First topic message reminder :
Budziliście się jeden po drugim w niewielkich odstępach czasu, jakby ktoś sterował waszą świadomością i naciskał odpowiednie przyciski. Miejsce było dla was obce i dość chłodne, aczkolwiek było to spowodowane faktem, że mieliście na sobie to, w czym kładliście się spać. Piżamy, dresowe spodnie, koszule nocne.... a jak ktoś spał nago, cóż, ten najbardziej marzł. Bo właśnie do tego momentu wasza pamięć sięgała. Momentu, w którym układaliście się do snu, zmęczeni ciężkim i pracowitym (albo i nie) dniem. Ale co było dalej? Tego nie wiedzieliście.
Kolejną rzeczą, którą wszyscy zdołaliście zauważyć, to metalowe obroże, które w dopasowany sposób oplatały wasze szyje niczym martwe węże. Jedni próbowali znaleźć jakiś przycisk, inni zdjąć te cholerne ustrojstwo - jednakże metalowa obroża nawet nie drgnęła.
Znajdowaliście się w sporej wielkości pomieszczeniu, które przypominało dziwne połączenie stołówki, magazynu oraz czegoś w rodzaju hali. Sufit zawieszony był wysoko, a jedyne okna znajdowały się przy samym szczycie, więc nie było jakiejkolwiek możliwości na zajrzenie przez nie z powodu ścian wysokich na dobre 5 metrów, nie wspominając nawet o próbie ucieczki. Z prawej strony, pod ścianą, dojrzeliście regały wypełnione konserwami, ciastkami oraz wodą. Tuż obok znajdowało się również kilka stołów i krzeseł. Po przeciwnej stronie ciągnął się długi korytarz wypełniony otwartymi celami, gdzie każda była ponumerowana od 1 do 12, jakby zostały specjalnie dla was przygotowane. W środku nie znajdowało się zupełnie nic, dlatego też na myśl przywodziły raczej izolatki, aniżeli pokój.
To, co mogło was najbardziej zainteresować to panoramiczny telewizor zawieszony na południowej ścianie. Na jego ekranie widniały wasze zdjęcia opatrzone imieniem i nazwiskiem. Nim pytania odnośnie sytuacji i położenia w jakim się znaleźliście zdążyły zalać wasze zdezorientowane umysły, z głośników telewizora rozbrzmiał kobiecy, automatycznie wygenerowany głos:
- Witajcie w naszej zabawie "Wilk w owczej skórze"! Cieszymy się, że na miejscu są wszyscy, wszakże nie chcielibyśmy, aby kogoś zabrakło! Na waszych szyjach zostały zawieszone obroże. Na każdej z nich, z tyłu, znajduje się mały ekranik, który aktualnie wyświetla jeden z czterech kolorów: czerwony, niebieskie, zielony i żółty. Waszym zadaniem jest odgadnięcie prawidłowego koloru, który aktualnie macie~ Żeby tego dokonać, musicie zamknąć się w jednej z izolatek i powiedzieć na głos kolor! Jeżeli dana osoba nie poda poprawnej odpowiedzi bądź nie udzieli jej wcale - zainstalowana bomba w obroży wybuchnie i zabiję tę osobę! Zabronione jest spoglądanie w szklane przedmioty w celu ujrzenia koloru. Tak samo zabronione jest zabicie innego gracza. Zgadywanie kolorów będzie odbywało się co każdą godzinę. Oczywiście po odgadnięciu kolory na waszej obroży będą ulegać zmianie. Jednakże to nie wszystko! Wśród was znajduje się Wilk w Owczej Skórze! Tak, tak, on również bierze udział w zabawie. Musicie odgadnąć kto jest wilkiem i go wyeliminować poprzez zmuszenie go, do wypowiedzenia błędnego koloru. Wygrywa Wilk, jeżeli wyeliminuje wszystkich pozostałych graczy. Jednakże jeżeli uda wam się wyeliminować wilka - wygrywają gracze! Czas jest nieograniczony, możecie korzystać z jedzenia ile chcecie! Czas na zabawę - start!
00:59:59
----
Zasady są bardzo proste. Za moment wylosuję wśród was Wilka i ta osoba zostanie powiadomiona na pw.
Ponadto wyślę wam również kolory innych uczestników, czyli:
mamy graczy x, y z. Graczowi x wyślę kolory y i z. Graczowi y kolory x i z. I tak dalej, i tak dalej.
Bardzo was proszę, abyście nie zdradzali kolorów drogą prywatną, a rozegrali zabawę w zaufanie i małe śledztwo kto jest Wilkiem.
Mam nadzieję, że wszystko jest zrozumiałe, ale w razie pytań - śmiało piszcie.
Nie obowiązuje kolejka w pisaniu postów. Piszcie ile chcecie, ALE wasz ostatni post przed upływem terminu musi opisywać, jak wasza postać wchodzi do izolatki i podaje kolor (podkreślcie go, proszę). W innym wypadku uznam, że postać nie wie jaki ma kolor i zostanie wyeliminowana. To samo będzie dotyczyło osób, które nie napiszą w ogóle posta. Jeżeli jednak ktoś nie będzie mógł napisać - niech koniecznie zgłosi to na moje prywatne konto, Enmy, żebym wiedziała c: I niech wtedy po prostu poda kolor na pw, wiadomo, każdy ma swoje życie, a to ma być zabawa!
Termin: 01.04 godz. 20.00
Powodzenia!
@Ejiri Carei @Hattori Heizō @Ye Lian @Nakashima Yosuke @Hasegawa Jirō @Miyashita Ruuka @Yakushimaru Seiga @Himura Akira @Seiwa-Genji Rainer @Shiba Ookami @Sugiyama Nobuo @Warui Shin'ya
眠そうなメアリー Nemu-sōna mearī
Budziliście się jeden po drugim w niewielkich odstępach czasu, jakby ktoś sterował waszą świadomością i naciskał odpowiednie przyciski. Miejsce było dla was obce i dość chłodne, aczkolwiek było to spowodowane faktem, że mieliście na sobie to, w czym kładliście się spać. Piżamy, dresowe spodnie, koszule nocne.... a jak ktoś spał nago, cóż, ten najbardziej marzł. Bo właśnie do tego momentu wasza pamięć sięgała. Momentu, w którym układaliście się do snu, zmęczeni ciężkim i pracowitym (albo i nie) dniem. Ale co było dalej? Tego nie wiedzieliście.
Kolejną rzeczą, którą wszyscy zdołaliście zauważyć, to metalowe obroże, które w dopasowany sposób oplatały wasze szyje niczym martwe węże. Jedni próbowali znaleźć jakiś przycisk, inni zdjąć te cholerne ustrojstwo - jednakże metalowa obroża nawet nie drgnęła.
Znajdowaliście się w sporej wielkości pomieszczeniu, które przypominało dziwne połączenie stołówki, magazynu oraz czegoś w rodzaju hali. Sufit zawieszony był wysoko, a jedyne okna znajdowały się przy samym szczycie, więc nie było jakiejkolwiek możliwości na zajrzenie przez nie z powodu ścian wysokich na dobre 5 metrów, nie wspominając nawet o próbie ucieczki. Z prawej strony, pod ścianą, dojrzeliście regały wypełnione konserwami, ciastkami oraz wodą. Tuż obok znajdowało się również kilka stołów i krzeseł. Po przeciwnej stronie ciągnął się długi korytarz wypełniony otwartymi celami, gdzie każda była ponumerowana od 1 do 12, jakby zostały specjalnie dla was przygotowane. W środku nie znajdowało się zupełnie nic, dlatego też na myśl przywodziły raczej izolatki, aniżeli pokój.
To, co mogło was najbardziej zainteresować to panoramiczny telewizor zawieszony na południowej ścianie. Na jego ekranie widniały wasze zdjęcia opatrzone imieniem i nazwiskiem. Nim pytania odnośnie sytuacji i położenia w jakim się znaleźliście zdążyły zalać wasze zdezorientowane umysły, z głośników telewizora rozbrzmiał kobiecy, automatycznie wygenerowany głos:
- Witajcie w naszej zabawie "Wilk w owczej skórze"! Cieszymy się, że na miejscu są wszyscy, wszakże nie chcielibyśmy, aby kogoś zabrakło! Na waszych szyjach zostały zawieszone obroże. Na każdej z nich, z tyłu, znajduje się mały ekranik, który aktualnie wyświetla jeden z czterech kolorów: czerwony, niebieskie, zielony i żółty. Waszym zadaniem jest odgadnięcie prawidłowego koloru, który aktualnie macie~ Żeby tego dokonać, musicie zamknąć się w jednej z izolatek i powiedzieć na głos kolor! Jeżeli dana osoba nie poda poprawnej odpowiedzi bądź nie udzieli jej wcale - zainstalowana bomba w obroży wybuchnie i zabiję tę osobę! Zabronione jest spoglądanie w szklane przedmioty w celu ujrzenia koloru. Tak samo zabronione jest zabicie innego gracza. Zgadywanie kolorów będzie odbywało się co każdą godzinę. Oczywiście po odgadnięciu kolory na waszej obroży będą ulegać zmianie. Jednakże to nie wszystko! Wśród was znajduje się Wilk w Owczej Skórze! Tak, tak, on również bierze udział w zabawie. Musicie odgadnąć kto jest wilkiem i go wyeliminować poprzez zmuszenie go, do wypowiedzenia błędnego koloru. Wygrywa Wilk, jeżeli wyeliminuje wszystkich pozostałych graczy. Jednakże jeżeli uda wam się wyeliminować wilka - wygrywają gracze! Czas jest nieograniczony, możecie korzystać z jedzenia ile chcecie! Czas na zabawę - start!
00:59:59
----
Zasady są bardzo proste. Za moment wylosuję wśród was Wilka i ta osoba zostanie powiadomiona na pw.
Ponadto wyślę wam również kolory innych uczestników, czyli:
mamy graczy x, y z. Graczowi x wyślę kolory y i z. Graczowi y kolory x i z. I tak dalej, i tak dalej.
Bardzo was proszę, abyście nie zdradzali kolorów drogą prywatną, a rozegrali zabawę w zaufanie i małe śledztwo kto jest Wilkiem.
Mam nadzieję, że wszystko jest zrozumiałe, ale w razie pytań - śmiało piszcie.
Nie obowiązuje kolejka w pisaniu postów. Piszcie ile chcecie, ALE wasz ostatni post przed upływem terminu musi opisywać, jak wasza postać wchodzi do izolatki i podaje kolor (podkreślcie go, proszę). W innym wypadku uznam, że postać nie wie jaki ma kolor i zostanie wyeliminowana. To samo będzie dotyczyło osób, które nie napiszą w ogóle posta. Jeżeli jednak ktoś nie będzie mógł napisać - niech koniecznie zgłosi to na moje prywatne konto, Enmy, żebym wiedziała c: I niech wtedy po prostu poda kolor na pw, wiadomo, każdy ma swoje życie, a to ma być zabawa!
Termin: 01.04 godz. 20.00
Powodzenia!
@Ejiri Carei @Hattori Heizō @Ye Lian @Nakashima Yosuke @Hasegawa Jirō @Miyashita Ruuka @Yakushimaru Seiga @Himura Akira @Seiwa-Genji Rainer @Shiba Ookami @Sugiyama Nobuo @Warui Shin'ya
Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
Podejrzliwie zerknął w kierunku przygotowanego jedzenia. Ciekawe czy tak, jak przytargali tu jakiś parawan i skrzynie, tak samo zamierzali dostarczać im kolejne porcje pożywienia, w razie, gdyby go zabrakło. Ile mieli przewidzianego czasu antenowego? Może nikt nie planował, że dotrwają do momentu, w którym to wszystko zniknie.
– To z troski, na odmułkę. Jeszcze by przespał całą zabawę. – Nawet on w to nie wierzył, ale mógł sobie tak wmawiać. Podobno wielokrotnie powtarzane kłamstwo w końcu stawało się prawdą. W tej chwili prawda była taka, że gdyby nie interwencja Ejiri, całość mogła skończyć się znacznie gorzej, ze złamaniem reguły o niezabijaniu się wzajemnie włącznie. Nie mógł mieć pewności czy podany mu kolor był tym prawdziwym, biorąc pod uwagę resztę wypowiedzi mężczyzny. – Ty masz… – Szybki rzut oka. Szarość o raczej średnim natężeniu, widział ją już wcześniej. Przypomniał sobie nagle o tym, jak wcześniej – może w ramach jakiejś próby rozluźnienia – podawali sobie kolory za pomocą skojarzeń z przedmiotami. Odszukał wzrokiem opakowanie, które najbardziej było zbliżone do barwy obroży, odsunął się od ściany i pacnął palcem w czerwień. – Dokładnie taki.
Przeniósł spojrzenie na… no przysiąc by mógł, że giganta. Facet już z daleka wydawał mu się ogromny, ale z bliska wrażenie było jeszcze bardziej spotęgowane. Yosuke był przyzwyczajony do zadzierania głowy, żeby spojrzeć na niektórych, ale nie aż tak.
– Ale czy na pewno? Pozwoliliby tak po prostu na zakończenie zabawy czy jednak, mimo wszystko, nie aktywowali tych bomb? Jaki mieliby cel w tym, żeby nie wstrzymać wyroku na nas, jeśli, najwyraźniej, ta chora gra jest dla kogoś tam rozrywką? – Wiecznie zmęczony wyraz twarzy nawet na moment nie uległ zmianie. Próbował sobie przypomnieć z listy uczestników tego koszmaru, z kim właśnie ma do czynienia. Wychodziło na to, że był to Shiba. Tylko z ich dwójką nie miał jeszcze okazji zamienić choćby paru słów. – Wilk też musi podać swój poprawny kolor. Podlega tym samym zasadom, więc musiałby zginąć razem z nami. To, co nas tu trzyma, raczej nie zrezygnowałoby tak łatwo ze swoich zabawek. Ściągnęło sobie zbieraninę losowych osób i patrzy, co zrobimy.
Wzrok dwubarwnych tęczówek znów padł na Hasegawę, ale po chwili do Nakashimy dotarł sens słów wypowiadanych przez wielkoluda. Nie byłbym w stanie dotknąć tu czegokolwiek. Cholerne demony. To już drugi, o którego obecności wiedział. Schowane w kieszeniach palce zacisnęły się w pięści, mięśnie przedramion drgnęły. Rzucenie się na Shibę byłoby praktycznie samobójstwem – poza samym faktem, że i tak mógłby go chyba co najwyżej kopnąć w kostkę, bo gdzie indziej by nie dosięgnął. Żałował, że nie miał tu swojej broni. Wystarczyłby celny strzał w głowę, jedno pociągnięcie spustu. Góra mięśni nie miała szans z nabojem wyplutym przez specjalistyczną broń egzorcystów. Jak wiele z nich jeszcze mogło tu być? Ile duchów udawało tu ludzi, zagrażało…
…Carei.
I nagle jej głos. Ta drobna, zwłaszcza w porównaniu z wielkim cielskiem yūrei, postać wychylająca się jak senna zjawa. Dobra zjawa, która od razu sprawiła, że chęć warknięcia na giganta gdzieś się skryła. Spojrzał na nią trochę jak zaklęty, obserwował rozsypujące się włosy. Ta stała, zobojętniała mina ustąpiła lekkiemu uśmiechowi, mimowolnemu, którego po prostu nie kontrolował i o którego istnieniu nie zdawał sobie sprawy. Wreszcie wypuścił powoli z płuc powietrze, orientując się, że od paru sekund wstrzymywał je, goniąc rozbiegane, paranoiczne myśli.
– Podczas rozmowy z Hattorim, Yakushimaru, Seiwą i Miyashitą zaczęliśmy się zastanawiać nad opcją zignorowania pójścia do izolatek i podania swoich kolorów. Po prostu zostać tutaj, kiedy licznik dotrze do zera. Tyle tylko, że musielibyśmy wszyscy jednogłośnie na to przystać. Być może nic się wtedy nie stanie, może zostaniemy uwolnieni, a może… – Jego spojrzenie pomknęło w kierunku pokoików, gdzie gra już zebrała jedną ofiarę. Lekko potrząsnął głową, jakby próbował strzepać z włosów nadmiar nieistniejącej wody. Wzrok powrócił na Ejiri stojącej obok Jirō. – Inaczej możemy w nieskończoność podawać sobie prawidłowe kolory, potwierdzać je u innych, czekać aż ktoś nie wytrzyma psychicznie i się podda, albo na zmianę zasad. Może będą nas eliminować losowo, jeśli obserwatorzy się znudzą tym, że nic się nie dzieje.
Zerknięcie po całej trójce, a po chwili zwrócenie uwagi na innych uwięzionych. Rozmawiali albo interesowali się nowym, tajemniczym obiektem. Zgadywanka. Dziecinada. Pułapka? Jak miało im to niby pomóc w tych dziwnych igrzyskach? Odwrócenie uwagi, zajęcie, żeby mieli mniej czasu na prowadzenie śledztwa i kombinowanie. Dopiero ponowne słowa Carei sprowadziły go na ziemię.
– Może chodzi po prostu o skojarzenie głosu z odpowiednim kolorem i nie ma znaczenia, ile osób upchnie się w izolatce. – Trochę się ociągał z ponownym odwróceniem głowy. Wpatrywał się w parawan, znów mając w głowie tę myśl skąd się tu to wzięło. Może by liczyć czas, jaki zajmuje drzwiom pokoiku wypuszczenie ich po tym, jak kolor zostanie wypowiedziany?
– Tak. Brakuje mi tu tej wcinającej się i Miyashity, tego dzieciaka w okularach. Nie widzę Seiwy… – Ponowne rozejrzenie się, próba zlokalizowania twarzy, które już po tych dwóch rundach zaczął kojarzyć. – I Yakushimaru. Może zagadali się w korytarzu albo są tam przy pudłach?
Lekko zmrużył oczy, ale w końcu przestał wypatrywać nieobecnych, żeby wzrokiem objąć kolejno Shibę – który mógł wiedzieć, czy tamci nie paradowali przy parawanach – Jirō, a na końcu Carei, przy której znów lekko rozpuścił się w uśmiechu.
@Hasegawa Jirō @Shiba Ookami @Ejiri Carei
– To z troski, na odmułkę. Jeszcze by przespał całą zabawę. – Nawet on w to nie wierzył, ale mógł sobie tak wmawiać. Podobno wielokrotnie powtarzane kłamstwo w końcu stawało się prawdą. W tej chwili prawda była taka, że gdyby nie interwencja Ejiri, całość mogła skończyć się znacznie gorzej, ze złamaniem reguły o niezabijaniu się wzajemnie włącznie. Nie mógł mieć pewności czy podany mu kolor był tym prawdziwym, biorąc pod uwagę resztę wypowiedzi mężczyzny. – Ty masz… – Szybki rzut oka. Szarość o raczej średnim natężeniu, widział ją już wcześniej. Przypomniał sobie nagle o tym, jak wcześniej – może w ramach jakiejś próby rozluźnienia – podawali sobie kolory za pomocą skojarzeń z przedmiotami. Odszukał wzrokiem opakowanie, które najbardziej było zbliżone do barwy obroży, odsunął się od ściany i pacnął palcem w czerwień. – Dokładnie taki.
Przeniósł spojrzenie na… no przysiąc by mógł, że giganta. Facet już z daleka wydawał mu się ogromny, ale z bliska wrażenie było jeszcze bardziej spotęgowane. Yosuke był przyzwyczajony do zadzierania głowy, żeby spojrzeć na niektórych, ale nie aż tak.
– Ale czy na pewno? Pozwoliliby tak po prostu na zakończenie zabawy czy jednak, mimo wszystko, nie aktywowali tych bomb? Jaki mieliby cel w tym, żeby nie wstrzymać wyroku na nas, jeśli, najwyraźniej, ta chora gra jest dla kogoś tam rozrywką? – Wiecznie zmęczony wyraz twarzy nawet na moment nie uległ zmianie. Próbował sobie przypomnieć z listy uczestników tego koszmaru, z kim właśnie ma do czynienia. Wychodziło na to, że był to Shiba. Tylko z ich dwójką nie miał jeszcze okazji zamienić choćby paru słów. – Wilk też musi podać swój poprawny kolor. Podlega tym samym zasadom, więc musiałby zginąć razem z nami. To, co nas tu trzyma, raczej nie zrezygnowałoby tak łatwo ze swoich zabawek. Ściągnęło sobie zbieraninę losowych osób i patrzy, co zrobimy.
Wzrok dwubarwnych tęczówek znów padł na Hasegawę, ale po chwili do Nakashimy dotarł sens słów wypowiadanych przez wielkoluda. Nie byłbym w stanie dotknąć tu czegokolwiek. Cholerne demony. To już drugi, o którego obecności wiedział. Schowane w kieszeniach palce zacisnęły się w pięści, mięśnie przedramion drgnęły. Rzucenie się na Shibę byłoby praktycznie samobójstwem – poza samym faktem, że i tak mógłby go chyba co najwyżej kopnąć w kostkę, bo gdzie indziej by nie dosięgnął. Żałował, że nie miał tu swojej broni. Wystarczyłby celny strzał w głowę, jedno pociągnięcie spustu. Góra mięśni nie miała szans z nabojem wyplutym przez specjalistyczną broń egzorcystów. Jak wiele z nich jeszcze mogło tu być? Ile duchów udawało tu ludzi, zagrażało…
…Carei.
I nagle jej głos. Ta drobna, zwłaszcza w porównaniu z wielkim cielskiem yūrei, postać wychylająca się jak senna zjawa. Dobra zjawa, która od razu sprawiła, że chęć warknięcia na giganta gdzieś się skryła. Spojrzał na nią trochę jak zaklęty, obserwował rozsypujące się włosy. Ta stała, zobojętniała mina ustąpiła lekkiemu uśmiechowi, mimowolnemu, którego po prostu nie kontrolował i o którego istnieniu nie zdawał sobie sprawy. Wreszcie wypuścił powoli z płuc powietrze, orientując się, że od paru sekund wstrzymywał je, goniąc rozbiegane, paranoiczne myśli.
– Podczas rozmowy z Hattorim, Yakushimaru, Seiwą i Miyashitą zaczęliśmy się zastanawiać nad opcją zignorowania pójścia do izolatek i podania swoich kolorów. Po prostu zostać tutaj, kiedy licznik dotrze do zera. Tyle tylko, że musielibyśmy wszyscy jednogłośnie na to przystać. Być może nic się wtedy nie stanie, może zostaniemy uwolnieni, a może… – Jego spojrzenie pomknęło w kierunku pokoików, gdzie gra już zebrała jedną ofiarę. Lekko potrząsnął głową, jakby próbował strzepać z włosów nadmiar nieistniejącej wody. Wzrok powrócił na Ejiri stojącej obok Jirō. – Inaczej możemy w nieskończoność podawać sobie prawidłowe kolory, potwierdzać je u innych, czekać aż ktoś nie wytrzyma psychicznie i się podda, albo na zmianę zasad. Może będą nas eliminować losowo, jeśli obserwatorzy się znudzą tym, że nic się nie dzieje.
Zerknięcie po całej trójce, a po chwili zwrócenie uwagi na innych uwięzionych. Rozmawiali albo interesowali się nowym, tajemniczym obiektem. Zgadywanka. Dziecinada. Pułapka? Jak miało im to niby pomóc w tych dziwnych igrzyskach? Odwrócenie uwagi, zajęcie, żeby mieli mniej czasu na prowadzenie śledztwa i kombinowanie. Dopiero ponowne słowa Carei sprowadziły go na ziemię.
– Może chodzi po prostu o skojarzenie głosu z odpowiednim kolorem i nie ma znaczenia, ile osób upchnie się w izolatce. – Trochę się ociągał z ponownym odwróceniem głowy. Wpatrywał się w parawan, znów mając w głowie tę myśl skąd się tu to wzięło. Może by liczyć czas, jaki zajmuje drzwiom pokoiku wypuszczenie ich po tym, jak kolor zostanie wypowiedziany?
– Tak. Brakuje mi tu tej wcinającej się i Miyashity, tego dzieciaka w okularach. Nie widzę Seiwy… – Ponowne rozejrzenie się, próba zlokalizowania twarzy, które już po tych dwóch rundach zaczął kojarzyć. – I Yakushimaru. Może zagadali się w korytarzu albo są tam przy pudłach?
Lekko zmrużył oczy, ale w końcu przestał wypatrywać nieobecnych, żeby wzrokiem objąć kolejno Shibę – który mógł wiedzieć, czy tamci nie paradowali przy parawanach – Jirō, a na końcu Carei, przy której znów lekko rozpuścił się w uśmiechu.
@Hasegawa Jirō @Shiba Ookami @Ejiri Carei
Ejiri Carei and Shiba Ookami szaleją za tym postem.
O wilku mowa.
Choć w tej sytuacji nie był to odpowiedni dobór słów.
Carei pojawiła się tuż przy nich ledwo po tym jak Jiro wypowiedział jej imię. Gdyby tylko wiedział, że ten prosty sposób wystarczy żeby wyrwać ją z wianuszka adoratorów, najpewniej wykorzystałby go szybciej.
– Podoba mi się twoja wiara w uczciwość gry, do której zostaliśmy nieuczciwie zmuszeni.
Nie znał tego mężczyzny, wydawało mu się, że nie spotkał go nigdy wcześniej. Zdołał jednak zrozumieć - i to nie tylko po jego rozanielonym uśmiechu skierowanym w stronę jego siostry, że wszyscy tu zgromadzeni byli jakoś ze sobą połączeni. Pajęczyną, w której utknęli jak biedne muszki czekające na pożarcie.
Może to wina wychowania w Nanashi, ale Hasegawa nie przejawiał aż takiego poczucia własnej wyjątkowości, by uwierzyć w zmianę wyznaczonych im zasad tylko dlatego, że byli na tyle ważni, nawet jeżeli tylko jako zabawki.
– Na górze są okna – wskazał ruchem głowy łączenie sufitu ze ścianą, zbyt wysokie, by mogli się tam dostać – Jeżeli za nimi nie ma jakiegoś ładnego widoczku a kolejna grupa zmuszona do gry, to twój plan nie wypali. Rezygnacja z nas może nie być żadną stratą.
Wcale nie czuł, że próbował ukręcić łeb jedynemu planowi, który się tu pojawił, samemu nie mogąc zaoferować nic w zamian - ani lepszego ani gorszego. Spojrzał pytająco na Carei, tak czy inaczej pozostawiając jej wybór co do jego życia.
– Dołączasz do ich planu? – spytał, gdy Yosuke już wszystko wyjaśnił, wlepiając w siostrę wzrok pełen psiego oddania.
@Nakashima Yosuke @Shiba Ookami @Ejiri Carei
Choć w tej sytuacji nie był to odpowiedni dobór słów.
Carei pojawiła się tuż przy nich ledwo po tym jak Jiro wypowiedział jej imię. Gdyby tylko wiedział, że ten prosty sposób wystarczy żeby wyrwać ją z wianuszka adoratorów, najpewniej wykorzystałby go szybciej.
– Podoba mi się twoja wiara w uczciwość gry, do której zostaliśmy nieuczciwie zmuszeni.
Nie znał tego mężczyzny, wydawało mu się, że nie spotkał go nigdy wcześniej. Zdołał jednak zrozumieć - i to nie tylko po jego rozanielonym uśmiechu skierowanym w stronę jego siostry, że wszyscy tu zgromadzeni byli jakoś ze sobą połączeni. Pajęczyną, w której utknęli jak biedne muszki czekające na pożarcie.
Może to wina wychowania w Nanashi, ale Hasegawa nie przejawiał aż takiego poczucia własnej wyjątkowości, by uwierzyć w zmianę wyznaczonych im zasad tylko dlatego, że byli na tyle ważni, nawet jeżeli tylko jako zabawki.
– Na górze są okna – wskazał ruchem głowy łączenie sufitu ze ścianą, zbyt wysokie, by mogli się tam dostać – Jeżeli za nimi nie ma jakiegoś ładnego widoczku a kolejna grupa zmuszona do gry, to twój plan nie wypali. Rezygnacja z nas może nie być żadną stratą.
Wcale nie czuł, że próbował ukręcić łeb jedynemu planowi, który się tu pojawił, samemu nie mogąc zaoferować nic w zamian - ani lepszego ani gorszego. Spojrzał pytająco na Carei, tak czy inaczej pozostawiając jej wybór co do jego życia.
– Dołączasz do ich planu? – spytał, gdy Yosuke już wszystko wyjaśnił, wlepiając w siostrę wzrok pełen psiego oddania.
@Nakashima Yosuke @Shiba Ookami @Ejiri Carei
Wysłuchiwał tej rozmowy w ciszy. Przejrzyste tęczówki Ye Liana przez długi czas wydawały się utkwione w maleńkiej kamerze. Przytknął do podbródka skostniałe palce, kciuk musnął dolną wargę.
— Jeśli poruszają się bezszelestnie, w momencie, gdy jesteśmy zamknięci w celach, oznaczałoby to również, iż w pomieszczeniu musi znajdować się przejście, którego w jakiś sposób nie dostrzegamy. — Przetoczył swoją uwagę na Heizo, dokładnie w chwili, gdy poczuł na sobie dotyk jego spojrzenia. — Trudno mi uwierzyć, że mogą używać okien.
Opuścił wzrok wraz z przytaknięciem na jego słowa. Również uważał, że cała zrzucona na ich barki rozrywka miała wprowadzić zamęt. Ludzie znajdujący się w dużej grupie stanowili dla siebie realne niebezpieczeństwo; byli jak odbezpieczony granat. A grupa, której groziła śmierć, była po prostu nieobliczalna. Autor zabawy musiał o tym wiedzieć, stąd w głowie jasnowłosego narosła głęboka kontemplacja na temat wyciągniętej na tapetę analizy Rainera. To mogła być zwyczajna zagrywka psychologiczna, jednakże jeśli nikt nie znał swojej pozycji, nawet sam Wilk, czy którykolwiek z uczestników zacząłby grać nieostrożnie? Z drugiej też strony Wilk nie znający swojej roli, nie mógłby z premedytacją eliminować pozostałych uczestników zabawy. Rola Wilka mogła również przypaść najbardziej prawdomównej personie, a wtedy rozgrywka nigdy się nie skończy. Sytuacja mogłaby się zmienić, gdy ludzie z cisnącego się w czaszkę rozdrażnienia podnieśliby w końcu wojenny topór i rozpoczęli swój własny nieoparty faktami osąd. Na ten czas brzmiało to niedorzecznie, ale jak gruba linia oddzielała ludzką psychikę od całkowitego postradania zmysłów?
Teraz patrzał na Shin'ye, który poruszył kwestię całkiem możliwą — obroże. Zabrał pace ze swoim ust i przeniósł je na stalową obręcz, jakby miał się upewnić, że wciąż upokarzająco otula szyję. Zimno materiału przyprawiało o niesmak. Jeśli obręcz posiadała moduł umożliwiający zmianę koloru wyświetlacza, czym były w obliczu tego wynalazku wbudowany mikrofon i głośnik? Zakładał, że są podsłuchiwani. Nie tylko w celach. Wszędzie. Nawet teraz. Nikt z nich też nie miał pewności, kto wybudził się pierwszy. Pamiętał, że gdy uchylił powieki, panował chaos, a stojący przez chwilę blisko Hattoriego Yosuske, ciskał pięścią w twarz Shina — o czym chyba wolał nie wspominać, aby uniknąć kolejnych niesnasek.
Na dźwięk uszczypliwego komentarza, zimna szarość tęczówek poruszyła się po jego postawie, niczym po zawiłym ornamencie.
(pomyślałem, by utrudnić im sprawę...)
(odetnijmy im telewizję...)
(przede wszystkim nie wiemy, czy jesteśmy tutaj naprawdę)
Informacje. Jedna po drugiej jak ławice gnały silnym nurtem; gnały w kierunku prawdy. Miał jednak nieodparte wrażenie, że każde słowo, zamiast prowadzić do jakiejkolwiek sensownej konkluzji, generowało kolejne pytania. Interpretował wszystko na różne sposoby, a jedyne, w czym miał pewność, to w tym, iż bezustannie błądził; że nieważne, jaką ścieżkę obiorą, zatracą się i przepadną.
— Chyba za sobą nie przepadacie. W każdym razie podejrzewa, że mamy do czynienia z yōkai.
Słowa Hattoriego skomentował milczeniem, ale nie omieszkał spoglądnąć na nich obu, jakby ciekawy reakcji Shin'yi na to śmiałe stwierdzenie. Czy wierzył w yokai? Ye Lian nie miał wyboru.
Kiedy chłopak wspomniał o ciemnowłosej dziewczynie, tęczówka zatrzymała się w zawieszeniu na jej postaci. Wyglądał jakby nad czymś myślał. W końcu i żółte ślepia wyłapały nieruchomy wzrok i zapadło między nimi wymowne milczenie. Doskonale wiedział, że wytłumaczenie ich wzajemnych więzi nie należało do najprostszych. Sam Ye Lian nie był do końca przekonany, czy powinien uważać się za jego znajomego, osobę z immunitetem czy może okropnego niedoszłego mordercę.
— Shin'ya — odezwał się Ye Lian do długiej przerwie. — Masz rację, ale nie powinniśmy zakładać jednego schematu postępowania. Nie mamy pewności czy Wilk nie czeka, aż grupa osłabnie. Nie wiemy czy nie łaknie momentu, kiedy pojawi się zgrzyt, aż w końcu przestaniemy sobie ufać. Nie możemy wykluczać możliwości, że zamiast działać, może podchodzić do nas podstępem. — Czuł, że do niczego nie dojdą. — To może być sen — powiedział w końcu, biorąc pod uwagę teorię Yosuke. — Ale jeśli tak jest — jeśli znajdował się nad nimi wyjątkowo zuchwały yokai — to być może nigdy nie przyjdzie nam poznać reguł rządzących tą grą. Być może nawet nie dowiemy się choćby prostego faktu, czy w ogóle toczy się jakaś gra. Bo jak zdołaliśmy zauważyć, ona nie będzie się toczyć według zasad naszej logiki, ani zgodnie z naszymi doświadczeniami i naszą wiedzą. — Gra prowadzona przez istoty wyższe była przecież niepojęta.
Nigdy nie lubił podejmować decyzji bez uzyskania stuprocentowej pewności, ale czy takową miał w ogóle otrzymać? Zawieszony głos Hattoriego krył koniec. Przyjrzał się jego spojrzeniu — sam się wahał. Nie był pewny, tak samo, jak on nie był pewny tego, czy wszystko, co wokół nich się znajdowało, było dobrze przyrządzonym domkiem dla lalek.
— Przed chwilą przyznałeś, że to wadliwe, a teraz gnasz na pohybel nieznanego ryzyka?
Skomentował, kiedy sylwetka wyprostowała się, a jasne spojrzenie na powrót odnalazło twarz Shin'yi. Tknięcie sięgające pod kaptur zmusiło do wyprostowania pleców, jednakże mężczyzna nie odsunął się jak poprzednio, jedynie odchylił odrobinę głowę; wydawał się nie ruszać. Na wymieniane między sobą kolory Ye Lian przystanął cichą aprobatą, co mogli obydwoje uznać za potwierdzenie. Gdy rudzielec wycofywał dłoń, zmusił jasnowłosego do odczucia nieprzyjemnego spięcia. Nie odpowiedział na słowa, które miały czekać go po jego powrocie, choć ciekawość zogniskowała się gdzieś z tyłu niespokojnej głowy.
— Poczekajmy jeszcze tę rundę. Zostało niewiele czasu. – Mimo iż naciągał na głowę kaptur i odprowadzał wzorkiem Shin'ye, słowa kierował do stojącego przy nim Hattoriego. Spoglądnął na mężczyznę, dopiero gdy chłopak zniknął za zasłoną. — Niezależnie od tego, co teraz powiem ani jakie zostaną podjęte przez nas kolejne kroki, jestem niemal pewny, że już o nich wiedzą. Ktoś, kto zadbał o tyle szczegółów, nie chciałby aby gra zakończyła się fiaskiem. W kartonie może czaić się pułapka, ale jak zauważył Shin'ya, również profit, który w jakiś stopniu może poszerzy nasze horyzonty. Później nie pozostaje nam nic innego jak podjąć decyzję.
— Jeśli poruszają się bezszelestnie, w momencie, gdy jesteśmy zamknięci w celach, oznaczałoby to również, iż w pomieszczeniu musi znajdować się przejście, którego w jakiś sposób nie dostrzegamy. — Przetoczył swoją uwagę na Heizo, dokładnie w chwili, gdy poczuł na sobie dotyk jego spojrzenia. — Trudno mi uwierzyć, że mogą używać okien.
Opuścił wzrok wraz z przytaknięciem na jego słowa. Również uważał, że cała zrzucona na ich barki rozrywka miała wprowadzić zamęt. Ludzie znajdujący się w dużej grupie stanowili dla siebie realne niebezpieczeństwo; byli jak odbezpieczony granat. A grupa, której groziła śmierć, była po prostu nieobliczalna. Autor zabawy musiał o tym wiedzieć, stąd w głowie jasnowłosego narosła głęboka kontemplacja na temat wyciągniętej na tapetę analizy Rainera. To mogła być zwyczajna zagrywka psychologiczna, jednakże jeśli nikt nie znał swojej pozycji, nawet sam Wilk, czy którykolwiek z uczestników zacząłby grać nieostrożnie? Z drugiej też strony Wilk nie znający swojej roli, nie mógłby z premedytacją eliminować pozostałych uczestników zabawy. Rola Wilka mogła również przypaść najbardziej prawdomównej personie, a wtedy rozgrywka nigdy się nie skończy. Sytuacja mogłaby się zmienić, gdy ludzie z cisnącego się w czaszkę rozdrażnienia podnieśliby w końcu wojenny topór i rozpoczęli swój własny nieoparty faktami osąd. Na ten czas brzmiało to niedorzecznie, ale jak gruba linia oddzielała ludzką psychikę od całkowitego postradania zmysłów?
Teraz patrzał na Shin'ye, który poruszył kwestię całkiem możliwą — obroże. Zabrał pace ze swoim ust i przeniósł je na stalową obręcz, jakby miał się upewnić, że wciąż upokarzająco otula szyję. Zimno materiału przyprawiało o niesmak. Jeśli obręcz posiadała moduł umożliwiający zmianę koloru wyświetlacza, czym były w obliczu tego wynalazku wbudowany mikrofon i głośnik? Zakładał, że są podsłuchiwani. Nie tylko w celach. Wszędzie. Nawet teraz. Nikt z nich też nie miał pewności, kto wybudził się pierwszy. Pamiętał, że gdy uchylił powieki, panował chaos, a stojący przez chwilę blisko Hattoriego Yosuske, ciskał pięścią w twarz Shina — o czym chyba wolał nie wspominać, aby uniknąć kolejnych niesnasek.
Na dźwięk uszczypliwego komentarza, zimna szarość tęczówek poruszyła się po jego postawie, niczym po zawiłym ornamencie.
(pomyślałem, by utrudnić im sprawę...)
(odetnijmy im telewizję...)
(przede wszystkim nie wiemy, czy jesteśmy tutaj naprawdę)
Informacje. Jedna po drugiej jak ławice gnały silnym nurtem; gnały w kierunku prawdy. Miał jednak nieodparte wrażenie, że każde słowo, zamiast prowadzić do jakiejkolwiek sensownej konkluzji, generowało kolejne pytania. Interpretował wszystko na różne sposoby, a jedyne, w czym miał pewność, to w tym, iż bezustannie błądził; że nieważne, jaką ścieżkę obiorą, zatracą się i przepadną.
— Chyba za sobą nie przepadacie. W każdym razie podejrzewa, że mamy do czynienia z yōkai.
Słowa Hattoriego skomentował milczeniem, ale nie omieszkał spoglądnąć na nich obu, jakby ciekawy reakcji Shin'yi na to śmiałe stwierdzenie. Czy wierzył w yokai? Ye Lian nie miał wyboru.
Kiedy chłopak wspomniał o ciemnowłosej dziewczynie, tęczówka zatrzymała się w zawieszeniu na jej postaci. Wyglądał jakby nad czymś myślał. W końcu i żółte ślepia wyłapały nieruchomy wzrok i zapadło między nimi wymowne milczenie. Doskonale wiedział, że wytłumaczenie ich wzajemnych więzi nie należało do najprostszych. Sam Ye Lian nie był do końca przekonany, czy powinien uważać się za jego znajomego, osobę z immunitetem czy może okropnego niedoszłego mordercę.
— Shin'ya — odezwał się Ye Lian do długiej przerwie. — Masz rację, ale nie powinniśmy zakładać jednego schematu postępowania. Nie mamy pewności czy Wilk nie czeka, aż grupa osłabnie. Nie wiemy czy nie łaknie momentu, kiedy pojawi się zgrzyt, aż w końcu przestaniemy sobie ufać. Nie możemy wykluczać możliwości, że zamiast działać, może podchodzić do nas podstępem. — Czuł, że do niczego nie dojdą. — To może być sen — powiedział w końcu, biorąc pod uwagę teorię Yosuke. — Ale jeśli tak jest — jeśli znajdował się nad nimi wyjątkowo zuchwały yokai — to być może nigdy nie przyjdzie nam poznać reguł rządzących tą grą. Być może nawet nie dowiemy się choćby prostego faktu, czy w ogóle toczy się jakaś gra. Bo jak zdołaliśmy zauważyć, ona nie będzie się toczyć według zasad naszej logiki, ani zgodnie z naszymi doświadczeniami i naszą wiedzą. — Gra prowadzona przez istoty wyższe była przecież niepojęta.
Nigdy nie lubił podejmować decyzji bez uzyskania stuprocentowej pewności, ale czy takową miał w ogóle otrzymać? Zawieszony głos Hattoriego krył koniec. Przyjrzał się jego spojrzeniu — sam się wahał. Nie był pewny, tak samo, jak on nie był pewny tego, czy wszystko, co wokół nich się znajdowało, było dobrze przyrządzonym domkiem dla lalek.
— Przed chwilą przyznałeś, że to wadliwe, a teraz gnasz na pohybel nieznanego ryzyka?
Skomentował, kiedy sylwetka wyprostowała się, a jasne spojrzenie na powrót odnalazło twarz Shin'yi. Tknięcie sięgające pod kaptur zmusiło do wyprostowania pleców, jednakże mężczyzna nie odsunął się jak poprzednio, jedynie odchylił odrobinę głowę; wydawał się nie ruszać. Na wymieniane między sobą kolory Ye Lian przystanął cichą aprobatą, co mogli obydwoje uznać za potwierdzenie. Gdy rudzielec wycofywał dłoń, zmusił jasnowłosego do odczucia nieprzyjemnego spięcia. Nie odpowiedział na słowa, które miały czekać go po jego powrocie, choć ciekawość zogniskowała się gdzieś z tyłu niespokojnej głowy.
— Poczekajmy jeszcze tę rundę. Zostało niewiele czasu. – Mimo iż naciągał na głowę kaptur i odprowadzał wzorkiem Shin'ye, słowa kierował do stojącego przy nim Hattoriego. Spoglądnął na mężczyznę, dopiero gdy chłopak zniknął za zasłoną. — Niezależnie od tego, co teraz powiem ani jakie zostaną podjęte przez nas kolejne kroki, jestem niemal pewny, że już o nich wiedzą. Ktoś, kto zadbał o tyle szczegółów, nie chciałby aby gra zakończyła się fiaskiem. W kartonie może czaić się pułapka, ale jak zauważył Shin'ya, również profit, który w jakiś stopniu może poszerzy nasze horyzonty. Później nie pozostaje nam nic innego jak podjąć decyzję.
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Za często czuła na sobie cudze spojrzenia. Czułą się przez to bardziej bezbronna. Braki w odzieniu, nie pomagały w zachowaniu pewniejszej siebie wersji. Tym bardziej, że czasem, dreszcz przemykał wyraźnie, niekoniecznie pochodząc ze źródła, z którym akurat rozmawiała. czy znajdował się gdzieś obok miesząc niewyraźną chęć, odnalezienia właściciela złotych ślepi. I nieikonicznie też obserwujące ją "wrażenia" należeć musiały do zebranych w więzieniu paskudnej gry. Kto i dlaczego wpadł na tak okrutny pomysł?
Zakołysała się na piętach, stając możliwie blisko brata. Splotła ramiona przed sobą, nie tylko chcąc zapewnić sobie nieco ciepła, ale i w prowizorycznej ochronie - przed czym dokładnie - nie umiała wskazać. Spojrzenie jednak utkwiła w ujaśniajacym odpowiedź Yosuke. Mimowolnie, bardziej nieśmiało, odwzajemniła uśmiech, by zaraz potem pokręcić głową - Nie podoba mi się ta opcja. Za dużo w tym niewiadomych, a perspektywa śmierci... - zmarszczyła brwi, a palce nieco mocniej oplotła na skórze ramion - pozostali, z którymi rozmawiałeś, zgodzili się? - przeniosła uwagę na drugą grupę, przez moment śledząc gesty i spojrzenia, jakby rozmowa prowadzona, mogła dotzreć i do niej. Finalnie podążyła za wskazówką Jiro. Zadarło głowę wyżej, odnajdując płaszczyzny, które miałyby byc oknami. Co kryło się za nimi?
- Nie ma też Pani Akiry... - dodała kolejną osobę do wymienionych, spinając się mocniej. Zadrżała, a wiercący w żołądku ból, wzmógł się mdłością. Znała ich wszystkich - byłam w korytarzu. Czekałam na nią. Nie było jej - opuściła wzrok w dół, na bose stopy. Przygryzła nerwowo wargę, czując jak tym razem, cienkie rozdarcie tnie skórę na ustach. Nie mogła się rozkleić znowu, podkreślić słabość. Nie przy wszystkich. Nie teraz.
- Nie - zaprzeczyła bez wahania - nie róbmy teraz teraz - czy w ogóle? Jeszcze nie wiedziała - Jak będzie trzeba, będę biegać i mówić wam wszystkim te kolory. I czy...my znowu nie mamy tych samych? - w głosie zafalowała uparta, może naiwna nawet złość. Po raz pierwszy od początku jej pojawiania, przypominając sobie też słowa Rainera. Rozplotła ramiona i spojrzała na swoją dłoń, poruszając tym serdecznym. Jakby rzeczywiście niepokój mogła przenieść dokładnie tam.
Nim wróciła do korytarza i ponownie przekroczyła próg celi - znowu tej samej, zaczekała, aż towarzyszący jej mężczyźni, ruszyli w tym samym kierunku.
W celi, nie opadła na podłogę. Wsparła tylko głowę o ścianę, przymknęła powieki, a rozcapierzyła blade od chłodu dłonie, przytknęła do nierównej faktury za sobą - Niebieski.
@Hasegawa Jirō @Nakashima Yosuke
Zakołysała się na piętach, stając możliwie blisko brata. Splotła ramiona przed sobą, nie tylko chcąc zapewnić sobie nieco ciepła, ale i w prowizorycznej ochronie - przed czym dokładnie - nie umiała wskazać. Spojrzenie jednak utkwiła w ujaśniajacym odpowiedź Yosuke. Mimowolnie, bardziej nieśmiało, odwzajemniła uśmiech, by zaraz potem pokręcić głową - Nie podoba mi się ta opcja. Za dużo w tym niewiadomych, a perspektywa śmierci... - zmarszczyła brwi, a palce nieco mocniej oplotła na skórze ramion - pozostali, z którymi rozmawiałeś, zgodzili się? - przeniosła uwagę na drugą grupę, przez moment śledząc gesty i spojrzenia, jakby rozmowa prowadzona, mogła dotzreć i do niej. Finalnie podążyła za wskazówką Jiro. Zadarło głowę wyżej, odnajdując płaszczyzny, które miałyby byc oknami. Co kryło się za nimi?
- Nie ma też Pani Akiry... - dodała kolejną osobę do wymienionych, spinając się mocniej. Zadrżała, a wiercący w żołądku ból, wzmógł się mdłością. Znała ich wszystkich - byłam w korytarzu. Czekałam na nią. Nie było jej - opuściła wzrok w dół, na bose stopy. Przygryzła nerwowo wargę, czując jak tym razem, cienkie rozdarcie tnie skórę na ustach. Nie mogła się rozkleić znowu, podkreślić słabość. Nie przy wszystkich. Nie teraz.
- Nie - zaprzeczyła bez wahania - nie róbmy teraz teraz - czy w ogóle? Jeszcze nie wiedziała - Jak będzie trzeba, będę biegać i mówić wam wszystkim te kolory. I czy...my znowu nie mamy tych samych? - w głosie zafalowała uparta, może naiwna nawet złość. Po raz pierwszy od początku jej pojawiania, przypominając sobie też słowa Rainera. Rozplotła ramiona i spojrzała na swoją dłoń, poruszając tym serdecznym. Jakby rzeczywiście niepokój mogła przenieść dokładnie tam.
Nim wróciła do korytarza i ponownie przekroczyła próg celi - znowu tej samej, zaczekała, aż towarzyszący jej mężczyźni, ruszyli w tym samym kierunku.
W celi, nie opadła na podłogę. Wsparła tylko głowę o ścianę, przymknęła powieki, a rozcapierzyła blade od chłodu dłonie, przytknęła do nierównej faktury za sobą - Niebieski.
@Hasegawa Jirō @Nakashima Yosuke
Blood beneath the snow
Hasegawa Jirō ubóstwia ten post.
Rozłożył bezradnie ręce, patrząc Yosuke prosto w oczy i dając mu tym samym do zrozumienia, że dziewczyna podjęła decyzję za ich dwójkę. Decyzję ostateczną i niepodważalną, przynajmniej dla niego i na ten moment.
I chociaż Jiro spodziewał się takiej odpowiedzi i nawet poczuł ulgę z powodu jej wyboru, bez szemrania zastosowałby się do jego odwrotności.
Zgarnął z półki wskazane mu ciastka, te w opakowaniu noszącym identyczny kolor, co jego obroża. Zajęły należne im miejsce obok noszonej ciągle przez yurei puszki z brzoskwiniami. Ruszył do swojej izolatki, wysupłując w końcu okraszone różnobarwnymi drażetkami ciastko z pudełka i wpakował je sobie do pyska. Aż grzechem byłoby je przełknąć za szybko, by wymówić kolor, więc pożarł w drodze tyle ile tylko mógł, póki jeszcze mógł.
– Czerwony – rzucił do kogokolwiek, kto słuchał go w izolatce.
I chociaż Jiro spodziewał się takiej odpowiedzi i nawet poczuł ulgę z powodu jej wyboru, bez szemrania zastosowałby się do jego odwrotności.
Zgarnął z półki wskazane mu ciastka, te w opakowaniu noszącym identyczny kolor, co jego obroża. Zajęły należne im miejsce obok noszonej ciągle przez yurei puszki z brzoskwiniami. Ruszył do swojej izolatki, wysupłując w końcu okraszone różnobarwnymi drażetkami ciastko z pudełka i wpakował je sobie do pyska. Aż grzechem byłoby je przełknąć za szybko, by wymówić kolor, więc pożarł w drodze tyle ile tylko mógł, póki jeszcze mógł.
– Czerwony – rzucił do kogokolwiek, kto słuchał go w izolatce.
Nie miał pojęcia o wyjątkowo silnej niechęci Yosuke do duchów i demonów. W końcu jego umiejętność nie pozwalała mu na czytanie myśli. A nawet gdyby mogła, to w tym miejscu niezbyt mógł z niej skorzystać jakakolwiek by nie była.
W momencie w którym miał coś powiedzieć, zza jego pleców wyskoczyła Eji. Zmiana mimiki twarzy u członka Tsunami na jej widok była zauważalna. Prawie na pewno się znali. Jednak w jakim stopniu nie miał pojęcia. Spyta się później młodej o nieznajomego. Z czystej ciekawości. No i poza tym wolał wiedzieć z kim utknął w tym miejscu.
Ale teraz na to nie było czasu. Ookami ruszył do jednej z izolatek skoro Carei i tak podjęła decyzję za nich. Poza tym Jiro miał rację że nie musieli być jedynymi osobami, które tu tkwiły. Może są inni którzy mają ich zastąpić jeśli wygrają albo wszyscy umrą?
Kiedy nadszedł czas wymówił głośno na głos swój kolor mając nadzieję że niczyja obroża nie wybuchnie po tej rundzie.
A jeśli wybuchnie... To pula podejrzanych się zmniejszy. Oby nie doszło do tego że zostaną tylko we trójkę. -Czerwony
W momencie w którym miał coś powiedzieć, zza jego pleców wyskoczyła Eji. Zmiana mimiki twarzy u członka Tsunami na jej widok była zauważalna. Prawie na pewno się znali. Jednak w jakim stopniu nie miał pojęcia. Spyta się później młodej o nieznajomego. Z czystej ciekawości. No i poza tym wolał wiedzieć z kim utknął w tym miejscu.
Ale teraz na to nie było czasu. Ookami ruszył do jednej z izolatek skoro Carei i tak podjęła decyzję za nich. Poza tym Jiro miał rację że nie musieli być jedynymi osobami, które tu tkwiły. Może są inni którzy mają ich zastąpić jeśli wygrają albo wszyscy umrą?
Kiedy nadszedł czas wymówił głośno na głos swój kolor mając nadzieję że niczyja obroża nie wybuchnie po tej rundzie.
A jeśli wybuchnie... To pula podejrzanych się zmniejszy. Oby nie doszło do tego że zostaną tylko we trójkę. -Czerwony
#a2006d
Ciężko było, póki co, podejrzewać jakąkolwiek nieuczciwość twórców rozgrywki. Jedyna dotychczasowa ofiara, a raczej okoliczności jej eliminacji, owiane były tajemnicą, której, być może, już nie rozwiążą. Czy jego wybuch nastąpił w ramach pokazania, że to nie jest żart, czy został podany mu zły kolor potwierdzony przez drugą osobę, z którą rozmawiał, może specjalnie w izolatce podał błędny?
– Seiga stwierdził, że za oknem może nic nie być. Jak obszar w grze, który się dalej nie renderuje. Musielibyśmy spróbować zrobić jakąś wieżę z mebli, żeby tam w ogóle mieć szansę wyjrzeć.
Wzruszył ramionami. Był zdecydowanie za niski na tę próbę, musiałby go ktoś podsadzić albo w ogóle podrzucić. Ściany też były za gładkie, żeby robić po nich Spider-Mana. Na oko pięć metrów nie było barierą kompletnie nie do przebycia, ale jednak: istniało.
– Chcieli spróbować. Na pewno poszli porozmawiać o tym z… Waruim. I oczywiście, nie teraz. Odczekamy jeszcze rundę, dwie. Dopóki wszyscy nie będą chcieli, inaczej nie ma to sensu.
Obejrzał się na pozostałych rozmawiających, rzucił wzrokiem czy ktoś z nieobecnych jednak się nie pojawił. Odsunął się nawet od „swojej” grupy, żeby zweryfikować okolice parawanów, a tam nawet skusił się na udział w gierce. Ostatecznie jednak ruszył do izolatki.
– Żółty.
– Seiga stwierdził, że za oknem może nic nie być. Jak obszar w grze, który się dalej nie renderuje. Musielibyśmy spróbować zrobić jakąś wieżę z mebli, żeby tam w ogóle mieć szansę wyjrzeć.
Wzruszył ramionami. Był zdecydowanie za niski na tę próbę, musiałby go ktoś podsadzić albo w ogóle podrzucić. Ściany też były za gładkie, żeby robić po nich Spider-Mana. Na oko pięć metrów nie było barierą kompletnie nie do przebycia, ale jednak: istniało.
– Chcieli spróbować. Na pewno poszli porozmawiać o tym z… Waruim. I oczywiście, nie teraz. Odczekamy jeszcze rundę, dwie. Dopóki wszyscy nie będą chcieli, inaczej nie ma to sensu.
Obejrzał się na pozostałych rozmawiających, rzucił wzrokiem czy ktoś z nieobecnych jednak się nie pojawił. Odsunął się nawet od „swojej” grupy, żeby zweryfikować okolice parawanów, a tam nawet skusił się na udział w gierce. Ostatecznie jednak ruszył do izolatki.
– Żółty.
眠そうなメアリー Nemu-sōna mearī
Mieliście wrażenie, że pomimo upływającego czasu i pomysłów, jakie między wami padały, to tak naprawdę stoicie w miejscu. Nadal nie wiedzieliście kto za tym wszystkim stoi, czy wilk istnieje i czy wszystko, co was otaczało było rzeczywistością. Aczkolwiek bez względu na to, o czym myśleliście, to świat który was otaczał wydawał się tak bardzo namacalny. Chłód posadzki, chropowatość ścian, głód, zmęczenie.
Co było prawdą, a co kłamstwem?
Minęła kolejna godzina, a wy ponownie wkroczyliście do izolatek aby przedłużyć waszą egzystencję o kolejne sześćdziesiąt minut. Podaliście kolory i wtedy...
Boom
Boom
Boom
Boom
A potem zapadła cisza. Drzwi uchyliły się, wypuszczając was na korytarz, choć jedne z drzwi pozostawały zamknięte. Ktoś podał zły kolor. Ale kto?
Im szliście dalej, wychodząc do tymczasowego "salony" dostrzegliście trzy krwiste plamy oraz resztki czegoś, co przypominało w konsystencji zbitą galaretowatą masę. Ciał jednak nie było, jakby ktoś w pośpiechu próbował je uprzątnąć.
Ktoś nie wszedł do celi. Zaryzykował.
Na tablicy zostały przekreślone cztery nazwiska.
Miyashita Ruuka. Yakushimaru Seiga. Himura Akira. Seiwa-Genji Rainer
- Gratulacje dla tych, którym udało się przejść tę rundę! Ponadto w naszej mini gierce wzięło udział trzech uczestników i każdemu udało się odgadnąć przedmiot! Gratulacje! Z tej okazji trzech zwycięzców nie będzie musiało zgadywać swojego koloru w tej rundzie wchodząc do izolatki! Ponadto cała trójka będzie mogła wytypować jedną osobę, która w kolejnej rundzie zostanie wyeliminowana! Nie jest to jednak przymusowe. Czyż to nie ekscytujące?!
59:59
----
Technicznie:
Osoby, które wygrały mogą swobodnie skonsultować kogo chcą wyeliminować w następnej rundzie. Podczas waszej rozmowy, imiona możecie zaznaczać "xxx", jeżeli nie chcecie zdradzać kogo typujecie (a dogadać się co do osoby prywatnie). Potem podeślijcie mi imię na pw, o ile chcecie kogoś wyeliminować c:
Carei: Głód 100%, Zmęczenie 80%
Heizo: Głód 100%, Zmęczenie 80%
Lian: Głód 80%, Zmęczenie 80%
Yosuke - Głód 80%, Zmęczenie 80%
Jiro - Głód 100%, Zmęczenie 80%
Ookami - Głód 80%, Zmęczenie 80%
Shinya - Głód 80%, Zmęczenie 80%
Jeżeli ktoś napisał w poście, że je/śpi a mimo to ma mniej % - niech napisze do mnie na pw, mogłam coś pominąć! .-.
Skutki:
Głód
100% - 80% = czujecie lekki głód, ale jest okej
70% = lekka dekoncentracja
60% = robicie się lekko podirytowani
50% = robicie się agresywni
Poniżej 50% = jedzenie jest dla was priorytetem, tracicie na sile, jesteście agresywni
Zmęczenie
100% - 80% = jesteście lekko senni, ale jest okej
70% = dekoncentracja, macie wrażenie unoszenia się na wodzie
60% = jesteście zirytowani, wręcz agresywni
50% = zaczynają mylić wam się kolory, pocicie się
Poniżej 50% = macie przewidzenia, świat dookoła was wiruje
Termin: 21.04 godz. 20.00
Powodzenia!
@Ejiri Carei @Hattori Heizō @Ye Lian @Nakashima Yosuke @Hasegawa Jirō @Shiba Ookami @Warui Shin'ya[/b]
Hasegawa Jirō, Ejiri Carei and Arihyoshi Hotaru szaleją za tym postem.
Cztery wybuchy. Każdy z nich wyliczył w swojej głowie, gdy bezpiecznie zamknięty w izolatce, czekał na kolejną rundę. Niedobrze. Bardzo niedobrze, ale pomimo tej myśli był jeszcze względnie spokojny – ktokolwiek właśnie zginął, być może w żaden sposób nie był z nim powiązany. Pamiętał przecież bardzo dobrze, że opuściwszy izolatkę podał właściwy kolor Rainerowi. Kolejna runda zleciała zaskakująco szybko – a może tylko mu się wydawało, gdy każde z nich musiało walczyć o życie. Przynajmniej coś kazało im wierzyć, że o nie walczą.
Szczękniecie zamka.
Hattori zwrócił się przodem ku drzwiom izolatki, choć zanim ją opuścił, przesunął wzrokiem po pomieszczeniu, jakby i tutaj zaczął poszukiwać wskazówki, która wcześniej mu umknęła. Zdał sobie sprawę, że nie będąc pewnym tego, czy podawany kolor był właściwy, był bardziej zajęty oczekiwaniem na werdykt z zapartym tchem niż na podziwianiu swojego otoczenia.
Nic.
Tu nic. A za chwilę wszystkiego było aż za wiele.
Wystarczyło, że wzrok dosięgnął ekranu, by żołądek gwałtownie ścisnął się pod naporem nagłej fali zdenerwowania, a uszy w momencie stały się głuche na komunikat wraz z szumiącą w nich krwią. Jeszcze chwilę temu był skłonny dać sobie uciąć rękę, że to jeden wielki żart i nieprawda. Teraz wyglądał, jak ktoś, kto skamieniał, bo wydawało mu się, że odważnie było wyjść naprzeciw samej Meduzie. Teraz jedynie myśli pędziły do przodu, usiłując zrozumieć, co się właśnie stało; czasem zawracały, by sięgnąć pamięcią do niedalekiej przeszłości, gdy – do jasnej cholery – pamiętał, że dał mu otwartą drogę do kontynuowania gry. Nie zrozumiał? Niemożliwe.
Ruszył się, ale pierwszy krok był ociężały – wsparł się przedramieniem o ścianę, jakby czuł, że bez tego wsparcia nie da sobie rady. Powietrze wdychane przez nos z trudem przecisnęło się przez ściśnięte gardło, gdy wzrok wreszcie został przyciągnięty przez lśniącą na podłodze czerwień. Wydawała się nieprzyjemnie gęsta i nawet jeżeli bardzo chciał, nie był w stanie pomylić jej z niczym innym. Chciał nadal wierzyć, że to chory żart i że rozmazana breja była jedynie rozrzuconymi resztkami jakiegoś zwierzęcia. Przecież nie widzieli ciał. Nadal była szansa, że ktoś chciał tylko namieszać w ich głowach.
— Shin — wyrzucił z siebie z trudem, czując nieprzyjemne mrowienie w ustach, gdy mimo wcześniejszych przekonań, i tak zrobiło mu się niedobrze. Choć z trudem było mu oderwać wzrok od krwawej papki, podążył nim ku rudowłosemu, jakby tylko on był w stanie dać mu pełną gwarancję tego, że ich oczy widzą dokładnie to samo. Głupie, gdy w obecnej rzeczywistości, praktycznie się nie znali, a jednak przycisnąwszy wierzch ręki do ust i nosa, wyczekująco przyglądał się Waruiemu. Czy to nadal był sen?
Szczękniecie zamka.
Hattori zwrócił się przodem ku drzwiom izolatki, choć zanim ją opuścił, przesunął wzrokiem po pomieszczeniu, jakby i tutaj zaczął poszukiwać wskazówki, która wcześniej mu umknęła. Zdał sobie sprawę, że nie będąc pewnym tego, czy podawany kolor był właściwy, był bardziej zajęty oczekiwaniem na werdykt z zapartym tchem niż na podziwianiu swojego otoczenia.
Nic.
Tu nic. A za chwilę wszystkiego było aż za wiele.
Wystarczyło, że wzrok dosięgnął ekranu, by żołądek gwałtownie ścisnął się pod naporem nagłej fali zdenerwowania, a uszy w momencie stały się głuche na komunikat wraz z szumiącą w nich krwią. Jeszcze chwilę temu był skłonny dać sobie uciąć rękę, że to jeden wielki żart i nieprawda. Teraz wyglądał, jak ktoś, kto skamieniał, bo wydawało mu się, że odważnie było wyjść naprzeciw samej Meduzie. Teraz jedynie myśli pędziły do przodu, usiłując zrozumieć, co się właśnie stało; czasem zawracały, by sięgnąć pamięcią do niedalekiej przeszłości, gdy – do jasnej cholery – pamiętał, że dał mu otwartą drogę do kontynuowania gry. Nie zrozumiał? Niemożliwe.
Ruszył się, ale pierwszy krok był ociężały – wsparł się przedramieniem o ścianę, jakby czuł, że bez tego wsparcia nie da sobie rady. Powietrze wdychane przez nos z trudem przecisnęło się przez ściśnięte gardło, gdy wzrok wreszcie został przyciągnięty przez lśniącą na podłodze czerwień. Wydawała się nieprzyjemnie gęsta i nawet jeżeli bardzo chciał, nie był w stanie pomylić jej z niczym innym. Chciał nadal wierzyć, że to chory żart i że rozmazana breja była jedynie rozrzuconymi resztkami jakiegoś zwierzęcia. Przecież nie widzieli ciał. Nadal była szansa, że ktoś chciał tylko namieszać w ich głowach.
— Shin — wyrzucił z siebie z trudem, czując nieprzyjemne mrowienie w ustach, gdy mimo wcześniejszych przekonań, i tak zrobiło mu się niedobrze. Choć z trudem było mu oderwać wzrok od krwawej papki, podążył nim ku rudowłosemu, jakby tylko on był w stanie dać mu pełną gwarancję tego, że ich oczy widzą dokładnie to samo. Głupie, gdy w obecnej rzeczywistości, praktycznie się nie znali, a jednak przycisnąwszy wierzch ręki do ust i nosa, wyczekująco przyglądał się Waruiemu. Czy to nadal był sen?
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
Cztery wybuchy.
Cztery nieprzypisane myśli.
Cztery zimne sekundy.
Cztery ciała.
Cztery nieprzypisane myśli.
Cztery zimne sekundy.
Cztery ciała.
Tylko tyle. Liczba. A jednak nabrała fizyczności, bo w jaki sposób określić widok, który przywitał ich po opuszczeniu celi? Grafit oczu zbadał krwawe plamy; posadzka obrastała szkarłatnymi sadzawkami, od których schło w ustach i mdliło w żołądku. Bił się z myślami; umysł i serce próbowały dojść do porozumienia, które emocje odczuwać, a które powinien odrzucić. Już to kiedyś robił. Wiele razy. Zamykał oczy i odchodził, aby ukryć poruszenie, a przecież nawet czegoś tak banalnego na próżno było szukać na wyrafinowanej twarzy. Tym jednak razem, nie odwrócił wzroku. Szare oczy zbledły, stały się nieruchome, puste i martwe. Dokładnie jak nazwiska wykreślone na wysoko wiszącym ekranie.
Zlustrował zbiorowisko — swoją uwagę nieco dłużej zatrzymał jednak na Shin'yi i na zbliżającym się do niego mężczyźnie — tym, z którym miał możliwość porozmawiać poprzednią rundę. A później spojrzenie osunęło się i zatrzymało na sylwetce o wiele drobniejszej; przykrytej marnym materiałem wcale niechroniącym przed chłodem. Do tego momentu nie zdawał sobie sprawy z jej obecności, a stał tuż obok — nic dziwnego, że swoją niewielką postacią ginęła nawet w przytłaczających czterech ścianach. Pamiętał jej płacz. Czy posiadała w sobie tyle łez, aby poradzić sobie z czekającą prawdą? Nim podjął jakikolwiek ruch, w głowie odbiło się pewne zdanie wypowiadane przez podkreślone krzywą blizną usta i to właśnie one przyczyniły się do uchylenia powściągliwego tonu:
— Nie ruszaj się — Nim zdążyła się zorientować, ramiona przykrył ciemny materiał bluzy; nagrzany ciepłem, niosący w miękkiej tkaninie dwie kłócące się wonie. — Cele zdają się bezpieczniejsze, niż początkowo zakładano.
Warui Shin'ya and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
maj 2038 roku