Budziliście się jeden po drugim w niewielkich odstępach czasu, jakby ktoś sterował waszą świadomością i naciskał odpowiednie przyciski. Miejsce było dla was obce i dość chłodne, aczkolwiek było to spowodowane faktem, że mieliście na sobie to, w czym kładliście się spać. Piżamy, dresowe spodnie, koszule nocne.... a jak ktoś spał nago, cóż, ten najbardziej marzł. Bo właśnie do tego momentu wasza pamięć sięgała. Momentu, w którym układaliście się do snu, zmęczeni ciężkim i pracowitym (albo i nie) dniem. Ale co było dalej? Tego nie wiedzieliście.
Kolejną rzeczą, którą wszyscy zdołaliście zauważyć, to metalowe obroże, które w dopasowany sposób oplatały wasze szyje niczym martwe węże. Jedni próbowali znaleźć jakiś przycisk, inni zdjąć te cholerne ustrojstwo - jednakże metalowa obroża nawet nie drgnęła.
Znajdowaliście się w sporej wielkości pomieszczeniu, które przypominało dziwne połączenie stołówki, magazynu oraz czegoś w rodzaju hali. Sufit zawieszony był wysoko, a jedyne okna znajdowały się przy samym szczycie, więc nie było jakiejkolwiek możliwości na zajrzenie przez nie z powodu ścian wysokich na dobre 5 metrów, nie wspominając nawet o próbie ucieczki. Z prawej strony, pod ścianą, dojrzeliście regały wypełnione konserwami, ciastkami oraz wodą. Tuż obok znajdowało się również kilka stołów i krzeseł. Po przeciwnej stronie ciągnął się długi korytarz wypełniony otwartymi celami, gdzie każda była ponumerowana od 1 do 12, jakby zostały specjalnie dla was przygotowane. W środku nie znajdowało się zupełnie nic, dlatego też na myśl przywodziły raczej izolatki, aniżeli pokój.
To, co mogło was najbardziej zainteresować to panoramiczny telewizor zawieszony na południowej ścianie. Na jego ekranie widniały wasze zdjęcia opatrzone imieniem i nazwiskiem. Nim pytania odnośnie sytuacji i położenia w jakim się znaleźliście zdążyły zalać wasze zdezorientowane umysły, z głośników telewizora rozbrzmiał kobiecy, automatycznie wygenerowany głos:
- Witajcie w naszej zabawie "Wilk w owczej skórze"! Cieszymy się, że na miejscu są wszyscy, wszakże nie chcielibyśmy, aby kogoś zabrakło! Na waszych szyjach zostały zawieszone obroże. Na każdej z nich, z tyłu, znajduje się mały ekranik, który aktualnie wyświetla jeden z czterech kolorów: czerwony, niebieskie, zielony i żółty. Waszym zadaniem jest odgadnięcie prawidłowego koloru, który aktualnie macie~ Żeby tego dokonać, musicie zamknąć się w jednej z izolatek i powiedzieć na głos kolor! Jeżeli dana osoba nie poda poprawnej odpowiedzi bądź nie udzieli jej wcale - zainstalowana bomba w obroży wybuchnie i zabiję tę osobę! Zabronione jest spoglądanie w szklane przedmioty w celu ujrzenia koloru. Tak samo zabronione jest zabicie innego gracza. Zgadywanie kolorów będzie odbywało się co każdą godzinę. Oczywiście po odgadnięciu kolory na waszej obroży będą ulegać zmianie. Jednakże to nie wszystko! Wśród was znajduje się Wilk w Owczej Skórze! Tak, tak, on również bierze udział w zabawie. Musicie odgadnąć kto jest wilkiem i go wyeliminować poprzez zmuszenie go, do wypowiedzenia błędnego koloru. Wygrywa Wilk, jeżeli wyeliminuje wszystkich pozostałych graczy. Jednakże jeżeli uda wam się wyeliminować wilka - wygrywają gracze! Czas jest nieograniczony, możecie korzystać z jedzenia ile chcecie! Czas na zabawę - start!
00:59:59
----
Zasady są bardzo proste. Za moment wylosuję wśród was Wilka i ta osoba zostanie powiadomiona na pw.
Ponadto wyślę wam również kolory innych uczestników, czyli:
mamy graczy x, y z. Graczowi x wyślę kolory y i z. Graczowi y kolory x i z. I tak dalej, i tak dalej.
Bardzo was proszę, abyście nie zdradzali kolorów drogą prywatną, a rozegrali zabawę w zaufanie i małe śledztwo kto jest Wilkiem.
Mam nadzieję, że wszystko jest zrozumiałe, ale w razie pytań - śmiało piszcie.
Nie obowiązuje kolejka w pisaniu postów. Piszcie ile chcecie, ALE wasz ostatni post przed upływem terminu musi opisywać, jak wasza postać wchodzi do izolatki i podaje kolor (podkreślcie go, proszę). W innym wypadku uznam, że postać nie wie jaki ma kolor i zostanie wyeliminowana. To samo będzie dotyczyło osób, które nie napiszą w ogóle posta. Jeżeli jednak ktoś nie będzie mógł napisać - niech koniecznie zgłosi to na moje prywatne konto, Enmy, żebym wiedziała c: I niech wtedy po prostu poda kolor na pw, wiadomo, każdy ma swoje życie, a to ma być zabawa!
Termin: 01.04 godz. 20.00
Powodzenia!
@Ejiri Carei @Hattori Heizō @Ye Lian @Nakashima Yosuke @Hasegawa Jirō @Miyashita Ruuka @Yakushimaru Seiga @Himura Akira @Seiwa-Genji Rainer @Shiba Ookami @Sugiyama Nobuo @Warui Shin'ya
Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
"Widzisz mnie?"; pojawia się we wspomnieniu, kiedy chłopiec wsłuchuje się w głos Yosuke. Widział, ale trwał w zawieszeniu, jakby nagle oślepł, chociaż pot kładł się na plecach zimnem. Widział i nie chciał zrozumieć, tylko pozbyć się wrażenia osaczenia. Te zajadłe słowa, które teraz szurały w eterze, dawały mu jednak grunt, zdaje się stabilny, bo poważniejszy cień nałożył się na pobladłą twarz.
— Zbyt dużo, ale to nie tak, że wiem, co się dzieje. Traktowałem ten syf trochę jak creepypasty. Wiesz... te wszystkie historyjki w internecie, kiedy dziewczyna słyszy głosy, podnosi kołdrę, a na jej brzuchu leży oślizgły typ, pół człowiek pół galareta. — Ramie z wężowym korpusem wzrusza się, kiedy ciało Seigi podnosi ku górze i ponownie ustawia go w pionie. Palce przerzucają przez obojczyk zrolowany podkoszulek, niedbale, ale źrenice pewniej zawieszając na ekranie, systematycznie, powoli przeskakując z jednego portretu na drugi. Przycisza nieznacznie głos, kiedy po krótkiej pauzie, kilku sekundach ciszy, znów podejmuje: — Ostatnio w Nanashi, jak zaczęły się te ulewy... Nie tylko ja tam byłem wtedy, ale też Seiwa. Jakieś paskudztwo przykleiło się do dziecka. — Wrażliwy punkt, wytrych w twardości, jaką otula się metodycznie Seiga. Zęby zagryzają się na moment na dolnej wardze, kiedy kościsty wskazujący palec błądzi w kącik, przecierając ją, zakrywając narastającą nerwowość i iskrę, która niebezpiecznie tonie w czerni źrenic. — Ale mam raczej ograniczone możliwości... — Kończy z westchnieniem, zaraz to podbródkiem wskazując portret Waruiego. — Wilk w owczej skórze, czy tylko bezpański pies? — Zatwardziałe są jego myśli, ostre, zimne, jak sople lodu niebezpiecznie drgające na krawędzi dachu. Pamięta awanturę, pamięta cios lecący na twarz rudego chłopca; zaczyna rozumieć, chociaż nie chce. — On — rzuca nagle, nieco twardziej, opuszek palca kierując na wygaszone zdjęcie Sugiyamy. Nieznacznie przechyla czarną czuprynę w kierunku Yosuke, przyciszając głos o kilka tonów. — Był obok Rainera i.... — odszukuje twarz chłopca, który w pamięci Seigii zapisał się już zimnymi, srebrnymi tęczówkami. — O, Heizo. — Znaleziony. Więc i palec z Nobuo odpuszcza, zawija się w piąstkę razem z resztą, którą w skupieniu Sei zawiesza na wysokości obojczyków. Czy zginął naprawdę? Niepewność zaczyna narastać, kłaść się niewygodnie na żołądku zaciskiem i kwasem, jaki teraz wspina się ku gardłu, ku tchawicy, paląc nerwowo. — Nie wydaje mi się, żeby to była ich robota. Na to jest jeszcze za wcześnie.
Hattori Heizō and Ye Lian szaleją za tym postem.
„W grze pozostało jedenastu uczestników!”
Może niepotrzebnie dał się ponieść temu chwilowemu uczuciu zdenerwowania. W końcu był przekonany o tym, że podał Seiwie dobry kolor, co mogło oznaczać tylko jedno – czarnowłosy nadal był w grze. Mimo tego, gdy wyszedł z izolatki, musiał upewnić się, że nadal znajduje się wśród graczy, bo przecież było ich dwunastu. Dalsza część komunikatu wleciała jednym uchem i wyleciała drugim, bo nie interesowały go żadne dodatkowe zasady. Spokój nie powrócił, gdy srebrne tęczówki odnalazły znajomą sylwetkę – mieli za sobą dopiero pierwszą rundę, a już było o jednego mniej. Niedobrze.
— Tym razem zielony — poinformował go od razu, na wszelki wypadek, gdyby w najbliższym czasie miała dopaść go jakaś hiena. Do ostatniego momentu nie wiedział, że ten czarny scenariusz stawał się coraz bardziej realny, bo kiedy na nowo przeniósł wzrok na ekran, momentalnie zaschło mu w ustach i to nie z pragnienia. Może nie znał Sugiyamy, ale teraz jego twarz wydawała mu się jedną z bardziej znajomych twarzy na ekranie. Bo to on był pierwszą osobą, która zaczepiła go po pobudce i to on jeszcze kilkanaście minut wcześniej podawał mu kolor. Rozmawiał z kimś jeszcze? Nie wiedział, bo skupiony głównie na Rainerze, nie zauważył, że mężczyzna kieruje się ku izolatce. — Cholera. Przecież mówiłem, że ma niebieski — rzucił, ściągając brwi. Tylko przez chwilę wątpił w samego siebie, bo może nie przyjrzał się obroży wystarczająco uważnie. Trudno jednak było przegapić barwne ekrany na metalowych obręczach. Nie był też jedyną osobą, która widziała mężczyznę przed tą tragedią i jeszcze chwilę szukał potwierdzenia w czarnych tęczówkach, zanim wzrok padł na drzwi izolatki, które – w odróżnieniu od jedenastu pozostałych – pozostały szczelnie zamknięte. Cokolwiek stało się z Nobuo, pozostało już tylko w czterech ścianach. Mogli wmawiać sobie, że wcale nie zginął, ale mimo snutych w głowie teorii spiskowych, był daleki od tego, by szukać potwierdzenia za zamkniętymi drzwiami. Nic dziwnego – jeśli to, co się działo, było naprawdę, nie chciał oglądać resztek człowieka.
A do tej pory wszystko takie było. Nawet głód, który pojawił się zupełnie znikąd, bo przecież minęła dopiero godzina, a on zdążył stracić apetyt. Szczególnie, że na sali już rozbrzmiewał gwar kolejnych rozmów. Gdzieś tam dostrzegł Seigę, który już wskazywał palcem ekran, ale przecież na ten moment nie było winnego.
„Nie chcę żadnych więcej gier.”
Gdzieś po jego prawej zabłąkał się zrozpaczony, dziewczęcy głos, a spojrzenie zupełnie mimowolnie za nim podążyło. Trudno było nie zauważyć, że całe to zbiorowisko kompletnie do siebie nie pasowało, a Ejiri sprawiała wrażenie wystraszonego kociaka, którego zamknięto w klatce z dobermanami.
— Nie grajmy — rzucił, jakby to było coś prostego. — Nawet nie wiemy, co się z nim stało. Może robią to specjalnie, gdy w rundzie nie ma żadnej ofiary. Bo chyba nie zabiłby się z własnej woli? — pytanie padło raczej w eter, bo każdy, kto znajdował się w zasięgu trzech metrów był w stanie go usłyszeć.
Seiwa-Genji Rainer, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
Pęka coś w niej, gdy po pomieszczeniach rozbiega się dźwięk wybuchu, czuje go pod gołymi stopami drobnym drżeniem, niknącym po sekundzie. Nie zagłusza go ciągłe powtarzanie trzech słów, ciche, chowające się pod nosem, histeryczne to tylko sen.
Nie rusza się, gdy drzwi naprzeciw na nowo otwarte, ciało nie śmie wyrwać się spod paraliżu. Słyszy ludzi na nowo rozmawiających, choć nie słucha, to nic więcej, aniżeli puste dźwięki, stłumione, jakby nadal dochodzące do niej zza ściany. Nie mają znaczenia, bo nie są ciszą jej sypialni. Nie są zaspanym pomrukiem Shu, gdy przez pościel ramię jego sunie nieświadomie i obejmuje pas. Nie jest zgrzytem okna, które otwarte jest przez Keitę nieostrożnie; bo znów nie mógł spać. Na tych dźwiękach, wspomnieniach ich bardziej, skupia się przez kilka boleśnie długich minut, zanim serce znów nie nabrało spokojniejszego rytmu, a ciało wróciło pod jej władanie.
Sylwetka jej wysuwa się finalnie z pomieszczenia, napięta i prosta jak wcześniej, tylko spojrzenie jej biega po twarzach jakoś agresywniej. Wie, że kogoś już z nimi nie ma; nie wie kogo. Nie ma to znaczenia, bo buzię najbardziej dla niej kluczową spośród pozostałej dziesiątki widzi od razu i do niej się kieruje. Obejmuje dłoń dziewczyny, zaciska na niej mocno palce, gdy rozmawia z kimś innym, ale i im nie poświęca uwagi.
— Mówiłam, że nic strasznego. — nie brzmi na przejętą. A tak przynajmniej się jej wydaje, bo na tym jej zależy, żeby chociaż i przed Carei nie pokazać tego, co coraz zacieklej ją gryzło. Szczęka zaciska się mocniej, gdy głowę zwraca na sekundę ku drugiej z postaci, z którą wcześniej zamieniła słowo. Widzi Seigę w towarzystwie drugiego mężczyzny, którego imienia nie zapamiętała i zapamiętać nie planuje. Nawet jeśli mógłby być dla niej bezpośrednim zagrożeniem, realniejszym chyba niż to, które dusiło gardziel.
— Kto to jest? — rzuca do Ejiri, kątem oka oglądając się na jej twarz. Brodą kiwa w stronę Yosuke — Ten facet. Rozmawiałaś z nim wcześniej.
@Ejiri Carei
So with a heavy heart I'll guide this dagger into the heart of my enemy
Warui Shin'ya, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
Od teraz reszta terminów będzie wynosiła 3 dni, a nie 2, jak było do tej pory.
Hattori Heizō, Warui Shin'ya, Nakashima Yosuke, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
– Pół człowiek, pół galareta też może być rodzajem yōkai. Nigdy nie brałem creepypast za zwykłe, zmyślone opowieści. Chyba za długo już w tym siedzę, żeby czerpać przyjemność z horrorów – stwierdził marszcząc lekko brwi. Po ośmiu latach od swojej śmierci, po wielu przewertowanych księgach i dziesiątkach rytuałów oraz egzorcyzmów, w których brał udział, teraz jego umysł automatycznie próbował przydzielić kategorię przedstawionemu stworzeniu. Nawet, jeśli było w pełni fikcją literacką. – Dzieci są niestety częstym i łatwym celem dla demonów. Łatwowierne, słabsze psychicznie, wierzące w różne zjawiska.
Najgorsze były chyba jednak młode yūrei. Z jednej strony dziwnie było walczyć z kimś, kto jeszcze niewiele wiedział o świecie i był zagubiony, ale z drugiej mogły być jeszcze groźniejsze od dorosłych. Nie potrafiły rozpoznać dobra i zła, nie zawsze rozumiały swoje motywy albo traktowały swoje zdolności jak zabawę.
– Chyba już zdążył znaleźć swoją skórę. Ścigam go od kilku lat i co chwila się wymyka – prychnął z lekką irytacją, oglądając się w stronę zdjęcia. Zmrużył oczy z niezadowoleniem. Był jak śliska żmija pomiędzy ułożonymi w ogródku kamieniami, zawsze udawało mu się przyczaić i przeczekać nadciągającą falę.
– Wydanie na kogoś wyroku tak wcześnie byłoby głupie – odszukał na liście dwóch wskazanych mężczyzn, żeby zapamiętać ich wygląd i móc ich skojarzyć, kiedy już znajdzie się w ich pobliżu. – Być może nasi gospodarze stwierdzili, że jest za nudno, może wilki są nieostrożne. Albo uznał, że jak ma umrzeć to na własnych zasadach. Chyba, że przejrzał tę iluzję. – Uniósł głowę, żeby spojrzeć w górę i jeszcze raz rozejrzeć się po pomieszczeniu. Wiedział na pewno, żeby póki co nie ufać tamtym dwóm. Wolał nie ryzykować.
– Ciekawe, co by zrobili, gdybyśmy próbowali sięgnąć okien przy suficie. Albo gdybyśmy złamali zasady i kogoś zabili. Albo próbowali popełnić tu samobójstwo, żeby nie zaspokoić ich chorej potrzeby rozrywki.
@Yakushimaru Seiga
Yakushimaru Seiga ubóstwia ten post.
Kiedy przywarła tak do ściany, poczuł się jak przybity łańcuchem. Nigdy nie ćwiczył żeby być psem wsparcia emocjonalnego, ale widocznie powinien się nagle nauczyć. Ech... Nie umiał pocieszać. To Kyou się na tym znał. Shiba wiedział głównie jak odsyłać duchy i jak wbić czyjś łeb w ceglaną ścianę. Ewentualnie mógł spróbować ją rozbawić, ale w tym konkretnym przypadku było to całkowicie nie na miejscu. - Pozwolisz... - Zbliżył dłoń do jej karku, by lekko odchylić włosy dziewczyny i wyraźnie dostrzec zmiany w kolorze na jej obroży. Nie wiedział jaki miała wcześniej, ale kurde... Znowu trafił na ten kolor. - Niebieski. W razie czego - Rzucił cicho do dziewczyny, siadając tuż obok. Nie odzywał się i po prostu był obok. Na szczęście pojawiła się Akira, która chyba skutecznie próbowała odciągnąć myśli młodej artystki od tego co tu się wyprawiało wypytując o typka, z którym dosłownie kilka chwil temu sprawdził izolatkę Nobu. Siedział obok, więc mimowolnie słuchał.
@Ejiri Carei @Himura Akira
#a2006d
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
— Zielony — Jedno słowo a znaczone charakterystycznym dla chłopca wstrzymaniem; słowem wypuszczonym o sekundę, dwie po czasie, jakby wspierał się myślami o coś zaszłego. Minamoto. Koniuszek języka pociera krawędź górnej linii zębów a on w nitce złości sunącej od łydki po samo serce, zerka ku Seidze. Nie mógł winić tych zawistnych oczu. Przynależały one do setek innych par spojrzeń, które jego sylwetkę raz po raz rozrysowywały na ulicach Nanashi. Mimo to pasmami kładł się pod sercem smutek, na zmianę mieszany z krótkimi wybuchami złości. Nie był idiotą, by przy aktualnej sytuacji tłumaczyć swój udział w klanie. Klan w ogóle. Przeszyty na wskroś archaicznością, pokrytą pleśnią tradycyjnością a one wszystkie jak dyby na ciele, myśli i sercu. Wzdycha. Głębszy oddech pozwala chłopcu znaleźć cel w tychże rozmowach, choć szepty, dosłyszalne w formie powtórzeń, jebanego echa odbijającego się od innych sylwetek, zaczynają uwierać. Jak igły wbijane podskórnie, prosto w mięśnie a te spięte jak u kotowatych. Nie powinien. Nie powinien ulegać słowom jak brzytwom, których sensu nie jest pewien. Słyszy więc swoje imię urwane w połowie, ponownie nazwę klanu, a być może nie słyszy nic i to znowu siostrzane podszepty.
Odwraca wzrok za prawe ramię. Zawsze za prawe, bo ona tam przy jego właśnie prawicy stoi wspomnieniem ciężkim i okropnym, na karku zostawia chłodny oddech niczym śluz wydzielany przez śmierć we własnej osobie. I zapewne to — to wszystko wokół, cała zabawna godna dziecka, które za wcześnie zdechło — jest jej sprawką. Przecież lubi przerzucać się żartami. Ugadzać tam, gdzie boli najbardziej i język wpychać w najgłębsze rany. Nie dziwi więc, że klanowe nawiązania Seigi tworzą ból podobny soli rzuconej na rozwarte rany. Wnętrze lewego policzka zaczyna krwawić skromną posoką a wraz ze metalicznego posmakiem czujne oczy spływają tam, gdzie spłynąć powinny minutę temu.
Kuca przy Carei, jakby ona i tylko ona świadomie przy nim tutaj była. Siostra lubi tworzyć iluzyjne rzeczywistości, gdzie klanowość wygrywa pierwsze nuty. Skłania się więc ku dziewczęciu z barkami luźno opadającymi ku zgiętej pod ścianą sylwetce. Jest ich tu za dużo. Spojrzeniem tylko haczy o postać masywnego mężczyzny i tę drugą, ukrytą pod kilkoma kaskadami czarnych włosów. Mimo to uciekają Seiwie najważniejsze szczegóły, bo gdy już ku komuś kierował uwagę, ta skupiała się na jednym. A tym jednym teraz, choć rozlanym w wielu szczegółach, filigranowa jak u porcelanowej lalki figura, brązowe niczym kora tęczówki i łzy nieśmiało zawieruszone w ich kącikach. Uśmiecha się uśmiechem swojej matki. Tym, którym raczyła go za dzieciaka a on nieświadomie gen czułości przejął i rzadko, ale czasami, pozwalał wypłynąć mu w formie uniesionych delikatnie kącików ust. Skoro Minamoto to winien najdalszemu z nich, temu odrzuconemu i wepchniętemu w czarne kąty klanu, podarować choćby tyle. Połknięcie niepotrzebnie rozlewanych łez — na to może już za późno — i obietnicę, że tak jest przecież lepiej. Dłonie w miękkich ruchach, podobnych tym wykonywanym przez pędzle pędzące po płótnie, zaczesują jej włosy za uszy, po czym spływają niżej ku luźno ułożonej wzdłuż ciała dłoni. Przejmuje jej prawą rękę i układa ją w zgięciu dwóch własnych, gdy przy tym samym uśmiechu — gdzie w lewym policzku żłobi się dołeczek, by od wnętrza sączył on strużkę krwi z nadgryzionego naskórka — mówi:
— Hej, Carei…. — Nie jest to przywitanie a luźne zwrócenie na siebie uwagi, gdy przy podbródku wbitym w obojczyk spogląda ku niej spod luźno opadniętych na powieki kosmyków. — Pamiętasz, jak mówiłem ci, że w małym palcu chowają się wszystkie obawy? — To powiedziawszy opuszkami prawej dłoni śledzi wnętrze tej dziewczęcej, po czym w rozbawieniu niegodnym sytuacji, ale mającym na celu rozmazać jej łzy w śmiechu, dodaje: — Proponuję całą energię przenieść do serdecznego, do gniewu. — Mocniej uciska kości dziewczęcego śródręcza.
— Niebieski — pada z ust obcego mężczyzny, do którego chwilę później przypiszę imię Shiba. Kiwa głową w potwierdzeniu jego słów, po czym przenosi spojrzenie ku towarzyszącej im kobiecie. Tym samym odsuwa dłonie od tych Carei.
— Obie jesteście niebieskie — stwierdza, po ostatnią sylabę zagłuszyły słowa Hattoriego. Mimowolnie odwraca ku niemu głowę, by skomentować głośniej: — Nie szkodzi spróbować, kimkolwiek oni są. — Uwaga na nowo skierowana jest ku towarzyszącej mu trójce osób: — Co o tym myślicie?
@Yakushimaru Seiga @Hattori Heizō @Shiba Ookami @Ejiri Carei @Himura Akira
Hattori Heizō, Warui Shin'ya, Munehira Aoi, Ejiri Carei and Shiba Ookami szaleją za tym postem.
Słowa, które mu powiedział, bezustannie przewalały się w czaszce. Chciał do nich nawiązać, ale wydawało się, że sytuacja, w której się znaleźli, była o wiele gorsza od tego, co najprawdopodobniej czekało go poza więziennymi ścianami przeklętej gry. Mimo iż ściskał go żołądek, pomimo iż przed oczami miał widok wyłożonego ciała, pomimo iż czuł wewnętrzną irytację, widok rudzielca, w jakiś sposób go uspokoił. Przynajmniej na jedną rundę.
Wsłuchiwał się w rozmowy, które odbijały się od ust, przeskakiwał wzorkiem z jednej persony na drugą. Spoglądał podstępnie po suficie, przesuwał wzrok po okiennych ramach, szukał jakichkolwiek kształtów za bezdennym szkłem; starał się zając wewnętrzne poruszenie. Zwrócił uwagę również na jedzenie — był zbyt nieufny, aby go spróbować, ale podejrzewał, że gdy głód zawita w pusty żołądek, wszystkie sztywne reguły wykrzywią się i opadną na dno oślepionego pragnieniem umysłu. Ile miało minąć czasu?
— Jak wielu ludziom w tym pomieszczeniu zaszedłeś za skórę? — skomentował, patrząc z dystansu na dwóch mężczyzn rozmawiających przy ekranie.
Czy tkwił we śnie? Nie znał tu praktycznie nikogo. Jeśli tkwił we śnie, gdzie ich wcześniej spotkał? W sklepie? Minął ich na ulicy, dostrzegł kątem oka za kierownicą, kiedy stał na czerwonym świetle? Za każdym razem, gdy miał do czynienia z dziwnymi zjawiskami, domagał się ujawnienia niewidzialnej konstrukcji ukrytej przed osłoniętymi oczyma. Nie grajmy — stwierdzenie odbiło się w jego umyśle, kiedy poddawał otoczenie surowej kontemplacji. Proponowanie rozwiązań było więcej warte niż niewiedza. Wyjaśnienie, nawet koślawe, miało przewagę nad jego brakiem, dlatego wciąż się zastanawiał. Potrzeba zrozumienia nie sprowadzała się do pragnienia racjonalności. W tej chwili zdawało się, że każdy szukał własnej recepty, niczym potrzeby dodania sobie otuchy przy rozpraszaniu ciemności, przy wprowadzaniu porządku w chaosie. Najgorsze było to, że wszystkie te wyjaśnienia miały z pewnością to samo źródło: strach, że żadnego się nie znajdzie.
— Gdyby żaden kolor nie padł z ust. Gdyby nikt go nikomu nie ujawnił, jak mocno śliniłby się wilk? — Czy zrobiłby wszystko by przeżyć?
Warui Shin'ya and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
- Myślicie, że któryś z nich jest wilkiem - zapytałby głównie kompana Ejiri, wskazując przy tym w stronę Rainera i Heizo. Z jednej strony wilk raczej nie miał powodu by z kimś współpracować, ale kto wie co łączyło podejrzany duet. Do tego też nikt nie mówił w sumie o ilości wrogo nastawionych osób. - Ciekawe, czy jest więcej jak jeden wilk. I czy wiedzą o sobie - dodałby tylko, spoglądając raz jeszcze w kierunku większego zgrupowania, aby odwrócić się do członka Tsunami.
- Zielony. Obaj macie zielony - powiedziałby w stronę Nakashimy i jego rozmówcy, starając się zabrzmieć nieco głośniej, aniżeli tego potrzeba. Co prawda, nie zamierzał krzyczeć, ale z pewnością jego ton wybijał się ponad normę. - Twój przypomina dojrzałe banany - dodał tylko, wskazując w stronę Yosuke, aby zaraz potem pokazać na Seigę, dodając: - A twój wygląda jak liście klonu jesienią.
Przy okazji otworzyłby swoją puszkę coli, przyglądając się jej przez chwilę, aby zaraz później upić z niej sporawy łyk. To poskutkowało oczywiście odbiciem i jakimś przepraszającym mamrotem pod nosem dawnego policjanta. Wszystko po to, aby później zjadł jakieś Grześki, czy inne coś zgarnięte z półki. Mimo to, sugestywnie został przy odizolowanym duecie, czekając na to, czy odwdzięczą się kolorem za kolor. Wilk raczej miał najmniejsze szanse zebrania żniwa przy trzech osobach w grupie.
@Nakashima Yosuke @Yakushimaru Seiga
Nakashima Yosuke and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
Tknięty nagłym przeczuciem odłożył wszystkie przyniesione do izolatki opakowania ciastek, układając je w rogu pomieszczenia. Życie mógłby i innym powierzyć, ale jedzenia już nie. Musiał mieć zapas na czarną godzinę. Wychodząc ze swojego kojca, zabrał tylko brzoskwinie w puszce, jako swojego wiernego towarzysza.
Rzut oka na tablicę wyświetlającą podobizny wszystkich graczy wystarczył, by zrozumiał kogo wyeliminowano. Nie miał zamiaru nawet zaglądać do celi, zwłaszcza gdy usłyszał pełne empatii "ożeż ja pierdolę, ujebało mu głowę". Przełknął gromadzące się nagle w pysku hektolitry śliny, czując, że zaczyna być mu niedobrze. Od razu porzucił początkowy plan dołączenia do Shiby, woląc nie ryzykować, że ten zda mu dokładną relację z tego, co znajdowało się w izolatce. Zapewne dość obrazową, połączoną z prezentacją na jakiś klopsach wytarganych z zapomnianej przez kami konserwy.
Jiro musiał jednak znaleźć kogoś, kto znowu poda mu kolor obroży. Spojrzenie od razu przemknęło ku Carei, ale nie sądził, że uda mu się przedrzeć przez tabun jej adoratorów, nawet gdyby miał przepoczwarzyć się w żywy taran. Na szczęście dostrzegł kogoś innego, od razu ruszając w jego stronę.
– Jak leziesz, parchu demoniczny – warknął, ostentacyjnie wpadając na rudzielca i traktując go z bara, jakby Warui wcale nie był wyższy od niego.
Przypilnował jednak, by młody się nie wywalił, tyle wiary pokładając w te jego chude nóżki. Hasegawa doskonale wiedział do kogo szczeniak szedł. W końcu połowę poprzedniej rundy nie robił nic innego poza spijaniem sobie z dziubków z jakimś typem. Niestety, yurei przypadła ta niewdzięczna rola, by przerwać im randkę.
– Widzę, że Waruszek Okruszek bardzo ci ufa, a to oznacza, że ja też – rzucił na przywitanie do nieznajomego, głosem o wiele przyjaźniejszym niż jeszcze przed chwilą – Podasz mi mój kolor?
Interesowna łajza, potrafił się przymilić gdy tylko czegoś chciał.
– Ach, i bez obaw. Ja swoje zaufanie okazuje z dystansu.
Ye Lian dostał jeden z milszych uśmiechów, jeżeli takim można było określić grymas pojawiający się na przeoranej przez blizny twarzy, a Warui został poczęstowany szybkim zerknięciem, godnym psiątka, które niby nie jest zainteresowane, a i tak musi się upewnić co do stanu rzeczy. I myśli, że tego nie widać.
@Warui Shin'ya @Ye Lian
Warui Shin'ya, Ye Lian and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.