem w łapy wspólników tego terrorysty. Gdyby podali o mnie za dużo informacji do wiadomości publicznej, coś mogłoby zagrozić mojej rodzinie. Nie chcieli, żeby ktoś im przeszkodził w śledztwie, tylko największym problemem było, że wszystkie tropy im się urywały. – Do tej pory nie wiadomo było kto to zrobił i po co. Nawet nie dało się określić, w którym konkretnie miejscu go trzymano przed porzuceniem – jak myśleli porywacze – na śmierć. Zbyt wiele poszlak było dziwnych, pozbawionych sensu. Gdzie podziały się ślady, które w świeżym, grudniowym śniegu powinny być doskonale widoczne? Dlaczego nie zabito go na miejscu, nie dobito, nie wrzucono ciała gdzieś do oceanu, rzeki czy kanałów pod miastem? Czego mogli chcieć, jeśli nie chodziło o zemstę? Jakich informacji poszukiwali, maltretując go jakby chodziło co najmniej o kody dostępu do broni atomowej?
– No co? Mogło być gorzej! Chociaż… nie, w sumie to nie brzmi tak pozytywnie jak brzmiało w mojej głowie. – W końcu żeby zostać dowódcą, poprzedni dowódca musiał zginąć lub zrezygnować, a wydarzył się ten pierwszy przypadek. I nadal zmienił w miarę stabilną, bezpieczną pracę marzeń na niepewną bandę, o której krążyło mnóstwo dziwnych pogłosek. Plus rozleciał mu się związek, który traktował wybitnie poważnie. Nie dodał jeszcze, że w międzyczasie psy, które poznała, popędziły w starczym wieku w kierunku tęczowego mostu, bo to już mogłoby ją kompletnie rozkleić. Wciąż też rozmawiali o tym, że prawie zginął, od czego uratowała go tylko jakaś boska interwencja albo czyste szczęście.
Wciągnął ją na siebie, objął obiema rękami i mocno przytulił. Jak już chciała mu miażdżyć żebra, to mogła to równie dobrze zrobić całą sobą i żeby było jej wygodniej. Jedna dłoń wplątała się lekko we włosy kobiety, kiedy zaczął gładzić Alaeshę po głowie.
– Wiesz, miała powody… – mruknął. Nie obwiniał byłej za to, co zrobiła, jedynie bolał sposób, w jaki to się rozegrało. Z dnia na dzień, w najgorszym dla niego okresie, kiedy jeszcze nie do końca radził sobie z nową rzeczywistością. Ale codziennie rano straszył ją swoimi atakami, na terapię chodzić nie chciał, bo po kilku spotkaniach uznał, że i tak nic to nie daje, jego charakter zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Mówił o rzeczach, których ona nie widziała, potrafił wpatrywać się w jeden punkt, obserwując postać, która dla niej nie istniała, nie mógł skupić się na pracy. – Jedyny plus, że nie zdążyłem się jej oświadczyć. – Tak, bo dokładnie o tym chciała słuchać kobieta, z którą spędziłeś noc, a mogłeś spędzić resztę życia, gdybyś nie dał się odepchnąć lata temu. Ale taka była prawda. Zerwanie z dziewczyną bolało jakoś tak mniej niż bycie porzuconym przez narzeczoną. I nie musiał żałować, że planował związać się na stałe z kimś, kto nawet nie próbował o niego walczyć, a po prostu poszedł łatwą drogą na skróty, porzucając go. Wystarczyłoby, żeby miał odrobinę inny charakter, słabszy, skory do poddawania się i sam by ze sobą skończył. Nie pozwolił sobie na pogrążenie się w czarnych myślach, zaczął szukać informacji i natrafił na ślad zawodowych egzorcystów. Reszta potoczyła się już szybko.
Przeczesał palcami jej włosy, odsuwając grzywkę z czoła. Wyglądała uroczo, kiedy tak patrzyła.
– Bez studiów? Może załapałbym się do jakiejś fabryki na najniższe stanowisko i przy dobrych wiatrach po dziesięciu latach miałbym tyle doświadczenia, ile wymaga większość pracodawców – prychnął z lekkim rozbawieniem. Był po akademii policyjnej, nie miał na dobrą sprawę żadnego wyższego wykształcenia. Planował iść na studia oficerskie, żeby mieć łatwiejszą drogę awansu, albo zapisać się na jakieś zaoczne w kierunku bezpieczeństwa wewnętrznego, ale plany zniszczyły mu nieoczekiwane wydarzenia. Potem nie myślał już o rozwijaniu się w policji czy służbach państwowych, a kiedy trzy lata później został dowódcą, nie było potrzeby siedzenia przez parę lat na wykładach, które uczyłyby dokładnie tego, co miał w praktyce. Przynajmniej jeśli chodziło o kwestię zarządzania ludźmi, zdolności myślenia strategicznego i tego typu przyziemne rzeczy. Jeszcze chyba nie istniały studia uczące o światach poza ich płaszczyzną istnienia.
– Byłem jednym z lepszych policyjnych strzelców wyborowych. Wojsku bardziej przydawały się moje umiejętności. No i nadal mogę pomagać ludziom. Tylko teraz… trochę inaczej.
@Itou Alaesha
— W sumie wtedy też mnie nie dziwiło, że nie mówili więcej. Podawanie takich informacji publicznie mogłoby bardziej zaszkodzić sprawie. — Trochę zaskoczył ją tym, że wciągnął ją na siebie, na co może nawet się odrobinę zawstydziła i zmieszała. Jeszcze parę godzin temu znajdowali się w podobnej pozycji, ale w zupełnie innym celu. Niemniej przytulenie było bardzo przyjemne i dodawało otuchy, a ona sama czuła się dobrze mając Yosuke przy sobie. Ścisnęła go jeszcze raz, mocno wtulając na chwilę głowę w jego klatkę. Przyjemnie pachniał, tak jak kiedyś, znajomo. Uwolniła jedną rękę i zaczęła gładzić go delikatnie koniuszkami palców, błądząc bezmyślnie po jego ramieniu, obojczyku, zagłębieniu szyi i zawracając koło ucha. Złożyła też kilka całusów na jego klatce, tam gdzie wetknęła własną twarz w jego miękką skórę, poddając się przy tym jego dotykowi. Miłemu uczuciu palców mierzwiących włosy.
Po chwili już jednak pozwolił, aby ta chwila się rozmyła. Chciał żeby go ojojała, czy może jednak wolał ją zdenerwować? Serio miał zamiar poruszać temat swojej byłej właśnie teraz? Na dodatek niedoszłej narzeczonej? Było to dla Alaeshy większą torturą, aniżeli słuchanie o wszystkich innych rewelacjach z jego życia.
— Mógłbyś już przestać o niej mówić? Nie widzę tu miejsca dla trojga. — Podparła nonszalancko podbródek na dłoni i uniosła wyżej jedną brew. Nie żeby nie mogła kiedyś o tym posłuchać i dać mu się wyżalić, ale tak jakby nie był to odpowiedni moment. To z Alaeshą spał poprzedniego wieczoru, a nie z kimś innym. Nie życzyła sobie słuchania o kimkolwiek, gdy leżała na nim nago. Nakashima chyba czuł się przy niej aż nazbyt swobodnie, zapominając chyba że jest kobietą. Tymczasem Nakashima zsyłał jej na głowę kolejne bomby, z czego o dziwo ta o dziewczynie zakuła najbardziej. We wszystkich innych przypadkach mogła go po prostu żałować, współodczuwać, mogło być jej przykro, miała możliwość go pocieszać, ale do licha, teraz była najzwyczajniej w świecie zazdrosna. Chciał się komuś oświadczyć, świetnie. Zaczął spowiadać się Itou z całego życia, jakby chcąc wypluć z siebie wszystkie negatywne informacje. Spodziewałaby się innej rozmowy po tym co przeżyli razem w nocy. To wszystko chyba wciąż uchodziło mu płazem, bo dopiero co trząsł się niczym galaretka nękany koszmarami i dlatego że... na Ali akurat ta noc wywarła wyjątkowo duże wrażenie. Ile jednak chciał ją jeszcze testować i jak wiele informacji była w stanie przyjąć na jeden raz?
— Bzdury gadasz. Poszedłbyś na 3-letnie studia, zdobył tytuł i miałbyś spokój. Z Twoją głową pewnie byś nawet skończył uczelnie w przyspieszonym trybie. — Po tych wszystkich koszmarnościach dalej chciał mieć taki zawód? Nawet w pewnym sensie gorszy — bo pewnie trudniejszy i bardziej niebezpieczny? Miał aż taką silną potrzebę praworządności i pomagania ludziom, że musiał się tak narażać? Alaesha spokojnie mogłaby w takim wypadku chrzanić wszystkich ludzi na świecie, byle tylko Yosuke był bezpieczny.
Przez chwilę nie mówiła nic, gdy w jej głowie trwał proces myślowy. Ściągnęła brwi, zastanawiając się — czy strzelec wyborowy to snajper? W pewnym momencie uniosła się wyżej, prawie siadając, a koc zsunął się z pleców Eshy. Chwyciła jego krawędź, przykrywając jedną ręką obnażone piersi.
— Ale... że Ty? Do ludzi? Pif-paf? — Złożyła palce w kształt pistoletu, wykonując przy tym ruch udający wystrzał. Wyraz dźwiękonaśladowczy w połączeniu z gestem wybrzmiał niezwykle infantylnie, a to mimo wszystko było bardzo poważne pytanie.
— Mam nadzieję, że tylko do tych „złych”? — Tą samą dłonią co wcześnie pokazała w powietrzu znak cudzysłowu. Aczkolwiek kim byli „dobrzy” lub „źli”? Gdy szedł na akademię policyjną brała pod uwagę, że będzie miał broń i że może kiedyś do kogoś strzelać. Itou miała ambiwalentne podejście do broni i zabijania ludzi. Najbardziej chciałaby, aby ludzie nie musieli tego nigdy robić, ale nie żyli w idealnym świecie. Państwa nawet w postaci straszaka musiały dysponować służbami porządkowymi i armią. Sama gdyby stała przed wyborem zabicia w obronie własnej lub kogoś najbliższego, to pewnie by to zrobiła — w emocjach, wiedziona instynktem. Jednak nie wyobrażała sobie zabić kogokolwiek tak na chłodno. Nie umiała sama sobie odpowiedzieć czy uważała to za coś dobrego, czy złego. Raczej zależnie od określonej sytuacji pociągnięcie za spust mogło jawić się w różnych odcieniach szarości. Powiedział też, że był tym strzelcem, ale czy jest nim nadal? Jednak jak zostawało się strzelcem wyborowym w policji? Zaraz po akademii? Coś jej się nie stykało. Skoro jednak usiadła i spojrzała na Nakashimę w świetle poranka, ściągając z niego nieco koca kosztem okrycia siebie, to nasunęło się Itou na myśl inne pytanie.
— Które blizny powstały w wyniku tego... porwania. — Ledwo wydusiła z siebie ostatnie słowo. Kiwnęła głową w dół, wskazując na różne mniejsze i te bardziej rozległe blizny.
@Nakashima Yosuke
– Robiłem różne rzeczy. – Długo by wymieniać wszystkie obowiązki, które miał od samego początku aż po koniec niezbyt długiej kariery. Niespecjalnie był zresztą sens zagłębiać się w jakieś konkretniejsze szczegóły, bo z jednej strony było wystawianie mandatów za kiepskie parkowanie, a z drugiej choćby zabezpieczanie miejsca zbrodni, w którym zabito nauczyciela jego młodszego rodzeństwa. Kolesia z Sāwy widział zresztą dość niedawno całkiem „żywego”, ale po kategorycznym zakazie zbliżania się do jego rodziny, gość gdzieś się rozpłynął. Można było mieć tylko nadzieję, że albo ktoś egzorcyzmował jego nieumarłą dupę, albo osiągnął swój cel i sam odszedł gdzie jego miejsce. – Wydaje mi się jednak, że żadna nie powinna skończyć się tak, jak się skończyła.
Może zaszedł za skórę jakiemuś przestępcy, a może z kimś go pomylono i łatwiej było spróbować go porzucić na pewną śmierć niż odkręcić całe porwanie. Nie mieli przecież pewności, że ich nie rozpozna i nie wyda – po rysopisach, głosie, opisie miejsca przy odpowiednio poprowadzonym śledztwie w końcu ktoś by się nadział na ich trop. Znalezienie się na granicy śmierci i szok odpowiednio jednak zadbały o zatarcie śladów w jego pamięci, choć teraz, gdy miał świadomość istnienia wszelkich nienaturalnych istot, równie dobrze ktoś taki mógł namieszać z jego wspomnieniami dla pewności.
– Mógłbym. – Stwierdzenie było krótkie i nie wymagało dłuższego rozwinięcia. Chciał, żeby miała pewność, że w jego życiu kiedyś istniał ktoś jeszcze. I że już dla tego kogoś nie było miejsca w serduszku Nakashimy. Wolał, by uniknęła ewentualnego zdziwienia, jeśli kiedyś jakimś cudem mieliby się natknąć na tę pożalcie się bogowie kobietę. Z tego co się orientował, nie planowała nigdy wyjazdu z Fukkatsu, a jeśli spotkał Alaeshę po kilkunastu latach rozłąki, to równie dobrze mógł wpaść i na tę wywłokę. Znając życie, w najmniej odpowiednim do tego momencie. Na potwierdzenie swoich słów jeszcze cmoknął Itou w czoło, żeby wiedziała, że liczy się tylko ona.
– Może. Ale teraz już za bardzo wkręciłem się w obecne obowiązki, żeby coś zmieniać w swoim życiu. – I czekałby na niego chyba tylko uniwersytet trzeciego wieku. Dziwnie byłoby mu uczęszczać na uczelnię, gdzie otaczałyby go dzieciaki jeszcze młodsze niż Reina. Widziałby te wszystkie zachowania młodych dorosłych, od których nie stronił będąc w ich wieku, ale jednocześnie czując się dziwnie. Mówiliby tym dziwnym, niezrozumiałym już dla niego językiem, wplatając masę młodzieżowych słówek brzmiących obco dla kogoś w jego wieku. A projekty grupowe pewnie robiłby sam, za bardzo wykluczony z grona młodzieży. Choć może to właśnie przyczyniłoby się do przejścia przez studia w bardziej ekspresowym tempie. Przede wszystkim, nie marnowałby czasu na włóczenie się po klubach i życie prywatne – bo jego praktycznie nie posiadał – tylko pochłaniałby wiedzę i zaliczał wszelkie sprawdziany i egzaminy szybciej od reszty.
– Do łamiących prawo. Takich, którzy nie poddawali się grzecznie i najczęściej robili pif-paf w naszą stronę. – To chyba dobrze wpisywało się w definicję „złego” człowieka. Na niektórych wystarczał ledwie strzał ostrzegawczy, z innymi trzeba było prowadzić regularną wymianę ognia, a czasem jedynym rozwiązaniem było zakończenie czyjegoś życia. To ostatnie wielu ludziom na początku sprawiało ostre problemy, Nakashima też zresztą trochę przeżywał pierwszego zastrzelonego. Sytuacja jednak była jasna: napastnik albo on lub ktoś z jego kolegów.
Uniósł się lekko na łokciach, korzystając z tego, że Alaesha teraz siedziała, a nie leżała na nim wtulona. Spojrzał po sobie w dół, starając się wychwycić te ślady, których historii poznania nie pamiętał.
– Jakoś połowa tych, które mam. – To i tak była całkiem okazała liczba. Przesunął palcami po nieco poszarpanej linii przecinającej brzuch po ukosie, po drobniejszych, przypominających ślady po wbiciu czegoś na barku, po dawnym, zabliźnionym oparzeniu szpecącym ramię, po kolejnych liniach przechodzących przez klatkę piersiową, jakby ktoś ciął go w regularnych odstępach lub wyjątkowo głęboko zadrapał. Wreszcie po kolejnym śladzie w pobliżu dolnych żeber. Ujął jej dłoń, tę drugą, którą nie przytrzymywała koca i nakierował jej palce na ślad wypalony na karku, jakby ktoś oznaczył go jak jakieś bydło. – Część mam na plecach. Jeszcze parę na nogach. I to drobne rozcięcie nad brwią chyba też było po tym. – Ostatnia blizna była prawie niewidoczna i bodaj jedyna na jego twarzy. Dłoń Yosuke znowu wylądowała na boku Itou, patrzył jednak w jej oczy, wciąż w nieco półleżącej pozycji. Przesunął dłonią po jej biodrze, wędrując jeszcze odrobinę w dół. Znowu poczuł na skórze te równe linie. Zmarszczył lekko brwi. Nie mogło mu się wczoraj wydawać.
– A tobie co się stało? Szurnęłaś po asfalcie? – Pod palcami nie wydawało mu się jednak, żeby to był jakiś ślad po przewróceniu się czy wyjątkowo mocnym otarciu o coś.
@Itou Alaesha
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Pytanie dotyczące jego pracy w policji było w zasadzie retoryczne, bo mniej więcej zdawała sobie sprawę z różnorakich obowiązków. Jednak czemu ktoś porwał właśnie jego? Na co komu dręczyć młodego wówczas stażem policjanta?
— No właśnie, co Ty komu zawiniłeś... — Pogładziła go ponownie po włosach, skrupulatniej układając zmierzwione kosmyki. Nie oczekiwała jednak odpowiedzi. Zapewne sam jej nie znał.
Krótkie, wręcz żołnierskie słowo dodało otuchy, a całkiem uroczy buziak w czoło rozwiał wątpliwości. Teraz zrobiło się jej głupio, że poczuła tak mocne ukłucie zazdrości o przeszłość z inną dziewczyną. To musiał być szok dla nich obojga i trudny test do zdania — z tego co zrozumiała, musieli rozstać się już po tym wydarzeniu. Chwilowo jednak przemilczała sprawę, zbierając w sobie odwagę do dalszych pytań i kontynuacji eksplorowania nowości, z jakimi musiała się zmierzyć.
— Ty z pewnością dałbyś radę. Jednak teraz to wiadomo, masz już inne zajęcie, Panie Dowódco. — Spróbowała uśmiechnąć się, choćby nieznacznie. W sumie nie powinien musieć się nią martwić skoro to on jej się zwierzał. Choć niespodziewanie, nagle i dużo tego było do przegryzienia. Natomiast odpowiedź Yosuke dotycząca strzelania do innych jako tako ją uspokoiła. Celowanie do tych złych było poniekąd, hmm, ok? To w jego sumieniu już się musiała odbywać ocena tego, jak się z tym czuł. Ktoś to w końcu musiał robić, inaczej obywatele nawet tak ułożonego społeczeństwa jak to japońskie, zaczęliby wchodzić sobie na głowę. Tymczasem jeśli ktokolwiek robił pif-paf w stronę Yosuke, to sam zasługiwał na kulkę. Wchodząc na taki poziom rozumowania, Alaesha działała aż nazbyt prosto — oko za oko, ząb za ząb. Może zdawało się to nie pasować do artystki, jednak akurat Nakashima powinien dobrze wiedzieć, jaka potrafiła być zacięta, nieustępliwa i rywalizująca. Typ osobowości, którą dysponowała Itou, był jednocześnie najlepszym i najgorszym z możliwych, jeśli chodziło o wojsko. Negatywne emocje szybko uderzały do jej głowy; potrafiła szybko wygenerować w sobie nienawiść do wroga, a do tego lubiła wygrywać. Nawet wczoraj mógł się przekonać o tym, jaka była butna, jedynie udając rekrutkę. Tym samym delikatność, którą obierała na co dzień, była świadomym wyborem, aby nie palić wszystkiego dookoła siebie, a budować. Wystarczająco już mostów spaliła za sobą w młodości.
Z ciężkim sercem oglądała kolejne wskazania na ciele Yosuke. Było tego tak wiele i nawet jeśli nie pamiętał zadawania tych ran, to musiały potwornie boleć, zostawiając pewnie jakąś zadrę na umyśle. Tym razem połykała łzy, które spływały gdzieś po ściśniętym gardle, starając się go nie martwić własnymi reakcjami. Patrzyła jednak zasmucona na każdą kolejną bliznę, śledząc wzrokiem kolejne rany, samej zatrzymując na chwilę dłoń na tych największych na brzuchu i klatce piersiowej, badając to poszarpaną, to równiuteńką strukturę. Potem pokazał jej jeszcze inną fakturę, tym razem chropowatą i nierówną na karku. Skąd miał w sobie tyle swobody w mówieniu o tym? Dzieleniu się z nią tym wszystkim, gdy ona ledwo dawała radę się nad nim nie popłakać?
— Skoro nie pamiętasz tej sytuacji, to pewnie było Ci trudno przyzwyczaić się do widoku tych wszystkich blizn, prawda? Musiało Ci być cholernie ciężko po tym wszystkim. Musiało być też Wam ciężko. Przepraszam, jeśli wcześniej zabrzmiałam szorstko. — W zasadzie nie przeszkadzało jej, że miał jakąś przeszłość, kobiety, różne prace i doświadczenia. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek będzie miała szansę z nim odnowić znajomość, nie mówiąc o takim poziomie, jaki przydarzył im się wczoraj. Liczył się dla niej teraz po prostu on, taki jaki był i coś czuła, że niezależnie od wielu spraw, nie byłaby w stanie zmienić zdania. Yosuke wzbudził w niej stare pokłady uczuć, o które się już nie podejrzewała. Najwyraźniej to, co czuła niegdyś do Nakashimy nigdy całkowicie nie wygasło, a teraz wiele odczuć wobec niego wróciło niczym pociąg pospieszny. Tymczasem dzisiaj już nie była taka małostkowa, aby być zazdrosna o przeszłość. Ona również miała spory kawałek niezmazywalnej przeszłości, z którym nic nie dało się zrobić.
— Jakim asfalcie? — Na kobiecą twarz wystąpił grymas zaskoczenia. Co mógł wyczuć, o czym ona by nie wiedziała? Od czasu do czasu zdarzało się jej nabić siniaka, jednak tego by nie poczuł pod opuszkami. Oderwała rękę od jego karku, żeby zanurzyć ją w fałdy koca, natrafiając przy tym na jego palce i własną skórę. Przejechała po niej dłonią i zmroziło ją. Dopiero teraz zrozumiała, co miał na myśli. Na co dzień o tym nie myślała. Równe linie stawiała w tamtym miejscu tak dawno, że nie zawracała sobie nimi głowy. Wczoraj rozbierając się przed nim, a w zasadzie gdy to on rozbierał ją, nawet przez myśl jej nie przeszło, że powinna to miejsce zakryć. Nieco za bardzo łączyło się z ich rozstaniem i wszystkim, co było złe z tamtego okresu. Nie chciała wtedy, aby poznawał ją od tej strony. Tym bardziej ciężko byłoby się Itou teraz z tego wytłumaczyć.
— Ach, to nic. — Odpowiedziała z nutą nonszalancji, jakby to była błahostka, i chłodem w oczach, które wcale teraz na niego nie patrzyły. Zresztą jak cięcie się miało być porównywane do rozległych blizn Nakashimy zadanych na torturach czy polu walki? Stare przyzwyczajenie wyszło nieprzyjemnym dreszczem na skórę, szepcząc do ucha wstyd — za brak wystarczającej siły do tego, by wtedy tego nie robić i po prostu przeć dalej — oraz że jej problemy nie były ważne, a do tego brzydkie i godne ukrycia, nieakceptowalne. Odsłanianie się przed kimś zawsze łączyło się dla niej ze zranieniem. Lepiej było trzymać swoje najgłębsze wnętrze z daleka od ludzi.
Chcąc wysunąć rękę spod koca zahaczyła o nadgarstek Nakashimy, co przyniosło pytanie, którym mogła odwrócić jego uwagę.
— Dobrze widziałam, że masz na ręku różaniec?
@Nakashima Yosuke
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
– Wtedy nie miałem głowy do studiowania. A z tej jednostki ludzie raczej nie przechodzą na emeryturę, więc zmiana planów na stare lata też mnie nie czeka. – W łagodnym uśmiechu było coś smutnego. Egzorcyści prędzej ginęli w walce lub na skutek odniesionych obrażeń albo klątw niż poddawali się i pozwalali sobie na odpoczynek w domowym zaciszu. Nie znał żadnego przypadku takiej dobrowolnej rezygnacji, która nie była czystą dezercją, po której osobnik zaszywał się gdzieś i przepadał – to jednak dotyczyło bardziej początkujących niż tych już pełnoetatowo wcielonych do oddziału. Yosuke pogodził się z tym, że najpewniej odda życie za mieszkańców Kakure, walcząc z siłami, które chciały zaburzyć kruchy ład świata śmiertelników. Starał się jak mógł, żeby ta chwila nadeszła jak najpóźniej – wystarczyło spojrzeć na obecnego dowódcę IV oddziału, żeby przekonać się o tym, że można tak żyć dość długo. Nakashimę prędzej jednak wykończyłby pracoholizm i przesadne wręcz oddanie sprawie niż zlekceważenie zagrożenia płynącego ze strony napotkanego stworzenia. To było miejsce, w którym nie zachowywał zdrowego rozsądku i dobrego balansu.
Plusem na pewno było to, że nikt już do niego nie strzelał. Przynajmniej nie było na to aż tak dużej szansy – wciąż miał do czynienia z zakontraktowanymi duchami lub broniącymi ich ludźmi, z którymi się związały. Jako przedstawiciel wojska, nie musiał się tak bardzo użerać z gangiem, który rozpanoszył się na jedną z dzielnic. Gdyby nadal pracował w policji, zapewne częściej kończyłby zmianę jakąś uliczną strzelaniną z przedstawicielami Shingetsu. Wystarczyło więc trochę zwolnić tempo, żeby zapewnić sobie większą szansę na dożycie starych lat.
– Blizny jak blizny. – Wzruszył delikatnie ramionami. – Przy obecnym stanie medycyny mógłbym się większości pozbyć, albo pójść wzorem Shina i wszystko zakryć tatuażami. – Nie miał powodu, żeby usuwać ślady po czymś, czego nie pamiętał. Blizny nie wzbudzały nieprzyjemnych wspomnień, nie przeszkadzały, a dość szybko wyszło, że nawet nie ma dla kogo być piękny, więc tak to wszystko zostało. Szkoda było mu pieniędzy na coś, co miałoby być tylko dla niego, dla poprawienia jego komfortu psychicznego, którego, jak podejrzewał, zabiegi i tak by nie poprawiły. Nosił więc na sobie symbole ludzkiego okrucieństwa, jakby w nadziei, że kiedyś natknie się na jednego z oprawców, który rozpozna swoje dzieło. Albo, że kiedyś trafią na inną ofiarę z podobnymi śladami. – Gorsza była raczej całkowita zmiana charakteru, koszmary i to, co sama zresztą dopiero co widziałaś. Każdy poranek tak wyglądał. – Obronnych odruchów jak wczoraj na moście nabawił się dopiero później, ale agresywne pobudki zdarzały się już wcześniej. Czasem schodziło mu znacznie dłużej z dojściem do siebie, co na dłuższą metę nie było niczym przyjemnym dla tego, kto akurat miał okazję być w pobliżu.
– Wydaje mi się, że to jednak coś. – Ściągnął brwi w wyrazie zaniepokojenia. Z każdym przesunięciem palcami po bruzdach znaczących udo, coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nie było to żadne otarcie, a tym bardziej nie coś świeżego. W dotyku przypominały raczej blizny, a fakturę tychże znał zbyt dobrze. Czym jednak mogły być? Ją też ktoś śmiał zaatakować i okaleczyć?
Na dźwięk pytania cofnął rękę, spoglądając na nadgarstek. Czasem miał wrażenie, że okalające rękę koraliki nic nie dawały, ale nosił je już z czystego przyzwyczajenia. Onyksowe paciorki z dwoma szkarłatnymi frędzelkami były jedyną formą ozdoby, jaką wdziewał.
– Och… – Była niedawno w pobliżu świątyni, więc pewnie widziała coś podobnego na wyposażeniu kapłanów. Nieczęsto spotykało się je u egzorcystów, a jeszcze rzadziej wśród zwykłych ludzi, nawet bardzo religijnych. – To do ochrony. – Kiepskiej, sądząc po tym, że i tak dręczyła go jakaś nienaturalna istota albo klątwa. Wolał jednak mieć cokolwiek niż nie mieć tego wcale.
@Itou Alaesha
— Dla mnie są ok, nie musisz niczego usuwać, ani zakrywać. Shin się wytatuował? — Blizny na ciele wcale Alaeshy nie przeszkadzały. Były przykrą pamiątką, jednak pod względem estetycznym traktowała je jako coś zupełnie neutralnego. Stanowiły historię wypisaną na ciele i nie traktowała ich jako coś brzydkiego. Może czasem niepotrzebnie przyciągały ciekawskie spojrzenia, ale poza tym niczego nie zmieniały w danej osobie. Co więcej, w przypadku rysunku czy tworzenia obrazu mogły urozmaicać całą kompozycję. Dla niej na pewno nie musiałby żadnej z nich usuwać ani zakrywać tatuażem. Potrzebowała jedynie chwili, żeby się z nimi zaznajomić i polubić. Na imię Shina załączył się w kobiecej głowie jakiś trybik i zaczęły wracać wspomnienia. Wcześniej mówił o siostrze, teraz o bracie. Byli jeszcze też Państwo Nakashima — ciekawe co u nich? Za nimi również tęskniła po zerwaniu kontaktu z Yosu, bo choć oficjalnie była tylko jego koleżanką, to zawsze ciepłą ją przyjmowali w jego domu. Było to coś czego z początku nie rozumiała, samej dostając od swojej rodzicielki przede wszystkim chłód, co następnie chłonęła jak gąbka, nie mogąc wręcz nasycić. Te małe ucieczki do Sawy były najlepszą rzeczą, jaką pamiętała z tamtych lat.
Ręka Eshy zaczęła bezwiednie krążyć po jego karku, tyle szyi, przejeżdżając paznokciami po króciutko przyciętym tyle i zanurzając się wyżej we włosy, drapiąc delikatnie skórę. Chciała żeby dalej czuł, że to co do niej mówi jest dla niej ważne, że słucha, że chce dodać otuchy. Do tego trudno byłoby jej go nie dotykać. Nie widzieli się tak długo i miała ochotę nadrobić stracony czas i spróbować jakkolwiek się nim nasycić — to jednak wcale się nie udawało, a Itou wciąż było mało. Na słowa o zmianie charakteru tylko ściągnęła brwi. W tym momencie wydawał się całkiem zwyczajny, więc pewnie mówił o jakimś efekcie porwania sprzed ośmiu lat. Nie miała jeszcze okazji zobaczyć prawdziwie odmienionego charakteru Nakashimy, a drobne zmiany wzięła na razie jako kwestie związane ze zwyczajną przemianą w dorosłego mężczyznę. Nie oczekiwała, że będzie przecież taki sam, jaki był 12 lat temu.
— Nie dziwię się, to wszystko musiało być dla Ciebie szokiem. W sumie brzmi jak objawy PTSD... Więc te koszmary i trudne pobudki nadal Ci się zdarzają? — Mówiła nawijając sobie pasma jego włosów na palec. Zerknęła przy tym na własny nadgarstek, na którym nie było już widać czerwonego śladu po porannym zacisku. Na skórze widniało natomiast delikatne zasinienie, obrączka, która musiała powstać podczas przyciskania jej do tatami. Jakby nie patrzeć to przytrzymywał ją wczoraj za ręce raz na kanapie, raz na podłodze i jeszcze dzisiaj rano. Niemniej była to przyjemna pamiątka. Zignorowała jednak dryfujące myśli, ponieważ rozmawiali teraz o czym innym.
Machnęła ręką na słowa, że to jednak coś. Rozejrzała się, czy w pobliżu nie było gdzieś jej ubrań. Cóż, nie było, a na dodatek były zmięte i rzucone po kątach pokoju. Miała dwie opcje. Ściągnąć z niego całkowicie koc i się nim owinąć, co w sumie było zupełnie kuszące, albo podkraść jego marynarkę, która była względnie dostępna, jeśli się mocno wychyli.
— Mhm, i jak, czujesz się chroniony? — Nieznacznie podbiła kąciki ust ku górze, wykorzystując okazję, by sięgnąć po element munduru. O ile noszenie różańca było dosyć nietypowe, to po wczorajszym okadzeniu mieszkania dymem z ziół, nie zdziwiło jej to jakoś specjalnie. Jeśli chciał wierzyć w taką ochronę, to miał do tego prawo. Nie trzymała już kurczowo koca, pozwalając się mu zsunąć z piersi. Ważne że wciąż zasłaniał uda, a odsłonięta część ciała mogła chociaż w jakimś stopniu robić za zasłonę dymną. Co ciekawe, Nakashima tego poranka jeszcze ani razu nie zwrócił na nią uwagi w ten sposób. Chwilami różnili się więc jak ogień i woda — ona z przyjemnością zjadłaby go na śniadanie, gdy ten patrzył jej w oczy; on był wylewny, a ona zamknięta w sobie; Yosuke szczery, Alaesha sprytna; słodka i słony — co jednak mogło dać pyszne połączenie smaków, jakim był słony karmel. Czy to w końcu nie w przeciwieństwach kryło się piękno przyciągania?
— Pożyczam i zrobię nam śniadanie. Daj mi tylko dosłownie 10 minut. Nie uciekaj nigdzie, dobrze? — Wsunęła ręce w za dużą marynarkę i zapięła jeden guzik. Teraz to Esha dała mu buziaka w czoło, opierając przy tym obie dłonie na jego policzkach. Jego prosiła o brak ucieczek, ale właśnie zawijała się z podłogi, no proszę, jaka podstępna. To nie było jednak tak, że chciała zwiać. Najchętniej zostałaby w jego ramionach, ale jego podejrzliwe pytanie było jak impuls, który automatycznie skłonił ją do działania. Wstając zadbała o to, żeby materiał nie podsunął się do góry i poszła do łazienki. Jeszcze zanim weszła do środka, spojrzała w jego kierunku, widząc naprawdę śliczny obrazek chaosu, a pośród niego wymarzonego od dawien dawna faceta. Przyłożyła dłoń do ust, posyłając mu całusa i zamykając się w łazience. Gdyby Nakashima wciąż liczył jej przewiny, to właśnie nieźle sobie grabiła. Skłamała, uciekła od niego, a do tego uciekła z miejsca zdarzenia. Nie aspirowała jednak nigdy do bycia człowiekiem idealnym i chciała przecież wrócić do niego jak najszybciej. Tym samym 3 minuty poświęciła na najszybszy prysznic świata. Kolejne 2 minuty na wytarcie się i umycie zębów oraz 1 minutkę na sięgnięcie po omacku na półkę po grzebień i przeczesanie włosów, których nie zdążyłaby umyć. O dziwo, wyglądały naprawdę dobrze, a nawet lepiej niż dobrze. Rzuciła grzebień gdzieś na umywalce i w ciągu kolejnej minuty wyciągnęła dla Yosuke świeży ręcznik, nową szczoteczkę do zębów i jego koszulkę z suszarki. Natomiast jak na złość, w nie miała tutaj żadnego szlafroka, bo wszystkie walały się gdzieś na piętrze. Chcąc już wychodzić z łazienki przed czasem, poczuła ciężkość w kieszeni marynarki, którą musiała ponownie założyć — telefon. Chyba się nie obrazi, jeśli wpisze mu swój numer? Przy wyciąganiu smartfona zauważyła, że ma tam jeszcze notes i portfel, a drobna nitka zaplątała się w jej palce. Odłożyła ją na miejsce i wystukała numer na jego ekranie podpisując go Esha. Wpisując go, mimowolnie wykwitł na jej twarzy uśmiech wywołany wspomnieniem, gdy pierwszy raz zapisywała mu swój numer w telefonie. Włączyła jeszcze przedni aparat, samej zaskakując się tym, jak pogodnie wyglądała jej buzia. Cyknęła fotkę, stwierdzając, że wygląda całkiem uroczo i dodała ją do kontaktu. Jak będzie chciał, to sobie kiedyś zmieni.
— Jestem! Przygotowałam Ci ręcznik, szczoteczkę i twój t-shirt. — Wyszła z łazienki, stając na chwilę pod ścianą i podciągając rękawy marynarki.
Opis przedmiotu: Przeczesanie nim włosów pozwala zmienić ich kolor na dowolny inny oraz poprawić ich stan i czystość. Po użyciu w wątku daje +10 do rzutów na Urok na czas trzech postów. Do użycia raz na wątek.
@Nakashima Yosuke