Budziliście się jeden po drugim w niewielkich odstępach czasu, jakby ktoś sterował waszą świadomością i naciskał odpowiednie przyciski. Miejsce było dla was obce i dość chłodne, aczkolwiek było to spowodowane faktem, że mieliście na sobie to, w czym kładliście się spać. Piżamy, dresowe spodnie, koszule nocne.... a jak ktoś spał nago, cóż, ten najbardziej marzł. Bo właśnie do tego momentu wasza pamięć sięgała. Momentu, w którym układaliście się do snu, zmęczeni ciężkim i pracowitym (albo i nie) dniem. Ale co było dalej? Tego nie wiedzieliście.
Kolejną rzeczą, którą wszyscy zdołaliście zauważyć, to metalowe obroże, które w dopasowany sposób oplatały wasze szyje niczym martwe węże. Jedni próbowali znaleźć jakiś przycisk, inni zdjąć te cholerne ustrojstwo - jednakże metalowa obroża nawet nie drgnęła.
Znajdowaliście się w sporej wielkości pomieszczeniu, które przypominało dziwne połączenie stołówki, magazynu oraz czegoś w rodzaju hali. Sufit zawieszony był wysoko, a jedyne okna znajdowały się przy samym szczycie, więc nie było jakiejkolwiek możliwości na zajrzenie przez nie z powodu ścian wysokich na dobre 5 metrów, nie wspominając nawet o próbie ucieczki. Z prawej strony, pod ścianą, dojrzeliście regały wypełnione konserwami, ciastkami oraz wodą. Tuż obok znajdowało się również kilka stołów i krzeseł. Po przeciwnej stronie ciągnął się długi korytarz wypełniony otwartymi celami, gdzie każda była ponumerowana od 1 do 12, jakby zostały specjalnie dla was przygotowane. W środku nie znajdowało się zupełnie nic, dlatego też na myśl przywodziły raczej izolatki, aniżeli pokój.
To, co mogło was najbardziej zainteresować to panoramiczny telewizor zawieszony na południowej ścianie. Na jego ekranie widniały wasze zdjęcia opatrzone imieniem i nazwiskiem. Nim pytania odnośnie sytuacji i położenia w jakim się znaleźliście zdążyły zalać wasze zdezorientowane umysły, z głośników telewizora rozbrzmiał kobiecy, automatycznie wygenerowany głos:
- Witajcie w naszej zabawie "Wilk w owczej skórze"! Cieszymy się, że na miejscu są wszyscy, wszakże nie chcielibyśmy, aby kogoś zabrakło! Na waszych szyjach zostały zawieszone obroże. Na każdej z nich, z tyłu, znajduje się mały ekranik, który aktualnie wyświetla jeden z czterech kolorów: czerwony, niebieskie, zielony i żółty. Waszym zadaniem jest odgadnięcie prawidłowego koloru, który aktualnie macie~ Żeby tego dokonać, musicie zamknąć się w jednej z izolatek i powiedzieć na głos kolor! Jeżeli dana osoba nie poda poprawnej odpowiedzi bądź nie udzieli jej wcale - zainstalowana bomba w obroży wybuchnie i zabiję tę osobę! Zabronione jest spoglądanie w szklane przedmioty w celu ujrzenia koloru. Tak samo zabronione jest zabicie innego gracza. Zgadywanie kolorów będzie odbywało się co każdą godzinę. Oczywiście po odgadnięciu kolory na waszej obroży będą ulegać zmianie. Jednakże to nie wszystko! Wśród was znajduje się Wilk w Owczej Skórze! Tak, tak, on również bierze udział w zabawie. Musicie odgadnąć kto jest wilkiem i go wyeliminować poprzez zmuszenie go, do wypowiedzenia błędnego koloru. Wygrywa Wilk, jeżeli wyeliminuje wszystkich pozostałych graczy. Jednakże jeżeli uda wam się wyeliminować wilka - wygrywają gracze! Czas jest nieograniczony, możecie korzystać z jedzenia ile chcecie! Czas na zabawę - start!
00:59:59
----
Zasady są bardzo proste. Za moment wylosuję wśród was Wilka i ta osoba zostanie powiadomiona na pw.
Ponadto wyślę wam również kolory innych uczestników, czyli:
mamy graczy x, y z. Graczowi x wyślę kolory y i z. Graczowi y kolory x i z. I tak dalej, i tak dalej.
Bardzo was proszę, abyście nie zdradzali kolorów drogą prywatną, a rozegrali zabawę w zaufanie i małe śledztwo kto jest Wilkiem.
Mam nadzieję, że wszystko jest zrozumiałe, ale w razie pytań - śmiało piszcie.
Nie obowiązuje kolejka w pisaniu postów. Piszcie ile chcecie, ALE wasz ostatni post przed upływem terminu musi opisywać, jak wasza postać wchodzi do izolatki i podaje kolor (podkreślcie go, proszę). W innym wypadku uznam, że postać nie wie jaki ma kolor i zostanie wyeliminowana. To samo będzie dotyczyło osób, które nie napiszą w ogóle posta. Jeżeli jednak ktoś nie będzie mógł napisać - niech koniecznie zgłosi to na moje prywatne konto, Enmy, żebym wiedziała c: I niech wtedy po prostu poda kolor na pw, wiadomo, każdy ma swoje życie, a to ma być zabawa!
Termin: 01.04 godz. 20.00
Powodzenia!
@Ejiri Carei @Hattori Heizō @Ye Lian @Nakashima Yosuke @Hasegawa Jirō @Miyashita Ruuka @Yakushimaru Seiga @Himura Akira @Seiwa-Genji Rainer @Shiba Ookami @Sugiyama Nobuo @Warui Shin'ya
Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
Kiedy Shin'ya nachylił się w kierunku osłoniętego pojedynczymi pasmami ucha, poczuł wstępujące ciepło. Nie mógł przyznać, by przyszpilony nieznaną bliskością chłopaka czuł jakąkolwiek osłodę, a jednak nie wycofał się tak, jak w pierwszym odruchu rozkazywało mu ciało; drgnął niczym naciągnięta struna, wyprostował plecy, nie ukazując po sobie nic ponad to. Nieruchomy, oszroniony lodem wzrok spełznął gdzieś w bok; umysł analizował każdy najmniejszy ton muskającego ucho szeptu — słyszał, jak kawałek po kawałku jest obdzierany z poczucia komfortu.
Jedno słowo, drugie, trzecie. Było ich więcej. W pewnym momencie miał wrażenie, że ostry odłamek lodu przebił mu serce, bo to, co usłyszał, zmroziło nieruchome tkanki i zmusiło dotąd obojętne tęczówki do ostrożnego spoglądnięcia na górującą twarz — dokładnie w momencie, gdy pęcherzyk krwi wyrósł Shin'yi w kąciku warg i pękł. Dokładnie na jasnym policzku z silą zdolną do spoliczkowania nachalnego natręta. Ciepło zastąpił chłód sięgający opuszek palców stóp.
Moment, w którym Warui oddał mu wolność, był praktycznie nieistotny — ponieważ wcale nie istniał. Nawet z odległości tych parunastu centymetrów, czuł się jak pod kluczem. Ye Lian patrzał na niego stalowym wzorkiem, w którym chłopak po raz pierwszy mógł dostrzec cień przemykającej obawy. Srebrne spojrzenie wyrokowało: „Nie zrobiłeś tego”, a przecież nie miał co do tego żadnej pewności. Nagły impuls bólu wydobył się ze skroni. Szukał potwierdzenia, jednakże aktualnie okazało się, że równie dobrze mógł zaufać głodnemu tygrysowi i wsadzić mu rękę do paszczy, albo pogłaskać po odwłoku pająka, licząc na jakiekolwiek potwierdzenie. Zdawał sobie sprawę, że ludzie są gorsi od zwierząt, bo byli nieprzewidywalni. Głodny tygrys na pewno by go zaatakował, a pająk ukąsił w palec. Człowiek mógł pogłaskać po głowie, przytulić, a później zadać cios, który zapamięta do końca życia. Rana po utracie zaufania była najtrudniejsza do zagojenia. Do tej pory potrafiła opatrzyć go tylko jedna persona, ale niestety nie znajdowała się wśród nich.
Ye Lian wpatrywał się w Shin'ye z wyraźną rezerwą, po tym, co usłyszał, nie odpowiedział już nic. Przeskakiwał spojrzeniem z jednej iskrzącej tęczówki na drugą, jakby odpowiedzi znajdowały się gdzieś w tym zakopanym przez mrok płynnym złocie. Spoglądnął w kierunku izolatki. Czas mknął. Musiał wybrać.
I tak wzrok osiadł na nim ostatni raz. Na osobie, której zawierzał Ichiru, na osobie, której powierzył ochronę; spojrzał na jego brata. I choć w głowie wciąż rozrastały się wątpliwości, trudno było postąpić inaczej. Zaufanie i niepokój spacerowały pod rękę w szarych grotach umysłu. Gdy jedno skręcało sobie kostkę, drugie je podtrzymywało. Być może źle robił, że zawsze je rozdzielał? Zachowywał tylko niepokój, a zaufanie zamykał w lochu. Dokładnie jak teraz siebie.
Kiedy otuliły go cztery ściany, przymknął oczy. Zmazał dyskretnie z policzka pozostawiony ślad krwi, nie potrafiąc nie ulec wrażeniu, że nie był niczym innym jak kolejnym przeklętym piętnem przewinień. Poczuł ciepły uścisk na krtani. To nie było ciążące urządzenie, a zapamiętany cień zaciskającego się dotyku Shin'yi. Czy jednym słowem skaże się na śmierć, którą do niedawna tak silnie wypatrywał?
— Niebieski.
Warui Shin'ya and Munehira Aoi szaleją za tym postem.
– Brzmisz jak ktoś, kto bawił się w to połowę swojego dzieciństwa – mruknął, niekoniecznie zadowolony z podzielenia się z nim tą wizją.
Jakiekolwiek były intencje wielkoluda, nagłe zmrużenie oczu przez Jiro mogło mu podpowiedzieć, że zasiały one ziarenko niepewności i podejrzliwości. Prosty umysł yurei, gładziutki mózg niczym filet z kurczaka, niczego nie analizował, nie wybiegał przesadnie w przyszłość i nie wyobrażał sobie ewentualnych scenariuszy. Na tym etapie było na to wszystko za wcześnie.
– Nie przeszkadzałoby mi zostanie tu już na zawsze.
Zebrał zgromadzone przez siebie jedzenie i trzymając je w ramionach niczym najcenniejszy skarb, ruszył do jednej z wolnych izolatek. Brodą przytrzymywał chyboczącą się na szczycie puszkę brzoskwiń. Nie zwrócił większej uwagi na to, że zostawia za sobą ślad z wysypujących się z otwartej paczki okruszków.
Zostając w końcu sam na sam ze swoim ukochanym jedzeniem, mocniej objął wszystkie opakowania ciastek i przytulił policzek do chłodnej puszki owoców. Marzył o tych brzoskwiniach od kilku miesięcy. Mógł umrzeć szczęśliwy.
– Niebieski.
@Shiba Ookami
Seiwa-Genji Enma, Munehira Aoi and Shiba Ookami szaleją za tym postem.
Nie zamierzał tego ciągnąć dalej. Nawet nie czekał na to, aż kobieta skończy wypowiedź. Nie obchodziły go jej słowa, był w tym momencie zajęty zupełnie czym innym. Potrzebował skupienia, odrobiny wyciszenia, by móc poskładać myśli w jedną całość. Jeśli dopisze im szczęście, będą mieli jeszcze wiele godzin na wymienianie się tymi przekomarzankami – o wiele bardziej wolał jednak poszukać luki w systemie, obejścia, którego nie przewidzieli twórcy tej makabrycznej zabawy. Miał kogo tu chronić i dla kogo skupiać się na rozwiązaniu, które jeszcze mu umykało.
W końcu znów otworzył oczy, prostując się i spoglądając w kierunku zegara. Nic się nie zmieniło, dalej nieubłaganie odliczał czas, niewzruszony, nieczuły na prośby, groźby i płacze. Musieli grać w grę, na którą nikt z nich się nie pisał. Skoro coraz więcej osób udawało się w kierunku niewielkich pokoików, obrócił się na pięcie, stanowczym, wojskowym ruchem w lewą stronę. W tył zwrot i naprzód marsz. Jego spojrzenie padło na @Ejiri Carei, teraz już nieotoczoną podsłuchującą chmarą.
– Wybacz, że musiałaś być tego świadkiem – wyszeptał stając za nią i sięgając ostrożnie do włosów kobiety. Przejechał po nich palcami, rozplatając do końca poluźniony warkocz. Delikatnie rozdzielił kosmyki na trzy części i zaczął je splatać na nowo, tak, jak wiele lat temu wiązał włosy młodszej siostrze, gdy ta podczas zabawy zniszczyła fryzurę, a pod ręką nie było mamy, żeby to poprawić. Wyszedł z wprawy, ale ruchy były na tyle mechaniczne, żeby mógł bez problemu ukończyć te dzieło. Na zakończenie zrobił lekką pętelkę z końca jej włosów i przewiesił warkocz przez jej ramię. Pewnie i tak zaraz się znów rozwiąże, ale mógł na chwilę zerknąć na obrożę. Na szyderczy szary prostokąt, który śmiał mu się w twarz. Dyskryminacja daltonistów, monochromatystów i wszystkich, którzy nie znali się na kolorach. – Powiedziałaś, że zieleń jest moim kolorem, ale myślę, że bardziej pasowałby tobie. Podobno to barwa spokoju, nadziei i szczęścia – szepnął jej do ucha, pochylając się, by zrównać wysokość ich głów. Wyminął ją i obejrzał się jeszcze, obdarowując ją tym szczerym uśmiechem, który niegdyś określiła ładnym. Próbował dodać jej otuchy, a może to siebie odwieść od zdenerwowania i niepewności. Zaufał jej, choć co, jeśli jakiś demon odczytywał właśnie jego myśli i postawił na jego drodze kogoś, komu podświadomie by wierzył? Może wszyscy tutaj byli wytworem jego wyobraźni, twarzami, które kiedyś widział i teraz powracały w roli przyjaciół, wrogów, losowych nieznajomych? Może to była psychologiczna gra w to, czy nie zmieni swoich przekonań i nie zaufa przeciwnikowi, poddając w powątpiewanie słowa bliskich?
Odwrócił od niej głowę, spojrzenie kierując na izolatki. W momencie, w którym wzrok padł na ósemkę, poczuł jak jeżą mu się włosy na przedramionach, a nogi próbują odmówić posłuszeństwa. Odruchowo uniósł dłonie, podsunął lekko okalającą szyję obrożę w górę i jak w transie przesunął dwoma palcami po symbolu odciśniętym wypaloną blizną na jego karku. Serce ścisnęło mu się i boleśnie uderzyło o żebra, kiedy walczył z rosnącą paniką. Wreszcie jednak otrząsnął się i ruszył dalej, omijając przeklętą cyfrę.
– Amaterasu, jeśli mnie słyszysz – powiedział cicho, kierując wzrok w stronę sufitu. – Proszę, chroń Carei. – Szept odbił się od gołych ścian pomieszczenia. Rzadko kierował prośby do bogów, nie liczył nigdy na wysłuchanie. Kami mieli na głowie inne sprawy niż głupie roszczenia śmiertelników. Yosuke oparł się plecami o zimny mur, zamknął oczy i powoli wypuścił powietrze z płuc. Słyszał bicie własnego serca, niespokojne, niepewne tego, co zaraz się wydarzy. – Zielony.
Munehira Aoi and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Mógł spróbować przewidzieć jak to się potoczy tylko z jednego powodu. Miał już na karku tyle lat, że wiedział jak funkcjonują ludzie w konkretnych warunkach. Na miejscu wilka nie wychylałby się za bardzo i czekał aż większość się wyrżnie nawzajem. No i zajadałby się przy tym ciastkami. - Nah, za dzieciaka miałem inne rzeczy do roboty. - Skwitował krótko. Tym razem już sobie darował wpierdzielanie jedzonka i podobnie jak jego rozmówca, ruszył w kierunku jednej z izolatek. - Powiem Ci że mi też nie. Normalnie nie mam ciała, więc mógłbym nacieszyć się jedzonkiem. - Rzucił jeszcze na odchodne. Po wejściu do jednej z niezajętych przez nikogo izolatek, kiedy nastał czas podał swój kolor. - Czerwony!
@Hasegawa Jirō
#a2006d
Dopiero gdy drzwi izolatki zamknęły się za Ye Lianem i gdy kategoryczna cisza zaległa w uszach głuchym echem, obrócił się i rozejrzał po otoczeniu - pierwszy raz naprawdę skupiony na szczegółach, twarzach, na imionach, które być może mógł do nich dopasować. Tylko Ejiri nadal wracała do świadomości, krążyła wokół jak dryfująca łódka, stale pchana falami w kierunku jego statku. Miał niestety pewność, że ten narwany typ, na którego wspomnienie drobna rana w kąciku ust znów zaczęła szczypać, zaopiekował się nią pieczołowicie; do stopnia, który wzbudzał w nim chore ukłucie zazdrości, bo raz jeszcze zdarto mu z piersi plakietkę targetu.
Nie było jej już jednak wśród obecnych - a więc wybrała celę, wymówiła kolor. Zapewne dobry; nie miał co do tego wątpliwości, bo choć wiele potrafił zarzucić egzorcyście, tak jego postawa wobec dziewczyny zbyt mocno emanowała drażliwą szczerością.
Ostatni raz zerknął więc na ekran - rzeczywiście nie powinien się ociągać. Zniknął chwilę później w jednym z pomieszczeń; omijając czwórkę szerokim łukiem, niezauważalnie odgradzając się od niej nadmiarem metrów. Huk zamykanego przejścia odciął go zresztą od wszystkiego, co zostawił w głównej sali - a potem nabierając tchu i przysuwając opuszki palców ku ranie, rzucił głośno:
- Czerwony.
Ye Lian, Munehira Aoi and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Minuty nieubłaganie mijały, zbliżając was do pierwszej decyzji odnośnie koloru, która miała zadecydować o tym, czy będziecie żyć, czy też nie. Kiedy jedni tarzali się po ziemi w walce, inni zawiązywali cienką więź między sobą w nadziei, że ta pomoże im przetrwać ten nieśmieszny żart i znaleźć drogę ucieczki z koszmaru. Jeszcze inni woleli stać na uboczu, inni subtelnie dotykać swych ciał a jeszcze inni - opychać się darmowym jedzeniem, jakby to miał być ostatni ich posiłek. Jednakże na sam koniec bez znaczenia było kto co robił - na końcu i tak wszyscy zamknęli się w izolatkach, podając swojego kolory.
Kiedy słowa padły z waszych ust, zapadła cisza przerywana cichymi, nierównymi oddechami i przyspieszonymi biciami serc. Udało się? Macie dodatkową godzinę? A może bawią się z wami i tak naprawdę nie zgadliście swoich kolorów, zostaliście oszukani przez kompanów skuszonych zgarnięciem głównej nagrody i lada moment wasze głowy...
BOOM
Jeden strzał. Co to oznaczało? Ktoś umarł? A może sygnał, że koniec rundy? Tak naprawdę nie mieliście żadnych odpowiedzi a zamiast tego coraz więcej pytań.
Drzwi w końcu skrzypnęły, wypuszczając was na zewnątrz. Przeżyliście.
- Gratulacje! W grze pozostało jedenastu uczestników! - rozległ się głos dochodzący z głośników a na ekranie jedno zdjęcie wygasło. Sugiyama Nobuo. A więc w tej rundzie była jedna ofiara. Z kim się zadawał? Rozmawiał z kimś? Ktoś specjalnie podał mu błędny kolor? A może po prostu nikomu nie zaufał?
- Tak jak przy poprzedniej rundzie, macie godzinę na zastanowienie się, jaki macie tym razem kolor. Ach, po następnej rundzie rozpoczniemy małe mini gierki, które pomogą wam w zabiciu czasu pomiędzy rundami! Powodzenia!~
To były ostatnie słowa, jakie usłyszeliście. Zegar ponownie ruszył.
----
Wprowadzamy kolejną rzecz. Od teraz każdy z was ma punkty zmęczenia i głodu na 100%. Co rundę będziecie tracić -10%. Żeby uzupełnić utracony poziom musicie zjeść (w przypadku głodu) bądź przespać się (w przypadku zmęczenia). Jednakże pamiętajcie, aby ktoś was obudził, w innym wypadku nie będziecie w stanie podać koloru. Możecie wykonać jedną akcję na rundę czyli ALBO zjeść ALBO przespać się. W przypadku wzięcia udziału w minigierce nie będziecie mogli ANI zjeść ANI przespać się.
Posiłek albo sen regeneruje 10%.
Skutki:
Głód
100% - 80% = czujecie lekki głód, ale jest okej
70% = lekka dekoncentracja
60% = robicie się lekko podirytowani
50% = robicie się agresywni
Poniżej 50% = jedzenie jest dla was priorytetem, tracicie na sile, jesteście agresywni
Zmęczenie
100% - 80% = jesteście lekko senni, ale jest okej
70% = dekoncentracja, macie wrażenie unoszenia się na wodzie
60% = jesteście zirytowani, wręcz agresywni
50% = zaczynają mylić wam się kolory, pocicie się
Poniżej 50% = macie przewidzenia, świat dookoła was wiruje
Wszyscy zaczynacie ze 100%
+ od teraz kolory będę wam wysyłać z mojego konta na Enmie. Wszelkie pw bardzo was proszę o kierowanie również na to konto
Termin: 04.04 godz. 20.00
Powodzenia!
@Ejiri Carei @Hattori Heizō @Ye Lian @Nakashima Yosuke @Hasegawa Jirō @Miyashita Ruuka @Yakushimaru Seiga @Himura Akira @Seiwa-Genji Rainer @Shiba Ookami @Warui Shin'ya
Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Seiwa-Genji Kamiko and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
Kiedy tylko wyszedł ze swojej ciasnej izolatki, spojrzał na ten gigantyczny ekran na którym były wyświetlone ich zdjęcia i wypisane personalia. Tu też pojawiła się ciekawostka. Literki nie latały mu przed oczyma jak to zazwyczaj ma miejsce w snach. Westchnął smutno, kiedy okazało się że już jedna z osób odpadła. Nie przyjrzał się z kim gadał, a szkoda. Chociaż może po prostu strzelił samobója bo nie chciał w tym brać udziału? Dosyć brutalny sposób na opuszczenie rozgrywki. Z ciekawości też przeszedł się w kierunku izolatki w której ten miał leżeć. -Ożeż ja pierdolę, ujebało mu głowę. - Rzucił do siebie cicho obserwując zwłoki Nobu pozbawione jego - prawdopodobnie - najlepszej części ciała. Odstąpił od izolatki i ruszył w kierunku Eji, która na szczęście przetrwała tę rundę. - Mam nadzieję że te całe "gierki" jakie nam zaserwują nie będą równie popieprzone jak ta gra. - Rzucił niemalże od razu narzekając. Niby to był sen, a sama koncepcja gry chora, ale mógł w nią grać. Poza tym, mógł tu jeść! Nie da się tak łatwo odstrzelić. -Dobrze się czujesz? - Spytał jeszcze wypatrując gdzieś w pobliżu Jiro. Zaczynając od półek z jedzeniem
@Ejiri Carei
#a2006d
Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
- Jestem pewna, że mnie usłyszysz, Wilczku - odpowiedziała ciszej, po raz pierwszy czując kiełkujące delikatnie rozbawienie. Nie miała pojęcie jak, ale Seiga - miał do tego niezmienny dyg. Rozbawiał, chociaż powinien drażnić. Nim się obejrzała, chłopak zniknął, atakując swoją obecnością, akurat wojskowego. Czemu?
- Mogłabyś trochę zwolnić - niemal podskoczyła, słysząc za sobą głos - Przepraszam, Po prostu... dużo się dzieje - ucisk na krtani wzmógł się, chociaż to nie obręcz była jej przyczyną. Przynajmniej pośrednio. Drgnęła ponownie, niespokojnie, gdy dłoń Ruu sięgnęła włosów i miejsca na karku, gdzie szyderczo powinien migotać kolor - jej przetrwania. Dopiero, gdy chłopak na głos wskazał barwę, zorientowała się, że do tej pory - nikt jej tego nie wspomniał, Zamrugała i jakoś mechanicznie kiwnęła głową z wdzięcznością - Dziękuję. Zapamiętam. Rozumiesz coś z tego? - odezwała się znowu, łagodniej. Czy mu ufała? Chciała wierzyć, ze tak. Miała przecież do stracenia tylko życie. Albo, sen o nim.
Nasilające zmęczenie, wcale nie należało do tych, opartych na danej perspektywie - a i przypadku zastałych okoliczności, trudno było wskazać, co i czy w ogóle, cokolwiek z tego co się działo, miało jakieś miejsce i czas w przestrzeni. Czas - co prawda, jak przeciągający się wyrok, miał w poważaniu - czyjekolwiek rozterki i zmęczenie. Carei, odbierała tak wielki pakiet wrażeń, że w momencie, gdy ciepłe, smukłe dłonie Akiry, przyciągnęły ją do siebie, czuła, jak łzy napierały na kąciki oczu, zbierane od początku przebudzenia, pęczniejące, chociaż za każdym razem, zatrzymywane. To nie było jej miejsce. I nie tylko szept z tyłu głowy mówił, że gdyby nie cudza życzliwość, obecność tych kilku osób, które chciały otoczyć ją swoim ciepłem - zostałaby zjedzona. Nie była nawet pewnie, czy nie dosłownie.
Bez słowa sprzeciwu pozwoliła, by miękkość kobiecych dłoni wskazała jej kierunek - a ten lokował się w twarzy i oczach o barwie gorzkiej kawy. Napięcie, co kumulowało na skórze nieprzyjemne ciągniecie, na moment zatańczyło bólem. Kiwnęła głową, na zgodę, nie mając sił wyrwać głosu w ściśniętym gardle. Nie miała też pojęcia czy to co mówiła do niej - było prawdą, ale - chciała wierzyć, trzymając się tej wiary, jak dłoni wyciągniętej, gdy tonęła. Przylgnęła do ciała, opadając czołem, gdzieś w zagłębienie przy kości obojczyka. Przymknęła powieki, ale i tym razem, zamiast łez, poczuła tylko palącą pod powiekami spiekotę - Paskudny to sen. Dlaczego ktoś chciał go takim? - odsunęła się, splatając palce z tymi kobiecymi, dając się poprowadzić do korytarza i miejsca, w którym dokonać się miała selekcja.
Nim weszła do celi, oparła palce przy wejściu, jakby dotykiem mogła odczytać przyszłość. I dopiero kroki, bardziej równe, miarowe, chociaż tak jak wszystkich - bose, kazały jej spojrzeć na zbliżającą się postać. Wymówiła imię, zapominając się, że miała go wciąż na "pan" Yosuke.
- Nie przeprasza się za takie rzeczy. Za widzenie - zaczęła ostrożnie, cicho, szeptem, który mógł usłyszeć tylko wojskowy - chociaż nie rozumiem źródła. Ale jeśli nie będziesz chciał o tym mówić, nie będę naciskać. Możesz opowiedzieć... kiedyś indziej - a może, może to Warui podzieli się odpowiedzią. Jeśli znowu, nie doprowadzi jej czymś do szału. Miał wybitną tendencję, niemal przy każdym spotkaniu, wprawiać ją w nieustającą rezonację gniewu. I... czegoś jeszcze, ale do tego przyznawać się nie miała zamiaru, ani śmiałości.
Myśli jednak nie odsłoniła głosem, pozostawiając na języku, nieruchomo, tym bardziej, że jakiekolwiek inne wyrazy, utknęły. Nieznany dotyk musnął linii jej pleców, gdy w męskich palcach przelały się czarne pasma, finalnie, chociaż na chwilę, rozsypując je luźno. Zamarła, przymykając powieki, gdy dziwny dreszcz, podążył za dotykiem. Dlaczego, chciała zapytać, powiedzieć cokolwiek, ale ciepło, które zdążyło już opaść, wspięło się równo z napięciem i wstydem po skórze. Czuła się zdradzona. Przez reakcję ciała, przez ciszę zalegająca na moment w umyśle. Na dotyk, reagowała paniką. Nie rozumiała więc różnicy, która wprawiła skórę w wymykającą pojęciu wibrację.
Dlaczego.
Odchyliła głowę, minimalnie, gdy ciche słowa i ciepły oddech załaskotał skórę przy szyi. Zastanawiała się panicznie, czy chaos dygotającego serca, był słyszany tylko przez nią. Miałaby do powiedzenia wiele, ale nieśmiałość, czy wstyd coraz gęściej sączący się do krwi, splatał język w supeł. Nie wiedziała co miałaby odpowiedzieć. Nie rozumiała też, czemu, to dawne, szczeniackie wręcz rozedrganie, odzywało się, gdy tak długo radziła sobie z jego symptomami, skutecznie duszonymi. Opuściła gardę? Bała się? Zupełnie, jak w efekcie jojo - odbijało się, wrażliwsze. Tylko - znowu - dlaczego, to działało akurat na wyjątkach?. Umiała sobie zazwyczaj radzić. Zazwyczaj, jak widać, miało ostatnimi czasy swoje limity.
Nie chciała nawet wiedzieć, w jakiej skali ciepła zalewającego wcześniej blade lica, widział ją Yosuke, gdy minął ją i spojrzał przez ramię. Jej własne dłonie, zaciskały się niemal równo z rytmem, tkającym się pod żebrami. Z szeroko rozszerzonymi źrenicami, z bladym uśmiechem - nie pamiętała. Za dużo było wszystkiego. Za dużo, za gęsto, za głęboko. Nie zasługiwała na to. Na poświęconą jej w taki sposób uwagę. Na oderwane groteskowo ciepło zainteresowania. Czuła się, jakby robiła coś złego. Że brudziła samą myślą, że ktoś rzeczywiście, mógł patrzeć i myśleć o niej w ten sposób.
Odwróciła się jakoś chwiejnie, w końcu odnajdując groteskowo - spokój - w chłodzie pustej celi. Oparła plecy o mróz ściany, powoli, zsuwając się w dół, siadając na gołej ziemi. Twarz ukryła w dłoniach. Była przeraźliwie zmęczona tym, co z nią robiły emocje, zbierające się sztormową falą. Bała się, a strach wierzgnął, w końcu, już będąc samą - puszczając linię łez przez policzki. I w szlochu dopiero, wypowiadając na głos, kolor, który został jej podany.
[size=10]*Nowa tura
Nie pamiętała, w którym momencie, w końcu uspokoiła rozpaczliwe łkanie. Palce, które wcześniej zakrywały twarz, przesunęła na uszy, nie chcąc słyszeć cichego drżenia gdzieś w oddali. Było jej niedobrze. I słabo. Żołądek wywrócił wariackie salto, gdy poruszyła się po raz pierwszy, unosząc twarz w górę. Przeżyła. Nie wiedziała tylko, czy to dobrze. I czy tych kilka osób, co wplotły się w pulsującą już słabiej - uczuciową eskalację, też miała jeszcze zobaczyć?
Przygryzła wargę, czując na języku metaliczny posmak. Rozdarła zaczerwienioną skórę ust, ale - w jakiś sposób, uspokoiło ją to. Wspierając się dłonią najpierw o chłód podłogi, potem ściany, podniosła się do pionu i finalnie, wysunęła z celi, odnajdując na zewnątrz Shibę. Nie chciała słuchać co mówił, zatrzymując się koło jednej z cel. Zmarszczyła gwałtownie brwi, przypominając sobie o zapewne zaczerwienionych płaczem oczach. W pośpiechu przetarła policzki - Nie chcę żadnych więcej gier - wciąż opierała się o drzwi wejścia, a w głosie zakołysała się dziwnie pusta nuta. Wolno, pokręciła głową - Nie, nie czuję się dobrze - udawanie, nie miało sensu - ale czy ktokolwiek tu czuje inaczej? - zadarła głowę, chcąc przynajmniej w domyślę - spojrzeć w twarz Shiby. Wsparła głowę o ścianę, nie patrząc już ducha. A jednak, nie ruszyła się z miejsca, przywarła do ściany mocniej, chcąc w bolesnej potrzebie - zobaczyć oblicza wychodzących. I w jakiś intuicyjny sposób, traktując mężczyznę, jak tarczę przed sobą. Przez chwilę, nikt nie musiał na nią patrzeć, tak, jak sama patrzeć na siebie teraz nie chciała. Żyła. Jakim i czyim kosztem?
@Himura Akira @Nakashima Yosuke @Shiba Ookami
@Miyashita Ruuka @Warui Shin'ya @Yakushimaru Seiga
Warui Shin'ya, Ye Lian, Nakashima Yosuke, Yakushimaru Seiga and Saeki Sawako szaleją za tym postem.
Haust powietrza wdarł się gwałtownie w rozchylone wargi. Żył. Nie kłamali. A może kłamali, ale ktoś ponad nim stwierdził, że zabawniej będzie przytrzymać go przy życiu. Jeszcze na kilka płytkich oddechów, które łapał teraz naprędce, karmiąc się chłodem powietrza, a zarazem ciepłem krwi siąknącej w materiał ortalionowych szortów. Sztuczna tkanina spijała niechętnie kolejne krople, smugi różu układające się na miękkim wnętrzu dłoni. Żył. Przecież to czuł.
Zanim ciało wysunęło się z celi, Seiga ściągnął z siebie podkoszulek, zawijając go wokół dłoni. Chociaż na chwilę, na moment zatamować krwotok, który, chociaż nie był obfity, nadal trwał. Beznamiętne spojrzenie osiadło na czerni, analizując w krótkim, bezsilnym zawieszeniu własną sytuację. Czy ktoś zginął naprawdę? Czy tylko wyrwał się ponad schemat? Jeżeli to pierwsze — jakie miało to mieć znaczenie? Dla niego; żadne.
" Gratulacje! W grze pozostało jedenastu uczestników! "
Paskudny uśmiech rozciągnął się na ustach, spływając w ich kąciki jadem. Źrenica rozszerzyła się w zwierzęcy sposób, kiedy serce w dwóch kolejnych uderzeniach wpompowało w ciało nie tylko rozrzedzoną krew, ale i dozę adrenaliny, która muskała nerwy, łechcząc rozbudzony umysł.
Miał to, czego pragnął.
Wysmukła sylwetka wysunęła się w otwartą przestrzeń sali, pozwalając białemu światłu osiąść na ramiona, spłynąć przez pajęczy korpus mozolnie wryty tuszem pod skórę na plecach. Cel. Nie mógł o nim zapomnieć. Dotrzeć do wnętrza urojenia, w którym się znajdował. Znaleźć umysł, który stał za tkaniem iluzji, a może i rzeczywistości. Przedrzeć się przez ciężką kotarę, jaka odgradzała go od prawdy.
Seiga twardo stał przy swoim, mając z tyłu rozedrganej myśli, że jego owieczka zawsze mu pomoże. Jeżeli tylko zegar wybije ostatnie minuty, będzie mógł sięgnąć ku niej. Carei była spolegliwa, to prawda. Ale w swojej łagodności niosła nadzieję i poczucie bezpieczeństwa, nawet jeżeli nie czuł się zagrożony. Umrze — to umrze. Przeżyje — to przeżyje. Utrzymywał się na powierzchni jedynie dzięki zagadce i przeświadczeniu, że jako jedyny może przegryźć się przez jej zawiłość. Jako jedyny był tutaj przydatny. Jako jedyny odnajdywał się w całym tym syfie.
Spoglądając przed siebie, ze źrenicą głęboko osadzoną w umyśle, całkowicie ignorując ciała układające się ponownie na zewnątrz, oraz ruch przed nadal zamkniętą izolatką, w której zalegało martwe ciało, a może tylko wspomnienie, pustka, ciemna i zimna; ustawił się przed regałem z przekąskami, sięgając po niewielkie pudełko z pierwszymi lepszymi ciastkami. Cokolwiek, byleby poruszać szczęką, kiedy nici korelacji między portretami zaczęły się kształtować.
Nucąc bezwiednie, utartą w głowie natrętną melodię pod nosem, z cicha, ku samemu sobie, przysiadł na ziemi po turecku, rozwijając materiał owinięty wokół dłoni. Gadzi pysk spoglądał nadal martwo, statycznie i kojąco. Chociaż plecy zwrócone były bezpośrednio w rozświetlony ekran, zdążył pochwycić peryferyjnie pozostałą jedenastkę. Obca twarz zniknęła. Nawet jeżeli byłaby znajoma — darzyłby ją taką samą dozą odczuć. Przymrużenie zanurkowało w karton, kiedy jedno z kruchych ciastek zapełniło usta, a dwukolorowość tęczówek przecięła zgromadzenie. 11.
Przesiąkły juchą podkoszulek przewiesił przez lewe udo, zakręcając wejrzeniem na prawe, wodząc obsydianowymi cierniami trwającymi statycznie na powierzchni wejrzenia przez tatuaż. Dzieci, zmory, odrywające od swoich twarzy maski. Kreatury, te, które dostrzegał między niewzruszonymi i niczego nieświadomymi ludźmi. Spokojnymi w swojej głupocie. Kretyni. Kurwa mać, oni wszyscy są skończonymi kretynami.
Westchnienie przepełnionych ust ucieka nosem, kiedy odchyla się nieznacznie do tyłu, świdrując linię izolatek. Dostrzega ją, Carei, podłamaną, zrezygnowaną, ukrywającą się za monstrualnym ciałem mężczyzny. Widzi też pasma smolistych włosów Akiry, nie wiedząc, czy powinien się cieszyć na widok jej żmijowego spojrzenia. Uśmiecha się krzywo, kiedy wyłapuje ją w jej niepewności, przekrzywia subtelnie głowę jak nasłuchujący szczeniak. Czeka na nią, w dziwny i karykaturalny dla siebie sposób, czeka na jej ruch.
Teraz ważniejsze są jednak przeorane plecy mężczyzny, z którym rozmawiał wcześniej, a które, jak i reszta ospałej i nadgryzionej zębem lęku grupy, istnieją nadal. Seiga zagryza się znów na ciastku, odpychając nieznacznie szary karton, szurając nim po ziemi, podciągając nogi nieco wyżej, kolanami strzelając ku sufitowi, kiedy lewa dłoń osiada na przenikliwym zimnie podłogi, podpierając na niej korpus. — Ciężko się mnie pozbyć. — Uśmiecha się w kierunku Yosuke wypuszczając ku niemu chropowate, szorstkie zgłoski. Momentami chciałby, żeby jego głos brzmiał cieplej, przyjemniej, łagodniej; odstawałby wtedy od jego aparycji, kontrastując z nią w zabawny sposób. A tak? Cały utkany z ostrości i wyostrzony niczym krawędź brzytwy. Bo Yakushimaru cały złożony jest ze szponiastych rys niczym szpiczasta drewniana zadra wystająca znad miękkości tkanki. Uśmiecha się jednak, przyjaźnie, chociaż blizna biegnąca od szczytu kości jarzmowej przez cały policzek, zakręcając ku wardze, spina się i naciąga bladość w napięciu. — Żółty to niby kolor inteligencji. Ale w wilkach jej tyle, co w ogłupiałych owcach. — Przełyka nie tylko słowa, ale resztkę niewielkiego posiłku. — Wiem, co robi Tsunami, Nakashima. Znaczy... wiem. To dużo powiedziane. Widziałem. Czytałem. Słyszałem. Powiedzmy, że na co dzień... — zamyśla się na moment i zawiesza głos, przymykając cienkie powieki, naciągając je połowicznie na zamglone w rozbawieniu spojrzenie. — Muszę bardzo intensywnie przyglądać się temu, co dzieje się wokół. — Kończy nie chcąc zdradzać się w jakikolwiek sposób, a jedynie wyciągnąć dłoń ku mężczyźnie, zaprosić do pogłębienia kontaktu, bo czuje, że jest w nim siła, która go przyciąga i nęci. Siła, którą chciałby przejąć i na siebie, wchłonąć i napędzić się mocniej, silniej, znajdując pewniejszy grunt na kolejne dni i tygodnie. Jest w nim dziwna żądza, której jeszcze sam nie potrafi zrozumieć; żądza przeplatana z gniewem, który osadza się na splocie słonecznym piekielnym gorącem. — Jesteście więcej warci niż Minamoto.
Ye Lian, Ejiri Carei and Shiba Ookami szaleją za tym postem.
– Powiem. Zasługujesz, żeby wiedzieć – oznajmił, samemu przestając się przejmować, że w swojej oficjalności też nadal tytułował ją panią. To mogły być ostatnie chwile ich życia, może widzieli się po raz ostatni, może któreś z nich nie wydostanie się już z niewielkiego pokoiku i to był ostatni moment na porzucenie tej twardej szorstkości. Albo właśnie się odsłonił, stając się słaby i wrażliwy, podatny na atak. – Nie, kiedy inni słuchają. Jest… jest coś jeszcze, co powinienem wyznać. Jeśli podejdziesz sama, powiem wszystko, co będziesz chciała wiedzieć – zapewnił. Nie lubił rozmów w większym gronie, zwłaszcza, jeśli wiązało się to ze zdradzaniem informacji o sobie. Mógł przez to zdradzić swój słaby punkt komuś, kto nie powinien go znać.
Miłe chwile nie mogły trwać wiecznie. Znalazł się osamotniony w celi, wyczekując z bijącym sercem na wyrok. Został zdradzony czy wcale niepotrzebnie powątpiewał w szczere intencje ciemnowłosej kobiety? I nagle ten głośny dźwięk, jak wybuch, aż zamknął oczy, w duchu składając kolejną modlitwę – byle to nie była ona. Żeby nie sugerowała się jego słowami w kwestii koloru. Żeby nadal żyła.
Kilkanaście sekund wpatrywał się w otwarte przejście. Przetrwał pierwszą rundę, „pozostało jedenastu uczestników”. Kto więc padł ofiarą jako pierwszy? Czy wilki wyruszyły już na łowy?
– Nobuo. – Z niedowierzaniem spojrzał na ciało stając obok gigantycznego Shiby i kryjącej się za jego masywną sylwetką drobniutkiej Ejiri. To już nie był po prostu Sugiyama – nawet Nakashima miał jakieś uczucia, które teraz ścisnęły go za gardło. Przełknął ślinę, zaciskając lekko drżące pięści. Nie przywykł do umierających członków oddziału, nawet nieswojego. – Niech twoja dusza odnajdzie spokojną drogę w zaświaty – wyszeptał starając się nie zdradzać, że śmierć medyka go poruszyła. Dlaczego to wszystko było tak realne?
Przeszedł do hali jak struty. Dłonie znowu wsunął w kieszenie dresowych spodni, obrzucił spojrzeniem ekran wyświetlający „graczy”. Zaczął iść w całkowicie losowym kierunku, aż do jego uszu nie dotarł znajomy już głos. Obejrzał się w kierunku mężczyzny, z którym przyszło mu już wymienić kilka zdań, obrócił się na pięcie w dość sztywny, wojskowy sposób i podszedł bliżej.
– Szkoda, że więcej osób nas nie docenia, woląc nazywać nawiedzonymi świrami – odparł również wyciągając swoją rękę, by uścisnąć dłoń Seigi. Nie przeszkadzało mu, że ten wciąż może mieć palce pokryte krwią z wcześniej zadanych sobie ran. Dla niego były to ledwie szare smugi, nic szczególnie przerażającego czy odstręczającego. – Co dostrzegasz w tej rzeczywistości? Ja całkiem sporą ilość wilków czyhających na nieświadome owce. Lub takie, które świadomie dopuszczają do siebie pasożyty, żerujące na ich naiwności, powoli wysysające energię, która im się nie należy. – Nawet wśród Tsunami uchodził za fanatyka lub narwańca. Starał się tępić demony bez litości i bez wyjątków, będąc w stanie oszczędzić jedynie niektóre drobniejsze, z natury niegroźne yōkai – pod warunkiem, że te znajdowały się z dala od ludzkich siedzib. Był najbardziej nawiedzony wśród „nawiedzonych”, niereformowalny i ciężki do polubienia. Zwłaszcza, kiedy jego twarz przez większość czasu zdawała się wyrażać zmęczoną obojętność.
@Ejiri Carei @Yakushimaru Seiga
Ye Lian, Ejiri Carei, Shiba Ookami and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.