Budziliście się jeden po drugim w niewielkich odstępach czasu, jakby ktoś sterował waszą świadomością i naciskał odpowiednie przyciski. Miejsce było dla was obce i dość chłodne, aczkolwiek było to spowodowane faktem, że mieliście na sobie to, w czym kładliście się spać. Piżamy, dresowe spodnie, koszule nocne.... a jak ktoś spał nago, cóż, ten najbardziej marzł. Bo właśnie do tego momentu wasza pamięć sięgała. Momentu, w którym układaliście się do snu, zmęczeni ciężkim i pracowitym (albo i nie) dniem. Ale co było dalej? Tego nie wiedzieliście.
Kolejną rzeczą, którą wszyscy zdołaliście zauważyć, to metalowe obroże, które w dopasowany sposób oplatały wasze szyje niczym martwe węże. Jedni próbowali znaleźć jakiś przycisk, inni zdjąć te cholerne ustrojstwo - jednakże metalowa obroża nawet nie drgnęła.
Znajdowaliście się w sporej wielkości pomieszczeniu, które przypominało dziwne połączenie stołówki, magazynu oraz czegoś w rodzaju hali. Sufit zawieszony był wysoko, a jedyne okna znajdowały się przy samym szczycie, więc nie było jakiejkolwiek możliwości na zajrzenie przez nie z powodu ścian wysokich na dobre 5 metrów, nie wspominając nawet o próbie ucieczki. Z prawej strony, pod ścianą, dojrzeliście regały wypełnione konserwami, ciastkami oraz wodą. Tuż obok znajdowało się również kilka stołów i krzeseł. Po przeciwnej stronie ciągnął się długi korytarz wypełniony otwartymi celami, gdzie każda była ponumerowana od 1 do 12, jakby zostały specjalnie dla was przygotowane. W środku nie znajdowało się zupełnie nic, dlatego też na myśl przywodziły raczej izolatki, aniżeli pokój.
To, co mogło was najbardziej zainteresować to panoramiczny telewizor zawieszony na południowej ścianie. Na jego ekranie widniały wasze zdjęcia opatrzone imieniem i nazwiskiem. Nim pytania odnośnie sytuacji i położenia w jakim się znaleźliście zdążyły zalać wasze zdezorientowane umysły, z głośników telewizora rozbrzmiał kobiecy, automatycznie wygenerowany głos:
- Witajcie w naszej zabawie "Wilk w owczej skórze"! Cieszymy się, że na miejscu są wszyscy, wszakże nie chcielibyśmy, aby kogoś zabrakło! Na waszych szyjach zostały zawieszone obroże. Na każdej z nich, z tyłu, znajduje się mały ekranik, który aktualnie wyświetla jeden z czterech kolorów: czerwony, niebieskie, zielony i żółty. Waszym zadaniem jest odgadnięcie prawidłowego koloru, który aktualnie macie~ Żeby tego dokonać, musicie zamknąć się w jednej z izolatek i powiedzieć na głos kolor! Jeżeli dana osoba nie poda poprawnej odpowiedzi bądź nie udzieli jej wcale - zainstalowana bomba w obroży wybuchnie i zabiję tę osobę! Zabronione jest spoglądanie w szklane przedmioty w celu ujrzenia koloru. Tak samo zabronione jest zabicie innego gracza. Zgadywanie kolorów będzie odbywało się co każdą godzinę. Oczywiście po odgadnięciu kolory na waszej obroży będą ulegać zmianie. Jednakże to nie wszystko! Wśród was znajduje się Wilk w Owczej Skórze! Tak, tak, on również bierze udział w zabawie. Musicie odgadnąć kto jest wilkiem i go wyeliminować poprzez zmuszenie go, do wypowiedzenia błędnego koloru. Wygrywa Wilk, jeżeli wyeliminuje wszystkich pozostałych graczy. Jednakże jeżeli uda wam się wyeliminować wilka - wygrywają gracze! Czas jest nieograniczony, możecie korzystać z jedzenia ile chcecie! Czas na zabawę - start!
00:59:59
----
Zasady są bardzo proste. Za moment wylosuję wśród was Wilka i ta osoba zostanie powiadomiona na pw.
Ponadto wyślę wam również kolory innych uczestników, czyli:
mamy graczy x, y z. Graczowi x wyślę kolory y i z. Graczowi y kolory x i z. I tak dalej, i tak dalej.
Bardzo was proszę, abyście nie zdradzali kolorów drogą prywatną, a rozegrali zabawę w zaufanie i małe śledztwo kto jest Wilkiem.
Mam nadzieję, że wszystko jest zrozumiałe, ale w razie pytań - śmiało piszcie.
Nie obowiązuje kolejka w pisaniu postów. Piszcie ile chcecie, ALE wasz ostatni post przed upływem terminu musi opisywać, jak wasza postać wchodzi do izolatki i podaje kolor (podkreślcie go, proszę). W innym wypadku uznam, że postać nie wie jaki ma kolor i zostanie wyeliminowana. To samo będzie dotyczyło osób, które nie napiszą w ogóle posta. Jeżeli jednak ktoś nie będzie mógł napisać - niech koniecznie zgłosi to na moje prywatne konto, Enmy, żebym wiedziała c: I niech wtedy po prostu poda kolor na pw, wiadomo, każdy ma swoje życie, a to ma być zabawa!
Termin: 01.04 godz. 20.00
Powodzenia!
@Ejiri Carei @Hattori Heizō @Ye Lian @Nakashima Yosuke @Hasegawa Jirō @Miyashita Ruuka @Yakushimaru Seiga @Himura Akira @Seiwa-Genji Rainer @Shiba Ookami @Sugiyama Nobuo @Warui Shin'ya
Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
Kiedy przywarła tak do ściany, poczuł się jak przybity łańcuchem. Nigdy nie ćwiczył żeby być psem wsparcia emocjonalnego, ale widocznie powinien się nagle nauczyć. Ech... Nie umiał pocieszać. To Kyou się na tym znał. Shiba wiedział głównie jak odsyłać duchy i jak wbić czyjś łeb w ceglaną ścianę. Ewentualnie mógł spróbować ją rozbawić, ale w tym konkretnym przypadku było to całkowicie nie na miejscu. - Pozwolisz... - Zbliżył dłoń do jej karku, by lekko odchylić włosy dziewczyny i wyraźnie dostrzec zmiany w kolorze na jej obroży. Nie wiedział jaki miała wcześniej, ale kurde... Znowu trafił na ten kolor. - Niebieski. W razie czego - Rzucił cicho do dziewczyny, siadając tuż obok. Nie odzywał się i po prostu był obok. Na szczęście pojawiła się Akira, która chyba skutecznie próbowała odciągnąć myśli młodej artystki od tego co tu się wyprawiało wypytując o typka, z którym dosłownie kilka chwil temu sprawdził izolatkę Nobu. Siedział obok, więc mimowolnie słuchał.
@Ejiri Carei @Himura Akira
#a2006d
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
— Zielony — Jedno słowo a znaczone charakterystycznym dla chłopca wstrzymaniem; słowem wypuszczonym o sekundę, dwie po czasie, jakby wspierał się myślami o coś zaszłego. Minamoto. Koniuszek języka pociera krawędź górnej linii zębów a on w nitce złości sunącej od łydki po samo serce, zerka ku Seidze. Nie mógł winić tych zawistnych oczu. Przynależały one do setek innych par spojrzeń, które jego sylwetkę raz po raz rozrysowywały na ulicach Nanashi. Mimo to pasmami kładł się pod sercem smutek, na zmianę mieszany z krótkimi wybuchami złości. Nie był idiotą, by przy aktualnej sytuacji tłumaczyć swój udział w klanie. Klan w ogóle. Przeszyty na wskroś archaicznością, pokrytą pleśnią tradycyjnością a one wszystkie jak dyby na ciele, myśli i sercu. Wzdycha. Głębszy oddech pozwala chłopcu znaleźć cel w tychże rozmowach, choć szepty, dosłyszalne w formie powtórzeń, jebanego echa odbijającego się od innych sylwetek, zaczynają uwierać. Jak igły wbijane podskórnie, prosto w mięśnie a te spięte jak u kotowatych. Nie powinien. Nie powinien ulegać słowom jak brzytwom, których sensu nie jest pewien. Słyszy więc swoje imię urwane w połowie, ponownie nazwę klanu, a być może nie słyszy nic i to znowu siostrzane podszepty.
Odwraca wzrok za prawe ramię. Zawsze za prawe, bo ona tam przy jego właśnie prawicy stoi wspomnieniem ciężkim i okropnym, na karku zostawia chłodny oddech niczym śluz wydzielany przez śmierć we własnej osobie. I zapewne to — to wszystko wokół, cała zabawna godna dziecka, które za wcześnie zdechło — jest jej sprawką. Przecież lubi przerzucać się żartami. Ugadzać tam, gdzie boli najbardziej i język wpychać w najgłębsze rany. Nie dziwi więc, że klanowe nawiązania Seigi tworzą ból podobny soli rzuconej na rozwarte rany. Wnętrze lewego policzka zaczyna krwawić skromną posoką a wraz ze metalicznego posmakiem czujne oczy spływają tam, gdzie spłynąć powinny minutę temu.
Kuca przy Carei, jakby ona i tylko ona świadomie przy nim tutaj była. Siostra lubi tworzyć iluzyjne rzeczywistości, gdzie klanowość wygrywa pierwsze nuty. Skłania się więc ku dziewczęciu z barkami luźno opadającymi ku zgiętej pod ścianą sylwetce. Jest ich tu za dużo. Spojrzeniem tylko haczy o postać masywnego mężczyzny i tę drugą, ukrytą pod kilkoma kaskadami czarnych włosów. Mimo to uciekają Seiwie najważniejsze szczegóły, bo gdy już ku komuś kierował uwagę, ta skupiała się na jednym. A tym jednym teraz, choć rozlanym w wielu szczegółach, filigranowa jak u porcelanowej lalki figura, brązowe niczym kora tęczówki i łzy nieśmiało zawieruszone w ich kącikach. Uśmiecha się uśmiechem swojej matki. Tym, którym raczyła go za dzieciaka a on nieświadomie gen czułości przejął i rzadko, ale czasami, pozwalał wypłynąć mu w formie uniesionych delikatnie kącików ust. Skoro Minamoto to winien najdalszemu z nich, temu odrzuconemu i wepchniętemu w czarne kąty klanu, podarować choćby tyle. Połknięcie niepotrzebnie rozlewanych łez — na to może już za późno — i obietnicę, że tak jest przecież lepiej. Dłonie w miękkich ruchach, podobnych tym wykonywanym przez pędzle pędzące po płótnie, zaczesują jej włosy za uszy, po czym spływają niżej ku luźno ułożonej wzdłuż ciała dłoni. Przejmuje jej prawą rękę i układa ją w zgięciu dwóch własnych, gdy przy tym samym uśmiechu — gdzie w lewym policzku żłobi się dołeczek, by od wnętrza sączył on strużkę krwi z nadgryzionego naskórka — mówi:
— Hej, Carei…. — Nie jest to przywitanie a luźne zwrócenie na siebie uwagi, gdy przy podbródku wbitym w obojczyk spogląda ku niej spod luźno opadniętych na powieki kosmyków. — Pamiętasz, jak mówiłem ci, że w małym palcu chowają się wszystkie obawy? — To powiedziawszy opuszkami prawej dłoni śledzi wnętrze tej dziewczęcej, po czym w rozbawieniu niegodnym sytuacji, ale mającym na celu rozmazać jej łzy w śmiechu, dodaje: — Proponuję całą energię przenieść do serdecznego, do gniewu. — Mocniej uciska kości dziewczęcego śródręcza.
— Niebieski — pada z ust obcego mężczyzny, do którego chwilę później przypiszę imię Shiba. Kiwa głową w potwierdzeniu jego słów, po czym przenosi spojrzenie ku towarzyszącej im kobiecie. Tym samym odsuwa dłonie od tych Carei.
— Obie jesteście niebieskie — stwierdza, po ostatnią sylabę zagłuszyły słowa Hattoriego. Mimowolnie odwraca ku niemu głowę, by skomentować głośniej: — Nie szkodzi spróbować, kimkolwiek oni są. — Uwaga na nowo skierowana jest ku towarzyszącej mu trójce osób: — Co o tym myślicie?
@Yakushimaru Seiga @Hattori Heizō @Shiba Ookami @Ejiri Carei @Himura Akira
Hattori Heizō, Warui Shin'ya, Munehira Aoi, Ejiri Carei and Shiba Ookami szaleją za tym postem.
Słowa, które mu powiedział, bezustannie przewalały się w czaszce. Chciał do nich nawiązać, ale wydawało się, że sytuacja, w której się znaleźli, była o wiele gorsza od tego, co najprawdopodobniej czekało go poza więziennymi ścianami przeklętej gry. Mimo iż ściskał go żołądek, pomimo iż przed oczami miał widok wyłożonego ciała, pomimo iż czuł wewnętrzną irytację, widok rudzielca, w jakiś sposób go uspokoił. Przynajmniej na jedną rundę.
Wsłuchiwał się w rozmowy, które odbijały się od ust, przeskakiwał wzorkiem z jednej persony na drugą. Spoglądał podstępnie po suficie, przesuwał wzrok po okiennych ramach, szukał jakichkolwiek kształtów za bezdennym szkłem; starał się zając wewnętrzne poruszenie. Zwrócił uwagę również na jedzenie — był zbyt nieufny, aby go spróbować, ale podejrzewał, że gdy głód zawita w pusty żołądek, wszystkie sztywne reguły wykrzywią się i opadną na dno oślepionego pragnieniem umysłu. Ile miało minąć czasu?
— Jak wielu ludziom w tym pomieszczeniu zaszedłeś za skórę? — skomentował, patrząc z dystansu na dwóch mężczyzn rozmawiających przy ekranie.
Czy tkwił we śnie? Nie znał tu praktycznie nikogo. Jeśli tkwił we śnie, gdzie ich wcześniej spotkał? W sklepie? Minął ich na ulicy, dostrzegł kątem oka za kierownicą, kiedy stał na czerwonym świetle? Za każdym razem, gdy miał do czynienia z dziwnymi zjawiskami, domagał się ujawnienia niewidzialnej konstrukcji ukrytej przed osłoniętymi oczyma. Nie grajmy — stwierdzenie odbiło się w jego umyśle, kiedy poddawał otoczenie surowej kontemplacji. Proponowanie rozwiązań było więcej warte niż niewiedza. Wyjaśnienie, nawet koślawe, miało przewagę nad jego brakiem, dlatego wciąż się zastanawiał. Potrzeba zrozumienia nie sprowadzała się do pragnienia racjonalności. W tej chwili zdawało się, że każdy szukał własnej recepty, niczym potrzeby dodania sobie otuchy przy rozpraszaniu ciemności, przy wprowadzaniu porządku w chaosie. Najgorsze było to, że wszystkie te wyjaśnienia miały z pewnością to samo źródło: strach, że żadnego się nie znajdzie.
— Gdyby żaden kolor nie padł z ust. Gdyby nikt go nikomu nie ujawnił, jak mocno śliniłby się wilk? — Czy zrobiłby wszystko by przeżyć?
Warui Shin'ya and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
- Myślicie, że któryś z nich jest wilkiem - zapytałby głównie kompana Ejiri, wskazując przy tym w stronę Rainera i Heizo. Z jednej strony wilk raczej nie miał powodu by z kimś współpracować, ale kto wie co łączyło podejrzany duet. Do tego też nikt nie mówił w sumie o ilości wrogo nastawionych osób. - Ciekawe, czy jest więcej jak jeden wilk. I czy wiedzą o sobie - dodałby tylko, spoglądając raz jeszcze w kierunku większego zgrupowania, aby odwrócić się do członka Tsunami.
- Zielony. Obaj macie zielony - powiedziałby w stronę Nakashimy i jego rozmówcy, starając się zabrzmieć nieco głośniej, aniżeli tego potrzeba. Co prawda, nie zamierzał krzyczeć, ale z pewnością jego ton wybijał się ponad normę. - Twój przypomina dojrzałe banany - dodał tylko, wskazując w stronę Yosuke, aby zaraz potem pokazać na Seigę, dodając: - A twój wygląda jak liście klonu jesienią.
Przy okazji otworzyłby swoją puszkę coli, przyglądając się jej przez chwilę, aby zaraz później upić z niej sporawy łyk. To poskutkowało oczywiście odbiciem i jakimś przepraszającym mamrotem pod nosem dawnego policjanta. Wszystko po to, aby później zjadł jakieś Grześki, czy inne coś zgarnięte z półki. Mimo to, sugestywnie został przy odizolowanym duecie, czekając na to, czy odwdzięczą się kolorem za kolor. Wilk raczej miał najmniejsze szanse zebrania żniwa przy trzech osobach w grupie.
@Nakashima Yosuke @Yakushimaru Seiga
Nakashima Yosuke and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
Tknięty nagłym przeczuciem odłożył wszystkie przyniesione do izolatki opakowania ciastek, układając je w rogu pomieszczenia. Życie mógłby i innym powierzyć, ale jedzenia już nie. Musiał mieć zapas na czarną godzinę. Wychodząc ze swojego kojca, zabrał tylko brzoskwinie w puszce, jako swojego wiernego towarzysza.
Rzut oka na tablicę wyświetlającą podobizny wszystkich graczy wystarczył, by zrozumiał kogo wyeliminowano. Nie miał zamiaru nawet zaglądać do celi, zwłaszcza gdy usłyszał pełne empatii "ożeż ja pierdolę, ujebało mu głowę". Przełknął gromadzące się nagle w pysku hektolitry śliny, czując, że zaczyna być mu niedobrze. Od razu porzucił początkowy plan dołączenia do Shiby, woląc nie ryzykować, że ten zda mu dokładną relację z tego, co znajdowało się w izolatce. Zapewne dość obrazową, połączoną z prezentacją na jakiś klopsach wytarganych z zapomnianej przez kami konserwy.
Jiro musiał jednak znaleźć kogoś, kto znowu poda mu kolor obroży. Spojrzenie od razu przemknęło ku Carei, ale nie sądził, że uda mu się przedrzeć przez tabun jej adoratorów, nawet gdyby miał przepoczwarzyć się w żywy taran. Na szczęście dostrzegł kogoś innego, od razu ruszając w jego stronę.
– Jak leziesz, parchu demoniczny – warknął, ostentacyjnie wpadając na rudzielca i traktując go z bara, jakby Warui wcale nie był wyższy od niego.
Przypilnował jednak, by młody się nie wywalił, tyle wiary pokładając w te jego chude nóżki. Hasegawa doskonale wiedział do kogo szczeniak szedł. W końcu połowę poprzedniej rundy nie robił nic innego poza spijaniem sobie z dziubków z jakimś typem. Niestety, yurei przypadła ta niewdzięczna rola, by przerwać im randkę.
– Widzę, że Waruszek Okruszek bardzo ci ufa, a to oznacza, że ja też – rzucił na przywitanie do nieznajomego, głosem o wiele przyjaźniejszym niż jeszcze przed chwilą – Podasz mi mój kolor?
Interesowna łajza, potrafił się przymilić gdy tylko czegoś chciał.
– Ach, i bez obaw. Ja swoje zaufanie okazuje z dystansu.
Ye Lian dostał jeden z milszych uśmiechów, jeżeli takim można było określić grymas pojawiający się na przeoranej przez blizny twarzy, a Warui został poczęstowany szybkim zerknięciem, godnym psiątka, które niby nie jest zainteresowane, a i tak musi się upewnić co do stanu rzeczy. I myśli, że tego nie widać.
@Warui Shin'ya @Ye Lian
Warui Shin'ya, Ye Lian and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
— Rainer i Heizo dobrze mówią — Tli się iskra, ponownie, tnie pobudzeniem. Adrenalina zatapia kły w mięśniach, przepuszcza jad podniecenia przez żyły. Mówi już nie tylko do Nakashimy, chociaż na nim uwiesza pojętne spojrzenie. Głos jest donośniejszy, ochrypły, ale gładki. — Wszyscy zasnęliśmy, zanim tutaj trafiliśmy, prawda? To jedyna cecha, która nas łączy. Prawdopodobieństwo, że nas porwali i jesteśmy tutaj fizycznie, sięga praktycznie zera. Rainer jesteś w akademiku? — Bark okręca się nieznacznie, kiedy napiętość i skupienie układa się na czole Yakushimaru. — Chyba że jesteście razem. — Heizo, to on zasiał ziarenko, które teraz kwitło pod nagrzewającym się torsem chłopca, kiedy kilka kroków Yakushimaru kieruje w jego stronę. — To już wtedy mamy trzy osoby, które są relatywnie blisko siebie i mogą sprawdzić, co jest z pozostałą dwójką, czy tam nawet z jedną osobą. Chyba że odstrzelą nas razem. Ale to tylko wtedy potwierdzi teorię. — Na moment zacina się, żeby złapać spokojniejszy oddech, bo ten zawija się w kulkę i układa pod grdyką. Gładkim ruchem dłoni zdobnej w gadzi łeb, Seiga przeczesuje włosy, jakby miało mu to pomóc w ułożeniu nie tylko smolistych kosmyków, ale kolejnych niespokojnych, rozerwanych jeszcze i niepoukładanych kawałków układanki. — Jest jeden haczyk. Musimy działać jednogłośnie. Wszyscy. Jeżeli choćby jedna osoba się wyłamie... wrócimy do punktu wyjścia. A tak, przynajmniej jedna z opcji zostanie odhaczona i sprawdzona. Co za tym idzie, nie możemy teraz wejść do izolatek. Musimy przeczekać tutaj. Jeżeli nas obserwują i słuchają, a tak jest, działa to tylko na naszą korzyść. — Przerywa prostując się. Krótki uśmiech wpada w kącik ust, a wzrok osiada na mężczyźnie, kóry właśnie podał mu dwie, całkowicie różne informacje, na chwilę wyrzucając go z toru myślenia, jaki obrał. — Liście klonu... — Powtarzają wargi półszeptem, zanim zagryzie się trzonowcem na wnętrzu policzka. No tak. — Masz żółty, tak jak niezapominajki. — Głowa delikatnie skłania się w podzięce ku Ruu, bo mimo wszystko ma teraz pewność, że jeżeli ktoś zdezerteruje, zatrzasną się w swoich celach i przetrwają. Żałosne to myślenie, bo przecież on już wie, on już to do jasnej cholery czuje, że ma rację. — Nakashima? — Podbródek obniża się nieznacznie ku obojczykom, jakby wzrokiem, łagodnym, ale pewnym, odnaleźć chciał poparcie w kimś, kogo uważa tutaj za dostatecznie rozsądnego w swoim braku „ogólnie przyjętego jako poprawny" rozsądku, na równi z sobą samym, aby wzmocnić choćby część słów, które z siebie wycedził.
Hattori Heizō and Nakashima Yosuke szaleją za tym postem.
– Nie ufam niczemu, co raz wylądowało w grobie i z niego wylazło. – W przypadku mediów sprawa była znacznie prostsza. Dusza na moment opuściła ciało, chwilę pobłądziła, a potem wróciła do odratowanej, oryginalnej powłoki. Technicznie rzecz biorąc, byli więc cały czas tacy, jakimi zostali stworzeni i nie dochodziło tu do żadnej trudnej do wyjaśnienia sytuacji. Powrót do żywych ze stanu śmierci klinicznej był przynajmniej naturalny, wytłumaczalny naukowo i racjonalnie. Yūrei snujący się na granicy światów zamiast grzecznego pójścia tam, gdzie miejsce duszy – nie.
Powiódł wzrokiem za Yakushimaru ruszającym kilka kroków w kierunku grupki osób. Teraz jeszcze bardziej kusiło go dostać się do okien i wyjrzeć za nie, żeby dojrzeć tę nicość. Było tu trochę mebli, jeden z uczestników „gry” na pierwszy rzut oka wyglądał na kogoś mającego ponad dwa metry wzrostu. Odległość od ziemi do sufitu nie była więc wcale taka nie do przebycia.
– Nie mogę wykluczyć tej opcji – odpowiedział cicho do Ruuki, przesuwając na niego wzrok z pleców Seigi. – Tylko z nimi rozmawiał Nobuo zanim go… – przełknięcie śliny, jakby świadomość śmierci znajomego wciąż nieznośnie mu ciążyła. – wyeliminowano.
Wsłuchując się w słowa poprzedniego rozmówcy, jednocześnie skupił się też na tym, co mówił chłopak w okularach. Zwłaszcza, że przekazywał ważną na ten moment informację w nieco dziwny sposób. Chciał rozruszać towarzystwo, żeby zaczęli się zastanawiać, kto tu jest mącicielem?
– Bardzo dojrzałe liście klonu późną jesienną porą. Może trochę jak twoje rany – mruknął do Yakushimaru potwierdzając jego kolor. Już wcześniej widział ten odcień szarości na obroży u Waruiego, a później krople krwi upadające na jasną posadzkę. Mógł więc nie zdradzić swojej barwnej ułomności. Gorzej, jeśli się pomylił i właśnie przytaknął prawdziwemu zabójcy. – Czy ja wiem czy taki żółty… Trochę wygląda mi jak zielony niczym czysta, płytka laguna pod bezchmurnym niebem. – Czyli dla niego po prostu szary jak szary pod szarym, ale skoro Miyashita chciał się bawić w zgadywanki, to niech będzie według jego zasad.
– Liczą na to, że wygrają owce poprzez eliminację wilka lub wilk poprzez eliminację owiec. Co się stanie, jeśli nikt z nas nie poda koloru? Zasady nie zakładały remisu. Wilk ginąc razem z owcami też przegra. Jeśli to faktycznie sen i wszyscy śnimy jednocześnie, musi na nas oddziaływać silny yōkai. One lubią bawić się ludźmi, pożywiać się strachem i bezsilnością. Myślę, że nie dopuściłby do sytuacji, w której wszystkie jego zabawki zginą. – Zbliżył się do pozostałych tak samo jak Seiga, wciąż trzymając dłonie w kieszeniach. W myślach przeklinał kładzenie się spać w wybrakowanej garderobie, bo zaczynało mu już być nieco chłodno. Zainwestowaliby tu w ogrzewanie, skoro już im zapewnili jedzenie. Pewnie zatrute albo naszpikowane jakąś chemią.
@Yakushimaru Seiga @Miyashita Ruuka @Seiwa-Genji Rainer @Hattori Heizō
Hattori Heizō and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
A wykonał, bo wychodząc z izolatki, przekierowując oczy na telebim, dostrzegając wreszcie kto zginął, nie zauważył jednoosobowego buldożera.
Po prawdzie niezbyt świadomie, przyhaczając kątem oka postać Ye Liana, od razu się ku niemu skierował. Ciało ruszyło, ale umysł za bardzo próbował objąć ogrom informacji podawanych na wyświetlaczu ekranu, wyodrębniając stamtąd to, co najistotniejsze.
Nazwiska, które kojarzył.
Ejiri była jednym z nich. Ye Lian następnym.
Hattori Heizo.
I Hase... - reszta godności znajomego rozbiła się o podłogę, na którą zleciał wzrok potrąconego Shina.
Kolejny krok więc postawił koślawo, pociśnięty z bara gwałtownością żywego huraganu. W kostce coś się wygięło, wzdłuż ust przemknął grymas bólu, ale rude kosmyki opadnięte na twarz prędko odsłoniły żarzące się ślepia - akurat, gdy zadarł brodę. I dodał dwa do dwóch. Przez obwarowanie analityczne przebiła się potężna dawka sarkazmu; jak leziesz, parchu demoniczny, po której od razu zogniskował wzrok na przełażącym obok...
Hasegawa.
Pociągnięty jak za smycz polazł za nim, nadrabiając dystans paroma szybszymi podbiegnięciami. Mieszanina skrajnych emocji targnęła jego mięśniami, spinając je na granit; za dużo wokół się działo. Za dużo kojarzonych obliczy. Za dużo faktów. Śmierć osoby, która niegdyś go wybawiła. Uderzenie od nemezis, stale depczącego mu po piętach jak nieoderwalny rzep. Gdzieś w tym wszystkim cholerny, marny pisarzyna, który historie swoich książek spisywać powinien krwią - miał jej wszak sporo na rękach.
I wreszcie Hasegawa, z którym łączyły go żelazne łańcuchy przeszłości, o wiele trwalsze niż ciążąca na karku tykająca bomba.
Wir przemykających przez czaszkę wiadomości najwidoczniej wpłynął na wartkość jego ruchów.
Waruszek Okruszek dotarł więc w punkt lokacyjny idealnie w chwili, w której padło wzbogacone jazgoczącym BZZ-T! przywitanie Jiro.
Zareagował kompletnie nieprzytomnie, szarpiąc za zawleczkę zamka błyskawicznego wiszącą dotychczas tuż pod metalową obrożą; spod rozpiętej nagle bluzy odsłonił się kryjący pod nią wymięty t-shirt.
Niewiele myśląc, o ile w ogóle zużył energię na próbę skonstruowania logicznego planu, zrzucił z ramion wierzchnie ubranie. Zdążył zatrzymać się zaraz za Lianem, obracając frontem do wyminiętego w pośpiechu eks-współpracownika. Ye mógł zaraz poczuć zarzucaną mu na barki ocieploną bluzę, a w następnej sekundzie - naciągany na platynę włosów kaptur. Ciemny materiał odciął kod z obroży mężczyzny od czyjegokolwiek wzroku.
Ufaj tylko mi.
Pierś Shina opadła przy głośniejszym wydechu - wzrok wbił w oszpeconą bliznami twarz, w ten cholerny uśmieszek, który nigdy nie przeznaczono dla niego.
- Podasz mi mój kolor?
- Nie musi - wtrącenie ubarwił własnym grymasem; prawie tak samo przymilnym jak ten przeznaczony przez elektryka dla Ye Liana. - Ja ci podam, żebyś nie był zazdrosny. Chociaż ten odcień nieźle pasuje do twojej - opuścił wzrok na wygięte w przyjazności wargi Hasegawy, nim nie wrócił do spojrzenia - bezwstydności.
W tonie wybrzmiała aluzja. Asekuracyjnie ustawiona sylwetka wydawała się skora do tego, by odgrodzić Ye Liana od reszty zgromadzonych - z Jiro na czele zresztą. Wzrok Shina kontrastował jednak z zamiarami.
Ale jak idiotycznie by wypadł, gdyby przyznał wprost, że w rzeczywistości bronił Hasegawę przed mordercą?
Że trzymał Ye Liana przy sobie, bo nikt nie spodziewałby się po cichym, niepewnym chuchrze choćby przypadkowego zadraśnięcia?
I że ten sam potulny typ bardzo pasowałby na Wilka, bo kto podejrzewa kogoś o charakterze owcy?
Ręka, którą narzucił bluzę, spoczywała cały czas na szczupłym ramieniu blondyna, przytrzymując go kategorycznie blisko. Dopiero po dłużej chwili nacisk dłoni zelżał, przesunął się niżej, na miejsce między łopatkami, wzdłuż kręgów szkieletu, aż nad lędźwie, gdzie wskazujący palec przyległ mocniej.
Kreślił skomplikowany wzór kresek, przebijając się dotykiem przez ubrania nałożone na Ye Liana, jednocześnie przypatrując się Hasegawie. Tworzył jeszcze ostatnie linie znaku, gdy ponownie się odezwał.
- Dystans na niewiele się zda, jeżeli przyjdzie nam wziąć udział w zabawach. Będziesz wtedy ze mną w parze, Hase?
Ye Lian, Hasegawa Jirō and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
Hattori Heizō, Warui Shin'ya, Nakashima Yosuke, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
Spojrzenie opada na okaleczoną dłoń, kiedy Yosuke przypomina mu o ranie. Krew. Nie wie, czy prawdziwa, czy nie, ale rozszarpana powierzchnia skóry piecze. Czy naprawdę? Czy rana powędruje z nim w kolejne miejsce? Pewna doza rozbawienia ląduje w płucach, muskając je w łaskotliwy sposób. Nagle wszyscy zaczęli zmieniać się w poetów, próbując przekazać sobie kolory, które do końca życia zapiszą mu się w głowie już nie tylko jako proste barwy, ale poczucie niebezpieczeństwa i żałosnej bezsilności. Czarna czupryna potakuje na słowa Miyashity, wzrok w zapewnieniu zawieszając na Yosuke. Myślę, że nie dopuściłby do sytuacji, w której wszystkie jego zabawki zginą. Wgryza się w ostatnie zdanie mężczyzny z satysfakcją, marszcząc na moment brwi. — Dlatego wilk musi zabawić się razem z owcami, a nie nimi.
Nakashima Yosuke ubóstwia ten post.