First topic message reminder :
Budziliście się jeden po drugim w niewielkich odstępach czasu, jakby ktoś sterował waszą świadomością i naciskał odpowiednie przyciski. Miejsce było dla was obce i dość chłodne, aczkolwiek było to spowodowane faktem, że mieliście na sobie to, w czym kładliście się spać. Piżamy, dresowe spodnie, koszule nocne.... a jak ktoś spał nago, cóż, ten najbardziej marzł. Bo właśnie do tego momentu wasza pamięć sięgała. Momentu, w którym układaliście się do snu, zmęczeni ciężkim i pracowitym (albo i nie) dniem. Ale co było dalej? Tego nie wiedzieliście.
Kolejną rzeczą, którą wszyscy zdołaliście zauważyć, to metalowe obroże, które w dopasowany sposób oplatały wasze szyje niczym martwe węże. Jedni próbowali znaleźć jakiś przycisk, inni zdjąć te cholerne ustrojstwo - jednakże metalowa obroża nawet nie drgnęła.
Znajdowaliście się w sporej wielkości pomieszczeniu, które przypominało dziwne połączenie stołówki, magazynu oraz czegoś w rodzaju hali. Sufit zawieszony był wysoko, a jedyne okna znajdowały się przy samym szczycie, więc nie było jakiejkolwiek możliwości na zajrzenie przez nie z powodu ścian wysokich na dobre 5 metrów, nie wspominając nawet o próbie ucieczki. Z prawej strony, pod ścianą, dojrzeliście regały wypełnione konserwami, ciastkami oraz wodą. Tuż obok znajdowało się również kilka stołów i krzeseł. Po przeciwnej stronie ciągnął się długi korytarz wypełniony otwartymi celami, gdzie każda była ponumerowana od 1 do 12, jakby zostały specjalnie dla was przygotowane. W środku nie znajdowało się zupełnie nic, dlatego też na myśl przywodziły raczej izolatki, aniżeli pokój.
To, co mogło was najbardziej zainteresować to panoramiczny telewizor zawieszony na południowej ścianie. Na jego ekranie widniały wasze zdjęcia opatrzone imieniem i nazwiskiem. Nim pytania odnośnie sytuacji i położenia w jakim się znaleźliście zdążyły zalać wasze zdezorientowane umysły, z głośników telewizora rozbrzmiał kobiecy, automatycznie wygenerowany głos:
- Witajcie w naszej zabawie "Wilk w owczej skórze"! Cieszymy się, że na miejscu są wszyscy, wszakże nie chcielibyśmy, aby kogoś zabrakło! Na waszych szyjach zostały zawieszone obroże. Na każdej z nich, z tyłu, znajduje się mały ekranik, który aktualnie wyświetla jeden z czterech kolorów: czerwony, niebieskie, zielony i żółty. Waszym zadaniem jest odgadnięcie prawidłowego koloru, który aktualnie macie~ Żeby tego dokonać, musicie zamknąć się w jednej z izolatek i powiedzieć na głos kolor! Jeżeli dana osoba nie poda poprawnej odpowiedzi bądź nie udzieli jej wcale - zainstalowana bomba w obroży wybuchnie i zabiję tę osobę! Zabronione jest spoglądanie w szklane przedmioty w celu ujrzenia koloru. Tak samo zabronione jest zabicie innego gracza. Zgadywanie kolorów będzie odbywało się co każdą godzinę. Oczywiście po odgadnięciu kolory na waszej obroży będą ulegać zmianie. Jednakże to nie wszystko! Wśród was znajduje się Wilk w Owczej Skórze! Tak, tak, on również bierze udział w zabawie. Musicie odgadnąć kto jest wilkiem i go wyeliminować poprzez zmuszenie go, do wypowiedzenia błędnego koloru. Wygrywa Wilk, jeżeli wyeliminuje wszystkich pozostałych graczy. Jednakże jeżeli uda wam się wyeliminować wilka - wygrywają gracze! Czas jest nieograniczony, możecie korzystać z jedzenia ile chcecie! Czas na zabawę - start!
00:59:59
----
Zasady są bardzo proste. Za moment wylosuję wśród was Wilka i ta osoba zostanie powiadomiona na pw.
Ponadto wyślę wam również kolory innych uczestników, czyli:
mamy graczy x, y z. Graczowi x wyślę kolory y i z. Graczowi y kolory x i z. I tak dalej, i tak dalej.
Bardzo was proszę, abyście nie zdradzali kolorów drogą prywatną, a rozegrali zabawę w zaufanie i małe śledztwo kto jest Wilkiem.
Mam nadzieję, że wszystko jest zrozumiałe, ale w razie pytań - śmiało piszcie.
Nie obowiązuje kolejka w pisaniu postów. Piszcie ile chcecie, ALE wasz ostatni post przed upływem terminu musi opisywać, jak wasza postać wchodzi do izolatki i podaje kolor (podkreślcie go, proszę). W innym wypadku uznam, że postać nie wie jaki ma kolor i zostanie wyeliminowana. To samo będzie dotyczyło osób, które nie napiszą w ogóle posta. Jeżeli jednak ktoś nie będzie mógł napisać - niech koniecznie zgłosi to na moje prywatne konto, Enmy, żebym wiedziała c: I niech wtedy po prostu poda kolor na pw, wiadomo, każdy ma swoje życie, a to ma być zabawa!
Termin: 01.04 godz. 20.00
Powodzenia!
@Ejiri Carei @Hattori Heizō @Ye Lian @Nakashima Yosuke @Hasegawa Jirō @Miyashita Ruuka @Yakushimaru Seiga @Himura Akira @Seiwa-Genji Rainer @Shiba Ookami @Sugiyama Nobuo @Warui Shin'ya
眠そうなメアリー Nemu-sōna mearī
Budziliście się jeden po drugim w niewielkich odstępach czasu, jakby ktoś sterował waszą świadomością i naciskał odpowiednie przyciski. Miejsce było dla was obce i dość chłodne, aczkolwiek było to spowodowane faktem, że mieliście na sobie to, w czym kładliście się spać. Piżamy, dresowe spodnie, koszule nocne.... a jak ktoś spał nago, cóż, ten najbardziej marzł. Bo właśnie do tego momentu wasza pamięć sięgała. Momentu, w którym układaliście się do snu, zmęczeni ciężkim i pracowitym (albo i nie) dniem. Ale co było dalej? Tego nie wiedzieliście.
Kolejną rzeczą, którą wszyscy zdołaliście zauważyć, to metalowe obroże, które w dopasowany sposób oplatały wasze szyje niczym martwe węże. Jedni próbowali znaleźć jakiś przycisk, inni zdjąć te cholerne ustrojstwo - jednakże metalowa obroża nawet nie drgnęła.
Znajdowaliście się w sporej wielkości pomieszczeniu, które przypominało dziwne połączenie stołówki, magazynu oraz czegoś w rodzaju hali. Sufit zawieszony był wysoko, a jedyne okna znajdowały się przy samym szczycie, więc nie było jakiejkolwiek możliwości na zajrzenie przez nie z powodu ścian wysokich na dobre 5 metrów, nie wspominając nawet o próbie ucieczki. Z prawej strony, pod ścianą, dojrzeliście regały wypełnione konserwami, ciastkami oraz wodą. Tuż obok znajdowało się również kilka stołów i krzeseł. Po przeciwnej stronie ciągnął się długi korytarz wypełniony otwartymi celami, gdzie każda była ponumerowana od 1 do 12, jakby zostały specjalnie dla was przygotowane. W środku nie znajdowało się zupełnie nic, dlatego też na myśl przywodziły raczej izolatki, aniżeli pokój.
To, co mogło was najbardziej zainteresować to panoramiczny telewizor zawieszony na południowej ścianie. Na jego ekranie widniały wasze zdjęcia opatrzone imieniem i nazwiskiem. Nim pytania odnośnie sytuacji i położenia w jakim się znaleźliście zdążyły zalać wasze zdezorientowane umysły, z głośników telewizora rozbrzmiał kobiecy, automatycznie wygenerowany głos:
- Witajcie w naszej zabawie "Wilk w owczej skórze"! Cieszymy się, że na miejscu są wszyscy, wszakże nie chcielibyśmy, aby kogoś zabrakło! Na waszych szyjach zostały zawieszone obroże. Na każdej z nich, z tyłu, znajduje się mały ekranik, który aktualnie wyświetla jeden z czterech kolorów: czerwony, niebieskie, zielony i żółty. Waszym zadaniem jest odgadnięcie prawidłowego koloru, który aktualnie macie~ Żeby tego dokonać, musicie zamknąć się w jednej z izolatek i powiedzieć na głos kolor! Jeżeli dana osoba nie poda poprawnej odpowiedzi bądź nie udzieli jej wcale - zainstalowana bomba w obroży wybuchnie i zabiję tę osobę! Zabronione jest spoglądanie w szklane przedmioty w celu ujrzenia koloru. Tak samo zabronione jest zabicie innego gracza. Zgadywanie kolorów będzie odbywało się co każdą godzinę. Oczywiście po odgadnięciu kolory na waszej obroży będą ulegać zmianie. Jednakże to nie wszystko! Wśród was znajduje się Wilk w Owczej Skórze! Tak, tak, on również bierze udział w zabawie. Musicie odgadnąć kto jest wilkiem i go wyeliminować poprzez zmuszenie go, do wypowiedzenia błędnego koloru. Wygrywa Wilk, jeżeli wyeliminuje wszystkich pozostałych graczy. Jednakże jeżeli uda wam się wyeliminować wilka - wygrywają gracze! Czas jest nieograniczony, możecie korzystać z jedzenia ile chcecie! Czas na zabawę - start!
00:59:59
----
Zasady są bardzo proste. Za moment wylosuję wśród was Wilka i ta osoba zostanie powiadomiona na pw.
Ponadto wyślę wam również kolory innych uczestników, czyli:
mamy graczy x, y z. Graczowi x wyślę kolory y i z. Graczowi y kolory x i z. I tak dalej, i tak dalej.
Bardzo was proszę, abyście nie zdradzali kolorów drogą prywatną, a rozegrali zabawę w zaufanie i małe śledztwo kto jest Wilkiem.
Mam nadzieję, że wszystko jest zrozumiałe, ale w razie pytań - śmiało piszcie.
Nie obowiązuje kolejka w pisaniu postów. Piszcie ile chcecie, ALE wasz ostatni post przed upływem terminu musi opisywać, jak wasza postać wchodzi do izolatki i podaje kolor (podkreślcie go, proszę). W innym wypadku uznam, że postać nie wie jaki ma kolor i zostanie wyeliminowana. To samo będzie dotyczyło osób, które nie napiszą w ogóle posta. Jeżeli jednak ktoś nie będzie mógł napisać - niech koniecznie zgłosi to na moje prywatne konto, Enmy, żebym wiedziała c: I niech wtedy po prostu poda kolor na pw, wiadomo, każdy ma swoje życie, a to ma być zabawa!
Termin: 01.04 godz. 20.00
Powodzenia!
@Ejiri Carei @Hattori Heizō @Ye Lian @Nakashima Yosuke @Hasegawa Jirō @Miyashita Ruuka @Yakushimaru Seiga @Himura Akira @Seiwa-Genji Rainer @Shiba Ookami @Sugiyama Nobuo @Warui Shin'ya
Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
— Chyba chcą cię przyzwyczaić do koloru, za którym nie przepadasz — były to pierwsze słowa, które padły z jego ust po wyjściu z izolatki, gdy tylko Rainer znalazł się w polu jego widzenia. Ton głosu miał na tyle znaczący, że czarnowłosy bez trudu mógł się domyślić, że wcześniejsze słowa zdołały utrwalić się w pamięci Hattoriego. W końcu nie minęło wiele czasu, ale odnosił wrażenie, że jego ciało ma na ten temat inne zdanie. Choć obudził się niespełna dwie godziny temu, a obecna sytuacja powinna raczej pobudzać niż męczyć, zaczynał czuć się senny. Był dosłownie o krok od ziewnięcia, ale irytujący głos organizatora, skutecznie go do tego zniechęcił.
Ściągnął brwi, gdy skierował swoją uwagę ku parawanom. Był niemalże przekonany, że wcześniej ich tu nie było. Co ciekawe – nie było też żadnych widocznych drzwi, przez które nowy dodatek do wystroju mógł zostać wniesiony. Widocznych.
— Myślicie, że pojawiły się znikąd? — pytanie było ogólne. Gdy przyglądał się szpitalnym zasłonom, nic nie wskazywało na to, by oczekiwał odpowiedzi od konkretnej osoby. Już w poprzedniej rundzie zdążył zauważyć, że póki co każdy z nich mógł snuć jedynie teorie bez żadnego pokrycia. Ale im więcej ich mieli, być może w jakiś sposób zbliżali się do prawdy. Nie wiedział tylko, na ile powinni szukać jej w całym tym absurdzie. Pokręcił głową, przechodząc kilka kroków naprzód w głąb hali. — W każdym razie opcja z eliminacją jednej osoby, gdy wszystkie znają swój kolor odpada. Rzeczywiście możemy ciągnąć to w nieskończoność. — Ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękami, zadarł podbródek wyżej, zerkając na zawieszony na ścianie ekran. Nie sposób było nie wrócić pamięcią do mężczyzny, który odpadł w poprzedniej rundzie, bo teraz był już niemalże pewien, że była to jego dobrowolna decyzja. Skłonności samobójcze?
— Mamy dwie opcje. Albo sprawdzić, co stanie się, gdy przez więcej rund utrzymamy się w tym samym składzie. Albo jednogłośnie zdecydować, że zostajemy tutaj, przy czym nie mamy gwarancji, że to sen i są rzeczy, przez które mamy prawo twierdzić, że nie — wraz z tymi słowami kolejno przeskoczył wzrokiem z Rainera na Nakashimę, na Yakushimaru kończąc, jakby to u tej trójki szukał potwierdzenia. Chyba że był jedynym, któremu nie podobał się odczuwany dyskomfort, gdy stawiał kroki na zimnej podłodze; nie podobało mu się też zmęczenie i głód, który narastał w nim, jak zachęta do sięgnięcia po przygotowane dla nich smakołyki. Głód, z którym przegrał, gdy wreszcie i on podszedł do jednego z regałów, by zgarnąć z niego paczkę ciastek. Te przynajmniej mogły wystarczyć na dłużej, zwłaszcza, że na ten moment zjadł tylko dwa.
— Hej, Shin — zagadnął, obracając się ku Waruiemu, jakby nagle coś przyszło mu do głowy. „Na pewno ktoś musi porozmawiać z tym rudym…” Może przestaniesz się czaić pod ścianą. Pozostałej towarzyszącej mu dwójki nie znał w ogóle, więc jeśli miał szukać chociaż najwątlejszej nici porozumienia, to tylko pomiędzy rudowłosym. — Wpadliście na coś? — Może naiwnie twierdził, że Shin’ya zechce podzielić się swoimi przemyśleniami z kimś zupełnie obcym. Ale to, co wiedział na pewno, to to, że chłopak nie odpuściłby sobie okazji do analizowania. Możliwe, że w tym momencie był w swoim żywiole – jakby nie patrzeć, wszystko dookoła wyglądało na dzieło chorego psychopaty. I dlatego przenikliwe spojrzenie srebrnych tęczówek miało w sobie więcej zrozumienia i cierpliwości niż można było oczekiwać po kimś zupełnie obcym. Czekał.
Ściągnął brwi, gdy skierował swoją uwagę ku parawanom. Był niemalże przekonany, że wcześniej ich tu nie było. Co ciekawe – nie było też żadnych widocznych drzwi, przez które nowy dodatek do wystroju mógł zostać wniesiony. Widocznych.
— Myślicie, że pojawiły się znikąd? — pytanie było ogólne. Gdy przyglądał się szpitalnym zasłonom, nic nie wskazywało na to, by oczekiwał odpowiedzi od konkretnej osoby. Już w poprzedniej rundzie zdążył zauważyć, że póki co każdy z nich mógł snuć jedynie teorie bez żadnego pokrycia. Ale im więcej ich mieli, być może w jakiś sposób zbliżali się do prawdy. Nie wiedział tylko, na ile powinni szukać jej w całym tym absurdzie. Pokręcił głową, przechodząc kilka kroków naprzód w głąb hali. — W każdym razie opcja z eliminacją jednej osoby, gdy wszystkie znają swój kolor odpada. Rzeczywiście możemy ciągnąć to w nieskończoność. — Ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękami, zadarł podbródek wyżej, zerkając na zawieszony na ścianie ekran. Nie sposób było nie wrócić pamięcią do mężczyzny, który odpadł w poprzedniej rundzie, bo teraz był już niemalże pewien, że była to jego dobrowolna decyzja. Skłonności samobójcze?
— Mamy dwie opcje. Albo sprawdzić, co stanie się, gdy przez więcej rund utrzymamy się w tym samym składzie. Albo jednogłośnie zdecydować, że zostajemy tutaj, przy czym nie mamy gwarancji, że to sen i są rzeczy, przez które mamy prawo twierdzić, że nie — wraz z tymi słowami kolejno przeskoczył wzrokiem z Rainera na Nakashimę, na Yakushimaru kończąc, jakby to u tej trójki szukał potwierdzenia. Chyba że był jedynym, któremu nie podobał się odczuwany dyskomfort, gdy stawiał kroki na zimnej podłodze; nie podobało mu się też zmęczenie i głód, który narastał w nim, jak zachęta do sięgnięcia po przygotowane dla nich smakołyki. Głód, z którym przegrał, gdy wreszcie i on podszedł do jednego z regałów, by zgarnąć z niego paczkę ciastek. Te przynajmniej mogły wystarczyć na dłużej, zwłaszcza, że na ten moment zjadł tylko dwa.
— Hej, Shin — zagadnął, obracając się ku Waruiemu, jakby nagle coś przyszło mu do głowy. „Na pewno ktoś musi porozmawiać z tym rudym…” Może przestaniesz się czaić pod ścianą. Pozostałej towarzyszącej mu dwójki nie znał w ogóle, więc jeśli miał szukać chociaż najwątlejszej nici porozumienia, to tylko pomiędzy rudowłosym. — Wpadliście na coś? — Może naiwnie twierdził, że Shin’ya zechce podzielić się swoimi przemyśleniami z kimś zupełnie obcym. Ale to, co wiedział na pewno, to to, że chłopak nie odpuściłby sobie okazji do analizowania. Możliwe, że w tym momencie był w swoim żywiole – jakby nie patrzeć, wszystko dookoła wyglądało na dzieło chorego psychopaty. I dlatego przenikliwe spojrzenie srebrnych tęczówek miało w sobie więcej zrozumienia i cierpliwości niż można było oczekiwać po kimś zupełnie obcym. Czekał.
Ye Lian and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
Wyłażąc z izolatki w głowie szlifował kolejny plan - powoli i dokładnie, próbując nadać mu odpowiedni kształt, choć kłopoty wokół, natężone stresem i wyczekiwaniem powietrze, przede wszystkim jednak mechaniczny głos dobiegający z głośników, skutecznie mu to utrudniały.
Walcząc z nadmiarem bodźców stanął niemal na środku hali, z rękoma skrzyżowanymi bojowo na klatce piersiowej, ze wzrokiem czujnie wbitym w załamanie między ścianą a sufitem, intensywnie przypatrując się kątom i szukając wzdłuż nich błyszczącej powierzchni oka kamery. Gdzie jesteś, mały skurczysynie? - zastanawiał się obsesyjnie, uznając, że bardziej wojowniczo będzie się prezentować z dłońmi opartymi o biodra, co prędko wcielił w życie, demonstrując jednej z centralnych kamer swoje wyprostowane hardo plecy.
Przez pomieszczenie przetaczały się jednocześnie nowe wytyczne - wspomniano o grze, której miał zamiar poświęcić uwagę za moment, ale też padło wywołujące ulgę stwierdzenie, że tym razem nikt nie zginął. Ciągnął akurat wzrokiem ponad telewizorem, kiedy usłyszał znajomy głos; o wiele przyjemniejszy niż syntezator mowy wspominający o pudłach, kurtynach i nagrodach, których zdobycie mogło kosztować zbyt wiele. Dał sobie jeszcze na wstrzymanie, w pełni ogniskując zmysły na Hattorim - na dzierżonych przez niego ciastkach, na kroku, którym pokonywał płynnie trasę.
Wpadliście na coś?
- Niezbyt. - Pokręcił głową w rezygnacji, samemu obracając się frontem do Heizo. Wyciągnął do niego dłoń; nadgarstek zawisł między nimi jak szermiercze ostrze, ale w porównaniu do broni - nie miało to w żadnym razie wydźwięku agresywnego. Werbalnie nawiązując już do pytania, gestem postanowił odpowiedzieć na przywitanie. Uścisk - ogółem fizyczny dotyk - wydawał mu się teraz dziwnie potrzebny. Może po to, aby potwierdzić realność sytuacji. - Gra ma sporo luk. Przede wszystkim jest za duża dysproporcja na linii Wilk-Owce. I nie chodzi o liczebność. O szanse. Wilk musiałby działać przynajmniej w duecie, wiedząc, oczywiście, kto jest drugim drapieżnikiem. Inaczej zbyt łatwo wychwycić kto kłamie. Zastanawiałem się nawet... - ponad ramieniem ciemnowłosego wyłapał aktywność; źrenice jak opiłki podążyły za ruchem znajomej postaci - czy Wilk w ogóle istnieje - dokończył wolniej, raptownie unosząc dopiero co objętą przez palce Heizo rękę ponad ognistą czerwień włosów. - HEJ! - krzyk poniósł się aż do Ye Liana.
W łuku wygięte usta mogły równie dobrze prezentować kpiarski wyraz co przyjazny uśmiech.
Kwestia współgrania z oczami - a te prędko spoczęły ponownie na obliczu Hattoriego, przy jednoczesnym powrocie do bardziej neutralnej mimiki.
- Jemu ufam - doprecyzował swobodnie, asekuracyjnie sprawdzając, czy to jedno, wcześniejsze zawołanie przyciągnie Ye Liana, czy będzie potrzebował specjalnego zaproszenia tylko dlatego, że w okolicy pojawiła się nowa jednostka - i to z językiem w gębie. Shin być może potraktował Heizo zbyt naturalnie, ale nawet jeżeli: było już za późno. Gdy przemknęło mu przez głowę, że zachowaniem potwierdza swoją naiwną w korzeniach ciekawość, wybrzmiało już kierowane do ciemnowłosego: - Ty do czegoś doszedłeś? - Może zawahał się zbyt widocznie; wargi pozostały lekko rozchylone, jakby zamarł w połowie następnego pytania, ale wreszcie zacisnął je, wycofany. Uprzytomniony, że teoria o braku Wilka to wciąż gleba o niewiadomej żyzności.
Walcząc z nadmiarem bodźców stanął niemal na środku hali, z rękoma skrzyżowanymi bojowo na klatce piersiowej, ze wzrokiem czujnie wbitym w załamanie między ścianą a sufitem, intensywnie przypatrując się kątom i szukając wzdłuż nich błyszczącej powierzchni oka kamery. Gdzie jesteś, mały skurczysynie? - zastanawiał się obsesyjnie, uznając, że bardziej wojowniczo będzie się prezentować z dłońmi opartymi o biodra, co prędko wcielił w życie, demonstrując jednej z centralnych kamer swoje wyprostowane hardo plecy.
Przez pomieszczenie przetaczały się jednocześnie nowe wytyczne - wspomniano o grze, której miał zamiar poświęcić uwagę za moment, ale też padło wywołujące ulgę stwierdzenie, że tym razem nikt nie zginął. Ciągnął akurat wzrokiem ponad telewizorem, kiedy usłyszał znajomy głos; o wiele przyjemniejszy niż syntezator mowy wspominający o pudłach, kurtynach i nagrodach, których zdobycie mogło kosztować zbyt wiele. Dał sobie jeszcze na wstrzymanie, w pełni ogniskując zmysły na Hattorim - na dzierżonych przez niego ciastkach, na kroku, którym pokonywał płynnie trasę.
Wpadliście na coś?
- Niezbyt. - Pokręcił głową w rezygnacji, samemu obracając się frontem do Heizo. Wyciągnął do niego dłoń; nadgarstek zawisł między nimi jak szermiercze ostrze, ale w porównaniu do broni - nie miało to w żadnym razie wydźwięku agresywnego. Werbalnie nawiązując już do pytania, gestem postanowił odpowiedzieć na przywitanie. Uścisk - ogółem fizyczny dotyk - wydawał mu się teraz dziwnie potrzebny. Może po to, aby potwierdzić realność sytuacji. - Gra ma sporo luk. Przede wszystkim jest za duża dysproporcja na linii Wilk-Owce. I nie chodzi o liczebność. O szanse. Wilk musiałby działać przynajmniej w duecie, wiedząc, oczywiście, kto jest drugim drapieżnikiem. Inaczej zbyt łatwo wychwycić kto kłamie. Zastanawiałem się nawet... - ponad ramieniem ciemnowłosego wyłapał aktywność; źrenice jak opiłki podążyły za ruchem znajomej postaci - czy Wilk w ogóle istnieje - dokończył wolniej, raptownie unosząc dopiero co objętą przez palce Heizo rękę ponad ognistą czerwień włosów. - HEJ! - krzyk poniósł się aż do Ye Liana.
W łuku wygięte usta mogły równie dobrze prezentować kpiarski wyraz co przyjazny uśmiech.
Kwestia współgrania z oczami - a te prędko spoczęły ponownie na obliczu Hattoriego, przy jednoczesnym powrocie do bardziej neutralnej mimiki.
- Jemu ufam - doprecyzował swobodnie, asekuracyjnie sprawdzając, czy to jedno, wcześniejsze zawołanie przyciągnie Ye Liana, czy będzie potrzebował specjalnego zaproszenia tylko dlatego, że w okolicy pojawiła się nowa jednostka - i to z językiem w gębie. Shin być może potraktował Heizo zbyt naturalnie, ale nawet jeżeli: było już za późno. Gdy przemknęło mu przez głowę, że zachowaniem potwierdza swoją naiwną w korzeniach ciekawość, wybrzmiało już kierowane do ciemnowłosego: - Ty do czegoś doszedłeś? - Może zawahał się zbyt widocznie; wargi pozostały lekko rozchylone, jakby zamarł w połowie następnego pytania, ale wreszcie zacisnął je, wycofany. Uprzytomniony, że teoria o braku Wilka to wciąż gleba o niewiadomej żyzności.
Jakby ktoś pytał czy wejdzie mi kiedykolwiek rzut na percepcję:
wzrok: dostrzeżenie kamer (1+10) - porażka
to odpowiedź brzmi: jak widać nie.
@Hattori Heizō
@Ye Lian
wzrok: dostrzeżenie kamer (1+10) - porażka
to odpowiedź brzmi: jak widać nie.
@Ye Lian
Hattori Heizō and Ye Lian szaleją za tym postem.
Kiedy zamek zaskrzypiał, a ciało wysunęło się z metalowej pułapki, miał wrażenie, że w uszach wciąż pobrzękiwały mu zasłyszane słowa protekcji, które mimo pozytywnego, pokrzepiającego wydźwięku, zdawały się zanurzone w cieknącym arszeniku. Coś bezustannie targało w nim najwrażliwsze nerwy. Wiedział, że najgorszy w życiu jest brak pewności, ponieważ padało się wtedy ofiarą własnej wyobraźni. Dokładnie jak w tym przypadku.
Poprawił delikatnie zsuwającą się z prawego ramienia ciemną buzę. Palce nie sięgnęły kaptura — ten pozostał na swoim miejscu. Miał wrażenie, że potęgujący spadek energii zaczyna objawiać się odczuwanym chłodem. Zmarzły mu palce, a stopy trącał nieprzyjemny dreszcz, który skrupulatnie zniechęcał do pokonywania kolejnych metrów. Srebrny wzrok niemal machinalnie osiadł na ulokowanym na końcu sali parawanie. Mierzył ochoczo słaniający się ku ziemi materiał. Przyglądał się ścianom i podłodze, jakby na ich warstwie miały zaraz ukazać się ślady czyjejś obecności. Zdawało się, że mężczyzna nad czymś myślał, wzrok powędrował na wysoko zawieszone okna. Przymrużył oczy.
Z rozmyślań wybudził go szczeniacki głos, nie mógł pomylić go z żadnym innym. Zogniskował wzrok na wychylającym się rdzawym łbie i zuchwałym uśmieszku wykrzywiającym wargi. Z kim rozmawiał? Nie miało to większego znaczenia.
Mając w pamięci ostatnie zdarzenie, zatrzymał się stosunkowo niedaleko, choć w wyraźnym dystansie. Na tyle blisko, aby słyszeć ich rozmowę, wystarczyło parę kroków, aby postać Ye Liana wyłoniła się przy ramieniu Hattoriego i zapieczętowała duet szarości spojrzeń. Później spoglądnął na Shin'ye, a chwile później ponad jego głowę.
— Obserwują nas — wypowiedział półszeptem. Znajdował się na tyle blisko, że obaj mogli usłyszeć, co dokładnie mówi. — Kamery. Jedna znajduje się w tym rogu. — wskazał wzrokiem ponad Shin'ye. — Kolejna przy parawanach. Dwie kolejne w pozostałych kątach. Niewiele poniżej sufitu. — Co stanie się, gdy ich zabraknie? — Zastanawia mnie, w jaki sposób została zmieniona aranżacja. — Patrzył w tamtą stronę. — Kiedy drzwi się za nami zamknęły, nie stało się nic podejrzanego. Nic dającego przeświadczenie, że ktoś tu wszedł i dokonał zmian. — Czy w grę wchodziła manipulacja całym kompleksem? Oczywiście. Ale jakże to wszystko się wtedy komplikowało. Spoglądnął obligatoryjnie na Shin'ye. — Mogą grać z nami na zwłokę. Dawać proste zadania, które w końcu nas znużą. Zdekoncentrowani, będziemy słabsi. Wybudzeni w ostatniej chwili, nie dostrzeżemy szczegółów. Również kłamstwa.
Poprawił delikatnie zsuwającą się z prawego ramienia ciemną buzę. Palce nie sięgnęły kaptura — ten pozostał na swoim miejscu. Miał wrażenie, że potęgujący spadek energii zaczyna objawiać się odczuwanym chłodem. Zmarzły mu palce, a stopy trącał nieprzyjemny dreszcz, który skrupulatnie zniechęcał do pokonywania kolejnych metrów. Srebrny wzrok niemal machinalnie osiadł na ulokowanym na końcu sali parawanie. Mierzył ochoczo słaniający się ku ziemi materiał. Przyglądał się ścianom i podłodze, jakby na ich warstwie miały zaraz ukazać się ślady czyjejś obecności. Zdawało się, że mężczyzna nad czymś myślał, wzrok powędrował na wysoko zawieszone okna. Przymrużył oczy.
Z rozmyślań wybudził go szczeniacki głos, nie mógł pomylić go z żadnym innym. Zogniskował wzrok na wychylającym się rdzawym łbie i zuchwałym uśmieszku wykrzywiającym wargi. Z kim rozmawiał? Nie miało to większego znaczenia.
Mając w pamięci ostatnie zdarzenie, zatrzymał się stosunkowo niedaleko, choć w wyraźnym dystansie. Na tyle blisko, aby słyszeć ich rozmowę, wystarczyło parę kroków, aby postać Ye Liana wyłoniła się przy ramieniu Hattoriego i zapieczętowała duet szarości spojrzeń. Później spoglądnął na Shin'ye, a chwile później ponad jego głowę.
— Obserwują nas — wypowiedział półszeptem. Znajdował się na tyle blisko, że obaj mogli usłyszeć, co dokładnie mówi. — Kamery. Jedna znajduje się w tym rogu. — wskazał wzrokiem ponad Shin'ye. — Kolejna przy parawanach. Dwie kolejne w pozostałych kątach. Niewiele poniżej sufitu. — Co stanie się, gdy ich zabraknie? — Zastanawia mnie, w jaki sposób została zmieniona aranżacja. — Patrzył w tamtą stronę. — Kiedy drzwi się za nami zamknęły, nie stało się nic podejrzanego. Nic dającego przeświadczenie, że ktoś tu wszedł i dokonał zmian. — Czy w grę wchodziła manipulacja całym kompleksem? Oczywiście. Ale jakże to wszystko się wtedy komplikowało. Spoglądnął obligatoryjnie na Shin'ye. — Mogą grać z nami na zwłokę. Dawać proste zadania, które w końcu nas znużą. Zdekoncentrowani, będziemy słabsi. Wybudzeni w ostatniej chwili, nie dostrzeżemy szczegółów. Również kłamstwa.
Hattori Heizō and Warui Shin'ya szaleją za tym postem.
Odruch na widok wyciągniętej ku niemu dłoni wydawał mu się jednocześnie naturalny i nie. Naturalny, bo ten rodzaj przywitania był całkiem normalny; zupełnie neutralny. A dziwny, bo przecież kiedyś nie witali się, jak przypadkowi znajomi prawie-nieznajomi. Teraz jednak umysł ciemnowłosego zajmował się zgoła innymi rzeczami, stąd nie skupiał się aż tak na fakturze uściśniętej palcami dłoni drugiego chłopaka. Gest ten był pewny i szybki, jakby faktycznie nie było czasu na większą poufałość. Ale czy był pojednawczy? To się miało okazać, choć z jakiegoś powodu – może ze względu na sentyment – nie potrafił spojrzeć na Shina, jak na przyszłego zdrajcę.
Może też była w tym jakaś naiwność, tak niepasująca do tej chłodnej kalkulacji, która w ogarniającym go skupieniu malowała się na twarzy.
— Też brałem to pod uwagę — rzucił, a jego uwadze nie umknęło, że spojrzenie złotych tęczówek z nagła zaczęło mu umykać. Wraz z głośnym – i pewnie całkowicie niepotrzebnym – krzykiem, zerknął za siebie przez ramię. Ye Liana widział w towarzystwie Waruiego już wcześniej – pamiętał też, że Rainer zwrócił uwagę na kaptur, który skrywał kolor na obroży mężczyzny. Tylko czemu? Jeśli był owcą, mógł polegać na liczebności, choć trudno było o solidarność w towarzystwie kompletnie obcych osób. — Przed wejściem do izolatek Rainer słusznie zauważył, że nie wiemy, na jakich zasadach wilk dowiedział się o swojej pozycji w grze i czy w ogóle zdaje sobie z tego sprawę. I w drugą stronę – na jakiej zasadzie owca wie, że jest owcą?
Pokręcił głową, na krótką chwilę lokując przymrużone spojrzenie na jakimś punkcie za sylwetką rudowłosego. Chyba brnął już za daleko.
„Obserwują nas.”
Srebrne tęczówki drgnęły nieznacznie, gdy wyrwał się z chwilowego zamyślenia, wiodąc wzrokiem ku jednej z kamer. Sufit był zawieszony wystarczająco wysoko, by żadne z nich nie miało możliwości zasłonięcia obiektywu.
— Wcześniej słyszeliśmy wybuch, więc drzwi do izolatek nie są w pełni szczelne, chyba że poruszają się bardzo cicho, gdy jesteśmy zamknięci. Ale nie wydaje mi się, że siedzimy tam wystarczająco długo. Z drugiej strony to tylko parawan. Przyciągnięcie go tutaj raczej nie wymagało wiele wysiłku — przyłączył się do rozważań, mimowolnie zwracając twarz ku nowemu elementowi wystroju. — Może grają. A może liczyli, że od razu skoczymy sobie do gardeł. W tej sytuacji musimy tu jeszcze chwilę zostać.
Rozmasował ręką jedno z pokrytych tatuażami przedramion, znów powracając spojrzeniem do Shin’yi, choć już za moment – wraz z kolejnymi padającymi z jego ust słowami – miał na przemian skakać nim od rudowłosego do jego towarzysza, który równie uwikłany w tę grę, miał prawo wiedzieć o ewentualnych możliwościach.
— Rozważaliśmy wcześniej różne opcje — zaczął w odpowiedzi, na wstępie dając do zrozumienia, że nie tylko on był autorem teorii, którymi za moment miał się podzielić. Nie mógł i nawet nie chciał przypisywać sobie wszystkich zasług, gdyby któreś z przypuszczeń okazało się słuszne. Ale mogło to działać też w drugą stronę – nie chciał brać na siebie całej odpowiedzialności, gdyby popełnili błąd. — Przede wszystkim nie wiemy, czy jesteśmy tutaj naprawdę. Gra grą, ale trudno uwierzyć, że ściągnięto nas tu fizycznie. Jeśli to sen, jest całkiem realistyczny i ktoś zadbał o to, byśmy myśleli, że coś nam grozi. Ale to też tylko jedna z teorii. Yosuke- — zawiesił na moment głos, jakby o czymś sobie przypomniał. — Chyba za sobą nie przepadacie. W każdym razie podejrzewa, że mamy do czynienia z yokai. Szczerze mówiąc, nie spotkałem jeszcze żadnego, ale może coś wam to mówi. Tak czy inaczej gra ma luki, jak sam zauważyłeś. Mamy dwie opcje, ale oba zakładają ogólną współpracę, więc jeśli znacie jeszcze kogoś, kogo jesteście w stanie zwerbować – zakładając, że któraś z opcji wam przypasuje – może uda nam się to przerwać. — Wzruszył ramionami, bo dobrze wiedział, że gwarancji nie było. — Jeśli mam być szczery, wolałbym nie musieć wybierać w ogóle. — Bo w końcu nie tylko oni zostali tu ściągnięci z kimś, kogo znali. I na ten jeden moment wzrok, przesunął się ku Seiwie, by zaraz powrócić do dwójki rozmówców. Jednego z nich też wolałby tu nie widzieć. — Pierwsza opcja zakłada, że do skutku podajemy sobie tylko dobre kolory. Nie wiemy, co wydarzy się w następnych rundach i czy wprowadzą jeszcze jakieś urozmaicenie — w ton głosu Hattoriego wkradła się słyszalna nuta powątpiewania na myśl o zaplanowanej mini-grze. Czy ktokolwiek z własnej woli chciał wciskać ręce do tajemniczego pudła? Skoro byli gotowi rozsadzić im głowy, to czemu mieliby nie pourywać im rąk? — To pewniejsza opcja. Da nam więcej czasu na to, by rozgryźć, o co tu chodzi, jeśli w ogóle jest coś do rozgryzania. Swoją drogą masz zielony — poinformował, niedbałym ruchem ręki wskazując obrożę rudowłosego. Zerknął ku Ye Lianowi, ale jemu nie mógł udzielić podobnej informacji. — Druga opcja zakłada ogólny bunt. Właściwie to w tym przypadku potrzebujemy wszystkich. Seiga zaproponował, żebyśmy nie wchodzili do izolatek. A co za tym idzie – żadne z nas nie będzie miało okazji podać swojego koloru. Jeśli to tylko iluzja, może obudzimy się we własnych łóżkach. Jeśli nie- — nie dokończył, bo nie było takiej potrzeby. Finał był oczywisty.
Obrócił się bokiem do rudowłosego, a przodem do Ye Liana, choć to nie na niego patrzył, a dosięgał spojrzeniem każdego z osobna.
— Podobno życie to tylko krótka kreska pomiędzy dwiema datami — niski głos przypominał już zaledwie pomruk, ale był słyszalny zarówno dla Shin’yi, jak i Ye Liana — ale domyślam się, że nie każdy będzie chciał postawić ją już teraz. W każdym razie sami zadecydujecie. Sam nie wiem, czy już teraz jestem gotowy na opcję numer dwa z tym, co do tej pory „wiemy”.
Może też była w tym jakaś naiwność, tak niepasująca do tej chłodnej kalkulacji, która w ogarniającym go skupieniu malowała się na twarzy.
— Też brałem to pod uwagę — rzucił, a jego uwadze nie umknęło, że spojrzenie złotych tęczówek z nagła zaczęło mu umykać. Wraz z głośnym – i pewnie całkowicie niepotrzebnym – krzykiem, zerknął za siebie przez ramię. Ye Liana widział w towarzystwie Waruiego już wcześniej – pamiętał też, że Rainer zwrócił uwagę na kaptur, który skrywał kolor na obroży mężczyzny. Tylko czemu? Jeśli był owcą, mógł polegać na liczebności, choć trudno było o solidarność w towarzystwie kompletnie obcych osób. — Przed wejściem do izolatek Rainer słusznie zauważył, że nie wiemy, na jakich zasadach wilk dowiedział się o swojej pozycji w grze i czy w ogóle zdaje sobie z tego sprawę. I w drugą stronę – na jakiej zasadzie owca wie, że jest owcą?
Pokręcił głową, na krótką chwilę lokując przymrużone spojrzenie na jakimś punkcie za sylwetką rudowłosego. Chyba brnął już za daleko.
„Obserwują nas.”
Srebrne tęczówki drgnęły nieznacznie, gdy wyrwał się z chwilowego zamyślenia, wiodąc wzrokiem ku jednej z kamer. Sufit był zawieszony wystarczająco wysoko, by żadne z nich nie miało możliwości zasłonięcia obiektywu.
— Wcześniej słyszeliśmy wybuch, więc drzwi do izolatek nie są w pełni szczelne, chyba że poruszają się bardzo cicho, gdy jesteśmy zamknięci. Ale nie wydaje mi się, że siedzimy tam wystarczająco długo. Z drugiej strony to tylko parawan. Przyciągnięcie go tutaj raczej nie wymagało wiele wysiłku — przyłączył się do rozważań, mimowolnie zwracając twarz ku nowemu elementowi wystroju. — Może grają. A może liczyli, że od razu skoczymy sobie do gardeł. W tej sytuacji musimy tu jeszcze chwilę zostać.
Rozmasował ręką jedno z pokrytych tatuażami przedramion, znów powracając spojrzeniem do Shin’yi, choć już za moment – wraz z kolejnymi padającymi z jego ust słowami – miał na przemian skakać nim od rudowłosego do jego towarzysza, który równie uwikłany w tę grę, miał prawo wiedzieć o ewentualnych możliwościach.
— Rozważaliśmy wcześniej różne opcje — zaczął w odpowiedzi, na wstępie dając do zrozumienia, że nie tylko on był autorem teorii, którymi za moment miał się podzielić. Nie mógł i nawet nie chciał przypisywać sobie wszystkich zasług, gdyby któreś z przypuszczeń okazało się słuszne. Ale mogło to działać też w drugą stronę – nie chciał brać na siebie całej odpowiedzialności, gdyby popełnili błąd. — Przede wszystkim nie wiemy, czy jesteśmy tutaj naprawdę. Gra grą, ale trudno uwierzyć, że ściągnięto nas tu fizycznie. Jeśli to sen, jest całkiem realistyczny i ktoś zadbał o to, byśmy myśleli, że coś nam grozi. Ale to też tylko jedna z teorii. Yosuke- — zawiesił na moment głos, jakby o czymś sobie przypomniał. — Chyba za sobą nie przepadacie. W każdym razie podejrzewa, że mamy do czynienia z yokai. Szczerze mówiąc, nie spotkałem jeszcze żadnego, ale może coś wam to mówi. Tak czy inaczej gra ma luki, jak sam zauważyłeś. Mamy dwie opcje, ale oba zakładają ogólną współpracę, więc jeśli znacie jeszcze kogoś, kogo jesteście w stanie zwerbować – zakładając, że któraś z opcji wam przypasuje – może uda nam się to przerwać. — Wzruszył ramionami, bo dobrze wiedział, że gwarancji nie było. — Jeśli mam być szczery, wolałbym nie musieć wybierać w ogóle. — Bo w końcu nie tylko oni zostali tu ściągnięci z kimś, kogo znali. I na ten jeden moment wzrok, przesunął się ku Seiwie, by zaraz powrócić do dwójki rozmówców. Jednego z nich też wolałby tu nie widzieć. — Pierwsza opcja zakłada, że do skutku podajemy sobie tylko dobre kolory. Nie wiemy, co wydarzy się w następnych rundach i czy wprowadzą jeszcze jakieś urozmaicenie — w ton głosu Hattoriego wkradła się słyszalna nuta powątpiewania na myśl o zaplanowanej mini-grze. Czy ktokolwiek z własnej woli chciał wciskać ręce do tajemniczego pudła? Skoro byli gotowi rozsadzić im głowy, to czemu mieliby nie pourywać im rąk? — To pewniejsza opcja. Da nam więcej czasu na to, by rozgryźć, o co tu chodzi, jeśli w ogóle jest coś do rozgryzania. Swoją drogą masz zielony — poinformował, niedbałym ruchem ręki wskazując obrożę rudowłosego. Zerknął ku Ye Lianowi, ale jemu nie mógł udzielić podobnej informacji. — Druga opcja zakłada ogólny bunt. Właściwie to w tym przypadku potrzebujemy wszystkich. Seiga zaproponował, żebyśmy nie wchodzili do izolatek. A co za tym idzie – żadne z nas nie będzie miało okazji podać swojego koloru. Jeśli to tylko iluzja, może obudzimy się we własnych łóżkach. Jeśli nie- — nie dokończył, bo nie było takiej potrzeby. Finał był oczywisty.
Obrócił się bokiem do rudowłosego, a przodem do Ye Liana, choć to nie na niego patrzył, a dosięgał spojrzeniem każdego z osobna.
— Podobno życie to tylko krótka kreska pomiędzy dwiema datami — niski głos przypominał już zaledwie pomruk, ale był słyszalny zarówno dla Shin’yi, jak i Ye Liana — ale domyślam się, że nie każdy będzie chciał postawić ją już teraz. W każdym razie sami zadecydujecie. Sam nie wiem, czy już teraz jestem gotowy na opcję numer dwa z tym, co do tej pory „wiemy”.
Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.
Jego spojrzenie natrafiło na element wystroju, którego wcześniej zdecydowanie tu nie było. Nie dosłyszał momentu, w którym były wnoszone i ustawiane, a bez wątpienia powinno być to słychać. Chyba, że izolatki wygłuszały na tyle dźwięki z zewnątrz, żeby żadne z nich nie zorientowało się, kiedy ktoś robi coś wewnątrz sali. Zamknięcie nie trwało jednak długo. Mógł podejrzewać, że rzeczywiście, tak jak pytał Hattori, nowości pojawiły się same. Nie odpowiedział jednak. Pewności nie miał, a wszystko było wystarczająco dziwne.
– Spróbowałbym opcji z zostaniem. Wypali to tylko wtedy, gdy wszyscy się zgodzą, więc jeśli znajdzie się choć jedna osoba, której nie przekonamy, możemy sprawdzać czy nie zaczną nas losowo eliminować z czystej nudy. Może do czasu porozmawiania ze wszystkimi wpadniemy jeszcze na coś… – odpowiedział, przystając obok @Hattori Heizō, @Seiwa-Genji Rainer i @Yakushimaru Seiga. Trzeba było zachować zimną krew, rozważyć wszystkie za i przeciw. Żaden z nich nie wiedział, czy pozostali zgodzą się na ten dość szalony plan, czy nie będą potrzebować kolejnej rundy z podaniem kolorów zanim inni się nie namyślą. Być może coś jeszcze im umykało, nie dostrzegali wyjątkowo prostego rozwiązania, mieli za mało informacji, które były gdzieś tam na wyciągnięcie ręki.
Odczekał chwilę aż inni rozejdą się od niewielkich pokoików po chłodnej hali. Zainteresował się typkiem, z którym wcześniej nie miał okazji podjąć żadnej interakcji. Dostrzegał go jedynie w towarzystwie wyjątkowo olbrzymiego mężczyzny i jedzenia – tam też namierzył go i tym razem. Wsuwając dłonie w kieszenie postanowił podejść do @Hasegawa Jirō.
– Co, jeśli jest zatrute? – Kiwnął głową w kierunku ciastek oraz konserw wyłożonych na użytek nieszczęśników zamkniętych w tym „przybytku”. – Nie wierzę też w darmowe narkotyki, ale może poprzez to wszystko chcieliby wpłynąć na nasze zachowanie. – Oparł się o ścianę w pobliżu. Nadal trzymało go po ujrzeniu martwego Nobuo w celi. Ten ścisk nie odpuszczał i nie pozwalał mu na przełknięcie czegokolwiek, nawet jakby chciał. Woda z kolei… Jeśli to był sen, to lepiej było się na nią nie skusić.
– Mamy pomysł. Może odrobinę dziwny, ale wymaga tego, żeby wszyscy się zgodzili. Bo co by było, gdyby nikt z nas nie poszedł do izolatek, żeby wypowiedzieć swój kolor? Gdybyśmy zostali tutaj, sprzeciwili się i nie grali według zasad, które nam dyktują. – Obrócił twarz w stronę Hasegawy. Był poważny i najwyraźniej mówił całkiem serio. – Wygra wilk, jeśli wyeliminuje owce. One zaś, jeśli wilk zginie. Czy zabiliby nas wszystkich, zarówno wilka, jak i owce? Nie ma wtedy zwycięzcy, nie było mowy o remisie. Czas na udzielenie odpowiedzi dla wszystkich z nas jest jednakowy. Inną opcją jest po prostu podawanie sobie prawidłowych kolorów… właściwie w nieskończoność. Póki tamtym się to nie znudzi, może póki ktoś z nas nie wytrzyma i sam się nie odstrzeli. Byłbyś w stanie zaryzykować bunt?
– Spróbowałbym opcji z zostaniem. Wypali to tylko wtedy, gdy wszyscy się zgodzą, więc jeśli znajdzie się choć jedna osoba, której nie przekonamy, możemy sprawdzać czy nie zaczną nas losowo eliminować z czystej nudy. Może do czasu porozmawiania ze wszystkimi wpadniemy jeszcze na coś… – odpowiedział, przystając obok @Hattori Heizō, @Seiwa-Genji Rainer i @Yakushimaru Seiga. Trzeba było zachować zimną krew, rozważyć wszystkie za i przeciw. Żaden z nich nie wiedział, czy pozostali zgodzą się na ten dość szalony plan, czy nie będą potrzebować kolejnej rundy z podaniem kolorów zanim inni się nie namyślą. Być może coś jeszcze im umykało, nie dostrzegali wyjątkowo prostego rozwiązania, mieli za mało informacji, które były gdzieś tam na wyciągnięcie ręki.
Odczekał chwilę aż inni rozejdą się od niewielkich pokoików po chłodnej hali. Zainteresował się typkiem, z którym wcześniej nie miał okazji podjąć żadnej interakcji. Dostrzegał go jedynie w towarzystwie wyjątkowo olbrzymiego mężczyzny i jedzenia – tam też namierzył go i tym razem. Wsuwając dłonie w kieszenie postanowił podejść do @Hasegawa Jirō.
– Co, jeśli jest zatrute? – Kiwnął głową w kierunku ciastek oraz konserw wyłożonych na użytek nieszczęśników zamkniętych w tym „przybytku”. – Nie wierzę też w darmowe narkotyki, ale może poprzez to wszystko chcieliby wpłynąć na nasze zachowanie. – Oparł się o ścianę w pobliżu. Nadal trzymało go po ujrzeniu martwego Nobuo w celi. Ten ścisk nie odpuszczał i nie pozwalał mu na przełknięcie czegokolwiek, nawet jakby chciał. Woda z kolei… Jeśli to był sen, to lepiej było się na nią nie skusić.
– Mamy pomysł. Może odrobinę dziwny, ale wymaga tego, żeby wszyscy się zgodzili. Bo co by było, gdyby nikt z nas nie poszedł do izolatek, żeby wypowiedzieć swój kolor? Gdybyśmy zostali tutaj, sprzeciwili się i nie grali według zasad, które nam dyktują. – Obrócił twarz w stronę Hasegawy. Był poważny i najwyraźniej mówił całkiem serio. – Wygra wilk, jeśli wyeliminuje owce. One zaś, jeśli wilk zginie. Czy zabiliby nas wszystkich, zarówno wilka, jak i owce? Nie ma wtedy zwycięzcy, nie było mowy o remisie. Czas na udzielenie odpowiedzi dla wszystkich z nas jest jednakowy. Inną opcją jest po prostu podawanie sobie prawidłowych kolorów… właściwie w nieskończoność. Póki tamtym się to nie znudzi, może póki ktoś z nas nie wytrzyma i sam się nie odstrzeli. Byłbyś w stanie zaryzykować bunt?
Hattori Heizō and Ye Lian szaleją za tym postem.
Kolor. Cisza. Otwarte drzwi. Znowu przeżył. Szczerze ciekawiło go ile to w ogóle będzie się ciągnęło. Miał podejrzenie że prędzej czy później ludzi pozabija nic innego jak nieufność i paranoja. On więc jedyne co musiał zrobić to ufać jedynie dwóm osobom. W sumie mógłby wprowadzić też nieco zamętu żeby spróbować wywabić wilka z przysłowiowego lasu.
Ale szczerze? Po co. Z tego co widział wszyscy obecni nadal żyli. No może poza Nobu który wziął i wybuchnął w swojej celi.
Kiedy pojawiła się ta nowa, atrakcja... Postanowił przeczesać szlak i zobaczyć co z tego wyniknie. Wszedł więc za kotarkę zmacać przedmiot w pudle i zgadnąć co to tam było. Czy mu się udało? Tego dowie się później. O ile w ogóle przeżyje tę rundę. -Sprawdziłem tę ich "zabawę" nadal mam obie ręce, więc chyba jest bezpieczna. Tak sądzę. - Rzucił zarówno do Eji jak i Jiro. Nie miał pojęcia czy ci chcieli ryzykować tak jak on, ale w końcu nikogo nie zmuszał.
Nachylił się do obydwu by ogarnąć ich kolory. - Carei, masz niebieski. Znowu. - Następnie przeniósł wzrok na Jiro. - A ty czerwony. - Kolory się powtarzały w ich przypadku. Im musiał po prostu zaufać. W końcu to było podstawą tej gry. A co jeśli któreś z nich to wilk? Nah... Pozostało mu tylko być optymistą.
Uwagę wielkoluda zwrócił jednak Yosuke, który zaczął snuć teorie spiskowe odnośnie całości. - W izolatkach prawdopodobnie zamontowane są kamery i mikrofony. Dzięki czemu są w stanie zweryfikować kto mówi jaki kolor. W przypadku nie wejścia do izolatki nie będzie tej możliwości - obroże wybuchną. - Szczerze to słyszał tylko końcówki ich wypowiedzi, nie znał całości rozmowy. Ale to co powiedział wydawało mu się oczywiste na czystą logikę. - Gdyby każdy nie wszedł do izolatki, każda obroża by wybuchła i gra dobiegłaby końca. - A ich wszystkich trafiłby koniec. Niezbyt pozytywne rozwiązanie szczerze mówiąc. Słuchając co mają do powiedzenia zastanowił się nad jedną sprawą. Nie mówił tego na razie, ale zobaczy się jak to będzie. - Szczerze mam prawie pewność że to sen. Inaczej nie byłbym w stanie dotknąć tu czegokolwiek. Jednak cokolwiek nas do niego wciągnęło, ma na tyle silną wolę żeby utrzymać panującą tu rzeczywistość w ryzach przy takiej ilości osób. - W sumie też dlatego pozostawał spokojny.
@Nakashima Yosuke @Hasegawa Jirō @Ejiri Carei
Ale szczerze? Po co. Z tego co widział wszyscy obecni nadal żyli. No może poza Nobu który wziął i wybuchnął w swojej celi.
Kiedy pojawiła się ta nowa, atrakcja... Postanowił przeczesać szlak i zobaczyć co z tego wyniknie. Wszedł więc za kotarkę zmacać przedmiot w pudle i zgadnąć co to tam było. Czy mu się udało? Tego dowie się później. O ile w ogóle przeżyje tę rundę. -Sprawdziłem tę ich "zabawę" nadal mam obie ręce, więc chyba jest bezpieczna. Tak sądzę. - Rzucił zarówno do Eji jak i Jiro. Nie miał pojęcia czy ci chcieli ryzykować tak jak on, ale w końcu nikogo nie zmuszał.
Nachylił się do obydwu by ogarnąć ich kolory. - Carei, masz niebieski. Znowu. - Następnie przeniósł wzrok na Jiro. - A ty czerwony. - Kolory się powtarzały w ich przypadku. Im musiał po prostu zaufać. W końcu to było podstawą tej gry. A co jeśli któreś z nich to wilk? Nah... Pozostało mu tylko być optymistą.
Uwagę wielkoluda zwrócił jednak Yosuke, który zaczął snuć teorie spiskowe odnośnie całości. - W izolatkach prawdopodobnie zamontowane są kamery i mikrofony. Dzięki czemu są w stanie zweryfikować kto mówi jaki kolor. W przypadku nie wejścia do izolatki nie będzie tej możliwości - obroże wybuchną. - Szczerze to słyszał tylko końcówki ich wypowiedzi, nie znał całości rozmowy. Ale to co powiedział wydawało mu się oczywiste na czystą logikę. - Gdyby każdy nie wszedł do izolatki, każda obroża by wybuchła i gra dobiegłaby końca. - A ich wszystkich trafiłby koniec. Niezbyt pozytywne rozwiązanie szczerze mówiąc. Słuchając co mają do powiedzenia zastanowił się nad jedną sprawą. Nie mówił tego na razie, ale zobaczy się jak to będzie. - Szczerze mam prawie pewność że to sen. Inaczej nie byłbym w stanie dotknąć tu czegokolwiek. Jednak cokolwiek nas do niego wciągnęło, ma na tyle silną wolę żeby utrzymać panującą tu rzeczywistość w ryzach przy takiej ilości osób. - W sumie też dlatego pozostawał spokojny.
@Nakashima Yosuke @Hasegawa Jirō @Ejiri Carei
#a2006d
Hattori Heizō, Ye Lian and Shogo Tomomi szaleją za tym postem.
Problem nowych możliwości był oczywisty: w ich natłoku człowiekowi coraz ciężej było wybrać jeden z wariantów. A kręcąc się dookoła, w ciągłym sprawdzaniu coraz liczniejszych dróg, koniec końców można nie zdecydować się na żadną z nich - co wtedy? Bierność nie była elementem jego charakteru, już nawet na obecnym etapie zdradzał swoją niecierpliwość. Chodziły mu palce, po formalnym uścisku, oparte na jednym ze skrzyżowanych na piersi ramion. Wskazujący obijał się o nagą skórę, odsłonięte, stare zadrapanie, wybijając niemy rytm.
Rainer słusznie zauważył...
- Owce nie musiały być poinformowane inaczej niż przez ogólny komunikat. Zasady poznał przecież każdy, wiemy zatem, że jesteśmy Owcami, bo na tym polega cała chora gra. - Dłoń zamarła, gdy przetaczał wzrokiem po obecnych. - Ale, przypuszczalnie co najmniej jeden z nas, dostał informację dodatkową. Coś ponad ogłoszeniem dostępnym dla wszystkich. Kto obudził się pierwszy? Skąd mamy pewność, że łowca nie dostał informacji przed wszystkimi? Że jako jedyny nie został w jakiś sposób ocucony, aby umożliwić mu przekazanie roli, nim reszta złapie kontakt ze światem? A może Wilka wybrano na podstawie nie jakichś predyspozycji, nie losowo, a kwestią z góry ustalonej mechaniki - kto odzyskał przytomność przed wszystkimi, ten został Wilkiem? Obroże mają czujniki. Wychwytują dźwięk. Czemu nie miałyby go też emitować, choćby dla krótkiego, ledwie wychwytywanego słowa: "Wilk", które na wstępnie nie mówiło nic, ale potem okazało się brzemieniem? O reszcie wytycznych taka osoba dowiedziałaby się już po uroczystej prezentacji reguł. A może Wilk został uświadomiony dopiero w izolatce, po pierwszej turze. Może na start wszyscy jeszcze byliśmy ogłupiałą trzodą. - Jak niezbyt utalentowane w układankach dziecko próbował wciskać elementy, byle jakkolwiek do siebie pasowały. Masa wątpliwości generowała jedynie kolejne - w tym tempie pytań będzie zbyt wiele, a odpowiedzi wciąż żadnych. Musieliby wymyślić plan, dzięki któremu można stopniowo eliminować niewiadome.
Jaki?
Wzrok błądzący po zebranych osiadł na Ye Lianie.
Obserwują nas.
Kamery.
- O, no popatrz - jeżeli ironizował, zgrabnie wplótł to w rozbawienie. - Właśnie się za nimi rozglądałem. Gdzie są te małe skurwysyńskie oczodołki? - Instruowany, próbował dostrzec zakamuflowane tarcze obiektywów mrużąc oczy pod zmarszczonymi w wysiłku intelektualno-percepcyjnym brwiami i ostatecznie wypowiadając na głos to, co padło jedynie w obrębie umysłu rozmówcy: - Pomyślałem, by utrudnić im sprawę. Mamy żarcie w puszkach. Szkoda je marnować, ale co jeżeli jest zatrute? Albo nafaszerowane jakimś gównem, narkotykiem, neutralizatorem, jakimś paraliżującym w zbyt dużych ilościach szajsem? Nie zbawi nas też poświęcenie paru puszek z paszą dla świń. - Kiwnięciem brody wskazał jedną z kamer. - Odetnijmy im telewizję. Starczy, że nas słyszą.
Myśl, że ktoś go obserwował, była nie do zdzierżenia.
Już budząc się bez maski, bez okrycia blizn szpecących twarz, walczył z uwierającą psychikę niewygodą. Stale łapał się na tym, że ma potrzebę dotknięcia opuszkami kącika warg - nie po to, aby sprawdzić, czy krew dalej sączy się z rozbitej tkanki. Ten podprogowy odruch miał uniemożliwić pozostałym przyjrzenie się zygzakowatej szramie - jakby to ona stanowiła dowód na to, że jest Wilkiem.
To było jak koszmar - rzeczywiście.
W nawiązaniu do snu, Warui jedynie pokiwał głową; trochę mechanicznie, ospale, jakby nie do końca rozumiał, co się do niego powiedziało, albo jakby był zbyt zajęty czymś innym i na odczepnego dał znać, że przyswoił, co trzeba.
Pierwsza opcja zakłada, że do skutku podajemy sobie dobre kolory...
- Nie wypali - uciął po dłuższej chwili namysłu. - Ye słusznie zauważył, że mogą się nami bawić. Przecież zorganizowanie takiego przedstawienia to nie pięć minut bazgrania na kolanie. Jest ogromny budynek z kamerami. Obroże. My wszyscy, wyciągnięci z łóżek, nieprzytomni. Coś nam podano, byśmy się nie obudzili? Dlaczego wybrano nas? Większość się zna. W jakiś sposób jesteśmy połączeni, nawet jeżeli niektórzy jedynie pojedynczą liną. - Rozplątał przedramiona, nadgarstkiem wskazał ku grupie. - Znam dziewczynę, tę z czarnymi włosami. Zagryzłbym skurwysynów, gdyby coś jej zrobili. I kojarzę gościa, co mi przyjebał na dobry początek zabawy. Mam też sporo wspólnego z typem, który wygląda, jakby go Nożycoręki co noc gładził czule po licu - wymieniał, aż wreszcie osiadł uwagą na Ye Lianie, jakby w niemym dołączeniu go do grona znajomych. Ostatecznie powrócił jednak do Heizo. - I ciebie, spotkaliśmy się już przecież. Może mamy ze sobą coś wspólnego. A może - wzruszył barkami - miasto jest bardzo małe i spotkaliśmy się przypadkiem. Nie będę jednak ryzykował, bo może wszystko jest tylko iluzją, może to tylko parę losowych bezsensowności. - Tym samym wykreślił swój udział ze zbiorowego buntu.
- Mam swoje powody, by nie ufać reszcie. Mogą próbować się angażować w rozmowy, podsuwać warianty, ale jakie to niby ma znaczenie? Tym samym zdobywają punkty do niewinności. Bo to takie logiczne, że niewinni trzymają się niewinnych, nie? A bądźmy szczerzy: jeżeli ktoś jest Wilkiem, to dobrze dla niego, że próbuje wleźć do grupy. Pomyślcie tylko. Jeżeli któryś z was byłby zdrajcą, trzymałby się na uboczu? - Oczywiście, że nie. - To by od razu wrzuciło delikwenta do grona podejrzanych. - Zaśmiałby się, gdyby nie skrzywienie warg. - Nie będę się tulił do całej tej stępiałej rzeszy, bo ktoś z nich może i prawdopodobnie jest Wilkiem. A to oznacza, że będzie próbował mamić na swoją korzyść, by wyeliminować jak największą ilość. Nie sądzę zresztą, by gra utrzymała się w obecnym rytmie, jeśli Wilk okaże się niezbyt...
Cóż.
- Kreatywny. Idiotyczne mini-gierki mogą być wadliwe. Może urwie mi łapę, gdy tylko ją wcisnę w karton. Ale jeżeli wszyscy będziemy te gry ignorować, wkrótce przestaną być dobrowolne, choćby po to, aby wspomóc osamotnionego Wilka. Nie dowiemy się też, czy udział w nich rzeczywiście nie sprezentuje jakiegoś profitu. Ktoś musi... - sapnął nagle, bardziej w westchnieniu irytacji niż czymkolwiek innym. Napięte ramiona opadły o pół milimetra, zdradzając rezygnację. - Pójdę. Przetestuję.
Wzrok, którym zahaczył o parawany, raz jeszcze osiadł na twarzy Heizo - akurat przy ostatniej kwestii.
Może przerwa w wypowiedzi była zbyt długa.
Może zbyt nieoczekiwanie drgnęły powieki, lekko się przymrużając.
Może milczenie, jakie zwarło mu usta, było dziwną reakcją na słowa Hattoriego.
Zaskoczenie prędko uległo pod naporem przymusowej powagi; arogancji wręcz, bo nieoczekiwanie przerzucił swoje zainteresowanie na Ye Liana. Znów sięgnął do niego ręką - tym razem bez naporu, palce wsuwając pod materiał kaptura tylko po to, by go odgiąć, zajrzeć w głąb i wychwycić rzucane na podsuniętą dłoń barwę.
Szepnął mu ją na ucho.
- Ty, Heizo, masz niebieski - dodał zaraz, już docierając do słuchu bez ograniczeń. - Pilnuj, by twoja linia nie została zbyt szybko przerwana. Zaraz będę z powrotem. I... - Znów skumulował percepcję na Ye Lianie. - Muszę ci coś powiedzieć. Jak wrócę.
Wysunął palce spod kaptura bluzy, muskając jeszcze jego skórę karku pisarzyny w dodającym otuchy geście, ale ruchy wydawały się stracić rezon, jakby nieoczekiwanie coś wywołało zwarcie w płynnie napędzanych się nawzajem mechanizmach.
Miał ochotę zaangażować się w to, co zaczęło go drapać na samym krańcu świadomości; jakby jakieś chropowate pazury starały się przeorać przez drzwi, które wieki temu zatrzasnął. Głos Hattoriego, jak echo powtarzający ten sam tekst, odbijał się nawet wtedy, gdy nogi wreszcie wysforowały go naprzód - w kierunku parawanów.
Rainer słusznie zauważył...
- Owce nie musiały być poinformowane inaczej niż przez ogólny komunikat. Zasady poznał przecież każdy, wiemy zatem, że jesteśmy Owcami, bo na tym polega cała chora gra. - Dłoń zamarła, gdy przetaczał wzrokiem po obecnych. - Ale, przypuszczalnie co najmniej jeden z nas, dostał informację dodatkową. Coś ponad ogłoszeniem dostępnym dla wszystkich. Kto obudził się pierwszy? Skąd mamy pewność, że łowca nie dostał informacji przed wszystkimi? Że jako jedyny nie został w jakiś sposób ocucony, aby umożliwić mu przekazanie roli, nim reszta złapie kontakt ze światem? A może Wilka wybrano na podstawie nie jakichś predyspozycji, nie losowo, a kwestią z góry ustalonej mechaniki - kto odzyskał przytomność przed wszystkimi, ten został Wilkiem? Obroże mają czujniki. Wychwytują dźwięk. Czemu nie miałyby go też emitować, choćby dla krótkiego, ledwie wychwytywanego słowa: "Wilk", które na wstępnie nie mówiło nic, ale potem okazało się brzemieniem? O reszcie wytycznych taka osoba dowiedziałaby się już po uroczystej prezentacji reguł. A może Wilk został uświadomiony dopiero w izolatce, po pierwszej turze. Może na start wszyscy jeszcze byliśmy ogłupiałą trzodą. - Jak niezbyt utalentowane w układankach dziecko próbował wciskać elementy, byle jakkolwiek do siebie pasowały. Masa wątpliwości generowała jedynie kolejne - w tym tempie pytań będzie zbyt wiele, a odpowiedzi wciąż żadnych. Musieliby wymyślić plan, dzięki któremu można stopniowo eliminować niewiadome.
Jaki?
Wzrok błądzący po zebranych osiadł na Ye Lianie.
Obserwują nas.
Kamery.
- O, no popatrz - jeżeli ironizował, zgrabnie wplótł to w rozbawienie. - Właśnie się za nimi rozglądałem. Gdzie są te małe skurwysyńskie oczodołki? - Instruowany, próbował dostrzec zakamuflowane tarcze obiektywów mrużąc oczy pod zmarszczonymi w wysiłku intelektualno-percepcyjnym brwiami i ostatecznie wypowiadając na głos to, co padło jedynie w obrębie umysłu rozmówcy: - Pomyślałem, by utrudnić im sprawę. Mamy żarcie w puszkach. Szkoda je marnować, ale co jeżeli jest zatrute? Albo nafaszerowane jakimś gównem, narkotykiem, neutralizatorem, jakimś paraliżującym w zbyt dużych ilościach szajsem? Nie zbawi nas też poświęcenie paru puszek z paszą dla świń. - Kiwnięciem brody wskazał jedną z kamer. - Odetnijmy im telewizję. Starczy, że nas słyszą.
Myśl, że ktoś go obserwował, była nie do zdzierżenia.
Już budząc się bez maski, bez okrycia blizn szpecących twarz, walczył z uwierającą psychikę niewygodą. Stale łapał się na tym, że ma potrzebę dotknięcia opuszkami kącika warg - nie po to, aby sprawdzić, czy krew dalej sączy się z rozbitej tkanki. Ten podprogowy odruch miał uniemożliwić pozostałym przyjrzenie się zygzakowatej szramie - jakby to ona stanowiła dowód na to, że jest Wilkiem.
To było jak koszmar - rzeczywiście.
W nawiązaniu do snu, Warui jedynie pokiwał głową; trochę mechanicznie, ospale, jakby nie do końca rozumiał, co się do niego powiedziało, albo jakby był zbyt zajęty czymś innym i na odczepnego dał znać, że przyswoił, co trzeba.
Pierwsza opcja zakłada, że do skutku podajemy sobie dobre kolory...
- Nie wypali - uciął po dłuższej chwili namysłu. - Ye słusznie zauważył, że mogą się nami bawić. Przecież zorganizowanie takiego przedstawienia to nie pięć minut bazgrania na kolanie. Jest ogromny budynek z kamerami. Obroże. My wszyscy, wyciągnięci z łóżek, nieprzytomni. Coś nam podano, byśmy się nie obudzili? Dlaczego wybrano nas? Większość się zna. W jakiś sposób jesteśmy połączeni, nawet jeżeli niektórzy jedynie pojedynczą liną. - Rozplątał przedramiona, nadgarstkiem wskazał ku grupie. - Znam dziewczynę, tę z czarnymi włosami. Zagryzłbym skurwysynów, gdyby coś jej zrobili. I kojarzę gościa, co mi przyjebał na dobry początek zabawy. Mam też sporo wspólnego z typem, który wygląda, jakby go Nożycoręki co noc gładził czule po licu - wymieniał, aż wreszcie osiadł uwagą na Ye Lianie, jakby w niemym dołączeniu go do grona znajomych. Ostatecznie powrócił jednak do Heizo. - I ciebie, spotkaliśmy się już przecież. Może mamy ze sobą coś wspólnego. A może - wzruszył barkami - miasto jest bardzo małe i spotkaliśmy się przypadkiem. Nie będę jednak ryzykował, bo może wszystko jest tylko iluzją, może to tylko parę losowych bezsensowności. - Tym samym wykreślił swój udział ze zbiorowego buntu.
- Mam swoje powody, by nie ufać reszcie. Mogą próbować się angażować w rozmowy, podsuwać warianty, ale jakie to niby ma znaczenie? Tym samym zdobywają punkty do niewinności. Bo to takie logiczne, że niewinni trzymają się niewinnych, nie? A bądźmy szczerzy: jeżeli ktoś jest Wilkiem, to dobrze dla niego, że próbuje wleźć do grupy. Pomyślcie tylko. Jeżeli któryś z was byłby zdrajcą, trzymałby się na uboczu? - Oczywiście, że nie. - To by od razu wrzuciło delikwenta do grona podejrzanych. - Zaśmiałby się, gdyby nie skrzywienie warg. - Nie będę się tulił do całej tej stępiałej rzeszy, bo ktoś z nich może i prawdopodobnie jest Wilkiem. A to oznacza, że będzie próbował mamić na swoją korzyść, by wyeliminować jak największą ilość. Nie sądzę zresztą, by gra utrzymała się w obecnym rytmie, jeśli Wilk okaże się niezbyt...
Cóż.
- Kreatywny. Idiotyczne mini-gierki mogą być wadliwe. Może urwie mi łapę, gdy tylko ją wcisnę w karton. Ale jeżeli wszyscy będziemy te gry ignorować, wkrótce przestaną być dobrowolne, choćby po to, aby wspomóc osamotnionego Wilka. Nie dowiemy się też, czy udział w nich rzeczywiście nie sprezentuje jakiegoś profitu. Ktoś musi... - sapnął nagle, bardziej w westchnieniu irytacji niż czymkolwiek innym. Napięte ramiona opadły o pół milimetra, zdradzając rezygnację. - Pójdę. Przetestuję.
Wzrok, którym zahaczył o parawany, raz jeszcze osiadł na twarzy Heizo - akurat przy ostatniej kwestii.
Może przerwa w wypowiedzi była zbyt długa.
Może zbyt nieoczekiwanie drgnęły powieki, lekko się przymrużając.
Może milczenie, jakie zwarło mu usta, było dziwną reakcją na słowa Hattoriego.
Zaskoczenie prędko uległo pod naporem przymusowej powagi; arogancji wręcz, bo nieoczekiwanie przerzucił swoje zainteresowanie na Ye Liana. Znów sięgnął do niego ręką - tym razem bez naporu, palce wsuwając pod materiał kaptura tylko po to, by go odgiąć, zajrzeć w głąb i wychwycić rzucane na podsuniętą dłoń barwę.
Szepnął mu ją na ucho.
- Ty, Heizo, masz niebieski - dodał zaraz, już docierając do słuchu bez ograniczeń. - Pilnuj, by twoja linia nie została zbyt szybko przerwana. Zaraz będę z powrotem. I... - Znów skumulował percepcję na Ye Lianie. - Muszę ci coś powiedzieć. Jak wrócę.
Wysunął palce spod kaptura bluzy, muskając jeszcze jego skórę karku pisarzyny w dodającym otuchy geście, ale ruchy wydawały się stracić rezon, jakby nieoczekiwanie coś wywołało zwarcie w płynnie napędzanych się nawzajem mechanizmach.
Miał ochotę zaangażować się w to, co zaczęło go drapać na samym krańcu świadomości; jakby jakieś chropowate pazury starały się przeorać przez drzwi, które wieki temu zatrzasnął. Głos Hattoriego, jak echo powtarzający ten sam tekst, odbijał się nawet wtedy, gdy nogi wreszcie wysforowały go naprzód - w kierunku parawanów.
Hattori Heizō, Ye Lian, Hasegawa Jirō and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Plany. Spiski i knowanie. Wszystko to z pewnością stanowiło niemałą rozgrywkę, jednak na swój sposób zdawało się dość nudne. Jakby nie patrzeć, bezcielesne byty posiadały tutaj 'fizyczną' formę. Mijało się to z jakąkolwiek racjonalnością, a dalsze rozważania mogły prowadzić tylko do większego zamieszania i obłędu. Dlatego też postanowił zdać się na łut szczęścia, czy ślepy los i siedzieć w swoim pomieszczeniu, aż wybuchnie. Przynajmniej do czasu, aż spudłuje. Odrobina hazardu nikomu w końcu nie zaszkodziła, a sam fakt, że stawka była raczej wysoka dodawał do tego pewnej... ekscytacji? Miał już dwa różne kolory. Co prawda, te mogły się jakoś powtórzyć, jednak wybieranie jednego ze zgadywanych kolorów byłoby nudne. Dlatego też postanowił strzelić w jeden z pozostałych dwóch, a dokładniej: - Żółty.
Rozpoczynamy mini gierki, żeby umilić wam czas!
Głos płynący z głośników musiał się nieźle tu z nimi bawić. Może zostali świnkami morskimi jakiegoś kosmicznego purchlaka. To wyjaśniałoby zapasy jedzenia będące w większości słodyczami, z pozoru infantylne zabawy podszyte okrucieństwem i nie do końca przemyślane warunki. Choćby fakt, który zaczynał Hasegawie najbardziej przeszkadzać - zaczynało być zimno.
Widok szpitalnych parawanów skutecznie powstrzymał Jiro przed nawet pomyśleniem, by dołączyć do zabawy. Miał tylko nadzieję, że zimny dreszcz, który przeszedł po jego kręgosłupie, faktycznie spowodowany był chłodem, nie będąc zapowiedzią narastającej paniki.
– Ciastka raczej są w porządku, podżeram je od pierwszej rundy. Konserw nie próbowałem – odpowiedział na zaczepkę, od kilku minut buszując ponownie wśród regałów, uznając je za najprzyjaźniejsze z miejsc, by się uspokoić.
Tym razem jednak nie wsypywał sobie nic do pyska jakby zapasy były niczym innym jak granulatem dla yurei. Pooglądał kilka pudełek, porównał ich wersje, próbując po samych obrazkach wywnioskować smaki słodyczy, kilka opakowań ułożył równiej. Wszystko by nie myśleć o tych przeklętych parawanach.
Dopiero teraz zerknął na mówiącą do niego osobę. Początkowa wdzięczność za zajęcie czymś chociażby chwili jego czasu, szybko wyparowała z ciemnych oczu.
– O, to ty przyjebałeś mojemu przyjacielowi na samym początku. Łap żółty kolor w nagrodę.
Mimo to wysłuchał tego, co miał do powiedzenia. Jego uwadze nie umknęła liczba mnoga na samym początku przedstawienia tego planu. Powiódł wzrokiem po reszcie, próbując odgadnąć kto wchodził w skład buntowników.
– Jeżeli się zbuntujemy, zginiemy. A wtedy wygra Wilk – rzucił w końcu – Nie mamy żadnej pewności czy jego obroża w ogóle działa tak jak inne. Może jego nie wybucha. Wtedy zostanie tylko on.
Nie w smak było mu umierać, nawet jeżeli był to tylko sen. Cała sytuacja była o tyle dziwna, że zaczynała stanowić pożywkę dla wszelkich wątpliwości. Co jeżeli śmierć tutaj będzie równoznaczna z nieobudzeniem się?
– Zaryzykuję tylko jeżeli zrobi to też Carei.
@Nakashima Yosuke
Głos płynący z głośników musiał się nieźle tu z nimi bawić. Może zostali świnkami morskimi jakiegoś kosmicznego purchlaka. To wyjaśniałoby zapasy jedzenia będące w większości słodyczami, z pozoru infantylne zabawy podszyte okrucieństwem i nie do końca przemyślane warunki. Choćby fakt, który zaczynał Hasegawie najbardziej przeszkadzać - zaczynało być zimno.
Widok szpitalnych parawanów skutecznie powstrzymał Jiro przed nawet pomyśleniem, by dołączyć do zabawy. Miał tylko nadzieję, że zimny dreszcz, który przeszedł po jego kręgosłupie, faktycznie spowodowany był chłodem, nie będąc zapowiedzią narastającej paniki.
– Ciastka raczej są w porządku, podżeram je od pierwszej rundy. Konserw nie próbowałem – odpowiedział na zaczepkę, od kilku minut buszując ponownie wśród regałów, uznając je za najprzyjaźniejsze z miejsc, by się uspokoić.
Tym razem jednak nie wsypywał sobie nic do pyska jakby zapasy były niczym innym jak granulatem dla yurei. Pooglądał kilka pudełek, porównał ich wersje, próbując po samych obrazkach wywnioskować smaki słodyczy, kilka opakowań ułożył równiej. Wszystko by nie myśleć o tych przeklętych parawanach.
Dopiero teraz zerknął na mówiącą do niego osobę. Początkowa wdzięczność za zajęcie czymś chociażby chwili jego czasu, szybko wyparowała z ciemnych oczu.
– O, to ty przyjebałeś mojemu przyjacielowi na samym początku. Łap żółty kolor w nagrodę.
Mimo to wysłuchał tego, co miał do powiedzenia. Jego uwadze nie umknęła liczba mnoga na samym początku przedstawienia tego planu. Powiódł wzrokiem po reszcie, próbując odgadnąć kto wchodził w skład buntowników.
– Jeżeli się zbuntujemy, zginiemy. A wtedy wygra Wilk – rzucił w końcu – Nie mamy żadnej pewności czy jego obroża w ogóle działa tak jak inne. Może jego nie wybucha. Wtedy zostanie tylko on.
Nie w smak było mu umierać, nawet jeżeli był to tylko sen. Cała sytuacja była o tyle dziwna, że zaczynała stanowić pożywkę dla wszelkich wątpliwości. Co jeżeli śmierć tutaj będzie równoznaczna z nieobudzeniem się?
– Zaryzykuję tylko jeżeli zrobi to też Carei.
@Nakashima Yosuke
Ejiri Carei and Shogo Tomomi szaleją za tym postem.
Żaden dreszcz. Żadne trzęsienie. Żaden huk. Nieco skołowana, podniosła się, opierając palce na chłodzie wejścia i pchnęła. Mimo masywności, nawet ona nie potrzebowała wiele siły, by otworzyć drzwi. Inaczej widać miało się to do pomieszczeń, w których ktoś zniknął. I w pierwszej kolejności zaczekała, odnajdując celę, w której wcześniej zniknęła Pani Akira. Niepokój wsparł się na skórze i spiął mięśnie. Czemu nie wyszła? A może wyszła?
Kiedyś zastanawiała się, jak potrafiła jednym spojrzenie, tak skupiana sobie te cudze, zachłanne. Albo w drugą stronę. Odwracali wzrok, gdy coś ostrzegawczo zalśniło w ciemności kobiecych tęczówek. I w tym wszystkim, miała dla niej coś tak czułego, że Carei czuła się bezpiecznie. Ale nie teraz - nie było jej. odetchnęła płytko, starając uspokoić pulsującą znowu niespokojność. To się nie działo.
Nowy komunikat, chociaż wypełniała groteskowa wesołość, patrząc po zebranych, wiele radości nie wywołała. Na krótko zatrzymała się gdzieś pod jedną ze ścian, ułamując znowu kawałek czekolady i skubiąc jej brzeg. Wciąż czekała, ale czarnych włosów kobiety nie dostrzegała. Przełknęła słodycz, nie czując właściwie jej smaku. Obróciła głowę, rozglądając się. Szukała kogoś bardzo konkretnego. Jiro. Ale gdy postać brata pojawiła się w polu widzenia, zdążyła ledwie westchnąć, a odebrano mu chwilowe sam-na sam z posiłkiem. Zdarzała. Naprawdę było jej już zimno, objęła się ramionami, chcąc zapewnić chociaż odrobinę ciepła i miękko powędrowała - w kierunku już trzech, rozmawiających postaci. I nie tak trudno było zrozumieć, że coraz wyraźnie toczyły się dyskusje wokół - dziwacznej gry, w której zostali uwiezieni. Czy był to sen, czy nie - możliwości było sporo. Czy śmierć tutaj - nawet jeśli był to sen, gwarantował powrót do..."siebie"?
Stanęła za najszerszymi placami, które przysłoniły ją w całości. Cień, za którym mogła się schować. Drgnęła, gdy usłyszała swoje zwerbalizowane imię, uchwyciła się ostrożnie przedramienia Shiby i wychyliła, jakby właśnie kryła się za...wielkim drzewem. Włosy rozsypały się na bok, niemal całkowicie rozwijając z wcześniejszego zaplotu. Zamrugała - Czym mam ryzykować? - spojrzała bezpośrednio na Jiro, dopiero potem lokując czujność na drugim z mężczyzn. Obiecała, że porozmawia, ale wciąż płynąca pod skórą niezręczność, tamowała kroki do tej pory. Odetchnęła lekko, nieco pewniej opierając palce na skórze potężnego yurei - Masz czerwony - odwdzięczyła się, wspinając się nieco wyżej na palce, by dłonią sięgnąć męskiego karku i sprawdzić kolor.
- Zastanawiałam się... czy jeśli dwie lub więcej osób z tym samym kolorem wejdzie do tej samej celi - czy też to zadziała - rozluźniła dłoń z ramienia i odsunęła się od Shiby, by stanąć u boku Jiro. W pewien sposób, szukając w jego obecności wsparcia. Właściwie, to miała ochotę po prostu wsunąć mu się pod ramię i poudawać przynajmniej trochę, że ich tu wcale nie było. Przygryzła jednak tylko wargę, rezygnując z naiwnego pomysłu - I... chyba nie wszyscy wyszyli z cel - tu, uniosła wzrok na Yosuke, pytająco, jakby mógł coś jej powiedzieć więcej.
@Hasegawa Jirō @Shiba Ookami @Nakashima Yosuke
Kiedyś zastanawiała się, jak potrafiła jednym spojrzenie, tak skupiana sobie te cudze, zachłanne. Albo w drugą stronę. Odwracali wzrok, gdy coś ostrzegawczo zalśniło w ciemności kobiecych tęczówek. I w tym wszystkim, miała dla niej coś tak czułego, że Carei czuła się bezpiecznie. Ale nie teraz - nie było jej. odetchnęła płytko, starając uspokoić pulsującą znowu niespokojność. To się nie działo.
Nowy komunikat, chociaż wypełniała groteskowa wesołość, patrząc po zebranych, wiele radości nie wywołała. Na krótko zatrzymała się gdzieś pod jedną ze ścian, ułamując znowu kawałek czekolady i skubiąc jej brzeg. Wciąż czekała, ale czarnych włosów kobiety nie dostrzegała. Przełknęła słodycz, nie czując właściwie jej smaku. Obróciła głowę, rozglądając się. Szukała kogoś bardzo konkretnego. Jiro. Ale gdy postać brata pojawiła się w polu widzenia, zdążyła ledwie westchnąć, a odebrano mu chwilowe sam-na sam z posiłkiem. Zdarzała. Naprawdę było jej już zimno, objęła się ramionami, chcąc zapewnić chociaż odrobinę ciepła i miękko powędrowała - w kierunku już trzech, rozmawiających postaci. I nie tak trudno było zrozumieć, że coraz wyraźnie toczyły się dyskusje wokół - dziwacznej gry, w której zostali uwiezieni. Czy był to sen, czy nie - możliwości było sporo. Czy śmierć tutaj - nawet jeśli był to sen, gwarantował powrót do..."siebie"?
Stanęła za najszerszymi placami, które przysłoniły ją w całości. Cień, za którym mogła się schować. Drgnęła, gdy usłyszała swoje zwerbalizowane imię, uchwyciła się ostrożnie przedramienia Shiby i wychyliła, jakby właśnie kryła się za...wielkim drzewem. Włosy rozsypały się na bok, niemal całkowicie rozwijając z wcześniejszego zaplotu. Zamrugała - Czym mam ryzykować? - spojrzała bezpośrednio na Jiro, dopiero potem lokując czujność na drugim z mężczyzn. Obiecała, że porozmawia, ale wciąż płynąca pod skórą niezręczność, tamowała kroki do tej pory. Odetchnęła lekko, nieco pewniej opierając palce na skórze potężnego yurei - Masz czerwony - odwdzięczyła się, wspinając się nieco wyżej na palce, by dłonią sięgnąć męskiego karku i sprawdzić kolor.
- Zastanawiałam się... czy jeśli dwie lub więcej osób z tym samym kolorem wejdzie do tej samej celi - czy też to zadziała - rozluźniła dłoń z ramienia i odsunęła się od Shiby, by stanąć u boku Jiro. W pewien sposób, szukając w jego obecności wsparcia. Właściwie, to miała ochotę po prostu wsunąć mu się pod ramię i poudawać przynajmniej trochę, że ich tu wcale nie było. Przygryzła jednak tylko wargę, rezygnując z naiwnego pomysłu - I... chyba nie wszyscy wyszyli z cel - tu, uniosła wzrok na Yosuke, pytająco, jakby mógł coś jej powiedzieć więcej.
@Hasegawa Jirō @Shiba Ookami @Nakashima Yosuke
Blood beneath the snow
maj 2038 roku