Duży salon zajmujący większość parteru. Centrum całego domu, w którym Itou najczęściej przebywa w czasie wolnym oraz gdzie przyjmuje gości. To otwarta przestrzeń, która płynnie łączy się z kuchnią, a skąd można też szybko przejść bezpośrednio do pracowni lub łazienki dla gości. Korytarzem w lewo można dojść do galerii, a schodami po prawej stronie wejść na piętro. Przestronny, przytulny i przepełniony jasnym światłem. Urządzony w drewnie i w dominującym zielonym kolorze — czy to jako farba na ścianie, czy to jako zieleń liści wystających z licznych doniczek. Dookoła wisi wiele własnoręcznie namalowanych obrazów, a na środku salonu na tatami stoi niziutka kanapa, stolik i wygodne poduszki do siedzenia.
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.
– Domyśliłem się i bez tego. Wypowiedziane na głos nadal brzmi… dziwnie. – Nie każdy od razu musiał być w związku, było przecież tylu singli na świecie. Co tam świecie – nawet ich kraj przeżywał istną plagę samotnych, choć głównie dotykało to osób dopiero wkraczających w dorosłość. Takich w ich wieku to było może ze trzydzieści procent, z czego mężczyzn dotykało to w większym stopniu. Ot, ponure statystyki, ale taką to mieli kulturę. Ludzie krzywo patrzyli, jeśli chodziło się gdzieś za rękę i publicznie okazywało jakieś uczucia, a w obecnych czasach łatwiej było żyć bez zobowiązań, bagażu w postaci drugiej połówki, wszyscy się spieszyli, pędzili w dzikim wyścigu szczurów, robili kariery i starali się być lepsi od innych kosztem swojego zdrowia oraz prywatnego czasu. – Przepraszam, nie chciałem… – Pochylił głowę niczym psiątko, które wiedziało, że zrobiło coś złego. Ale czego w sumie nie chciał? Zdenerwować jej, zmusić do wyznania, które może być dla niej w jakiś sposób bolesne? Może zabrzmiał jakby próbował ją wyśmiać za bycie panną pomimo lat z trójką z przodu, podczas gdy trójkę to ona powinna mieć dzieci w wieku szkolnym?
Na szczęście potencjalny konflikt przeniósł się na inne pole. Może to ona była epicentrum negatywnej energii zalęgającej się w domu i to ją powinien jeszcze porządnie okadzić dymem zanim rozchlapie swoje złe wibracje po wszystkich pokojach? Mógł też właściwie pomóc jej się wyładować, a jeśli zrobi to na nim – cóż, ryzyko zawodowe.
– No, no. Zielona wiosna, rosa, trawa, coś tam mgła, a potem czerwony kominek z ogniem, cegły i jakieś tam takie te. I o popiele coś było, ale myślałem, że to raczej moja paleta barw, a nie czerwień. – Słyszał całość. Chłonął dźwięk jej głosu jak gąbka, przenosząc się myślami w zupełnie inne rejony, kończąc wędrówkę tam, gdzie raczej nie powinien. Chciał ją teraz mocniej podpuścić, żeby się wyżyła, wymęczyła i żeby nie musiał zaraz ponawiać rytuału. Zmęczona miała też większą szansę na zaśnięcie, a jak się pośmieją z głupoty sytuacji, to może i koszmary ją puszczą na choć jedną noc. Tylko lekko złośliwy uśmieszek mógł zdradzić, że nie mówił serio, bo jeśli wyłapał część przekazu, to i reszta utkwiła mu w pamięci.
Osiągnął chyba swój cel, zaraz znowu będąc na kursie kolizyjnym z rzuconą poduszką. Uniósł tę, którą zapobiegawczo już wcześniej złapał w dłonie, odbijając nieco krzywo bardzo groźny, mogący mu wyrządzić trwałe szkody obiekt w kierunku podłogi za kanapą. Nie spodziewał się jednak podstępnego ataku z zaskoczenia, który trafił go w ten durny łeb, mierzwiąc mu włosy tak, że opadły na oczy, tworząc jej doskonałą okazję do kolejnego ciosu. Nie zamierzał jednak ustępować pola, co to, to nie! Kiedy uniosła ręce, pacnął ją swoją poduszką w bok, pochylając jednocześnie głowę w uniku. Oberwał przez to w łopatkę, ale to tylko powierzchowna rana, z którą dało się żyć. Chwilę później udało mu się wymanewrować cios rogiem w jej czoło, ale niestety kosztem wymierzonego ataku na brzuch. Nie mógł za bardzo wyginać się próbując w jakikolwiek sposób ochronić się przed jej zamachami – zbyt energiczne ruchy przypominały, że pierwotnie pojawił się tu w celu uniknięcia wizyty w szpitalu i opatrzenia cięć zadanych przez bliżej nieokreśloną istotę. Choć ból nie był intensywny, to jednak pojawiał się, swoimi igiełkami wbijając w skórę przemykając wzdłuż ciała. Alaesha z kolei potrafiła się wić jak ten węgorz, umykając w ostatniej chwili i kontratakując, kiedy wystawiał się na ciosy. Kilkukrotnie był zmuszony do uniesienia poduszki niczym obronnej tarczy, o którą z przypominającym szczęk miecza puff rozbijał się oręż przeciwniczki. W którymś momencie zaczął się po prostu śmiać, tak irracjonalny był to obraz. Dorośli, poważni ludzie proszę państwa. Toczący regularną wojnę poduszkową, okładający się nimi jakby jutra miało nie być.
Na dodatek Nakashima chyba zaczął przegrywać.
Wycofał się jeszcze trochę na siedzisku, zasypywany gradem kolejnych ciosów, zastanawiając się skąd w tej kruszynce tyle energii. Bardziej jednak zadziwiała go ta technika – jakby całkiem nieźle radziła sobie w walce, ćwicząc coś jeszcze oprócz poduszkitsu. Mogło to zawsze być złudzenie, bo z ich dwójki to ona nie musiała hamować swojej siły i wolno jej było wykonywać wszystkie dostępne chwyty. Może gdyby trafił ją w głowę z pełnią własnej energii to by jej nie znokautował, ale raczej mógłby na chwilę oszołomić, być może nawet boleśnie. Tu nie chodziło przecież tak naprawdę o jakąś wygraną (no, nie z jego strony), pokazanie kto jest lepszy, nie walczyli na śmierć i życie, a jego honor bardziej by ucierpiał, gdyby dążąc do zwycięstwa nabił jej szereg siniaków. O wiele mniejszy uszczerbek wiązał się z przegraną. Wszystko mogło się jeszcze skończyć remisem, choć nie omówili żadnych zasad punktacji i na koniec i tak zawsze mogło wyjść, że któraś strona poniosła porażkę.
Wycofując się do defensywy szukał luk i powtarzalności w jej ciosach. Wreszcie udało mu się dostrzec, z której strony mniej się broni, gdzie chwyt na poduszce jest mniej pewny. Kiedy uniosła ręce do następnego ataku z góry, mocno – i teraz już bez przesadnego powstrzymywania się – wyprowadził cios w jej broń, chcąc wytrącić poduszkę z jej rąk. Opadł już z sił na tyle, że i tak nie zrobiłby jej krzywdy, gdyby nie trafił, ale na szczęście dopiął swego… i nie dał rady utrzymać własnej poduszki, która wyśliznęła mu się z palców, odbijając od oparcia kanapy, a następnie lądując za nią, gdzieś obok wcześniejszej towarzyszki wyrzuconej na podłogę. Nakashima pozbawiony ciężaru utrzymującego jaki taki balans niestabilnej pozycji poczuł, że przechyla się do przodu. Był za wolny na pokonanie siły grawitacji, wpadając na Eshę, swoim pędem przewracając ją na plecy na siedzisko. Klęcząc nad nią okrakiem przytrzymywał jej nieświadomy nadgarstki, śmiejąc się jeszcze chwilę, ale ostatecznie przestał, oddychając po prostu dość ciężko przez lekko rozchylone wargi, pochylony niebezpiecznie blisko nad jej twarzą. Dała mu porządny wycisk i przyznałby się bez większego bicia, że tę bitwę wygrała.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha and Naiya Kō szaleją za tym postem.
— No, już tak nie patrz. Nie gniewam się.
— Osz Ty draniu! — Jak mógł tak bardzo obśmiać jej opowieść? Mimo to szelma całkiem trafnie przedstawił następujące po sobie elementy wypowiedzi, to coś chyba z tego zapamiętał. Niemniej, nie miało to w tym momencie najmniejszego znaczenia, bo pomógł jej podjąć decyzję. Ta zniewaga walnięcia poduszką wymaga! Postanowiła zostać na kanapie i okładać go tak długo, aż się nie podda.
Wpierw uderzała z zapałem, byle mocniej, byle upuścić nieco pary. Najbardziej była dumna z uderzenia, które potem otworzyło przed nią możliwość kolejnego ataku. Gdyby była to walka na szpady, to z pewnością otrzymałaby za to punkty. Starała się jednak okładać go wszędzie indziej niż tam, gdzie znajdował się opatrunek. Z tego względu ciosy spadały w większości gradem na ramiona i głowę. Niemniej żołnierz szybko uczył się unikania jej ruchów, odwijając się w odwecie kilkoma trafieniami. Jedno z nich nawet zmierzwiło jej włosy, które musiała gwałtownym ruchem głowy strącić z twarzy, aby nie stracić swojego śmiertelnego-poduszko-wroga z oczu. Koszulka, wcześniej wetknięta za pasek luźnych jeansów, podsunęła się ku górze, podczas gdy jedno z ramiączek spadło z ramienia. Zaangażowała się w bitwę całą sobą. Nie dawała za wygraną i było to widać.
Gdy po paru uderzeniach zaczęła opadać z sił, postawiła na zagrania taktyczne. W końcu liczyła się wygrana, a nie jakieś półśrodki, prawda? Jej zależało na zwycięstwie. Zaczęła uderzać rzadziej, a w bardziej strategiczne punkty, licząc na to, że Nakashima już niedługo ogłosi kapitulację. Ten jednak patrzył na nią z jakimś niedowierzaniem, zwinnie cofając się, unikając i przede wszystkim bezczelnie się śmiejąc. Sięgnęła po inną, leżącą obok puchatą poduszeczkę, rzucając mu nią w twarz, mając nadzieję, że zmaże mu z buzi ten niecny uśmiech. Jakież jednak było jej zdziwienie, gdy efekt okazał się zgoła odmienny. Zaczął śmiać się jeszcze mocniej. Cholera, najwyraźniej była to minipoduszka rozweselająca...
— Nie śmiej się! To walka na poważnie! — Rzuciła w ferworze, jednak sama zaczęła się śmiać. O rany, w sumie dzisiaj pierwszy raz usłyszała jego śmiech — taki lekki i szczery. Chciała więcej. Poddanie się nie wchodziło w grę ani nawet nie leżało w naturze Itou. Tym samym, pomimo postępującego zmęczenia, wystosowała kilka kolejnych pchnięć ostrymi frędzlami, które nieoczekiwanie sparował aksamitną tarczą. Niemniej właśnie dzięki temu zajęła lepszą pozycję — przejęła większość terytorium, zmuszając powoli przeciwnika do wystawienia białej poszewki w akcie poddania. Za moment powinno się udać, brakowało już tylko jakiegoś jednego, decydującego ciosu... Uniosła ręce ku górze z zamiarem strzelenia go przez głowę, gdy ten jakby postawił wszystko na jedną kartę, uderzając swoim puchatym orężem o jej puszyste ostrze.
— Nie...! — Jęknęła żałośnie, odwracając się za swoim upadającym, mięciutkim rapierem, nie spodziewając się jednak, że tuż obok znajdzie się też i jego poduszkowy sztylet. W pierwszym odruchu chciała jeszcze odsunąć się od niego, znaleźć nową poduszkę obronną, co musiał jednak zrozumieć jako chęć zamachnięcia się na niego dłońmi. Chyba właśnie dlatego palce Yosuke oplotły nadgarstki Alaeshy, a przy okazji utraty równowagi przygwoździł do kanapy nie tylką ją, ale i leżące pod nimi rozrzucone poduchy. Wpierw jednak śmiali się oboje, głośno i wyraźnie.
Oddychała zdecydowanie szybciej i mocniej od niego, a z każdą porcją złapanego powietrza klatka piersiowa intensywnie unosiła się i opadała w dół. Naprawdę się zmęczyła, chociaż dawał jej fory — wiedziała o tym. Szło jej naprawdę dobrze i patrząc na to, że nie potrafił wymierzyć jej żadnego silniejszego ciosu, to miała nad nim niewątpliwą przewagę.
— Nie wierzę, chcę rewanżu! — Dopiero wtedy, gdy lekko szarpnęła się pod nim, zdała sobie sprawę ze swojego położenia. Całkiem miłego.
Zdawało się, że wygrał tę bitwę, ale czy na pewno?
A przede wszystkim — czy o coś jeszcze w ogóle walczyli?
Wciąż z uśmiechem spojrzała mu w oczy, akurat gdy wyraz jego twarzy nabierał innego znaczenia. Usta miał rozchylone i oddychał ciężej, zapierając się o jej ręce. Nisko nad jej twarzą. Hałas, który jeszcze przed chwilą panował między nimi, zawisł w powietrzu, a potem rozpłynął się pomiędzy oddechami. Wtedy w domku, gdy również zostali całkiem sami, zdawało się jej, że to huk burzy odbiera im jasność myślenia, a zgiełk panujący tuż za drewnianymi ściankami był dostatecznym usprawiedliwieniem wszystkiego. Teraz byli sami w cichości jej domu, bez żadnej wymówki dla tego, co wisiało pomiędzy ich dwójką.
Koniuszkami palców przytrzymała jego dłonie. Było to ledwie muśnięcie w porównaniu do chwytu dużo silniejszych dłoni na jej nadgarstkach. Może mimo wszystko tak niewiele wystarczy, żeby został? Nie chciała, żeby się odsuwał.
Trwali tak chwilę w bezruchu. Mogła wyrwać się z uścisku i przeprowadzić kontratak. Mogła go ponownie rozbawić, aby usłyszeć jeszcze raz jego śmiech. Mogła też go onieśmielić, rzucić jakąś dwuznacznością.
Ale po co?
Cierpliwość nigdy nie była jej mocną stroną.
Choć oddech niemal wrócił do normy, to serce zaczęło wystukiwać jakiś niemożliwy rytm. Jakim cudem jeszcze w ogóle żyła przy tak prędkich i zdawałoby się nieregularnych uderzeniach? Było jej ciepło, nie wiedziała jednak czy w wyniku wysiłku, czy może wspinającego się od dekoltu po policzki rumieńca. Albo bliskości ciała Yosuke, który oplatał nie tylko jej dłonie, ale też biodra.
Pomimo upływu czasu wciąż doskonale im się rozmawiało.
Droczyli się tak, jakby widzieli się ledwie wczoraj.
W dalszym ciągu się o siebie troszczyli.
Nadal ją rozśmieszał.
Czy był sens na cokolwiek czekać?
Już kiedyś pozwoliła mu odejść, jak mogłaby to powtórzyć?
Szkoda czasu.
Jego twarz znajdowała się blisko, wystarczyło więc, żeby tylko odrobinę uniosła głowę, by sięgnąć wyżej. Czarne kosmyki załaskotały ją w nos, a rozgrzana skóra Yosuke pachniała niczym wieczniezielona sosna przełamana czymś słodkim, jak lawenda, i miękkim, jak płatek róży. Jego zapach był otumaniający — niczym lepka żywica, w której równie dobrze mogłaby się zatopić, uwieczniając ten moment w bursztynie. Dotarła do płatka jego ucha, mówiąc na granicy szeptu, po cichu, ze szczyptą nostalgii, jednak wciąż z nutą czegoś wesołego w głosie.
— Tęskniłam za Tobą, wiesz? — Złożyła lekki pocałunek na granicy szczęki i policzka, po czym bardzo, bardzo powoli zaznaczyła oddechem ścieżkę powrotną. Najwyraźniej wcześniejsza walka nie przyniosła aż tak zbawiennego wpływu na jej emocje. Może rzeczywiście należałoby ją porządnie okadzić dymem i przywrócić do porządku? Wygnać demona spod skóry? Cóż za niedopatrzenie Pana Dowódcy Egzorcysty.
No bo jak teraz miała się powstrzymać?
Dotarła do kącika ust, muskając go własnymi i zahaczając odrobinę bardziej o jego dolną wargę. Odsunęła się i opadła z powrotem na leżącą pod nią poduszkę. Jej usta pozostały uchylone i patrzyła: w oczekiwaniu, z pytaniem, z niemą zachętą do kontynuacji.
@Nakashima Yosuke
Nakashima Yosuke, Naiya Kō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Nie potrafił się nie śmiać, co stanowiło zjawisko tym dziwniejsze, że na ogół było na odwrót – nie umiał choćby zachichotać albo prychnąć z rozbawienia tak, żeby zabrzmieć szczerze. Absurd sytuacji i napływające wspomnienia o beztroskim życiu były zbyt mocne, żeby się powstrzymać. A jeszcze jak „denerwował” ją brakiem powagi w tym jakże poważnym starciu, to tym bardziej oddalał się od potencjalnego uspokojenia.
Był przyzwyczajony do wysiłku, ale nadal dała mu wycisk. Ostatnio spał niewiele, bardziej drzemkami niż pełnoprawnymi sesjami w wygodnych warunkach, budził się w niezbyt przyjemnych okolicznościach, będąc już dzisiaj po całym dniu pracy, który robił po pełnej nocce. Zanim z kolei odbębni nadgodzinowo nocny patrol, był ledwie kilka godzin w domu po poprzednim przepracowanym dniu. Więcej żył więc w garnizonie i na ulicach niż we własnym mieszkaniu, nawet prysznic po nocy biorąc w koszarach. Pewnie gdyby nie spotkał Alaeshy, ogarnąłby się na szybko w domu, sprawdził czy siostra dalej żyje i ruszył dalej wyrabiać maraton w robocie. Skoro i tak nie mógł spać to przynajmniej mógł zarabiać. A to, że nawet jemu powoli psuła się koordynacja ruchowa, zdolności utrzymywania skupienia, instynkt samozachowawczy naprzemiennie słabł lub wywoływał nadmiar sygnałów, zmuszając do podejrzliwości wobec nawet najniewinniejszych ludzkich zamiarów, to już inna para sandałów.
– Zajedziesz mnie, kobieto – odpowiedział na jej oświadczenie o chęci rewanżu. Powoli uspokajał przyspieszony oddech, ale zmęczenie pozostawało na swoim miejscu. Baterie Nakashimy były na wyczerpaniu, choć był to póki co poziom pierwszego systemowego ostrzeżenia. Bywało już znacznie gorzej, gdzie żył na rezerwach dostarczanych z zasilania energią słoneczną, podczas gdy licznik nieprzespanych z rzędu godzin wynosił ponad pięćdziesiąt.
Dopiero czując dotyk jej palców na własnych dłoniach zauważył, w jaki sposób ją trzyma. Jak kogoś rozbrojonego, którego normalnie mógłby zaraz obrócić twarzą do ziemi i skuć kajdankami tak, by nie stanowił już zagrożenia, żeby dało się go wpakować do radiowozu i odwieźć do aresztu. Zaczęło do niego docierać, że gdyby nie mało stabilne podłoże i to, że padł na nie dopiero przed chwilą, to może odruchowo potraktowałby ją kolanem, przyszpilając jeszcze bardziej. Przede wszystkim dotarło do niego, w jakiej tak naprawdę jest pozycji. I że boleśnie dawno nie leżała tak pod nim żadna kobieta, która nie chciała go zabić.
Powinien się odsunąć, pomóc jej usiąść i uprzątnąć rozrzucone wszędzie poduszki. Poprawić roztrzepane, naelektryzowane włosy – choć w tej kwestii to i tak ona miała gorzej. Jej ciemne pasma rozsypywały się trochę potargane wokół głowy, tworząc osobliwą aureolę. Zanim jednak podjął decyzję, zmuszając się do zwrócenia wolności jej przestrzeni osobistej, uniosła głowę, drażniąc ucho ciepłym oddechem. Przebiegł go dreszcz. Przyjemny, dawno zapomniany. Przymknął powieki na sekundę, dwie. Znowu musiał rozegrać walkę, tym razem z samym sobą. Ulec pokusie, pozwolić działać instynktom, wierzyć w to, że ma jeszcze wystarczająco dużo sił, które mógłby jej poświęcić? Wykonała ruch jako pierwsza i teraz najwyraźniej oczekiwała jakiejś reakcji, z którą nie powinien długo zwlekać. Powstrzymanie się, opanowanie i niedokarmianie tego małego demoniątka mogło nie skończyć się za dobrze. Byłoby to jawne odtrącenie, za które mogłaby się obrazić albo poczuć źle. Nawet, gdyby wymówką było zmęczenie. Ale czy chciał się powstrzymywać? Tak naprawdę, z ręką na sercu?
Otworzył oczy akurat, kiedy znów opadła na kanapę, patrząc na niego pytająco. Zabrał jedną dłoń z jej nadgarstka, opierając ją o siedzisko dla lepszej stabilności i żeby nie opierać sporej części ciężaru ciała na jej rękach. Palce drugiej z kolei podpełzły wyżej, splatając się z palcami Itou. Stój, Nakashima, mówił jeden z głosów. Nie rób jej tego. Ani sobie. Czy nie pogodził się dopiero co z samotnym losem? Znowu chciał przeżywać odtrącenie? Właściwie Alaesha zdawała się być teraz bardzo, bardzo daleka od odtrącania, ale… nie wiedziała nic o tym, jaki był teraz. Niebezpieczny dla bliskich, nie znała historii związanej z jego bratem. Nie wiedziała, że pod mundurem krył się szereg paskudnych blizn. Że każdego dnia mógł zginąć lub zaginąć. Że zabijał ludzi, zarówno żywych jak i martwych – tych, których już za ludzi nie uznawał. I przez to, że nie byli dla niego ludźmi, robił to bez zawahania, bez wyrzutów sumienia, bez choćby lekkiego drgnięcia powieki czy dłoni. Nie byłaby tak chętna, gdyby wiedziała wszystko. Wiele jej dzisiejszego wieczoru powiedział, ale nic naprawdę ważnego, nic odstraszającego, wywołującego lęk. Wystraszyła się tylko broni, którą nosił ze sobą codziennie, którą oddał jej, żeby nie musiała się martwić nią aż do rana. Komu sprawiłby większy zawód, gdyby teraz nie wyhamował, a potem wszystkiego by się dowiedziała? Podobno nie byłaby zainteresowana związkiem z przestępcą. Czy można było takim mianem określić człowieka, który wymazywał czyjąś egzystencję bez skrupułów, bo poniekąd był wyjęty spoza ram prawa? Dla egzorcystów cały czas trwała wojna, a na wojnie giną również cywile. Nie trzeba by było wielkich kłamstw i tuszowania sprawy, gdyby jego ofiarą padł ktoś niewinny. Wyłącznie kwestią jego sumienia byłoby przyznanie się do winy i przyjęcie odpowiedzialności. Była jednak ta chłodna kalkulacja, według której nie opłacałoby się uszczuplać liczebności i tak niewielkiej jednostki w imię odpokutowania i życia w zgodzie ze swoją moralnością. Nie lepiej byłoby sprawić jej zawód teraz niż doprowadzić, żeby później żałowała? Bo wychodziło na to, że Tsunami bywali zbrodniarzami wojennymi, a historia pokazywała, że ich kraj produkował tych najlepszych.
Pochylił się łącząc ich wargi w dłuższym, acz spokojnym pocałunku. Dzisiaj mógł być jeszcze dawnym sobą albo chociaż echem tej odległej wersji. Chrzanić podszepty i zdrowy rozsądek. Czekał przeszło dziesięć lat na to, żeby rozwiązać kwestie zaczęte w domku na drzewie, na sequel z prawdziwego zdarzenia. Jeśli będzie trzeba, wszystko powie jej później, zrobi pełną spowiedź ze szczegółami. Sama uzna czy go znienawidzi i dzięki temu będą cierpieć wspólnie, czy zrozumie i wybaczy choć w niewielkim stopniu. Jak na razie pozwalał sobie na chwilę zapomnienia, na odrobinę czegoś miłego w tym podłym życiu.
Odsunął głowę tylko po to, żeby z lekkim westchnięciem przysunąć nos do zagłębienia tuż nad jej obojczykiem i powoli przejechać w górę, wdychając jej zapach, delikatnie muskając jej skórę własną. Dotarł aż do ucha, którego płatek łagodnie skubnął wargami.
– Zbyt długo trwała ta przerwa – szepnął, co można było odebrać jako odwzajemniony wyraz tęsknoty. Złożył kilka pocałunków na jej szyi, łagodnych jak dotyk motylich skrzydeł. Zszedł tak w dół, do ramienia, z którego w trakcie walki zdezerterowało ramiączko podkoszulka. Tam również zostawił parę całusów i odsunął głowę. Właściwie odsunął się cały, wycofując na swoją przegraną stronę kanapy i siadając. Patrzył na nią z góry, z ukosa, lekko przymrużając dwubarwne ślepia. Uśmiechnął się szelmowsko. Jeśli chcesz więcej, musisz sobie wziąć, zdawał się brzmieć przekaz.
@Itou Alaesha
Naiya Kō ubóstwia ten post.
Co z tego, że była w absolutnie nieodpowiedniej pozycji do tego, by się odgryzać i prowokować? Gdyby naprawdę chciał ją przytrzymać, to nie miałaby szans, żeby się wywinąć. Chyba że dawałby jej fory, tak jak wcześniej. Tymczasem Alaesha forów wcale nie lubiła, bo wolała być traktowana serio, na równi. Nawet jeśli jej przegrana hipotetycznie była przesądzona. Zdecydowanie też wolała, aby pozwalano podejmować jej własne decyzje i swoje oceny — nawet gdy lepszą opcją miałaby wydawać się kapitulacja dla ogólnego dobra.
Aczkolwiek czy w pozycji, w jakiej znajdowała się akurat teraz, mogłaby w ogóle uważać się za przegraną? Całkiem przypadkiem, ale jednak dopięła swego, doprowadzając do sytuacji, w której czuła się dobrze i najzupełniej na swoim miejscu — tuż pod nim. Choć może wciąż nie czuła się w pełni komfortowo — ciało opanowywał raz po raz dreszcz powodowany nie tylko bliskością Yosuke, ale też strachem, że zaraz zabraknie go obok. Że to tylko ulotna chwila, która zaraz się skończy, a jej ponownie nie uda się go zatrzymać. Na szczęście, przynajmniej na razie, delikatny chwyt samymi koniuszkami palców był wystarczająco silnym powodem, aby zostać przy niej na dłużej. Nie miało to jednak starczyć kobiecie na długo — Alaesha była na tyle zachłanna, że chciała go całego dla siebie.
Zmęczenie całego dnia zupełnie gdzieś wyparowało, mając dać znać o sobie zdecydowanie później. Krew pompowana w zadziwiającym tempie uderzała do głowy niczym czerwone i słodkie wino, które pili razem w domku na drzewie. A teraz nawet niczego nie pili — sama bliskość jej żołnierza była odurzająca.
Na dodatek z nikim od tak dawno nie była. W żaden sposób. W tym momencie nawet nie była w stanie przypomnieć sobie żadnego ze swoich miłosnych uniesień. Według subiektywnego odczucia Itou było to irracjonalnie dawno — już przynajmniej ponad rok, gdy do jej sypialni, salonu, łazienki, kuchni ani nawet przedpokoju nie trafił absolutnie nikt. Po zostaniu senkenshą miała inne zmartwienia, a sferę cielesności odsunęła na drugi, trzeci, a może nawet czwarty plan. Przeżycia związane z nieznanym jej światem, płataniem niezbyt przyjemnych niespodzianek przez nieznane jej byty, a na domiar tego synestezja, która choć mogła zdawać się darem dla malarki, to wpierw stanowiła ciężar, z którym musiała nauczyć się żyć. W nowej rzeczywistości najzwyczajniej nie było dla tego specjalnie miejsca — nie wspominając o braku odpowiedniej osoby. W tym momencie odnalazło się odpowiednie miejsce, czas, a nawet człowiek, za którym od tak dawna tęskniła. Tym samym wszystko co było wcześniej właśnie zbladło w wyniku samej obecności Yosuke. Jeszcze nic nie zdążyło się między nimi prawdziwie zadziać, a już wiedziała, że było to lepsze niż cokolwiek, co spotkało ją w ciągu kilku lat.
Kiedy ostatnio miała z kimkolwiek taką chemię? Czy to możliwe, żeby uczucie, które wykiełkowało w niej w czasie, gdy była jeszcze nastolatką, wciąż było żywe, a na dodatek mogło teraz rozkwitnąć? Nagle splecione palce wskazywały na to, że tak.
Yosuke przymknął oczy i pozwolił jej na to, co robiła. Jednak moment nim je otworzył i podjął decyzję, zdawał się trwać całą wieczność.
Przesadziła?
Nie powinna?
Za bardzo się pospieszyła?
Odtrąci ją?
Przywróci do porządku?
Dziesiątki myśli zdążyły przewinąć się w głowie Itou, nim ten nachylił się i odwzajemnił pocałunek.
Na reszcie.
Ile można było czekać? Czy ponad dekada to nie wystarczająco dużo, żeby jeszcze teraz ją zwodził? Usta Yosuke były miękkie, ciepłe i czułe. Były jak przywitanie po długiej rozłące, a sam pocałunek stanowił niezaprzeczalne potwierdzenie, że nie tylko ona za nim tęskniła.
— Zdecydowanie za długo... — Uwolnioną dłoń wsunęła na tył głowy między krótkie włosy, przytrzymując ją, gdy raz po raz składał pocałunki na jej szyi i wzdłuż obojczyka. Z gardła artystki wyrwało się westchnienie, które jednak w ciszy przygaszonego światła i przeskakującego lekko płomyka świecy zdawało się aż nazbyt głośnym dowodem na to, że było jej przyjemnie.
Zakończył jednak pieszczotę zbyt prędko.
Odsunął głowę, a potem powoli wstał i usiadł obok.
Nie, nie, nie... Gdzie idziesz? Zostaw te cholerne poduszki; nawet nie próbuj się ode mnie odsuwać; nie śmiej pomagać mi wstać i udawać, po poprawieniu włosów, że nic się nie wydarzyło! Powietrze dookoła stało się okropnie chłodne, a pustka, która nastała, była wręcz nie do zniesienia. Przez moment myślała, że zrobiła coś nie tak, że to by było na tyle. Dźwignęła ciało na łokcie, z wciąż zmierzwionymi włosami i opuszczonym ramiączkiem, czego wcale nie miała zamiaru zmieniać. Spojrzała na niego z pytaniem w oczach. Nie dostrzegła jednak niczego niepokojącego. Droczył się z nią. Podpuszczał. Och, co to, to nie. Kochany, nie możesz mnie całować, a potem się odsuwać. Tak ze mną pogrywasz? Dobrze.
— Naprawdę myślisz, że mi to wystarczy? — Żeby wiedział, że weźmie sobie to, czego chce.
Opuściła nogi poza kanapę. Następnie wstała i powoli, robiąc dwa niewielkie kroki w jego kierunku, stanęła tuż przed nim. Nie spiesząc się wsunęła jedno kolano obok biodra Nakashimy, a w chwilę potem drugie. Usiadła i rozgościła się na jego kolanach, w międzyczasie zaczesując palcami włosy do tyłu. Położyła mu jedną rękę na ramieniu, a drugą na szyi i żuchwie, zahaczając kciukiem o dolną wargę. Teraz to ona patrzyła na niego z góry. Nachyliła się nad jego twarzą, wpatrując się w te najwyraźniej zadowolone z siebie oczy.
— Tak bardzo chciałeś zobaczyć, czy chcę więcej? — Przejechała kciukiem wzdłuż jego ust. Nie była już tą samą nastolatką, którą tak łatwo było zawstydzić i spłoszyć. Którą mógł tak bezkarnie całować w przemoczonych ubraniach. Powinien wiedzieć, że w łóżku już wcale taka słodka nie była. Przynajmniej nie zawsze.
— Jestem. I co teraz?
@Nakashima Yosuke
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.
Długo nie potrafił wyrzucić jej z myśli, nawet po tym, kiedy całkowicie stracili kontakt. Snuła się po wspomnieniach niczym cień, a powracanie do minionych czasów sprawiało zbyt duży ból. Przestał więc w końcu myśleć o miłych chwilach, spacerach, momentach, które mogłyby do złudzenia przypominać randki, gdyby myśleli o sobie w kategorii pary. O niej. Poznawał inne dziewczyny, miewał jednorazowe przygody, przez dłuższy czas nie chcąc się z nikim wiązać w obawie przed powtórzeniem historii. Aż poznał taką, która zawróciła mu w głowie i wydawała się być całkiem dobrym materiałem na przyszłą żonę. Póki nie zdziwaczał po porwaniu, przestając najwyraźniej spełniać jakieś jej oczekiwania i go zostawiła. Tyle dobrego, że nie zdążył jej się oświadczyć, co planował uczynić w grudniu, ale na początku miesiąca „szczęśliwie” uchronili go od tego porywacze. Rozstanie odchorowywał kolejny rok, powoli pozbywając się resztek odczuwanych emocji.
Ten stan rzeczy utrzymywał się kolejne siedem lat. Momentami stawał się nawet obiektem żartów, że może tak naprawdę woli panów, zwłaszcza kiedy pozbawiony jakiegokolwiek poczucia humoru pozbywał się przyklejonego w ramach hecy plakatu z roznegliżowaną modelką, znajomi podsyłali mu kobiety ubrane raczej mniej niż bardziej, próbując sprawić, żeby nie patrzył chłodno rozmówczyniom w oczy, a może dla odmiany zerknąłby gdzie indziej, starali się wkręcać go w randki, które przynosiły tylko zawód pranksterom i rozczarowanie damom. W końcu czystym przypadkiem znowu jakaś dziewczyna poruszyła jego serce, być może za bardzo w pewnych aspektach kojarząc mu się z Eshą, może po prostu urzekając swoją delikatnością. Ale na tyle się z niczym nie spieszył, że na randkę z prawdziwego zdarzenia zaprosił ją dopiero po niemal roku znajomości, wybierając z premedytacją konkretną datę. Taką, która w ich kulturze niosła ze sobą dość jasny przekaz. Wykręcenie się od spotkania było dla niego dość jednoznacznym sygnałem, ale przynajmniej tym razem nie odchorowywał tak długo. Zauroczenie minęło dość szybko, kiedy powrócił do codzienności, do izolowania się od emocji, do pracy nawet w czasie wolnym, byle tylko zajmować czymś i siebie i myśli.
Nagle, cztery miesiące po tym, pojawia się ONA. Cała na szaro i czarno, nadal martwiąca się o niego, nadal słodka, ale nie do przesady, nadal wywołująca w nim falę pozytywnych wspomnień oraz uczuć, od których odciął się sam na spółkę z ogólnymi efektami, które objęły go po zostaniu medium. Dalej cudowna, dalej piękna, dalej z tym idealnym charakterem. Chętna do zabaw, nie tylko w wojnę na poduszki. I wolna. To aż prosiło się o szukanie podstępu, węszenie jakiejś iluzji. Być może zaraz na skraju świadomości pojawi się dźwięk budzika, wszystko, co widział, zmieni się w czerń, w której jarzyły się przeraźliwe ślepia, odległe światło błyśnie na długich szponach, szyderczy, wzbudzający wątpliwości śmiech zagości w uszach i obudzi się. Ale nawet jeśli był to podstęp demonów, chciał w to brnąć. Napawać się tą chwilą póki mógł, póki trwała, zanim znowu jej zabraknie. Przynajmniej po przebudzeniu wiedziałby, że nie jest z nim aż tak beznadziejnie. Że może wcale nie uciekał od uczuć, a po prostu nadal na dnie serca trzymał pudełeczko z tymi, które pojawiły się przy Eshy.
Miał ochotę to przeciągać, droczyć się z nią. Rozbudzić w niej jeszcze więcej chęci, ale jednocześnie nie chciał przesadzać, żeby nie odebrała tego jako wycofywania się. Chyba zresztą sam nie wytrzymałby tak długiego odbiegania od tematu. Był za bardzo stęskniony za jej ciepłem, dotykiem, zapachem. Kiedy tylko wsunęła się na jego kolana, objął ją jedną ręką, drugą dłoń kładąc na jej udzie. Przechylił nieznacznie głowę patrząc w górę na jej twarz. Proszę, jak posłusznie przyszła – nie trzeba było nawet wydawać rozkazu. Na moment lekko złapał zębami kciuk oparty o jego wargi, spoglądając nieco groźnie. Mógł ugryźć.
– Nie wiem czy nie muszę zakończyć twojej służby, rekrutko – wymruczał opierając policzek o jej klatkę piersiową. W panującej w domu ciszy mógł dosłyszeć bicie jej serca – silne, przyjemne. – Regulamin zabrania romansów z podwładnymi. A w Tsunami nie mamy działu kadr, który mógłby rozwiązać tę kwestię. – Nosem niemalże zanurkował w dekolcie wystawionym na ten atak, ale wspiął się wyżej, znów obcałowując drogę do jej szyi. Dłoń powoli przesunęła się po jej nodze – zaczynając od kolana, przemieszczając się po udzie i wracając do punktu wyjściowego. Po kilku łagodnych pocałunkach zostawionych na delikatnej skórze, nagle ugryzł ją w dość wyeksponowane za sprawą zaczesania włosów miejsce. Jak na razie atak przypuszczony został tam, gdzie jej śliczna, smukła szyja łączyła się z ramieniem. Nie robił tego mocno, nie chciał jej w końcu zranić czy zostawić trwałych śladów, ale wystarczająco, żeby poczuła. Demon, który ją opętał, najwyraźniej z chęcią wybudzał jakieś uśpione zwierzę, które nie brało jeńców.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
W końcu byli dorośli, prawda?
Nie było nad nimi rodziców, obowiązków, ani nawet hamującej działania wstydliwości, bo i niektóre karty odkryli przed sobą już lata temu. W tym momencie aby się zatrzymać musieliby sami narzucić sobie ograniczenia, jednak nie zanosiło się na to. Nakashima był nawet gotowy zakończyć jej szkolenie na rekrutkę, byle najwyraźniej nic nie stanowiło przeszkody na drodze tego, co już zdawało się nieuniknione.
Czego nie mogła się doczekać.
Mimo tego i wrodzonej niecierpliwości Alaeshy — w takich momentach była w stanie odrobinę przedłużyć chwilę oczekiwania. Każdy moment, gdy odkładali główne danie na później, sprawi że będzie jej ono później jeszcze bardziej smakować. Przejechała więc kciukiem po ustach Yosuke, wpatrując się w nie intensywnie, ale póki co jeszcze odmawiając sobie przyjemności z pocałowania go. Na razie wciąż rozmawiali, a nie wypadało mówić z pełnymi ustami. Nieoczekiwanie przygryzł jej palec, na co ręka odruchowo się odsunęła. Jednak już po chwili uśmiechnęła się szeroko na tę reakcję żołnierza, rzucając spojrzenie spod rzęs. Proszę, możesz gryźć — nie miała wobec tego żadnych obiekcji. Niekoniecznie spodziewała się tego po tym uroczym pocałunku, który złożyli sobie na ustach ledwie chwilę temu, jeszcze nie uspokoiwszy oddechu po beztroskiej walce na poduszki. Buziaku przynoszącym w pamięci smak leśnych owoców. Grzeczny.
Intrygująco było oglądać objawiające się przed nią raz po raz różnice w tym, jaki był kiedyś, a jak zachowywał się obecnie. Yosuke jednocześnie był dla Alaeshy przyjemnie znajomy i bliski sercu, przez co lgnęła do niego, bazując na barwnej kanwie wspólnej przeszłości. Z drugiej strony było w nim coś zupełnie nowego i świeżego dla zmysłów. Chłopięcy urok zastąpiło coś męskiego, z czym jeszcze nie zdążyła się zapoznać. Igrała z nim, mając jednak teraz poczucie, że może być to ryzykowne — co tym bardziej pchało ją do działania i dalszego przesuwania niewidzialnej linii przyzwoitości. Spojrzenie, które kiedyś błyskało wesołymi i zaczepnymi ognikami, w tym momencie było naznaczone wyzywającym chłodem, który właśnie rozpalał ją do białości.
Czuła jak wodzi dłonią po jej udzie, co było o tyle przyjemne, co niemożliwie bolesne, że skórę i palce dzielił materiał spodni. Tymczasem dłoń, którą odjęła od jego warg, postanowiła wykorzystać w inny sposób — wpierw podwijając ku górze materiał bluzki tam, gdzie ją objął, aby już nie musiał tego robić przez kolejną warstwę bawełny. Następnie odłożyła ją na mundurze, zahaczając o kołnierz, pamiętając przy tym, że nie miał niczego więcej pod spodem. Sam ten fakt sprawiał, że miała ochotę uchylić rąbka tajemnicy, którego jej wcześniej odmówił pokazać. Choć w tym momencie nie była akurat aż tak bardzo zainteresowana opatrunkiem. O dziwo inne rzeczy zaprzątały jej teraz głowę. Na przykład policzek i usta znajdujące się niestety tylko tuż nad jej dekoltem. Gdy przyłożył skórę do skóry, poczuła jeszcze dosadniej własne tętno. Musiał już wiedzieć jak dalece robi na niej wrażenie swoją obecnością. Speszyło ją to trochę, ale tylko trochę — powodując większy rumieniec na twarzy, ale nie hamując niczego w zachowaniu kobiety. Pocałunki składane na szyi, jednym z najczulszych miejsc na ciele Itou, rozpraszały i nie pomagały w zebraniu myśli, które uformowałyby sensowną odpowiedź na zaczepne słowa Nakashimy. Przez pierwsze sekundy tylko przymknęła oczy i oddychała ciężej przez uchylone usta. Niegrzecznie by było jednak nie odpowiedzieć, szczególnie że najwyraźniej właśnie znalazła się na dywaniku u przełożonego.
— Już? Moje szkolenie ledwie się zaczęło. Skoro nie ma odpowiedniego działu, to chyba trudno wymierzyć karę za niesubordynację, hmmm? — Przeciągnęła ostatni dźwięk, bo i wcale nie mówiło jej się z tak lekko, gdy musiała łapać oddech od jednoczesnego zgarniania wrażeń z pocałunków i dłoni powoli zadomawiających się na jej ciele. Poza tym że było jej dobrze i na dodatek coraz to milej, to nie wiedziała, już co dokładnie odczuwa. Synestezja wysyłała do niej ogrom sygnałów, mieszając już każdy zmysł ze sobą. Jakby system doznał chwilowego zwarcia, gdzie wszystkie urządzenia są wyłączone, ale intensywnie migoczą ostrzegawczymi lampkami. Jeszcze nie miała okazji przetestować swoich poplątanych zmysłów w tego typu sytuacji. Dotychczas nawet nie pomyślała o tym, że może mieć ona wpływ na jej wrażenia z tej sfery życia. Śmiałkowie do testów updgadowanego systemu pokazywali się na horyzoncie, ale z niczyjej pomocy nie skorzystała. W tym momencie cieszyła się, że nie zaplątała się z nikim przypadkowym w pościeli. Najwyraźniej warto było czekać ten rok na spotkanie konkretnie z Yosuke. Przysunęła się bliżej, aby również móc sięgnąć ustami do jego szyi, składając drobne pocałunki pomiędzy tymi, którymi on sam ją obdarowywał. Obie dłonie powędrowały natomiast ku rzędowi guzików, które systematycznie, jeden po drugim zaczęła rozpinać. Chyba w tym momencie co najmniej za oknem musiałaby uderzyć bomba, żeby coś miało ją przed tym powstrzymać.
— Złożyłeś już broń, więc jesteś po pracy. Teraz jesteśmy w cywilu, to już chyba możemy, co? Dowódco Nakashima? — Tsunami? Czyżby tak nazywał się jego oddział? Alaesha nie dysponowała wiedzą na temat wojska ani jego zwyczajów — tego powinna się dopiero nauczyć jako rekrutka, prawda? Niemniej nazwa ta była dostojna i niebezpieczna — jak gigantyczne fale zmywające wszystko z powierzchni ziemi. Tymczasem głowę zaprzątał jej teraz sam dowódca tegoż oddziału, w obliczu czego nazewnictwo schodziło na dalszy plan. Może powinna odpuścić sobie ten dirty talk, ugryźć się w język? W końcu byli bliskimi przyjaciółmi z nastoletnich lat i nigdy nie miał okazji jej takiej poznać. Nie miał przede wszystkim dlatego, że jeszcze wtedy taką nie była. Nie, żeby już wtedy kosmatość myśli nie drążyła dziewczęcego umysłu — po prostu pozwalała sobie wymówić na głos może około dziesięciu procent z nich. Mimo wszystko, po dzisiejszej sesji droczenia się ze sobą, miała wrażenie, że się o to nie obrazi. Jeśli będzie chciał, to może sam ją ugryźć w język.
Eshy udało się w końcu rozpiąć wszystkie guziki i wsunęła dłonie na ramiona i barki, rozsuwając przy tym ciężki materiał, który zaczął opadać w dół. Skupiona na szyi, wciąż nie obejrzała tego, co zaczęła rozpakowywać, póki co zgarniając tylko wrażenia z opuszek. Były inne niż te, które pamiętała. Ramiona i kark zdawały się wydatniejsze, silniejsze niż kiedyś.
— Och...! — Wyrwało się jej w wyniku ugryzienia.
@Nakashima Yosuke
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.
Przesunął palcami po skórze na jej plecach, teraz odkrytej, łatwiej dostępnej. Była miła w dotyku, delikatna, miękka. Przyjemnie było przypomnieć sobie te uczucie, rzucone gdzieś w kąt wspomnień i przykryte solidną warstwą kurzu. Nie chodziło tylko o sam dotyk na jej ciele, ale ogólnie o wrażenie tego typu – materiał munduru był ciężki, nieco szorstki, sztywny jak zasady, których trzeba było przestrzegać wkładając go na siebie. Chyba nie miał żadnych naprawdę miękkich ubrań. Fizycznego kontaktu z drugą osobą unikał jak najczęściej tylko mógł, a jeśli zdarzyło mu się dotknąć jakiegoś yokai, to te zwykle nie były za przyjemne i nie chciało się tego powtarzać. Jego własne dłonie nie miały tej miękkości i delikatności; daleko było im do miana spracowanych, ale czuć było po nich częste górskie wspinaczki, wykonywanie różnych zadań w zmiennych warunkach, ogólne wykorzystywanie ich w sposób naprawdę fizyczny, a nie wyłącznie do przekładania kartek w segregatorze, nabywania odcisków od długopisu czy wygłaskiwania liter na komfortowej klawiaturze.
Bluzka i tak zaraz znów zacznie się zsuwać, jeśli zabierze rękę, nawet na chwilę, do poprawienia chwytu. Nie chciał przecież, żeby poleciała w tył. Kiedy powoli rozluźnił zaciśniętą na jej ramieniu szczękę i odsunął głowę, wydawał się być zadowolony z siebie. Wydany przez Itou dźwięk był jednym z tych, które oczekiwał usłyszeć w najbliższej przyszłości i jednocześnie jemu również sprawił swego rodzaju przyjemność. Ręka błądząca po udzie podsunęła się wyżej, do biodra, a stamtąd do materiału podkoszulki, który wsunął się między palce. Skoro ona powoli i podstępnie dobrała się do jego guzików, to nie zamierzał być dłużny, zdejmując jej bluzkę i odkładając gdzieś obok.
– Może to ja jestem bronią? – mruknął tajemniczo, zerkając ku jej twarzy. Właściwie nie potrzebował tego, co oddał jej wchodząc do domu, żeby być niebezpiecznym dla pewnych bytów. No i właściwie nigdy nie był „po pracy”. Nawet biorąc wolne albo wręcz będąc do tego zmuszonym przez lekarza, wciąż potrafił stawić się na nagłe wezwanie, usiąść do papierkowej roboty, rozsyłać zadania członkom oddziału albo znaleźć sobie jakieś zajęcie powiązane w większym lub mniejszym stopniu z jego obowiązkami. Zawsze było co robić. A jeśli nie był w stanie z powodu swojego stanu zdrowia lub czekał na rozwój sytuacji, starał się w jakiś sposób rozwinąć swoje umiejętności, poszerzyć zakres wiedzy. Albo sortować stare raporty, kiedy dopadała go wyjątkowa nuda.
– To twój pierwszy dzień, a już napadłaś i pobiłaś starszego stopniem – zaczął, kładąc dłonie na jej biodrach. Co z tego, że starszy stopniem rozbił jej nos swoją klatą, potem porwał i przeniósł na kanapę i posyłał w jej stronę drwiny? Postronny obserwator stwierdzić by mógł, że słusznie oberwał arsenałem poduszkowym, ale był to podręcznikowy akt przemocy wobec przełożonego. Koniuszkiem palca wskazującego, ledwie dotykając skóry, przejechał wzdłuż boku Eshy. – Na szczęście mogę sam określić wymiar twojej kary.
Podobała mu się ta rozmowa, ale pojawiało się pytanie, czy później praca nie będzie za bardzo kojarzyła mu się z dzisiejszym wieczorem. Choć czy to źle? Póki utrzyma język na wodzy i nie powie czegoś, czego nie powinien… Na szczęście przy niej tak bardzo nie musiał trzymać tego języka za zębami – wręcz przeciwnie. Przejechał nim po fragmencie nieco bardziej odsłoniętej piersi, wciąż jeszcze w większości skrytej przez biustonosz. Polizane-zaklepane.
– Przede wszystkim zostaje pani zawieszona w obowiązkach… do rana. – Dłoń dotarła do karku, gdzie niebawem wsunęła się pomiędzy włosy kobiety. Dzięki temu mógł ją do siebie odrobinę nachylić, żeby pocałować bez nadwyrężania własnej szyi. To jej się tu należało męczenie, dręczenie i kara za niesubordynację. Tym razem pocałunek był bardziej namiętny, intensywniejszy niż ten złożony w wyrazie tęsknoty. Jemu też już było ciężko wytrzymać te oczekiwanie, nawet jeśli odsuwane w czasie miało smakować lepiej. Nie. On już nie chciał niczego bardziej odsuwać. Czekał wystarczająco długo. Łapiąc jej dolną wargę między własne, jednocześnie dłonią trzymaną na biodrze, leniwie smyrającą kciukiem odsłoniętą skórę, zawędrował do zapięcia jej spodni, odpinając najpierw guzik, a następnie rozsuwając suwak. Wtopiona we włosy ręka zsunęła się w dół, przejeżdżając krótkimi paznokciami wzdłuż jej kręgosłupa.
@Itou Alaesha
W domu Itou na Nakashimę mogły czekać wszelkie miękkości — poduszek, które zdążył już pod tym kątem przetestować, kocy, aksamitnych pościeli, przytulnych wieczorów przy czarce herbaty czy sprężystości jej ciała — o ile będzie chciał z tego korzystać. Przy Alaeshy również nie musiałby się martwić o przestrzeganie zasad, bo i raczej było ich wyjątkowo mało w jej życiu. Dodatkowym bonusem była przestrzegana w czterech ścianach filozofia: wszystkie chwyty dozwolone, dopóki obie strony się dobrze bawią.
Wpisywało się w nią między innymi ściąganie bluzki bez ostrzeżenia. Miała na sobie czarny stanik i do kompletu czarne figi. Nic wyszukanego, aczkolwiek mogła wyglądać w tym całkiem nieźle. Szkoda, że los nie wysyłał wcześniej chociaż krótkiej notki, że danego dnia wpadniesz na swoją starą miłość i namiesza Ci w głowie. Wtedy Alaesha mogłaby się jakoś do tego przygotować. Tymczasem tego dnia była ubrana całkiem zwyczajnie. Niemniej czy z Yosuke właśnie takie zwykłe rzeczy nie smakowały najlepiej? Podróże pociągiem do Sawy, spacery po górach, przypadkowy obiad u Pani Nakashimy i wysyłane sobie do późna smsy? Przy nim normalność wydawała się zupełnie wyjątkowa i teraz też mogła poczuć się przy nim zjawiskowo, choć ledwo co rozebrał ją z najprostszego podkoszulka.
Pomimo że właśnie została pozbawiona fragmentu odzieży, to nawet w najmniejszym stopniu nie zrobiło się jej chłodno. Za chłodem mogłaby poświadczać również gęsia skórka, która pojawiła się na ramionach i dekolcie po ugryzieniu, jednak nie — było jej cholernie gorąco i nic nie zwiastowało rychłego spadku temperatury.
Zaśmiała się lekko. Przez moment nie wiedziała, co powiedzieć, bo skojarzenie dotyczące broni miała dosłownie jedno. Podejrzewała, że w razie czego nawet wiedziała, gdzie powinna jej szukać. Nie przechwalaj się, dopóki nie pokażesz, na co Cię stać! Potem jednak na myśl przyszła odpowiedź, którą po rzuceniu mu spojrzenia, powiedziała nachylając się do ucha i przygryzając przy tym lekko chrząstkę.
— Nie wątpię. W zasadzie to nawet mam taką nadzieję. — Przecież nie mogła mieć pojęcia, co mógł mieć w rzeczywistości na myśli. Tym samym — Nakashima, przestań aż tyle rozmyślać, bo Alaesha i tak już nie myśli w logiczny sposób!
Zahaczyła o kołnierz munduru, zsuwając go z ramion Yosuke i dając mu możliwość oswobodzenia rąk, jednak materiał wciąż częściowo oplatał jego sylwetkę. Do tego ciało Alaeshy skutecznie zasłaniało dostęp nikłego światła świecy i więcej szczegółów mogła poczuć pod palcami, aniżeli dostrzec oczami. Wyczuła kilka nierówności w trakcie wodzenia dłońmi po fragmentach skóry Yosuke. Blizny? Jedną z nich nawet rzeczywiście zlokalizowała — nieduże wgłębienie koło obojczyka. Zjechała więc ustami w dół, pozostawiając w tym miejscu buziaka. Jej ciało również nie było idealne i skrywało swoją tajemnicę, którą prędzej czy później pozna. Chciała, żeby czuł się przy niej dobrze, żeby wiedział, że podoba jej się każdy fragment jego ciała. Co zresztą było absolutną prawdą. Już lata temu Eshę szalenie pociągała jego aparycja, a teraz jego wygląd tylko nabrał mocy jak dobrej jakości czerwone wino. W tym momencie Alaesha nie wiedziała jeszcze, jak wiele starych i nowych blizn na ciele Yosuke będzie musiała ukochać, jednak z pewnością zrobi tak z każdą z nich.
Na moment zaprzestała pocałunków. Skoro tak się droczył, to ona też mogła. Odsunęła się od niego na długość wyciągniętych ramion, zawieszając dłonie na jego karku. Zrobiła lekko naburmuszoną minę, wznosząc się na aktualne wyżyny swoich możliwości aktorskich, by nie dać po sobie poznać, że zauważyła, dotyk rąk na biodrach.
— Starszy stopniem nie wygląda na niezadowolonego. Na dodatek to ja przegrałam. Czy to nie jest już nadużywanie władzy? — Miała nadzieję graniczącą z pewnością, że po tym wieczorze, gdy ktoś w pracy odezwie się do niego per Dowódco Nakashima, to ten od razu przypomni sobie o niej. Nie miała zamiaru dać mu o sobie zapomnieć. Zaraz jednak padło wspomnienie o wymierzeniu kary, na co jedna brew uniosła się w miłym zaskoczeniu. Kara? Jak on to robił, że tak dobrze trafiał w jej gust? Czy zawsze taki był? Może ich tradycja droczenia się mogła już wcześniej wskazywać na to, że kiedyś będą dogadywali się również pod takim względem? Albo jednak każde potrzebowało czasu na osobności i to czysty przypadek, że iskrzyło między nimi tak mocno?
— Och, nie! Tylko nie kara! — Zarzuciła do tyłu włosami, udając dramatyzm. Co ona biedna pocznie, jeśli ten przystojny facet, z którym właśnie chciała pójść do łóżka, będzie próbował wymierzyć jej karę? O ile nie będzie to wcześniej wspomniane obranie pięciu kilogramów cebuli, to ona się na to pisze!
— Chyba jakoś to wytrzymam... — Jak się dalej przekomarzać, gdy zgadzasz się z tym, co proponuje druga osoba? Liźnięcie tuż nad miseczką stanika prosiło natomiast o pomstę do niebios — czemu tylko tyle? Szczęśliwie Yosuke szybko się zrewanżował przyciągnięciem jej z powrotem. Całował ją namiętnie, na co chętnie i mocno przywarła do jego warg. Poczuła jak rozpina jej spodnie, co zmieszało w niej ekscytację z nutką przestrachu. Naprawdę szybko mógł odnaleźć dowód na to, jak bardzo podobało jej się to, co tutaj robili. Jak bardzo on się jej podobał. Aczkolwiek czy nie było to oczywiste? Na dosłownie moment odsunęła się, by spojrzeć na to, co robił i od widoku aż zakręciło się Alaeshy w głowie. Męska dłoń rozpinała spodnie, ukazując czarną bieliznę. Kątem oka dostrzegła też koraliki na jego nadgarstku, ale nie miało to teraz znaczenia. Szybko wpiła się na powrót w niego wargami, tym razem rozwierając szerzej usta, by napotkać po drodze jego język.
— Motto... ( もっと ) — „Więcej” — szepnęła cicho w międzyczasie.
@Nakashima Yosuke
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.
Nie zwracał większej uwagi na jej wygląd. Nie polegał tak bardzo na wzroku, przez co kwestie estetyczne były mu w większości całkowicie obojętne. Choćby i ubrała się w worek po ryżu, byłaby dla niego równie śliczna. Wszystko i tak zdawało się dążyć do momentu, w którym elementy jej odzieży staną się zbędne i wylądują gdzieś na uboczu. Mogłaby mieć na sobie nawet wieczorową suknię z jedwabiu tkanego z włókien lotosu i tę kuszącą, idealną do składania pocałunków szyję ozdobioną kolią z diamentów najwyższej jakości, a Nakashima i tak skupiłby się na jej twarzy, spoglądaniu głęboko w oczy. To ona się liczyła, nie opakowanie, w którym się znajdowała.
Odsunął nieznacznie plecy od oparcia kanapy, ułatwiając zdjęcie z niego górnej części munduru. Było mu nieznośnie gorąco, ale pozbycie się okrycia wcale w niczym nie pomogło. Na pewno nie była to wina gorączki, której kwestię już znaczny czas temu rozwiązał podany przez Itou napar z ziół. Mimo to, temperatura jego ciała zdawała się być wyższa niż powinna – czy było to wyłącznie złudzenie wywołane rosnącym podnieceniem, efekt krwi szybciej krążącej w żyłach, pompowanej szaleńczymi uderzeniami serca? Ugryzienie Eshy tylko dokładało do pieca. Odgryzała się, skubana.
Gdzieś poza jego świadomością zostawał fakt odkrycia przed nią swoich blizn. Było ich wiele. Przy obojczykach, na klatce piersiowej, na ramionach, łopatkach, plecach. Najwięcej zdawało się skupiać na bokach, w pobliżu dolnej linii żeber. Kolejnych szukać można było na nogach – od ud po same kostki. Od nadgarstka aż do połowy przedramienia widniała blada, niemal idealnie równa linia. Liczne starcia z yokai, yurei, ludźmi stojącymi na bakier z prawem, ślady po torturach, urazach podczas treningów, wędrówek i misji. Nieliczne z nich sięgały jeszcze czasów nastoletnich czy dzieciństwa, ale te już znała. Historie ich powstania bywały też o wiele mniej mrożące krew w żyłach niż tych nowszych, o których istnieniu dopiero się dowiadywała.
Stwierdzenie, że nie wygląda na niezadowolonego było dla niego nowością w ostatnich czasach. Wiele razy słyszał, że minę ma jakby znudziło go życie, interakcja z ludźmi i ogólnie całokształt egzystencji. Jakby zaraz miał zasnąć w połowie konwersacji, a we wzroku miał tyle chłodu, jakby chciał rozmówcy zamrozić i roztrzaskać duszę. Może teraz coś się zmieniło… Nie, na pewno się zmieniło. Ilość słów, które wypowiedział dzisiejszego wieczoru, spokojnie zaspokoiłaby jego limit na całe dwa miesiące.
– Może jest. – Uśmiechnął się bezczelnie, na krótką chwilę ujmując palcami jej podbródek. Zwykle władzy nie nadużywał, ale to był bardzo szczególny przypadek, który aż się o to prosił. Mogła nie zaczynać bitwy przed pozyskaniem wystarczających zdolności do pokonania go. Choć nadal w jego głowie to ona wygrała i teraz dostawała dokładnie to, czego chciała. Nie byłby jednak sobą – zarówno w starej, jak i obecnej wersji – gdyby nie próbował grać, jakby zwycięstwo było po jego stronie. – I do kogo pójdziesz na mnie donieść?
Najbardziej wrednym rozwiązaniem byłoby faktycznie kazanie jej teraz iść i szatkować tę nieszczęsną cebulę. Choćby miała to robić do samego rana, skręcając się w precla nad próbami uchronienia się przed potokami łez serwowanymi przez broniące się warzywa. A jeśli nie miała w domu pięciu kilogramów, to już jej problemem było, jak wykona zadaną karę w limicie czasowym. On tymczasem owinąłby się kocykiem, położył wygodnie na poduszce i odpoczął. Sęk w tym, że już mu się spać nie chciało. I chyba bardziej ukarałby siebie niż ją, wylewając tak potężny kubeł zimnej wody na otrzeźwienie.
– Czyżby? – Zwątpienie pojawiło się już wcześniej, przy kwestii jej zdolności do wykonywania konkretnych ćwiczeń. Jak pokazał jej późniejszy niezmordowany zapał do prowadzenia walki, może i tym razem nie powinien drwić. Nie wiedział jak się mają sprawy z jego umiejętnościami po tak długim czasie, a wieloletni celibat też tego raczej nie ułatwiał. Dlatego musiał starać się podwójnie, jak nie potrójnie. Póki co szło chyba nieźle, sądząc po jej reakcjach.
Jedna z dłoni wsunęła się za pasek spodni, popełzła w dół, dotykając jej wciąż jeszcze przez materiał bielizny. Teraz już nie tylko reakcje Itou dawały mu potwierdzenie, ale również wilgoć, którą wyczuł pod opuszkami. Zatoczył kilka drobnych kółek palcami, skupiając się na pocałunku i jej szepcie. Kara mogłaby obejmować odmówienie jej większej przyjemności, ale…
– Anata ga hoshīdesu (あなたが欲しいです). – Pomruk znajdujący się na samej granicy z szeptem drżał. Chciał jej. Tu, teraz, bez zbędnego przedłużania. Ułożył ręce na jej ciele tak, żeby wygodnie móc z nią wstać, choć nie było to wcale tak łatwe. Zignorował sygnał bólowy opatrzonej rany, która odezwała się w momencie napięcia mięśni podczas podnoszenia się z kanapy przy obciążeniu, jakim mimo jej drobności była Esha. Trasa nie była jednak daleka, bo odłożył ją na jedną z poduszek przeznaczonych do siedzenia. Poprzednie siedzisko było już zbyt chaotycznie rozkopane, a w razie czego lepiej było wylądować na podłodze z wysokości, na której teraz się znajdowali. Przynajmniej było więcej przestrzeni i mniejsze ryzyko wpadnięcia na stolik.
Od razu zabrał się do dalszej roboty. Zahaczył palcami o spodnie Itou, na biodrach, zsuwając je i niedbale posyłając gdzieś w bok. Szukaniem elementów odzieży martwić się będą potem, a raczej rano. Teraz poziom jej ubrania przypominał wczytanie starego zapisu z checkpointem w domku na drzewie. Ale ten stan rzeczy miał szybko się zmienić. Bardziej mokra chyba już być nie mogła (chyba, że stanęłaby na minutę na ulicy w Nanashi) i nie miał serca dłużej się nad nią pastwić. Jedną z jej nóg już wcześniej oparł sobie o ramię przy okazji ściągania nogawki i teraz składał na niej drobne pocałunki, zaczynając od łydki i powoli kierując się do wewnętrznej strony uda. Zupełnie jakby chciał jej dać całusa za każdy dzień od ostatniego spotkania, ale musiałby to robić nieprzerwanie przez następne kilka dni. I to bardziej zagęszczając ruchy. Wreszcie jednak dotarł do linii bielizny. Nie podobało mu się, że nadal tam była. Przeszkadzała i stanowiła zbędny element. Pozbył się więc i jej, posyłając gdzieś na strąconą w trakcie wojny poduszkę.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Yin związane jest z żeńską energią, nocą, kontemplacją i spokojem, ziemią, wodą, wilgotnością i krwią.
Tymczasem yang odpowiada za męskość, dzień, ogień i powietrze, nerwy, ciepło oraz aktywność i ekspresję.
Niemniej w każdej części znaku znajduje się kropla tego drugiego, a zmiany w obrębie jednego elementu natychmiast wpływają na drugi. Tym samym, bogowie świadkiem, że Alaesha była teraz uosobieniem kobiecości i wrzącej w niej krwi, a od Yosuke biła stanowcza męskość.
On był gorący, a ona mokra.
Najwyraźniej przeciwieństwa się przyciągają, ale żeby mogły współistnieć, potrzebowały wspólnego mianownika. Jako ludzi łączyły ich nie tylko wspólne wspomnienia, a też silne, wyrobione przez okoliczności charaktery. Oboje dotknęła konieczność szybkiego dorośnięcia i przejęcia nadmiernych obowiązków, a co za tym szło — większa dojrzałość i odpowiedzialność. Mieli tendencję do zapracowywania się i ambitnego dążenia do celów. Niemniej lubili też proste rzeczy i przyjemności, bez większego blichtru. Nie byli więc dwójką ludzi z przypadku. Dzisiejszy wieczór był efektem tego, co niegdyś między nimi powstało i zostało tylko odłożone na półkę, gdzie nabrało mocy. Mogliby przecież dalej siedzieć na kanapie, dając sobie drobne pocałunki. Mogli nawet ulec speszeniu po walce na poduszki i uciec wzajemnie od siebie. Tak się jednak nie stało i przyciągali się jak dwa magnesy o przeciwstawnych, północnych i południowych biegunach. Najwyraźniej bycie w młodości uważanym za dobrego chłopaka i uprzejmą dziewczynę łączyło się w późniejszym życiu z byciem wyjątkowo nieumiarkowanymi w sypialni. Lub poza nią, w ich przypadku na podłodze.
Zdecydowanie i bezczelność Nakashimy były onieśmielające. Działało to na jego korzyść, ale też na ich korzyść, ponieważ dla Ali stanowiło to dodatkowy zapalnik — wbrew pozorom Esha mogła być jeszcze bardziej wilgotna niż teraz. Przygryzła tylko wargę na arogancki uśmiech. Ta rozmowa zmierzała w bardzo dobrym kierunku.
— Jeśli jesteś wyjęty spod prawa, to sama spróbuję się odgryźć. — A na zaczepne „Czyżby?” rzuciła tylko spojrzenie mówiące „Sprawdź mnie”. Dłoń Yosuke wsunięta na materiał bielizny była decydującym momentem, od którego nie było już odwrotu. Wiedział wszystko, miał ją dosłownie w garści. Poczuła jak mięknie w kolanach, musząc mocniej oprzeć o jego ciało i przylgnąć silniej ustami, gdy w międzyczasie i tak wyrywały się jej krótkie jęknięcia. Oj, chciała więcej. Nie spodziewała się tylko, że prośba wyrażona w szepcie zostanie spełniona tak szybko oraz że dostanie dużo więcej, niż się na ten moment spodziewała. Zaledwie chwilę wcześniej myślała, że ich zbliżenie będzie odgrywane na nutach lekkiej nostalgii, tęsknoty i pragnienia bliskości, może nawet przeprosin ze strony Ali, która wciąż obwiniała się za zerwanie ich kontaktu. Wrażenie to zostało jednak bardzo szybko rozwiane w wyniku dreszczu, który przeszedł jej całe ciało na słowa, że ją chce. Ona również go chciała. Dzisiaj, tutaj, teraz. Intensywnie i mocno. Przeniósł ją na tatami i jedną z poduszek, niemal zrywając z niej spodnie. W zachłanności składanych na niej pocałunków był i tak zadziwiająco namiętny i czuły. Choć za chwilę z pewnością będą robili zupełnie niestosowne rzeczy, to miała poczucie, że jest tu dla niej i chce konkretnie ją, a nie po prostu czystą fizyczność.
W tej pozycji lepiej widziała jego sylwetkę, z której Alaeshy udało się wychwycić kilka kolejnych blizn. Bardzo różnych, widniejących na niemal każdej części jego ciała. Na ten widok zakuło ją gdzieś pod splotem słonecznym, jakby to była co najmniej jej wina, że nabawił się tych wszystkich ran. Nie była jednak w stanie się na tym skupić (i może dobrze), gdy całował ją po udzie. Na dodatek w przymglonym blasku świecy wyglądał niczym cholerny bóg wojny, jak wcielenie samego Hachimana, kami wojowników i patrona... płodności. Jawił się jako idealny kochanek. Jak zapowiedź doskonałej nocy i wyśmienitej zabawy. Może powinna już dawno pójść na pieszą pielgrzymkę do Sawy, aby stawić się na kolanach przed ołtarzem swojego bóstwa. Tylko nie miała o tym wszystkim pojęcia.
Patrzyła na jego poczynania, gryząc przy tym własne przedramię, unosząc pierś i brzuch w gwałtownych oddechach. Czuła się zawstydzona przede wszystkim tym, że to właśnie pod dotykiem jej Yosuke miękła jak glina w rękach sprawnego rzeźbiarza. Jednak gdy ściągnął jej bieliznę, zdała sobie sprawę, że to nie ten sam słodki chłopak co kiedyś. Miała do czynienia z łowcą i jeśli nie chciała skończyć zbyt szybko jako upolowane zwierzę, to teraz była jej kolej na podjęcie akcji. Chwilowe stawianie oporu przed dowódcą naginającym przepisy mogło sprawić jej jeszcze chwilę frajdy. Przynajmniej do momentu aż sama nie będzie już w stanie dłużej czekać. Powinien mieć się na baczności, bo ona przez wcześniejsze lata wcale specjalnie nie próżnowała.
— Chodź do mnie... — Mruknęła i przyciągnęła go do siebie. Wczepiła rękę w jego włosy, a drugą położyła na klatce, całując i chwilami zapominając o łapaniu tchu. Przycisnęła do niego nogę na wysokości jego biodra, aby zniwelować między nimi jakąkolwiek odległość. Gdy nie spodziewał się podstępu, mocno odepchnęła go dłonią, przez co przewrócił się na plecy, a ona z gracją znalazła się nad nim. Ona była już niemal całkiem naga, a on w połowie ubrany, co oczywiście nie było fair. Natomiast potyczka między nimi i tak była nierówna, tym samym... była ciekawa, jak zareaguje, gdy jeszcze bardziej zaburzy proporcję ubrań założonych do ściągniętych. Niezbyt spiesznie ściągnęła skarpetki, a następnie sięgnęła do zapięcia stanika. Patrząc mu w oczy, ściągnęła biustonosz, upuszczając go potem na podłogę niczym mikrofon po zakończonym spektaklu.
— Chyba mamy sporo do nadrobienia, nie? — Rzuciła mając na myśli stracony czas, jak i dosłownie wszystko, czego jeszcze o sobie nie wiedzieli. Zahaczyła palce jednej dłoni o spodnie, powoli przesuwając je pod materiałem. Tymczasem paznokcie drugiej dłoni, w kolorze ciemnej czerwieni, postukiwały o klamrę paska, nie mając jednak na razie w zamiarze jej otwierać. Ponownie dzisiejszego wieczoru wygodnie się na nim usadowiła. Niech chwilę pocierpi nieadekwatnie ubrany do okoliczności, gdy teraz to on leżał pod nią.
@Nakashima Yosuke
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.