Budziliście się jeden po drugim w niewielkich odstępach czasu, jakby ktoś sterował waszą świadomością i naciskał odpowiednie przyciski. Miejsce było dla was obce i dość chłodne, aczkolwiek było to spowodowane faktem, że mieliście na sobie to, w czym kładliście się spać. Piżamy, dresowe spodnie, koszule nocne.... a jak ktoś spał nago, cóż, ten najbardziej marzł. Bo właśnie do tego momentu wasza pamięć sięgała. Momentu, w którym układaliście się do snu, zmęczeni ciężkim i pracowitym (albo i nie) dniem. Ale co było dalej? Tego nie wiedzieliście.
Kolejną rzeczą, którą wszyscy zdołaliście zauważyć, to metalowe obroże, które w dopasowany sposób oplatały wasze szyje niczym martwe węże. Jedni próbowali znaleźć jakiś przycisk, inni zdjąć te cholerne ustrojstwo - jednakże metalowa obroża nawet nie drgnęła.
Znajdowaliście się w sporej wielkości pomieszczeniu, które przypominało dziwne połączenie stołówki, magazynu oraz czegoś w rodzaju hali. Sufit zawieszony był wysoko, a jedyne okna znajdowały się przy samym szczycie, więc nie było jakiejkolwiek możliwości na zajrzenie przez nie z powodu ścian wysokich na dobre 5 metrów, nie wspominając nawet o próbie ucieczki. Z prawej strony, pod ścianą, dojrzeliście regały wypełnione konserwami, ciastkami oraz wodą. Tuż obok znajdowało się również kilka stołów i krzeseł. Po przeciwnej stronie ciągnął się długi korytarz wypełniony otwartymi celami, gdzie każda była ponumerowana od 1 do 12, jakby zostały specjalnie dla was przygotowane. W środku nie znajdowało się zupełnie nic, dlatego też na myśl przywodziły raczej izolatki, aniżeli pokój.
To, co mogło was najbardziej zainteresować to panoramiczny telewizor zawieszony na południowej ścianie. Na jego ekranie widniały wasze zdjęcia opatrzone imieniem i nazwiskiem. Nim pytania odnośnie sytuacji i położenia w jakim się znaleźliście zdążyły zalać wasze zdezorientowane umysły, z głośników telewizora rozbrzmiał kobiecy, automatycznie wygenerowany głos:
- Witajcie w naszej zabawie "Wilk w owczej skórze"! Cieszymy się, że na miejscu są wszyscy, wszakże nie chcielibyśmy, aby kogoś zabrakło! Na waszych szyjach zostały zawieszone obroże. Na każdej z nich, z tyłu, znajduje się mały ekranik, który aktualnie wyświetla jeden z czterech kolorów: czerwony, niebieskie, zielony i żółty. Waszym zadaniem jest odgadnięcie prawidłowego koloru, który aktualnie macie~ Żeby tego dokonać, musicie zamknąć się w jednej z izolatek i powiedzieć na głos kolor! Jeżeli dana osoba nie poda poprawnej odpowiedzi bądź nie udzieli jej wcale - zainstalowana bomba w obroży wybuchnie i zabiję tę osobę! Zabronione jest spoglądanie w szklane przedmioty w celu ujrzenia koloru. Tak samo zabronione jest zabicie innego gracza. Zgadywanie kolorów będzie odbywało się co każdą godzinę. Oczywiście po odgadnięciu kolory na waszej obroży będą ulegać zmianie. Jednakże to nie wszystko! Wśród was znajduje się Wilk w Owczej Skórze! Tak, tak, on również bierze udział w zabawie. Musicie odgadnąć kto jest wilkiem i go wyeliminować poprzez zmuszenie go, do wypowiedzenia błędnego koloru. Wygrywa Wilk, jeżeli wyeliminuje wszystkich pozostałych graczy. Jednakże jeżeli uda wam się wyeliminować wilka - wygrywają gracze! Czas jest nieograniczony, możecie korzystać z jedzenia ile chcecie! Czas na zabawę - start!
00:59:59
----
Zasady są bardzo proste. Za moment wylosuję wśród was Wilka i ta osoba zostanie powiadomiona na pw.
Ponadto wyślę wam również kolory innych uczestników, czyli:
mamy graczy x, y z. Graczowi x wyślę kolory y i z. Graczowi y kolory x i z. I tak dalej, i tak dalej.
Bardzo was proszę, abyście nie zdradzali kolorów drogą prywatną, a rozegrali zabawę w zaufanie i małe śledztwo kto jest Wilkiem.
Mam nadzieję, że wszystko jest zrozumiałe, ale w razie pytań - śmiało piszcie.
Nie obowiązuje kolejka w pisaniu postów. Piszcie ile chcecie, ALE wasz ostatni post przed upływem terminu musi opisywać, jak wasza postać wchodzi do izolatki i podaje kolor (podkreślcie go, proszę). W innym wypadku uznam, że postać nie wie jaki ma kolor i zostanie wyeliminowana. To samo będzie dotyczyło osób, które nie napiszą w ogóle posta. Jeżeli jednak ktoś nie będzie mógł napisać - niech koniecznie zgłosi to na moje prywatne konto, Enmy, żebym wiedziała c: I niech wtedy po prostu poda kolor na pw, wiadomo, każdy ma swoje życie, a to ma być zabawa!
Termin: 01.04 godz. 20.00
Powodzenia!
@Ejiri Carei @Hattori Heizō @Ye Lian @Nakashima Yosuke @Hasegawa Jirō @Miyashita Ruuka @Yakushimaru Seiga @Himura Akira @Seiwa-Genji Rainer @Shiba Ookami @Sugiyama Nobuo @Warui Shin'ya
Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
— Rainer i Heizo dobrze mówią — Tli się iskra, ponownie, tnie pobudzeniem. Adrenalina zatapia kły w mięśniach, przepuszcza jad podniecenia przez żyły. Mówi już nie tylko do Nakashimy, chociaż na nim uwiesza pojętne spojrzenie. Głos jest donośniejszy, ochrypły, ale gładki. — Wszyscy zasnęliśmy, zanim tutaj trafiliśmy, prawda? To jedyna cecha, która nas łączy. Prawdopodobieństwo, że nas porwali i jesteśmy tutaj fizycznie, sięga praktycznie zera. Rainer jesteś w akademiku? — Bark okręca się nieznacznie, kiedy napiętość i skupienie układa się na czole Yakushimaru. — Chyba że jesteście razem. — Heizo, to on zasiał ziarenko, które teraz kwitło pod nagrzewającym się torsem chłopca, kiedy kilka kroków Yakushimaru kieruje w jego stronę. — To już wtedy mamy trzy osoby, które są relatywnie blisko siebie i mogą sprawdzić, co jest z pozostałą dwójką, czy tam nawet z jedną osobą. Chyba że odstrzelą nas razem. Ale to tylko wtedy potwierdzi teorię. — Na moment zacina się, żeby złapać spokojniejszy oddech, bo ten zawija się w kulkę i układa pod grdyką. Gładkim ruchem dłoni zdobnej w gadzi łeb, Seiga przeczesuje włosy, jakby miało mu to pomóc w ułożeniu nie tylko smolistych kosmyków, ale kolejnych niespokojnych, rozerwanych jeszcze i niepoukładanych kawałków układanki. — Jest jeden haczyk. Musimy działać jednogłośnie. Wszyscy. Jeżeli choćby jedna osoba się wyłamie... wrócimy do punktu wyjścia. A tak, przynajmniej jedna z opcji zostanie odhaczona i sprawdzona. Co za tym idzie, nie możemy teraz wejść do izolatek. Musimy przeczekać tutaj. Jeżeli nas obserwują i słuchają, a tak jest, działa to tylko na naszą korzyść. — Przerywa prostując się. Krótki uśmiech wpada w kącik ust, a wzrok osiada na mężczyźnie, kóry właśnie podał mu dwie, całkowicie różne informacje, na chwilę wyrzucając go z toru myślenia, jaki obrał. — Liście klonu... — Powtarzają wargi półszeptem, zanim zagryzie się trzonowcem na wnętrzu policzka. No tak. — Masz żółty, tak jak niezapominajki. — Głowa delikatnie skłania się w podzięce ku Ruu, bo mimo wszystko ma teraz pewność, że jeżeli ktoś zdezerteruje, zatrzasną się w swoich celach i przetrwają. Żałosne to myślenie, bo przecież on już wie, on już to do jasnej cholery czuje, że ma rację. — Nakashima? — Podbródek obniża się nieznacznie ku obojczykom, jakby wzrokiem, łagodnym, ale pewnym, odnaleźć chciał poparcie w kimś, kogo uważa tutaj za dostatecznie rozsądnego w swoim braku „ogólnie przyjętego jako poprawny" rozsądku, na równi z sobą samym, aby wzmocnić choćby część słów, które z siebie wycedził.
Hattori Heizō and Nakashima Yosuke szaleją za tym postem.
– Nie ufam niczemu, co raz wylądowało w grobie i z niego wylazło. – W przypadku mediów sprawa była znacznie prostsza. Dusza na moment opuściła ciało, chwilę pobłądziła, a potem wróciła do odratowanej, oryginalnej powłoki. Technicznie rzecz biorąc, byli więc cały czas tacy, jakimi zostali stworzeni i nie dochodziło tu do żadnej trudnej do wyjaśnienia sytuacji. Powrót do żywych ze stanu śmierci klinicznej był przynajmniej naturalny, wytłumaczalny naukowo i racjonalnie. Yūrei snujący się na granicy światów zamiast grzecznego pójścia tam, gdzie miejsce duszy – nie.
Powiódł wzrokiem za Yakushimaru ruszającym kilka kroków w kierunku grupki osób. Teraz jeszcze bardziej kusiło go dostać się do okien i wyjrzeć za nie, żeby dojrzeć tę nicość. Było tu trochę mebli, jeden z uczestników „gry” na pierwszy rzut oka wyglądał na kogoś mającego ponad dwa metry wzrostu. Odległość od ziemi do sufitu nie była więc wcale taka nie do przebycia.
– Nie mogę wykluczyć tej opcji – odpowiedział cicho do Ruuki, przesuwając na niego wzrok z pleców Seigi. – Tylko z nimi rozmawiał Nobuo zanim go… – przełknięcie śliny, jakby świadomość śmierci znajomego wciąż nieznośnie mu ciążyła. – wyeliminowano.
Wsłuchując się w słowa poprzedniego rozmówcy, jednocześnie skupił się też na tym, co mówił chłopak w okularach. Zwłaszcza, że przekazywał ważną na ten moment informację w nieco dziwny sposób. Chciał rozruszać towarzystwo, żeby zaczęli się zastanawiać, kto tu jest mącicielem?
– Bardzo dojrzałe liście klonu późną jesienną porą. Może trochę jak twoje rany – mruknął do Yakushimaru potwierdzając jego kolor. Już wcześniej widział ten odcień szarości na obroży u Waruiego, a później krople krwi upadające na jasną posadzkę. Mógł więc nie zdradzić swojej barwnej ułomności. Gorzej, jeśli się pomylił i właśnie przytaknął prawdziwemu zabójcy. – Czy ja wiem czy taki żółty… Trochę wygląda mi jak zielony niczym czysta, płytka laguna pod bezchmurnym niebem. – Czyli dla niego po prostu szary jak szary pod szarym, ale skoro Miyashita chciał się bawić w zgadywanki, to niech będzie według jego zasad.
– Liczą na to, że wygrają owce poprzez eliminację wilka lub wilk poprzez eliminację owiec. Co się stanie, jeśli nikt z nas nie poda koloru? Zasady nie zakładały remisu. Wilk ginąc razem z owcami też przegra. Jeśli to faktycznie sen i wszyscy śnimy jednocześnie, musi na nas oddziaływać silny yōkai. One lubią bawić się ludźmi, pożywiać się strachem i bezsilnością. Myślę, że nie dopuściłby do sytuacji, w której wszystkie jego zabawki zginą. – Zbliżył się do pozostałych tak samo jak Seiga, wciąż trzymając dłonie w kieszeniach. W myślach przeklinał kładzenie się spać w wybrakowanej garderobie, bo zaczynało mu już być nieco chłodno. Zainwestowaliby tu w ogrzewanie, skoro już im zapewnili jedzenie. Pewnie zatrute albo naszpikowane jakąś chemią.
@Yakushimaru Seiga @Miyashita Ruuka @Seiwa-Genji Rainer @Hattori Heizō
Hattori Heizō and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
A wykonał, bo wychodząc z izolatki, przekierowując oczy na telebim, dostrzegając wreszcie kto zginął, nie zauważył jednoosobowego buldożera.
Po prawdzie niezbyt świadomie, przyhaczając kątem oka postać Ye Liana, od razu się ku niemu skierował. Ciało ruszyło, ale umysł za bardzo próbował objąć ogrom informacji podawanych na wyświetlaczu ekranu, wyodrębniając stamtąd to, co najistotniejsze.
Nazwiska, które kojarzył.
Ejiri była jednym z nich. Ye Lian następnym.
Hattori Heizo.
I Hase... - reszta godności znajomego rozbiła się o podłogę, na którą zleciał wzrok potrąconego Shina.
Kolejny krok więc postawił koślawo, pociśnięty z bara gwałtownością żywego huraganu. W kostce coś się wygięło, wzdłuż ust przemknął grymas bólu, ale rude kosmyki opadnięte na twarz prędko odsłoniły żarzące się ślepia - akurat, gdy zadarł brodę. I dodał dwa do dwóch. Przez obwarowanie analityczne przebiła się potężna dawka sarkazmu; jak leziesz, parchu demoniczny, po której od razu zogniskował wzrok na przełażącym obok...
Hasegawa.
Pociągnięty jak za smycz polazł za nim, nadrabiając dystans paroma szybszymi podbiegnięciami. Mieszanina skrajnych emocji targnęła jego mięśniami, spinając je na granit; za dużo wokół się działo. Za dużo kojarzonych obliczy. Za dużo faktów. Śmierć osoby, która niegdyś go wybawiła. Uderzenie od nemezis, stale depczącego mu po piętach jak nieoderwalny rzep. Gdzieś w tym wszystkim cholerny, marny pisarzyna, który historie swoich książek spisywać powinien krwią - miał jej wszak sporo na rękach.
I wreszcie Hasegawa, z którym łączyły go żelazne łańcuchy przeszłości, o wiele trwalsze niż ciążąca na karku tykająca bomba.
Wir przemykających przez czaszkę wiadomości najwidoczniej wpłynął na wartkość jego ruchów.
Waruszek Okruszek dotarł więc w punkt lokacyjny idealnie w chwili, w której padło wzbogacone jazgoczącym BZZ-T! przywitanie Jiro.
Zareagował kompletnie nieprzytomnie, szarpiąc za zawleczkę zamka błyskawicznego wiszącą dotychczas tuż pod metalową obrożą; spod rozpiętej nagle bluzy odsłonił się kryjący pod nią wymięty t-shirt.
Niewiele myśląc, o ile w ogóle zużył energię na próbę skonstruowania logicznego planu, zrzucił z ramion wierzchnie ubranie. Zdążył zatrzymać się zaraz za Lianem, obracając frontem do wyminiętego w pośpiechu eks-współpracownika. Ye mógł zaraz poczuć zarzucaną mu na barki ocieploną bluzę, a w następnej sekundzie - naciągany na platynę włosów kaptur. Ciemny materiał odciął kod z obroży mężczyzny od czyjegokolwiek wzroku.
Ufaj tylko mi.
Pierś Shina opadła przy głośniejszym wydechu - wzrok wbił w oszpeconą bliznami twarz, w ten cholerny uśmieszek, który nigdy nie przeznaczono dla niego.
- Podasz mi mój kolor?
- Nie musi - wtrącenie ubarwił własnym grymasem; prawie tak samo przymilnym jak ten przeznaczony przez elektryka dla Ye Liana. - Ja ci podam, żebyś nie był zazdrosny. Chociaż ten odcień nieźle pasuje do twojej - opuścił wzrok na wygięte w przyjazności wargi Hasegawy, nim nie wrócił do spojrzenia - bezwstydności.
W tonie wybrzmiała aluzja. Asekuracyjnie ustawiona sylwetka wydawała się skora do tego, by odgrodzić Ye Liana od reszty zgromadzonych - z Jiro na czele zresztą. Wzrok Shina kontrastował jednak z zamiarami.
Ale jak idiotycznie by wypadł, gdyby przyznał wprost, że w rzeczywistości bronił Hasegawę przed mordercą?
Że trzymał Ye Liana przy sobie, bo nikt nie spodziewałby się po cichym, niepewnym chuchrze choćby przypadkowego zadraśnięcia?
I że ten sam potulny typ bardzo pasowałby na Wilka, bo kto podejrzewa kogoś o charakterze owcy?
Ręka, którą narzucił bluzę, spoczywała cały czas na szczupłym ramieniu blondyna, przytrzymując go kategorycznie blisko. Dopiero po dłużej chwili nacisk dłoni zelżał, przesunął się niżej, na miejsce między łopatkami, wzdłuż kręgów szkieletu, aż nad lędźwie, gdzie wskazujący palec przyległ mocniej.
Kreślił skomplikowany wzór kresek, przebijając się dotykiem przez ubrania nałożone na Ye Liana, jednocześnie przypatrując się Hasegawie. Tworzył jeszcze ostatnie linie znaku, gdy ponownie się odezwał.
- Dystans na niewiele się zda, jeżeli przyjdzie nam wziąć udział w zabawach. Będziesz wtedy ze mną w parze, Hase?
Ye Lian, Hasegawa Jirō and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
Hattori Heizō, Warui Shin'ya, Nakashima Yosuke, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
Spojrzenie opada na okaleczoną dłoń, kiedy Yosuke przypomina mu o ranie. Krew. Nie wie, czy prawdziwa, czy nie, ale rozszarpana powierzchnia skóry piecze. Czy naprawdę? Czy rana powędruje z nim w kolejne miejsce? Pewna doza rozbawienia ląduje w płucach, muskając je w łaskotliwy sposób. Nagle wszyscy zaczęli zmieniać się w poetów, próbując przekazać sobie kolory, które do końca życia zapiszą mu się w głowie już nie tylko jako proste barwy, ale poczucie niebezpieczeństwa i żałosnej bezsilności. Czarna czupryna potakuje na słowa Miyashity, wzrok w zapewnieniu zawieszając na Yosuke. Myślę, że nie dopuściłby do sytuacji, w której wszystkie jego zabawki zginą. Wgryza się w ostatnie zdanie mężczyzny z satysfakcją, marszcząc na moment brwi. — Dlatego wilk musi zabawić się razem z owcami, a nie nimi.
Nakashima Yosuke ubóstwia ten post.
— Znowu? — spytał na wieść o kolorze, choć ton Rainera pozostawiał wiele do życzenia. Martwił go, choć przez myśl nie przeszło mu, że mógł go okłamać – raczej, że niedostatecznie dobrze mu się przyjrzał, gdy był myślami tak daleko. Wydawało się, że za daleko. Palcem wskazującym na krótką chwilę zaczepił o metalową obręcz na swojej szyi. Tym razem podjął bezskuteczną próbę wsunięcia za nią paliczka, bo w obecnej sytuacji warto było sprawdzić wszystkie opcje – łącznie z tą, że być może z każdą kolejną rundą pułapki na ich szyjach luzowały się o milimetry. Nie tędy droga do wolności.
Powiódł wzrokiem za oddalającym się Rainerem, nie spodziewając się, że łączą go jakiekolwiek relacje z Carei. Odczuwany dyskomfort trwał tylko chwilę, bo i przez ten moment nie rozumiał jeszcze, że ostrożne gesty miały za zadanie jedynie uspokoić dziewczynę; jakby zwracał się do przestraszonego dziecka. Poza Rainerowym głosem wsłuchiwał się też w te pozostałe – nawet jeśli docierały do niego zaledwie strzępkami; przypadkowymi słowami, które wciskały się w krótkie pauzy pomiędzy zdaniami wypowiadanymi przez Seiwę.
— Oni to tylko teoria — zaczął, poprawiając bluzę, która niebezpiecznie zsunęła się z jego ramienia. — Jeżeli znaleźliśmy się tu naprawdę, podejrzewam, że potrzeba było zorganizowanej grupy, by zaciągnąć aż dwanaście osób w jedno miejsce. Całkiem spore miejsce — wraz z ostatnimi słowami, spojrzenie srebrnych oczu przesunęło się uważnie po hali. Zdawało się, że omiatał nim niemalże każdy kąt, by wreszcie skupić się na Seidze, który podszedł bliżej. — Ryzykowne, więc pewnie masz rację, że to mało prawdopodobne.
„Chyba że jesteście razem.”
— Dzisiaj spałem sam. W Karafurunie — oznajmił, jakby lokalizacja miała jakieś znaczenie. Na dobrą sprawę wszyscy mogli zostać porozrzucani po różnych częściach miasta i może nie był to zwykły przypadek. Może chodziło o to, by poza snem – czy czymkolwiek to wszystko było – nie mieli do siebie łatwego dostępu. Kontynuował na tyle głośno, by i Ruuka, który znajdował się nieopodal, miał szansę go usłyszeć. — Pytanie tylko, co na to cała reszta. Możemy jedynie domyślać się, że to iluzja, ale nie zagwarantujemy nikomu tego, że nie skończą z urwaną głową. Myślisz, że dasz radę namówić całą resztę na pozostanie poza izolatkami? — Na krótką chwilę zwrócił twarz ku osobom, które trzymały się dalej w swojej niewielkiej, zbitej grupie, zanim zwrócił się ku Nakashimie, krzyżując ręce na klatce piersiowej. — Właśnie o to chodzi. Przede wszystkim nie wiemy, czy wilk w ogóle istnieje. Jeśli tak, jakie korzyści miałby z tej całej gry? Wśród jedenastu owiec jest raczej bezsilny, zwłaszcza że każda z tych owiec ma oczy, więc wszystkie te zasady nie mają sensu. Jedno kłamstwo przeciwko jedenastu prawdom? Zwykle to logiczne, że zaufasz większości, chyba że ta większość celowo zacznie skakać sobie do gardeł. Odsuwając na bok naszą zabawę w owce i wilki, nie zapominajmy, że to ludzie są najbardziej skłonni brać udział w wojnach, gdy tylko wmówi im się, że mają wspólnego wroga. I może o to w tym wszystkim chodzi? Jest jeszcze jedna sprawa — zaczął, zerkając ku Rainerowi, co było jedynie wymownym gestem, bo już chwilę później znów spoglądał ku dwójce nieznajomych. — Sam zauważyłeś, że niektórzy są blisko, więc równie dobrze możemy siedzieć tu w nieskończoność, przerzucając się dobrymi kolorami. Ci, którzy mają ze sobą kogoś bliskiego, mają większe szanse. Prawdziwy chaos zapanowałby, gdyby żadne z nas się nie znało. — Pokręcił głową, ściągając brwi w skupieniu. Jeżeli w tym wszystkim był jakiś sens, na pewno był bardzo dobrze ukryty. — A jeśli to yokai, z czym mielibyśmy do czynienia? Myślisz, że przerwanie gry już teraz nie będzie niosło za sobą żadnych konsekwencji? Czy może powinniśmy poczekać do następnej rundy?
Seiwa-Genji Enma, Nakashima Yosuke, Seiwa-Genji Rainer, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
Głowę wsparła o chłód za sobą, obracając kierunek uwagi na chwilę, bo kroki miękkie, znajome, znaczone pięknem, które przecież malowała - znajdują się w końcu blisko. Spojrzenie unosi wyżej, znowu, do kobiecej twarzy, a dłoń w takcie intuicji, splotła się z tą, należącą do Akiry. Aż i tylko - wystarczyło tyle, by wzbudzić się z otępienia, zbyt łatwo pożerającej chaos tkających się bezustannie myśli. I na słowa tuż obok chciałaby kiwnąć głową, ale tylko uśmiech blady unosi kąciki, bez rozbawienia. Za to dłoń, zaciska się na chwile mocniej, odwrotnie, jakby chciała od siebie coś dać, nie tylko brać. I nie mogąc powiedzieć tego na głos wiedziała, ze oddałaby siebie całą, gdyby miała pewność chociaż niewielką, że wyrwą się z przykrego snu. Bo to był sen. Musiał być. Prawda?
Pytanie kolejne, wyciągnęło z Carei szybszy oddech. Kto to jest - i nie potrzebowała nawet słyszeć dopowiedzenia, bo wzrok umyka na moment w dół, pod stopy bose. Bo i odpowiedzi nie miała jednej. Na język, jak mantra za to, ciska się pytanie dlaczego, które wirowało na wargach jeszcze chwilę temu, gdy Yosuke zatrzymał ją przy celi. Jeszcze bardziej drażliwym było, że w podobnym tonie, odpowiedzieć "kim jest" nie umiałaby w przypadku Warui.
Głupia, głupia, owieczko, co ty sobie wyobrażałaś?
- Znajomy. Spotkaliśmy się kilka razy. Wojskowy - język splatał się, wyrzucając lakoniczność, którą - tutaj winna się podzielić. I spogląda w oczy Akiry z niemą prośbą przygryzionych warg - o czas - którego, nawet nie wiedziała ile mieli.
Obca, szorstka, chociaż dziwnie delikatna dłoń na karku wystarczyła, by skutecznie ustawić jej uwagę na teraźniejszości i Shibie. Nie prosiła, a jednak otrzymała. A gdy opadł na ziemię, łatwiej jej odwdzięczyć się, na moment nachylając się, by odsłonić kolor i poświęcić mu uśmiech lekki - A twój, czerwony - łatwiej skupiać się na innych. Być dla innych, bo i łatwiej odsunąć trącającą o zniewagę - egoizm. I własnoręcznie budowane problemy. Robiło jej się gorąco, bardziej słabo, dziwny nacisk wokół przytłacza, a nowe sylwetki, wysuwały się, jak cienie z zamkniętych wcześniej cel. Znowu bolało.
Głos nowy, melodyjny, odbił się w pobliżu. Bliżej, bo i jak echo łączyło się z odpowiedzią na puszczoną mimowolnie skargę. Sylwetka nowa, ale nie obca. Heizo. Pamiętała obraz przypisany na ekranie. Mężczyzna, chłopiec, co orbitą swoistą otaczał kogoś, kto imieniem jej własnym, sięgnął przywołując ku sobie, powietrzem, którego oddech sięga do płuc. I wołała najpierw ostrożnie oczu, co źrenicą zlewają się z czernią, ale tam nie widać otchłani. A kształt przejrzysty, smukły, wyrazisty, jak pragnienie, co źródła ma gdzieś tamowane. Bo nie dla niej przeznaczone, chociaż... czułe uśmiechem, co w kąciku skrzy się czerwienią. I to jest tylko dziś dla niej.
- Rainer- odbija się imię na wargach, gdy artystka jak ptak spłoszony podążyła za gestem, śledziła dłonie, gdy przełamały barierę splataną wokół ciasno, jak dawny dziewczęcy warkocz. Ciche westchnienie zalega na wargach, chociaż pierwotna panika, umknęła niechętnie, osiadając w końcu łaskawym zrozumieniem, bo palce jego smukłe, nie gaszą, a witają jej obraz, ten być może, który zapamiętał, albo rysować mógłby od nowa. I malunek własnej dłoni, oddała w objęcia tych dwóch, prostując paliczki, jak płótno gotowe do pracy. Wzrok opada, rzęsy czarne trzepocą skrzydłami czarnymi, rozbijając i łzy ostatnie, co się jeszcze uchowały w kącikach - Pamiętam - powtórzyła cicho, chociaż wiedziała, że każdy kto był obok, ująć mógł ton jak dla siebie. A jednak sekunda mówienia obleczona byłą obliczem Seiwy, by opaść w zmęczeniu na dłonie. I chciałaby móc zachować powagę, to uśmiech jasny, zakołysał znajomą nieśmiałością, może i wstydem zakroplony i rozciągnął wargi - bo wiedział - Straciłabym wtedy palec - szept, niedopowiedzeniem uniósł wyżej i wzrok, co wrócił do kreślonych już kiedyś w szkicowniku linii szczęki, cieni strzegących szerokości powiek. W końcu pochyliła głowę - ni to w podziękowaniu, ni w powtórzeniu gestu szacunku, którym obdarowała go, gdy spotkali się po raz pierwszy naprawdę.
Dłoń zwinęła się, wpijając delikatniej wnętrze, bardziej łaskawie, jakby rzeczywiście przypomniała sobie lekcje z rytuału oczyszczenia. Wyprostowała się i mimowolnie, sięga tą sama dłonią ramienia najpierw Akiry, potem znowu dłoni - Niebieski - kiwa głową, chociaż wcale przecież nie musiała. Ufała. Znowu - Zastanawiałam się, czy ma znaczenie, w ile osób wchodzi się do celi. - bo podążyła za pytaniem, skoro już takie padło. I chociaż samego Heizo, już w pobliżu nie było, ścignęła go spojrzeniem na moment, bo to on przecież rzucił wyzwanie. Czułą niebezpieczeństwo niewiadomej, ale - nikomu, nikomu nigdy nie powiedziała. I powiedzieć nigdy nie mogła, że - Carei śmierci się wcale nie bała. Bała się tylko umierania.
Spiętość ramion, znowu opiera o ścianę i spojrzała w dół, na stopy bose. Wspina się lekko na palce, jakby dodać sobie chciała nieco wzrostu i chłód nieprzyjemnym dreszczem przekuwa się przez skórę. Spojrzenie znowu przenosi na Shibę - widziałeś teraz Jiro?... - mówiła miękko, i chociaż tablica z listą podkreślała wciąż uczestnictwo żywe jej brata, to dopiero po chwili, unosząc wzrok, dostrzec mogła sylwetkę nie tylko przepychającego Hasegawy, ale Shina w towarzystwie tego samego mężczyzny, co przed godziną. Ye Lian.. Kim był szybko przekuwało się w ciche kim jesteś?
Odwróciła jednak wzrok, spłoszona nagle, że rudowłosy yurei mogły przypadkiem przyłapać jej spojrzenie na gorącym uczynku.
@Shiba Ookami @Himura Akira @Seiwa-Genji Rainer @Hattori Heizō @Warui Shin'ya @Nakashima Yosuke
Ye Lian, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi, Nakashima Yosuke, Seiwa-Genji Rainer, Shiba Ookami and Chaisiri Ajzel szaleją za tym postem.
Ye Lian oderwał powściągliwe spojrzenie od rozmawiających sylwetek. Miał założone ręce; tęczówki wyjrzały przez ramię, były jak ostry, wyrysowany na kartce przecinek. Mężczyzna zawsze sprawiał wrażenie oschłego i zniechęconego, jednakże nawet w tym momencie niewiele mógł na to poradzić. Gdy — z pewnością — najwierniejszy wielbiciel brzoskwini w puszcze odbił się od barku Shina i otworzył usta, Ye Lian wiedział już, że świat dla rudzielca najwyraźniej zamknął się w kilku niewielkich metrach kwadratowych. Przeorana przez blizny twarz nieznajomego i cwane oczy zwróciły się teraz w jego stronę, a Ye Lian, został przyciągnięty przez ten wzrok, jak magiczną nicią.
Szybkie szkice słów, które powinny opuścić usta, zostały zalane przez przypadek; zaplanowane z dokładnością ruchy ciała, każdy moment mrugnięcia bladą powieką — wszystko to zniknęło wraz z poczuciem nagłego ciężaru. Na ułamek sekundy dostrzegł swoje objęte przezornością odbicie w złotej tęczówce. Początkowo myślał, że chłopak chce odpowiedzieć na zadane mu wcześniej pytanie, ale wraz z dźwiękiem rozpinanego zamka stracił nadzieję; w mięsnie zawitało napięcie. Wydawało się, że na sztywnych wargach podkreślonych nieeleganckim pieprzykiem, układało się nieme ostrzeżenie. Cokolwiek chcesz zrobić — nie próbuj. Krok po przekroczeniu granicy zmieniły wyraz na nieuzasadniony stres — tym razem oczy pytały, czego chcesz? Naciągnięcie kaptura na jasną czuprynę zmusiło mężczyznę do próby machinalnej reakcji, jednak nie zdążył. Zamiast tego wykonał niekontrolowany krok w przód, pochylając głowę. Słowa przywarły bose stopy do podsadzki. Tkwił w tej pozycji przez chwilę; nasłuchiwał pomiędzy wyraźnie dudniącą w piersi obawą — jasne pasma włosów osłaniały oczy równie skrupulatnie co rzucany nań cień głębokiego kaptura.
(ufaj tylko mi)
Dotyk kilka centymetrów powyżej lędźwi spowodował wyraźne drgnięcie. Cały się spiął. Szybko rozpoznał pierwszy ruch. Słowo. Starał skupić się na rysowanych znakach, ale w tej chwili nie był pewny czy Warui pisze po japońsku, czy on sam zna japoński, ani czym tak naprawdę jest japoński. Wszystkie te ostentacyjne ruchy sprawiały, że odżywały w nim pogrzebane nieprzyjemne uczucia; blizny wzbierały ciemną krwią. W głowie odbijały się poruszane rozmowy, które przemieniały się w piszczący śmiech. Oceniające spojrzenia wwiercały w nim dziurę, a chłód upokorzenia oblewał ciało lepiej niż wylany na głowę kubeł zimnej wody.
Warui nie musiał kończyć. Nim palec nakreślił ostatnią linię, Ye Lian wyślizgnął się się i obrócił się w ich stronę. Spojrzał na chłopaka pewien niewytłumaczalnej niepewności i oskarżenia, później na Jiro, jakby i on miał zaraz zareagować rozbawieniem; jakby narzucenie bluzy było przestępstwem, obdzierającym z godności.
— Żółty — wypowiedział w kierunku Jiro, zasłaniając stwierdzeniem sytuację, która miała przed chwilą miejsce. Odwrócił wzrok. Palce sięgnęły materiału naciągniętego na głowę kaptura, próbując go poprawić, a może i bardziej się nim osłonić; luźne rękawy ubrania zwisały przy jego bokach. — Shin'ya, twój to niebieski. Możesz przestać się wygłupiać?
Chciał udowodnić, że traktował całą sytuację tym samym wyróżniającym go chodem, że tak naprawdę nic się nie stało, ale wbijające się w ramiona paznokcie, gdy ręce znów spoczęły złożone na piersi, sugerowały coś zgoła innego. Zagryzał wnętrze policzka. Warui wymagał od niego bezwzględnego zaufania, czegoś, co okazywał nielicznym. Czegoś, czego nigdy od niego nie dostał. Metal ciążący na karku okrywał materiał. Nikt nie widział jego koloru. Widział go tylko Shin'ya. Nie mógł go zwyczajnie zsunąć. Gdyby to zrobił, pogardziłby jego zaufaniem. Jego i Kajitaniego. Mimo iż o tym wiedział, czuł się w towarzystwie Shin'yi zdezorientowany. Coraz bardziej przytłoczony. A może to wyłącznie sprawka jego uprzedzeń?
(do czego jesteś zdolny?)
Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
(Dedukcja) Najbliżej metalowych regałów a zarazem najcichszą z grup są trzy osoby o ograniczonej z resztą komunikacji. Spogląda ku ekranowi — Warui, Hasegawa, Lian. Choć jedna z twarzy zdaje się znajomą, jak przebłysk lampy ulicznej wieczorną porą, to zaraz gaśnie. Oczy jak wilcze, te w ciemnościach błyskające wrogą poświata drapieżnika, zatrzymują się na szczupłej, dość wysokiej sylwetce o oczach przywodzących na myśl szklane kulki. Ładne. Jej szyja, podobnie jak innych, malowana metalem obroży, choć częściowo skrytej pod materiałem kaptura. Rainer przestępuje z nogi na nogę. Dlaczego? Głowa lgnie do prawego ramienia a on we własnym spojrzeniu próbuje zakleszczyć szarość obcych tęczówek. Zęby wgryzają się w pochwycony — nie wiedzieć kiedy — smakołyk jakby to nie czekoladę a przegryzały tamtego wycofanie. Poddaje się, by zaraz szybkością maźnięć kolejnych spojrzeń zarysować dwie pozostałe sylwetki. Przykłada do ich twarzy kolory jak matka mieszająca trzy podstawowe barwy. Uśmiecha się.
Nieco dalej kumuluje się ich więcej. To Carei jest zarzewiem nagłej troski. Łapie z dziewczęciem krótkie porozumienie przy skromnym kiwnięciu głową, gdy zaraz chwyta imiona pozostałych — Himura, Shiba, Ruuka. Przy źródle najistotniejszej z rozmów — pauza — Heizō, Seiga, Yosuke. Kojarzy więc mniej niż więcej osób, z czego w normalnych warunkach utrzymuje kontakty z trzema? Raz, dwa, trzy, tak, nikt więcej. Nie sposób określić, czy pozostali znają się w podobny sposób.
Opakowanie po batonie szeleści w lewej dłoni, kiedy paliczki wsuwają je w kieszeń dresowych spodni. Zimno ściany wsiąka w skórę nagich pleców, gdy tatuowany na prawej stronie ciała smok porusza się niewygodnie. Pełznie tuż nad żebrami i bucha parą gorąca prosto w serce. Wraz z nagłym rozpaleniem wzrok ze zgromadzonych przesuwa się ku wypalonej czernią twarzy nieznajomego — Nobuo. Niebieski.
— To tak miał na imię — szepce przy uśmiechu niosącym kącik ust do góry. Raz jeszcze więc. (Percepcja) Wzrok przy i drobnej zmianie położenia sylwetki ponownie przeczesuje sylwetki zgromadzonych, by przy ich drobnych ruchach wychwycić kolory żarzące się na wyblakłych snem karkach. Tylko jeden pozostaje tajemnicą, gdy nań nasunięty bawełniany kaptur. Marszczy brwi, ale za krótką falą zirytowania nie idzie nic więcej. Zrobiwszy mentalne notatki z uchwyconych barw, wraca ku ostatniej z rozpisanych grup.
Gdy podchodzi do Seigi pod czaszką wciąż drgają wspomnienie chłopięcych słów, ale na tle aktualnie trwającej zabawy tracą na znaczeniu. Przynajmniej do tego stopnia, że buzują jedynie wspomnieniem złości a nie złością per se. Wciąż milczy, ale milczenie to w połowie swojej drogi jak lawina idąca na opak, pod górę, by zebrać do jednego wcześniej stworzone pobojowisko. W sylwetkę nadal wpisana nieprzystająca sytuacji luźność, choć czujne oko wychwyci powracające spięcia mięśni. Jak u zwierząt tuż przed skokiem. Mimo to nie skacze, nie pokazuje kłów w ostrzegawczym geście a wcześniej rzuconą rękawicę podnosi w wyuczonym przecież opanowaniu. A kiedy podchodzi do tamtego pleców jak ptasimi szponami oplata go i w talii; dodaje cicho:
— Wiesz, że jak nie mógł się z tobą spotkać tydzień temu, to siedział ze mną? — Ajzel. Przełyka ślinę z opuszkami mocniej znaczącymi cienką skórę Yakushimaru. — Przestań mieszać, Seiga.
Zaraz potem odkleja się w ruchu podobnym tancerzom kończącym płynny pokaz. Zza ramienia chłopca patrzy ku jego towarzyszowi o dwubarwnych tęczówkach. Zawiesza się na nich w krótkiej pauzie pomiędzy sekundami, by przy kolejnym spojrzeniu czerwień jednego oka i zieleń drugiego na dobre zgrać z męską fizjonomią. Zaraz potem krzyżuje spojrzenie z Heizō. Raz jeszcze, uparcie, pytająco. Gdyby nim był, wilkiem, powiedziałby, prawda? Nie, to bez sensu. Przecież pamięta barwę podświetloną na karku… martwego? Seiwa przygryza wnętrze lewego policzka i krzyżuje ręce na klatce piersiowej.
— Teoria sprawdzi się, jeśli rzeczywiście wszyscy pozostaną w tym samym miejscu — Sięga jednego z ciastek, które schowane w plastikowej formie ujętej w dłoniach Seigi. Nieświadomie kruszy jego fragment pomiędzy siekaczami, po czym krzywi się nieznacznie. Zbyt słodkie. — Jeśli reguły gry są prawdziwymi, co też pozostawia wątpliwości, wilk nie ma za bardzo pola do popisu. Jedynie podsuwać błędne kolory, czego, jeśli ma choć krztynę rozumu, nie zrobi. W grupach pomiędzy owcami a nim jest zbyt duża dysproporcja. Z drugiej strony, jeśli nie padnie on bądź reszta, gra będzie ciągnąć się w nieskończoność. Niewypowiedzenie koloru przez każdego gracza jest więc ryzykowane dla wszystkich, włącznie z wilkiem. — Wzrusza ramionami. — To albo typowanie każdego po kolei do wypowiedzenia złego koloru. Kiedyś na psa trafimy. Pytanie, czy chcemy bawić się w hierarchię opartą na sile — tej mamy wystarczająco za życia, czy próbujemy rozpracować zabawę.
Spojrzenie ponownie kieruje ku Lianowi.
— Brakuje mi jednego koloru do poznania wszystkich. Przynajmniej w tej rundzie. Wcześniejsza umknęła zbyt szybko.
Chwila ciszy.
— Oraz skąd wiemy, że to nie my jesteśmy wilkiem? Czy było wprost powiedziane, jak wilk dowiaduje się o swojej pozycji?
Hattori Heizō, Ye Lian, Nakashima Yosuke, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
– Patrzcie go, jak teren zaznaczył. Nie zjem ci go, uspokój się.
Warui zachowywał się jakby Hasegawa wpełzł im do łóżka i władował się między ich dwójkę, permanentnie ich rozdzielając, a nie po prostu podszedł zapytać o kolor. Zdążył ugryźć się w język, by nie wypomnieć rudemu, że myślał, że jest hetero. Wolał oszczędzić tego drugiemu. Kolejny przypływ zazdrości i pewnie Warui owinąłby się dookoła niego jak wąż i jeszcze zadusił szybciej niż mogła to zrobić obroża.
Skinął głową w kierunku Ye Liana, być może w podziękowaniu. Nie poprawił również koloru, który został podany rudemu. Najwyraźniej się zgadzał - albo był drugą osobą, która milczącym przyzwoleniem zdecydowała się go wyeliminować.
– Jak sam rozumiesz, nie odwdzięczę się – odparł, wzrokiem zahaczając o kaptur, który zakrył tył obroży, a co za tym i szło, okienko z kolorem.
Idealne wyczucie czasu. Brakuje mi jednego koloru do poznania wszystkich. Głos dobiegający z innej grupki, w które wszyscy się zebrali, chyba miał zamiar zniszczyć plan Shina. Hasegawa drgnął nerwowo, nie tyle zaskoczony samym faktem odezwania się kogoś w ich kierunku, a raczej świadomością, że jeżeli Warui nie przestanie odkurwiać maniany, to wezmą go za Wilka.
– Jak tylko znajdę łom żeby cię odkleić od twojego chłopaka.
Kolejna rzecz, która nie pasowała mu do całej sytuacji. Dlaczego to właśnie jego, a nie swojego przyjaciela, chciał widzieć u swojego boku w zapowiedzianych grach?
@Ye Lian @Warui Shin'ya
Warui Shin'ya, Ye Lian, Ejiri Carei, Shiba Ookami and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.